Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-11-2018, 01:54   #32
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Tura 5 - VIII.28; nd; wieczór; Nice City; Komisariat



- Lady Amari, nie ma ich. W knajpie powiedzieli, że spakowali się i wyjechali. Dużo pakowali bo ta Indianka postawiła sporo na arenie i wygrała. Ludzie widzieli jak odbierała nagrodę z kasy areny. Całą masę skrzyń i pakunków. - zameldował powracający do swoich szefów pracownik. Patrzył trochę niepewnie bo nie zapowiadało się to na zbyt dobre wieści więc nie był pewny reakcji szlachetnie urodzonych.

- No niech zgadnę co postawiły te biedne myszki jak mieli tyle do zapakowania. - prychnęła ironicznie kobieta o egzotycznej urodzie. - A moje złoto? Jakąś wiadomość dla mnie? Wyjaśnienie czy pożegnanie? Zostawili coś? - szefowa stronnictwa z Appalachów znów spojrzała na podwładnego. Wydawała się być spokojna ale przez to wyglądała jak żmija tuż przed dziabnięciem.

- Nic mi o tym nie wiadomo milady. W karczmie nic takiego mi nie przekazali. Spieszyli się, nie chcieli czekać na aukcję i pojechali gdzieś. Nie mówili gdzie. - John szybko odpowiedział resztę aby ewentualna złość szefowej znalazła inne ujście niż jego skromna osoba.

- Czyli myszki czmychnęły z moim serkiem. No to nie było zbyt mądre z ich strony. Ani stylowe. Ani z klasą. I dość tchórzliwe. - milady pokręciła głową wzdychając w zamyśleniu. Jej ekipa zmarła czekając na to co zdecyduje. - Które myszki czmychnęły? - zapytała znów spoglądając na podwładnego.

- Ta Indianka co była u nas i jakiś obcy typ. Nikt go w knajpie nie kojarzył. Nie mieszkał tam. - podwładny odpowiedział szybko i bez wahania. Szlachcianka przyjęła to skinieniem głowy i zamyślonym wyrazem na twarzy.

- Wiecie co odróżnia klasę rządząca od motłochu? - zapytała tak nieoczekiwanie zmieniając temat, że odpowiedziały jej zdziwione i pytające spojrzenia. - Honor. Czyli na przykład umiejętność dotrzymywania słowa i umów. - wyjaśniła swojej ekipie lady Amari. Ktoś się uśmiechnął, ktoś pokiwał głową ale milczeli czując, że to początek tej dygresji.

- Można chama ubrać w najlepszy garnitur i obsypać złotem a dalej będzie tylko obsypanym złotem chamem. Można człowieka szlachetnego wrzucić do najgłębszej kloaki ale chociaż będzie cuchnął kloaką to nie da się go skalać. - Federatka powiedziała z pełnym przekonaniem. Znów pokiwali głowami ale energiczniej niż przed chwilą.

- To co teraz? - zapytał jeden ze szlachciców. Reszta też czekała na polecenia w tej sprawie.

- Skoro mamy do czynienia z chamskimi myszkami to zagramy z nimi po chamsku. - milady wzruszyła obojętnie ramionami okrytymi eleganckim żakietem i spojrzała na jednego ze swoich ludzi. - Nemesis. Przywieź proszę mi moje złoto z powrotem. Aha i tą pożyczone wygraną. Jako rekompensatę za rozczarowanie i stracony czas. - wydała wreszcie to polecenie jakiego od jakiegoś czasu wszyscy w jej grupce oczekiwali.

- A co z tymi myszkami milady? - zapytał ekspert od nietypowych zadań.

- Wymień im nasze złoto na ołów.
- Lady wstała kończąc zajmować się tym pobocznym wątkiem gdy musiała tutaj grać o znacznie wyższe stawki. Aukcja nie poszła po jej myśli ale jeszcze wiele było do ugrania w tej grze.

- Znajdziesz ich? - zapytał z zaciekawieniem szlachcic mówiąc do pracownika który już miał wychodzić.

- Oczywiście proszę pana. Mają góra 2, może 3 godziny przewagi. Nie mogli wyjechać wcześniej niż skończyły się walki na arenie. Znam ich samochód, ją widziałem jak tutaj była a wygrała dwa konkursy to nie tylko ja ją będę kojarzył. I ta fura wygrała wczoraj mud race. Tego typa co z nią jest nie wiem kim jest ale wiele to nie zmienia. A teraz Pan wybaczy, mam robotę do wykonania. - mężczyzna wydawał się być pewny siebie i swojego sukcesu w powierzonym zadaniu. Na koniec skłonił się szlachcicowi a ten łaskawie gestem zezwolił mu odejść.






