"Hendehoch, szajsekurwa"
Kord zamarł. Sytuacja wydawała się niemożliwe. A było już tak pięknie.
Popatrzył na "chłopa". Miał czerwoną, zarośniętą mordę, ubranie ze skóry a w garści dzierżył m16. Kord miał tylko chwilę na decyzje. Ten gość nie był może przedwojennym wymoczkiem, ale z pewnością nigdy nie zabił człowieka. Widział to w jego oczach. Był pewnie dobrym myśliwym, ale po tym jak trzymał giwerę widać było, że nie ma pojęcia nie tylko o karabinach, ale o broni palnej w ogóle. Nie był za sprytny i pewnie bał sie tak jak każdy amator - strachem, który nie sprzyja działaniu.
Zdziwienie odeszło, pozostała tylko chłodna kalkulacja. Oni nie będę sie bawić w zakładnika, muszę walczyć teraz, kiedy jeszcze mogę
- Spokojnie tylko położę mojego przyjaciela - powiedział lekkim głosem. zrobił krok w kierunku rogu chaty, tak żeby wyglądało, że chce ułożyć rannego.
-Nie chcę ginąć - mówił powoli, tak żeby uspokoić tamtego.
- Odkładam karabin -zdjął z barka m60. Zrzucił broń na ziemię i zrobił przy tym mały krok, jak gdyby zachwiał sie pod jej ciężarem. Cholernie ciężka giwera gruchnęła o śnieg. Jestem już blisko. Zaczął zdejmować kałacha gdy nagle popatrzył w bok, gdzieś na środek wioski. Wytrzeszczył oczy w niemym przerażeniu.
- Bruno!? - zawołał pokazując wskazują głową w stronę za chłopem. Ten na chwilę rozproszył uwagę, prawie co a by się odwrócił. W tym momencie Kord skoczył jak długi za róg domu. Najstarszy numer na świecie... |