Daniela i Henry’ego przywieziono zaraz po sobie. Prawie na jeden moment, tak, że spotkali się na korytarzu komisariatu. Gdy policjant otworzył jakieś drzwi wewnątrz już siedział przy stole ich azjatycki kolega. Wszelkie siniaki, roztarcia, skaleczenia były już opatrzone ale co miało mu zaczerwienieć czy napuchnąć to właśnie był ten etap, że czerwieniało i puchło w pełni. Do rana pewnie zsinieje i jeszcze bardziej spuchnie no ale w końcu zacznie schodzić. Akiro był i osowiały i po takich walkach nie było się co dziwić. Siedli więc we trzech ale zanim zdążyli coś sensownego powiedzieć czy uradzić drzwi się otworzyły i do środka pokoju wprowadzono Vesnę. Znaleźli się więc w niezbyt dużym pokoju przesłuchań sądząc po klasycznym lustrze na jednej ze ścian. Mieli do dyspozycji stół na tyle szeroki aby pomieścić ich czwórkę i krzesła aby usiąść. Akurat cztery by każdy miał po jednym.

Mieli na tyle dużo czasu i swobody by ustalić, że znaleźli się tutaj w bardzo podobnych okolicznościach. Do każdego z nich podeszło dwóch policjantów i grzecznie ale stanowczo poprosili o wspólny spacer na komisariat. Dokładniej do radiowozu a potem na komisariat. Daniela i Henry’ego zgarnęli jakiś czas po aukcji, Vesnę widocznie zgarnęli w podobnym czasie gdy skończył się koncert Kristin. Ale gwiazda miała tak wielkie wpływy w tym mieście, że policjanci ulegli jej urokowi i nawet na komisariat jej kumpela pojechała w jej suvie który pewnie nadal czekał przed komisariatem. No a Vesna, że nie była w tym osamotniona dowiedziała się dopiero gdy otworzyły się drzwi do gabinetu i ujrzała trzech swoich kolegów. Na początku musiano więc zatrzymać cichego i obitego Azjatę ale mimo mistrzowskich umiejętności walki wręcz był obecnie w takim stanie, że nawet przy próbie stawiania oporu nie byłby w pełni swoich sił i możliwości. Gliniarze byli lakoniczni i zdawkowo oznajmili każdemu, że mają wyjaśnić na komisariacie jakąś sprawę. Jaką to już nie powiedzieli, mieli dowiedzieć się na miejscu. Na miejscu zrobiono im zdjęcia przy charakterystycznej tablicy do oznaczania wzrostu więc jeszcze bardziej wyglądało, że mają jakieś kłopoty. Zabrano im całą broń jaką jeszcze mieli przy sobie i zaprowadzono do tego pokoju bez okien za to z wielkim lustrem. Zostawało czekać, domyślać się o co tu chodzi albo wspominać miniony dzień.


Z najnowszych wydarzeń najświeższym newsem było to, że mapę kupili Nowojorczycy. Końcówka była nie bardziej zacięta i emocjonująca niż jakiś z festynowych konkursów. Z grupki z pół tuzina twardych zawodników została przy końcu dwójka. Teksańczycy spasowali wycofując się do roli widzów gdy sumy oscylowały wokół wartości wypaśnej fury albo dwóch. Na końcu pozostała dwójka zawodników, dumna Federatka i zawzięty Nowojorczyk. Szlachcianka sypała ze swojej strony na szalę kolejne złoto i biżuterię a kapitan kolejne skrzynki z bronią i amunicją. Trudno było szacować kto z nich spasuje o włos wcześniej ale gdy do tej zdawałoby się góry gambli kapitan jeszcze dorzucił skrzynkę granatów lady Amari stwierdziła chyba, że tego już nie ma albo nie warto przebijać i spasowała. Rozentuzjazmowany sędzia odstukał trzykrotnie młotkiem zanim przybył umowę i wreszcie ogłosił nabywcę mapy: kapitan Erik Schuster z Nowego Jorku! To dawało pewną perspektywę na to jaką wartość ma dla grubych ryb o coś utopione w bagnach skoro są skłonni tyle płacić za samą wskazówkę do niego.

Widownia zaczęła bić brawo od tego emocjonującego widowiska. Kapitan schylił na moment głowę w ukłonie gdy wchodził na scenę i nawet lady Amari skłoniła mu się skromnie jak na godnemu przeciwnikowi oddać honor przystało. Była jeszcze jednak ostatnia szansa na zmianę wyniku czyli procedura weryfikacyjna. Na wypadek gdyby kogoś poniosło trzeba było zdać zadeklarowane na wpłatę fanty. Więc zaczęło się znoszenie kolejnych skrzyń i pakunków. Widocznie było co i ile trzeba bo w końcu stary Durand i młody kapitan uścisnęli sobie dłonie uśmiechając się do siebie i oficer NYA pokuśtykał za starcem na zaplecze aby dostać upragnioną mapę.

Gdy ostatnia szansa przepadła Federatka podniosła się i niespodziewanie śmiało podeszła do grupki kowbojów z Teksasu wyraźnie ich tym zaskakując. Powiedziała coś do nich czy raczej do jednego z nich, pewnie ich szefa. On zawahał się, popatrzył po reszcie zanim coś odpowiedział. Chwilę tak rozmawiali ale krótko po czym Federatka a za nią jej świta opuścili salę w jakiej odbywała się aukcja. A niedługo potem sala zaczęła pustoszeć a z głównej sali dobiegały dźwięki i muzyka oznajmiające, że zaczyna się koncert Kristin Black.

A Kristin dała czadu! Chyba jeszcze bardziej niż wczoraj wieczorem na arenie! Wydawało się, że drobna i szczupła blondynka jest tak nabuzowana pozytywną energią jak wulkan. I podobnie przekazuje widowni tą ogromną energię a ta rewanżowała się jej tym samym. Była niesamowita i ściany klubu wydawały się pękać w szwach i pęcznieć od nadmiaru energii jaka emanowała i od gwiazdy i jej wielbicieli. Wszyscy zdawali się nadawać na tej samej fali. Skakali, tańczyli, śpiewali ulubione kawałki, gibali się, pili i śmiali. Zabawa była przednia! Zupełnie jakby sycili się nawzajem po roku rozłąki gdy wreszcie blondwłosa gwiazda wróciła na domowe podwórko by dać czadu na koncercie przed swoją najulubieńszą publicznością a oni mogli się wyszaleć ze swoją najulubieńszą gwiazdą!


Długo nie mieli okazji nacieszyć się swoją wzajemną obecnością. Drzwi przez jakie sami niedawno przeszli otworzyły się i wszedł przez nie jakiś starszy gliniarz. Nie zamknął ich tylko obejrzał sobie całą czwórkę w milczeniu. Stojąc o krok od framugi tak jakby chciał ją sobą zablokować. W końcu gdy nacieszył już oczy ich widokiem odszedł ze dwa kroki i oparł się ramieniem o boczną ścianę przyjmując pozę obserwatora. I wtedy weszła ona.

Dało się ją słyszeć wcześniej niż widzieć. Spokojny rytm obcasów na posadzce. A potem elegancko ubrana sylwetka w kostium korporacyjnej bizneswoman. Ten sam zestaw co miała na aukcji. Tylko tam nie miała bioder przypasanych pasem bojowym z kaburą i szablą. Podobnie jak przed chwilą ten starszy gliniarz ona też zatrzymała się chociaż nieco bliżej stołu ale też zlustrowała po kolei całą czwórkę. Za nią wszedł jeszcze jeden, starszy i brzuchaty facet który towarzyszył jej i na aukcji.

- Dobry wieczór. - przywitała się szlachcianka gdy zamknęły się drzwi do pokoju. - Na wypadek gdyby ktoś mnie jeszcze nie znał to powiem, że jestem lady Razan Amari z Federacji. - przedstawiła się kobieta o dość egzotycznych rysach twarzy. Mówiła poważnym i uważnym tonem i wystawiła dłoń w stronę tego starszego faceta we fraku i w żabocie. Ten musiał wiedzieć o co chodzi bo bez wahania z małej teczki na akta wyjął jakąś kartkę i podał swojej szefowej. Poza tą dwójką, starszym gliniarzem w sali było jeszcze dwóch policjantów. Ale ze dwóch zostało jeszcze na zewnątrz przy drzwiach. No i w końcu byli na komisariacie więc całkiem sporo było tutaj mundurowych.

- My z Akiro z Federacji to już się trochę znamy. - powiedziała na głos zerkając do trzymanej kartki ale tylko na moment. Zaraz podniosła znad niej wzrok na obitego Azjatę. - Gratuluję zwycięstwa, naprawdę świetna walka. Zestaw umiejętności godzien podziwu. - lekko skłoniła głową i chociaż nie uśmiechała się wydawało się, że potrafi docenić czyjeś umiejętności a przynajmniej cichy Japończyk chyba to zrobił. Ale wzrok znów jej wrócił do trzymanej kartki.

- Vesna Holden z Detroit. - bezbłędnie spojrzała na siedzącą czekoladowłosą po drugiej stronie stołu. - Kumpela Kristin Black. I miss mokrego podkoszulka. Świetny show, było na co popatrzeć. - też lekko skłoniła jej głową po czym widocznie czytała kolejne nazwisko zapisane na kartce.

- Daniel Wierzbowsky, pancerniak. - z obcym nazwiskiem miała zauważalne trudności ale jednak nie poszło jej tak najgorzej. Gdy sobie z tym poradziła popatrzyła na Wierzbowskiego. - Król strzelców tego sezonu. Też nic tylko pogratulować. - jemu również lekko się skłoniła i znów wróciła do trzymanej kartki.

- Colonel Henry Mc’Tavish. - zerknęła na ostatniego z całej czwórki. - W ogóle cię nie kojarzę ale zostało tylko to nazwisko. - minimalnie wzruszyła ramionami gdy mężczyzna o jakim i do którego mówiła widocznie nie zapadł dotąd jej w pamięć.

- Czyli brakuje nam do kompletu Anne z Federacji, Indianki. Mistrzyni rewolweru, świetnego strzelca i niezłej twardzielki. - powiedziała znowu wracając wzrokiem do swojej kartki. Pokiwała głową i popatrzyła jeszcze raz na siedzącą po drugiej stronie czwórkę.

- Ze swoich informacji wiem, że opuściła miasto bez pożegnania. A to oznacza nie wywiązanie się z umowy jaką ze mną zawarła razem z waszym kolegą Akiro w imieniu całej waszej piątki. - powiedziała poważnym tonem obserwując reakcję całej czwórki na te informacje. - Wedle bowiem tej umowy, cała wasza piątka, pracuje dla mnie. - dodała i położyła dotąd trzymaną kartkę na stole aby reszta mogła się z nią zapoznać. Widać było, że to ksero ale na tyle wyraźne by nie było problemów z jego studiowaniem.

A poza tym jednak brzmiało jak standardowa umowa na usługę. W tym konkretnym wypadku ekipa podwykonawców, zobowiązywała się wynajmującemu do dostarczenia czołgu lub jego wyłowionemu z bagna ekwiwalentowi w ciągu 30 dni do Nice City. Umowa przewidywała klauzulę z możliwością przedłużenia umowy za zgodą obydwu stron jeśli chciałyby kontynuować ze sobą współpracę. Termin umowy mijał 26-go września. Więc rzeczywiście gdzieś za miesiąc skoro była końcówka sierpnia. Wykonawcami zlecania było pięć osób, dokładnie te które właśnie Federatka przeczytała na głos. Podpisane w imieniu całej piątki przez Anne i Akiro z jednej strony i lady R.Amari z drugiej. Wszystko wyglądało więc nawet bardziej niż oficjalnie bo w tych czasach zwykle preferowano umowy ustne i w papierologię mało kto się bawił.

Szlachcianka dała im w spokoju przeczytać umowę i gdy to zrobili kontynuowała dalej.
- Jak widzicie w umowie jest załącznik o wydanej na koszty przygotowań zaliczce którą Anne i Akiro odebrali i pokwitowali. - to też na tym ksero było widać. Pięć złotych pierścieni które zleceniodawca przekazał podwykonawcy a dwa podpisy kwitowały ten odbiór. Szacowana wartość przeliczeniowa tych kosztowności wynosiła równowartość kilkuset litrów paliwa albo dobrych pół tuzina paczek amunicji.

- Wiem również, że Anne poza tym, że wyjechała furgonetką, ta którą wczoraj wygrała mud race, zgarnęła również mnóstwo fantów z zakładów po ostatniej walce na arenie. Szambelanie jaki był kurs na zwycięstwo Akiro? - szlachcianka nie dała im się nudzić, protestować czy mówić. Ledwo skończyli trawić co powiedziała od razu dołożyła kolejne detale.

- 1:9 milady. Co jeśli postawiła wszystkie pięć pierścieni powinno dać sumę kilku tysięcy litrów paliwa wedle tutejszych cen. - starszy, grubszy mężczyzna odpowiedział usłużnie swojej szefowej.

- Nielicho by się obłowiła taką nagrodą. - pokiwała głową szlachcianka i dała w spokoju oszacować sumę tej fortuny zebranym w gabinecie ludziom. Ale suma była tak zawrotna, że nawet gdyby podzielili to na cztery, pięć czy sześć osób to nadal byłoby grubo! Pewnie gdzieś na głowę to by było tyle co Colonel dostał w niewielkiej paczce od Straussa albo Vesna w bonach od Mechlera. No raczej nie mniej. Właściwie to raczej na pewno więcej. Może dwa razy więcej? Trzy? No w każdym razie sporo więcej. I to wszystko zgarnęła za wygraną Anne! I wedle słów szlachcianki wyjechała ich wspólną furgonetką.

- Tak. I naprawdę, by mnie to może specjalnie nie interesowało. Ten jej wyjazd i rezygnacja z umowy. Mało stylowe, kompletnie bez klasy, za grosz honoru, do tego tchórzliwe i jak widzę nieuczciwe nawet wobec ponoć swoich kolegów. Zwłaszcza, że odjechała z kimś nie od was. - szlachcianka podsumowała to co myśli o takim zachowaniu i na twarzy widać było u niej wyraz wyższości i pogardy wobec takiego zachowania.

- Ale to. - Federatka stuknęła zadbanym paznokciem jaki pewnie nie skalał się pracą fizyczną, w kartkę z umową. A dokładniej z wypisaną zaliczką. - To. Jest. Moje. - powiedziała dobitnie mówiąc i stukając przy każdym wyrazie w kartkę. Popatrzyła twardo na wszystkie twarze zebrane wokół stołu. - I chcę to z powrotem. Skoro wasza strona rozwiązała umowę. - rzekła prostując się znowu po drugiej stronie stołu.

- Dlatego jestem skłonna renegocjować umowę. - powiedziała zerkając na swoje zadbane paznokcie. - Dam wam tydzień. Na oddanie mi tego co należy do mnie. Mojego złota. Lub jego ekwiwalentu o ile wyrażę zgodę. W zamian nie interesuje mnie kompletnie jak to załatwicie z Anne i jej nagrodą. Możecie się tym podzielić wedle uznania. Ale za jej głowę dam wam dwa pierścienie. - lady Amari mówiła spokojnie jakby mówiła o pogodzie lub innym podobnym towarzyskim temacie.

- Jeśli te pierścienie nie zostaną mi przez was zwrócone w ciągu tygodnia. Zostanie mi rozesłać za wami listy gończe i przekazać sprawę policji. - szlachcianka popatrzyła znowu na swoich rozmówców ale szybko spojrzała na starszego gliniarza. Ten potwierdził głową.

- Współudział w przestępstwie wyłudzenia i kradzieży. Przy sumie tej wartości to kilka tygodni pracy w kolonii karnej. Wierzcie mi, nie chcecie tego robić. To zwykle robią czarnuchy, niewolnicy, najtańsi robole i właśnie tacy co wydawało się, że są cwani a jednak niekoniecznie są. Jak odpracujecie swoje przez te kilka tygodni wyjdziecie na wolność. No chyba, że do tego czasu jeszcze coś sobie uzbieracie ekstra. - odezwał się milczący dotąd gliniarz. Gliniarz popatrzył na ich czwórkę bez wyrazu jakby było mu wszystko jedno czy trafią do tego obozu czy nie. A system prawny wydawał się działać podobnie jak często na południu gdzie bezproduktywnie dłużej niż kilka dni nikt aresztantów, więźniów czy jeńców nie trzymał tylko musieli jakoś zarobić czy chociaż odpracować na swoje utrzymanie.

- I Akiro jako gwarant i najbardziej podejrzany zostanie w areszcie przez ten tydzień. A co dalej to zależy co będzie za tydzień. Jeśli lady Amari wycofa skargę to sprawy tak jakby nigdy nie było i odejdziecie wolni. - policjant jakby na ostatni moment przypomniał sobie o tym detalu wskazując na obitego Japończyka.

- No. To teraz wy. Macie coś do powiedzenia? Razem lub osobno. - szlachcianka znów przejęła pałeczkę i popatrzyła na czwórkę po drugiej stronie stołu dając im wreszcie okazję się wypowiedzieć.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline