Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-11-2018, 10:09   #48
Wisienki
 
Wisienki's Avatar
 
Reputacja: 1 Wisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputację
James zjawił się punktualnie, jak to miał w zwyczaju. Oczywiście elegancko ubrany i z w pełni profesjonalnym uśmiechem na twarzy. I dużym okrągłym pudełkiem, jak na kapelusze.
Udawał się wszak w gości do kobiety, więc wypadało przynieść ze sobą co najmniej kwiatki.
Właściwie nie wiedział czego spodziewać po pannie Blackwood, która była wszak panienką z dobrego domu, ale… czy aby na pewno tak grzeczną, jak chciała być widziana?
Gdy tylko usłyszała dzwonek chciała podbiec do drzwi, tak wiele rzeczy chciała się dowiedzieć, jednak lata wychowania utrzymały ją w miejscu. Siedziała więc w saloniku pozornie zajęta lekturą gdy kamerdyner powoli i z godnością godną lepszej pozycji społecznej szedł w stronę drzwi. John odebrał od gościa płaszcz i kapelusz a następnie zaanonsował gościa
- Mr James Caine
wstała powoli i przywitała prawnika z grzecznym nic nie mówiącym śmiechem.
- Miss Blackwood, wygląda panienka… olśniewająco.- rzekł na powitanie lekko się kłaniając.
- Mr Caine - skinęła głową - czego się Pan napije - zapytała zbliżając się do barku. Już od dawna wiedziała co chciała zaproponować gościowi na aperitif chciała jednak się przekonać jakim drogami chodzą myśli James’a.
- Czerwone wino półwytrawne. Lub cokolwiek panna poleci. Zdam się z chęcią na panienki kaprysy miss Blackwood.- rzekł uprzejmie mężczyzna nie odrywając oczu od sylwetki Milli.
Na myśl o pół wytrawnym winie Mili poczuła niesmak, sięgnęła do barku i wyciągnęła z niego butelkę białego wina musującego
- W takim razie Mr Cane jeśli zdaje się pan na moje kaprysy rekomenduję wino z winnicy którą moja prababka Rosmary wniosła w posagu do rodziny. - sięgnęła po korkociąg.
- Będę zaszczycony móc posmakować takiego skarbu.- odparł z uśmiechem mężczyzna. Przyglądał się butelce z zainteresowaniem. - Mam nadzieję, że warto marnować na moje skromne podniebienie tak cenny trunek.
Mili uśmiechnęła się, przyjmując tak oczywistą pomyłkę w powiedzeniu za formę komplementu.
- Ależ my Caine ten trunek jest cenny wyłącznie dla członków naszej rodziny - odpowiedziała zręcznie otwierając butelkę. Zręcznie rozlała płyn do kieliszków. Widać było, że nie robi tego pierwszy raz, co było odrobinę nietypowe jak na pannę w jej wieku. Widać jednak winiarskie tradycje musiała wyssać z mlekiem matki.
James uniósł kieliszek i przyjrzał się trunkowi pod światło, po czym ostrożnie spróbował go.
- Wyśmienite.- skomplementował z uśmiechem i zerknął na Mili zaciekawiony czy sama też upiła, czy tylko dotrzymuje mu towarzystwa.
Skinęłą głową
- Wprawdzie to jeszcze młode wino, bo zaledwie dwuletnie wino, więc nie można tego przewidzieć z całą pewnością, ale wszystko na razie wskazuje że z czasem będzie ono tak zwanym dobrym rocznikiem. - napiła się z widoczną przyjemnością. Sposób trzymania kieliszka i cała jej postawa wskazywała, że jest to zachowanie dla niej najzupełniej naturalne.
Wywołało to lekki uśmiech Jamesa, który z zainteresowaniem wędrował spojrzeniem po jej ustach podkreślonych przez makijaż.
- Młode wino, ma swój urok.. bywa śmiałe i zaskakujące. Nieprzewidywalne. I kusi świeżością.- słowa które padły z jego ust nie musiały odnosić się do wina.- A jakie trunki panienka preferuje?
- Wszystko zależy od okazji i pory - odpowiedziała wymijająco, acz z dużą pewnością siebie - a Pan ma jakiś swoich ulubieńców?
- Tak… aczkolwiek większość z nich najlepiej smakuje w sytuacjach, o których nie powinno się mówić przy damie.- odparł z łobuzerskim uśmiechem mężczyzna upijając wina, które tak chwalił.
- Mr Caine czyżby Pan sugerował, że nie jestem damą - odpowiedziała z udawanym oburzeniem w głosie - skoro odnosi się Pan do niegodnych tematów?
- Wprost przeciwnie…- odparł z uśmiechem James przyglądając się twarzy Mili z zainteresowaniem.- Gdyby było tak jak panienka sądzi, to czyż miałbym powód krępować się co do wyjawiania szczegółów owych sytuacji?
- Mr Caine, problem tutejszych gentelmanów polega na tym że czasem przesadnie chronią damy od zwykłych sytuacji, a czasem dają do zrozumienia rzeczy od których włos na głowie się jeży… - zmieniła dyskretnie temat - a Pan do której grupy należy?
- Przypuszczam, że do obu… zależnie od kaprysu jak i sytuacji. I kobiety. Są delikatne kwiaty, które trzeba trzymać w szklarni. Są wreszcie polne kwiaty, które dzielnie znoszą kaprysy matki natury i najchętniej rosną niechronione przed deszczem i słońcem. Są wreszcie bluszcze okalające twarde pnie drzew. Pnące się wokół nich i czerpiące siłę. A ja… ja jestem ogrodnikiem.- wyjaśnił adwokat po dłuższej chwili namysłu.
Mili aby pokryć krępującą chwilę ciszy, napiła się wina.
- A do jakiej grupy mnie by pan zaliczył? - zapytała po chwili milczenia.
- Do zagadek… jest panienka intrygującą zagadką.- z uśmiechem odparł James.
- Brzmi to tak jakby lubił Pan zagadki - roześmiała się perliście wpuszczając gościa aby powiedział jeszcze więcej.
- Tak… zwłaszcza te kuszące oczy zagadki. - odparł pół żartem pół serio mężczyzna. Zadowolony dodał.- No i… uważam, że uśmiech dodaje panience uroku.
Nic nie mówiąc spojrzała na zegarek, zastanawiając się na jakim etapie są przygotowania do kolacji.
- Miała panienka ciężki dzień, w związku z przygotowaniem pogrzebu? Przypuszczam, że… już ustalone w jakim kościele odbędzie się ta uroczystość.- zapytał ostrożnie Caine przerywając tą ciszę.
Jej twarz w momencie posmutniała, wydawało się że w momencie wyparowała z niej cała radość.- Jeszcze nie - odpowiedziała - nie wiem jak długo uda się uchronić ciało przed rozkładem, ale potrzebujemy jeszcze trochę czasu żeby sprowadzić moją siostrę z Kuby i wyjaśnić co się stało z Deaną…. Wiesz, że ona do tej chwili nie wróciła do domu?Podobno wyjechała, ale nie zabrała ze sobą rzeczy.A w hotelu w którym miała się zatrzymać była, co prawda, rezerwacja na jej nazwisko, ale została odwołana. To nie jest do niej podobne, ani trochę żeby w tak ważnej chwili schodzić ze sceny…
- Policja już się tym zajmuje? Powiadomiłaś ich?- zapytał James zdając sobie sprawę, że w obecnych okolicznościach, to Mili staje się główną podejrzaną.
- Tak. Zaraz z samego rana zawiadomiłam ich o tym, że Deana nie wróciła na noc, a o reszcie dowiedziałam się dopiero przed chwilą.. to było trochę krępujące… no i zachowanie Deany stawia nas w złym świetle. Nie rozumiem jej zachowania
- Ludzie różnie reagują na stratę bliskich. Należy być wtedy bardziej wyrozumiały dla ich… nieracjonalnych reakcji.- stwierdził uprzejmie James. Zamyślił się na moment. A potem rzekł.- Myślę że wkrótce odwiedzi pannę detektyw w związku ze zniknięciem macochy. Proszę mu wtedy odpowiadać szczerze i spokojnie.
- Nie mam nic do ukrycia, ale .. - napiła się aby ukryć łzy które pojawiły się w jej oczach - jestem na nią tak strasznie zła… jak mogła mnie zostawić samą z tym wszystkim. Chociaż może źle ją oceniałam, myślałam że to taka pucharowa żona, że papa kocha ją, a ona jego pieniądze, ale przecież gdyby tak było na pewno nie zrobiłaby takiego skandalu zwłaszcza teraz… A jak Panu minął dzień - zgrabnie zmieniła temat rozmowy.
- Na rozmowach. Dość… ciekawych i głównie związanych z pracą. - westchnął James drapiąc się po czole.- Nie chcę zanudzać szczegółami, ale okoliczności związane ze śmiercią panny ojca są… zagmatwane.
- Dlaczego? - zapytała.
- Nie tylko pani macocha zaginęła. Jedna z osób pośrednio powiązana z całym tym wypadkiem pani ojca popełniła samobójstwo w dość… niepokojących okolicznościach. Za wiele na ten temat nie wiem. Jestem wszak adwokatem, nie detektywem policji.- wyjaśnił spokojnie James, choć nie wydawał się ostoją spokoju.
Mili w milczeniu usiadła na otomanie.
- Ale jak to…
- Nie wiem. Wygląda jednak na to, że poprzez swoją śmierć pani ojciec wplątał się w podejrzaną intrygę. Jednak szczegóły są tajemnicą śledztwa, o którym to nie jestem na bieżąco informowany. - wyjaśnił z uśmiechem James i dodał pocieszająco.- Uważam, że ta sprawa jednak ani panny, ani pani macochy nie dotyczy.
Wzięła głęboki oddech
- A jeśli papa wpadł w kłopoty, Deana o tym wiedziała i ktoś zrobił jej krzywde… Myśli pan, że jest to możliwe? - powiedziała kierując się w stronę zielonej jadalni.
- Ja…. przypuszczam, że pani ojciec… raczej po prostu zmarł w nieodpowiednim czasie i miejscu. I przez swój zgon skomplikował życie paru osobom.- pocieszył ją James, a następnie spytał.- Próbuje pani ściągnąć swoją przyrodnią siostrę z Kuby? To bardzo szlachetny czyn.
- Gdy bym tylko wiedziała jak to zrobić - mruknęło Mili w odpowiedzi otwierając drzwi do jadalni. Ich oczom ukazał się bogato zastawiony stół. - zapraszam - powiedziała wskazując gościowi miejsce na przeciwnym końcu stołu.
- Czy to… rozsądne? - zapytał adwokat. - W końcu niewiele o tej krewnej… wiadomo. Przepraszam za wścibstwo, ale muszę spytać… Czy przejrzała już panienka zapiski i notatki w domowym gabinecie ojca?
- Alicja została uwzględniona w testamencie, zatem tak czy siak pojawi się w moim życiu - westchnęła - już się pojawiła… Dlatego lepiej ją zaprosić i przyjąć na łono rodziny, niż hodować sobie wroga na uboczu. Jeśli chodzi o gabinet to nie przyszło mi to do głowy. Nie wiem czy sama dam sobie z tym wszystkim radę, pomoże mi Pan Mr Caine?
- Oczywiście. - odparł z uśmiechem mężczyzna przyglądając się gospodyni, zwłaszcza jej biodrom, gdy mówił. - Przyjmowanie na łono… rodziny jest szlachetnym zamysłem, ale nie wiem czy warte aktywnego szukania panny przyrodniej siostry. Może się zjawi sama… może nie zjawi w ogóle. Kto wie… niekiedy uraza do ojca bywa większa, niż potencjalny zysk. A co do reszty rodziny, to jak pozostali członkowie rodu przyjęli wiadomość istnieniu przyrodniej siostry panienki?
Wzruszyła ramionami
- Okazuje się, że istnienie Alicji było sekretem tylko dla mnie. Niemniej jednak zysk w tym będzie taki, że gdy ona się pojawi te namolne pismaki zajmą się ją a nie mną. Wie Pan, że prasa nazywa Pana podejrzanym mężczyzną mr Caine?
- Tylko tyle?- rzekł żartobliwie James i zamyślił się dodając.- Cóż… Dobre imię ma swoją wartość, ale nie jest dla mnie kluczowe. Lubię żyć pełnią życia, a jeśli muszę przy tym poświęcić dobrą prasę to cóż… należy rzucać sępom ochłapy, by nie dobrały się do żywego mięsa miss Blackwood. Panna chce rzucić swoją przyrodnią siostrę im.
- Spójrzmy na to na zimno, przez to co papa nawywijał sępy bez cienia wątpliwości i tak się na nią rzucą, ona na pewno przy pierwszym kontakcie z nimi powie coś czego nie powinna, a teraz to wszystko co moja siostra może odwalić zostanie złożone na karb żałoby i będzie traktowane z większym miłosierdziem niż w normalnych czasach, gdy nie będzie żadnej taryfy łagodzącej, żadnego współczucia. Dla każdej z nas to tak po prawdzie układ vin vin. Mam nadzieję że Alicja niedługo się pojawi… podjęłam już nawet pierwsze kroki, żeby ją tu sprowadzić.
- Nie potępiam bynajmniej panny planów wobec przyrodniej siostry. W tej chwili i tak pozostało jedynie gasić pożary. Niemniej… sytuacja może nie okazać się taka vin vin. Dziennikarze, szczególnie brukowców, to prawdziwe hieny gotowe rozszarpać każdego na strzępy. Proszę nie mieć złudzeń panno Blackwood… reputacja rodziny i tak zostanie mocno nadwyrężona. Miejmy więc nadzieję, że nieślubna córka to jedyny trup w szafie pani ojca. - odparł adwokat, który mimo tego że zbił fortunę na głośnych procesach. - Acz… rozgłos, nawet taki, ma swoje dobre strony, zwłaszcza jeśli kusi panią wyjście z cienia i roli córeczki tatusia. Stanowisko prezesa firmy, choć tradycyjnie zajmowane przez mężczyznę, w oczach prawa może być obsadzone damskim kuperkiem.
- Teoretycznie tak - westchnęła - ale boję się, że większości mężczyzn nie będzie się to mieścić w głowie, co innego gdybym miała męża który mógłby się zająć tym oficjalnie. Myślę, że skończy się na powołaniu prezesa spoza famili.
- Wiem… właśnie dlatego wykorzystać ten rozgłos do bezczelnego wymuszenia tego stanowiska.- odparł z uśmiechem adwokat, po czym skinął głową.- Niemniej rozumiem, więc… pewnie wuj Paul przejmie kontrolę nad firmą ojca?
Wyraźnie się poruszyła wewnętrzne, na twarzy wykwitły jej rumieńców.
Niedoczekanie jego - prawie podskoczy łatwo na krześle - on nie ma pojęcia o interesach, położył by firmę chyba że spacyfikowali by go dyrektorzy. - drugi stryj rozdał by wszystko ubogim… ja rozumiem ubogich trzeba wspierać ale bez przesady… Mam nadzieję że żaden z nich nie będzie reflektować na tą synekurę.
Obawiam się że nie liczyłbym zanadto na ich wstrzemięźliwość. To duży majątek i jeśli panienka chce go zachować w całości, musi o niego zawalczyć. Testament zawsze można podważyć. A ktoś blisko spokrewniony, brat na przykład, ma na to duże szanse, zwłaszcza gdy wdowa zaginęła, a jedna córka jest z nieprawego łoża. W zasadzie… ostatnią przeszkodą jest panienka. - zastanowił się James.
No wypraszam sobie - powiedziała z wyraźnym oburzeniem w głosie - jaka jedyna córka, co najwyżej jedna z dwóch córek jest z nieprawego łoża. W zasadzie aktualnie to moje prawo do spadku jest największe, a ja czuję się całkiem dobrze i nie zamierzam umierać… zresztą nie wierzę ażeby stryjowie dybali na moje życie. Czy Pan się dobrze czuje Mr. Caine?
Miss Blackwood, jestem doświadczonym adwokatem. Brałem udział w wielu procesach i proszę mi wierzyć. Kłótnie w rodzinie bywają bardzo brutalne, a gdy w grę wchodzą olbrzymie sumy… metaforyczne wbijanie noża w plecy jest częstą praktyką wśród krewniaków. - stwierdził spokojnie James i westchnął dodając.- Oczywiście panny rodzina może być chlubnym wyjątkiem. Ale sam wolę brać pod uwagę wszelkie możliwe scenariusze i dobrze przygotować się na ten najgorsze. I to pannie radzę.
A zatem co Pan by mi proponował, gdybym była Pańską klientką - zatrzepotała rzęsami.
Nie wiemy co zawiera testament. Ja go nie spisałem, a otworzyć przedwcześnie nie mogę. Przede wszystkim radziłbym nająć jednak jakiegoś prawnika do przyszłej reprezentacji panienki interesów. Zorientować się na temat ilość udziałów pani ojca firmie… i… określenia własnych ambicji miss Blackwood. Czy chce pani przekazać firmę ojca w ręce wujów? Jeśli nie, to trzeba zastanowić się nad tym, co chce pani z tą firmą zrobić… poleganie na tym, że zarząd wybierze sam nowego prezesa, oznacza de facto oddanie firmy w nieznane ręce i ograniczenie się do czerpania korzyści z dywidendy. - zamyślił się Caine.
Ta firma to moje życie, nie pozwolę aby dostała się w złe ręce. Zna Pan jakiegoś godnego zaufania prawnika od spraw spadkowych?
Pewnie paru by się znalazło. - zamyślił Caine drapiąc po podbródku. - Ale nawet oni wiele nie osiągną jeśli nie sprecyzuje panna swoich celów.
Ja mam tylko jeden cel, nie pozwolę aby dorobek mojego ojca został zmarnowany, aby rządy w firmie przejęła osoba niekompetentna. Jeśli chodzi o resztę spraw to powiem tak, ma szeroki margines negocjacyjny.
Na razie więc proponowałbym przy najbliższej okazji zapoznać się z tym dorobkiem. Jaki on jest i w jakim jest stanie. Najlepiej z pomocą zaufanego ekonomisty, który wyjaśniłby dokumentację i ocenił stan firmy pani ojca. To tak na dobry początek. A po kolacji, ty i ja… razem… w pokoju…- przez chwilę bawił się wyraźnym podtekstem tej wypowiedzi, by przejść do meritum całkiem… przyzwoitego.-... panny ojca, przejrzymy jego zapiski, dokumenty… wszystko. A i mam dla panny niespodziankę. Prezent.
Druga opinia nigdy nie zaszkodzi, ale mam o tym całkiem niezłe pojęcie. Pewnie Pan nie wie, ale spędziłam w firmie całe lata, zanim pojawiła się Deana. No ale nigdy nie przestałam trzymać ręki na pulsie - gdy wzięła oddech, jej wyraz twarzy się zmienił całkowicie, tak jakby coś sobie uświadomiła - podarek? Co Pan dla mnie ma?
To niespodzianka. Przekona się panna, gdy przyjdzie czas.- James uśmiechnął się pokazując jej nieduże pudełko przypominające te na kapelusze przewiązane wstążką.
Mili wyciągnęłą rękę w strone podarku.
Mr Caine, proszę się ze mną nie drażnić, niech Pan powie co Pan tam ma.
Niecierpliwość może prowadzić do popełniania błędów.- odparł James nie ujawniając zawartości pudełka, ale podał je dziewczynie.
Mili sięgnęła po pudełko, a następnie delikatnie je otworzyła, po czym spojrzała pytająco na gościa.
- Przebranie. Jeśli panna chce niepostrzeżenie zjawiać się w miejscach, których nie powinna się pojawiać… to inny wygląd, inna tożsamość jest najlepszym wyborem.- wyjaśnił uprzejmie James.
- O, a to ciekawe, chętnie wybrałabym się w jakieś, do którego normalnie przyjść mi nie wypada.
- Miałbym kilka propozycji, ale obawiam się że ten wieczór już mamy zajęty.- odparł żartobliwie mężczyzna powoli kończąc posiłek.- Przeglądanie zawartości gabinetu pańskiego ojca pewnie zajmie nam dużo czasu.
- Nie wydaje mi się - odpowiedziała - mój papa był uporządkowany człowiekiem więc jeśli chciałby aby ktoś coś znalazł to nie powinniśmy mieć z tym kłopotu jeśli to pewnie tego nie znajdziemy i tak i tak. - wzruszyłam ramionami. .
- My szukamy jednak tych rzeczy, które pani papa trzymał w tajemnicy. I nie chciał by ktoś odkrył.- odparł z wyrozumiałym uśmiechem James. - I te pewnie dobrze są ukryte.
- Jeśli są ukryte to na pewno, nie w domu gdzie w każdej chwili mogą to znaleźć pokojówki, czy Deana…
- Zobaczymy.- odparł spolegliwie James kończąc temat.*

***
Gabinet Howarda Blackwooda
Mili gdy zjedli obiad po raz pierwszy od śmierci papy weszła do jego gabinetu uznając że jeśli spadło się z konia należy jak najszybciej go ponownie dosiąść. Zatrzymała się jednak w drzwiach.

Gabinet Howarda Blackwooda był pomieszczeniem dość ascetycznym, jak na miejsce pracy bogacza. Miejsce pracy Blackwooda było jedynym pomieszczeniem, gdzie nie na ścianach nie było obrazów, ani fotografii oprawionych w ramy, przestrzeń była oczyszczona wyzbyta z nadmiaru przedmiotów. Dwa przedmioty wyróżniały się biurko i półka z książkami technicznymi dotyczącymi mechaniki, sławnych wierteł, a także wydobycia i przetwórstwa ropy naftowej.

http://www.fdrlibrary.marist.edu/day...30555018_o.jpg

Biurko było nieco zagracone drobnymi bibelotami. Howard kojarzył ludzi z przedmiotami, zwykle były to drobne prezenty, które z czasem stawały się odpowiednikami osób z jego otoczenia. Zdarzało mu się mówić i śmiać się, że ma większość przyjaciół, znajomych i współpracowników na biurku. Przedstawiał te drobne przedmioty jak chciał, pozwalały mu łatwiej skupić się na ludziach i ich sprawach. Mili podeszła do biurka i zaczęła się przyglądać bibelotom. Uśmiechnęła się gdy zobaczyła mały samolocik, którym tak bardzo lubiła bawić się w dzieciństwie. Nie widziała już go od kilku lat, schowała go do kieszeni i przeglądała bibeloty dalej.
Jedyne, co skojarzyło się Milli z klimatem wyspiarskiej Kuby była niewielka rozmiarami muszelka. Wyróżniała się wśród stalowych, drewnianych i porcelanowych bibelotów tym, że była dziełem natury, a nie rzemieślnika. Wzięła ją w rękę, była chłodna i przyjemna w dotyku. Po chwili ją odłożyła i zabrała się za poszukiwanie kalendarza ojca.
Klasycznego kalendarza spotkań nie udało się odnaleźć. Ale w ręce Milli trafił kalendarz wędkarski ojca z otwartej przykładowo strony można było się dowiedzieć że “inna jest aktywność ryby w nowiu, inna w pełni czy pierwszej i ostatniej kwadrze. Spojrzała na datę śmierci ojca, oraz na kilka dni wcześniej i później szukając jakiś odstępstw od normy.
Większość zapisków jest prowadzona regularnym pismem. W tygodniu po śmierci Howarda był wpis zajmujący sporo miejsca, podkreślony Florida expedition. Blackwood widocznie planował kolejną z wypraw, ale niestety nie doczekał jej rozpoczęcia. Wsadziła akalendarz do kieszeni.

Adwokat zaś na razie skupił się na biblioteczce. Wyciągał książki pospiesznie sprawdzając czy wśród nich nie tkwi jakaś interesująca zakładka, lub są jakieś zapiski które mogą być interesujące. I czy za książkami nie kryje się jakiś mały sejf.
Techniczna biblioteczka Blackwooda nie zawierała nic podejrzanego. Z książek wypadło kilka starych pocztówek od brata wysyłanych z różnych meksykańskich miast. Ale intuicja nie myliła Jamesa, gdzieś za regałem z książkami wypatrzył sejf.




Widok sejfu odezwał Mili od kalendarza. Podeszła do ściany. Milli dobrze pamiętała że ojciec ma w gabinecie sejf. Kilka razy wyciągał przy niej pieniądze. Pamiętała, że nie przesuwał mechanizmu szyfrującego. Używał klucza, który prawdopodobnie nosił przy sobie. Spojrzała na prawnika
- Papa nosił zawsze klucz przy sobe, ale był osobą logicznie myślącą dlatego jestem pewna, że gdzieś tu musi być… - to mówiąc wróciła do biurka i dalej metodycznie kontynuowała poszukiwania.
Zamiast dołaczyć do poszukiwań przy biurku James z zainteresowaniem przyglądał się sylwetce pochylonej panny Blackwood. Bądź co bądź ów widok był bardziej przyjemny dla oka, niż to co znajdą w sejfie. A i nie było sensu, by oboje na raz przetrząsali szuflady w poszukiwaniu klucza.

Mili znalazła w biurku dwie koperty. W obu były klucze. Pamiętała, że szary był od sejfu. Podeszła więc do sejfu i przekręciła klucz. W sejfie znajdowało się kilka stosów banknotów, za nimi, jedna sztabka złota pod, którą widać było jakieś teczki i koperty.
I te ostatnie znaleziska naturalnie zainteresowały adwokata, bo przestał się przyglądać samej Mili, a zaczął dokumentom… przez co niemal przytulił się do pleców gospodyni czekając aż je wydobędzie. Mili wyciągnęła pieniądze
- Mr Caine proszę się przesunąć - powiedziała po czym przełożyła pieniądze na biurko.
Adwokat skinął głową, po czym pospiesznie odsunął się od dziewczyny.
Po wyjęciu pieniędzy Milli dostrzegła cztery teczki na dokumenty i trzy koperty. Dwie koperty były zapieczętowane, pieczęcie były zaschnięte z inicjałami H.B. Obie były tak lekkie, że wydawały się puste. Trzecia była otwarta i jako jedyna była opisana jako spis dłużników.*
- Mogę? - zapytał adwokat sięgając po otwartą kopertę. Tą ze spisem dłużników.
Mili sięgnęła po dwie pozostałe koperty i spojrzała na nie pod światło.
- Nie musi panna się tak krępować. To teraz panienki dom, panienki gabinet, panienki koperty. - ocenił James uznając za mało prawdopodobne, aby akurat te koperty były wzmiankowane w testamencie.
Mili usiadła przy biurku, wyciągnęła z kieszeni chusteczkę starła czerwoną szminkę po czym przyłożyła kopertę do ust aby swym własnym oddechem rozgrzać i zwilżyć klej aby otworzyć je bez śladu. Wydawała się być pewna w swych ruchach do tego stopnia, że prawnikowi zdawało się nie robi tego pierwszy raz.
Adwokat zaś, nawet jeśli się zdziwił, to jednak większą uwagę poświęcał samej postaci Mili niż temu co robiła. Wodził spojrzeniem po jej łabędziej i kuszącym krągłościom jej ciała.
- Nie jesteś tak grzeczną panienką, za jaką chcesz uchodzić. - zauważył żartobliwie.
W kopercie opisanej jako spis dłużników, była kartka spisana ręcznym pismem.

Jones 5 tysięcy spłacona
Lee 15 tysięcy spłacona
Jo Rogers 112 tysięcy
Martino 20 tysięcy
Polly 2 tysiące

Przy nazwisku Martino była adnotacja “termin spłaty przekroczony.”

Milli otworzyła pierwszą kopertę. Znajdowała się w niej pojedyncza kartka z wierszem zatytułowanym “The Handless Maiden” pod wierszem był podpis “ Twoja G.”

Druga otwarta koperta zawierała list Paula do Howarda. Zaczynający się od słów “spal po przeczytaniu”
Mili zlekceważyła jednak te słowa i czytała dalej.

Schowała list do koperty, a samą kopertę ukryła głęboko w kieszeni. Potem jak gdyby nigdy nic zbliżyła się do prawnika.
Adwokat nie zaglądał przez ramię panienki, sam zajęty listą i jej studiowaniem. Martino… to nazwisko brzmiało znajomo, choć w tej chwili nie mógł skojarzyć za bardzo o kogo chodzi.
Stanęła na palcach próbując jeszcze raz przeczytać nazwiska
- Niewiele mi one mówią - odezwała się cicho.
- I nie mają one znaczenia, poza ostatnim… Martino. Zdesperowani dłużnicy mogą sięgnąć po radykalne rozwiązania. - wyjaśnił adwokat i zwrócił się do dziewczyny. - A co ty znalazłaś?
-List od stryja, nic ważnego - odpowiedziała wzruszając ramionami, po czym dodała, aby zmienić temat - O. Nie wiedziałam że tato pożyczał pieniądze szefowi kadr.
- To nie ma znaczenia, zważywszy że on je oddał.- zamyślił się adwokat przyglądając się badawczo Milli. - O czym wspominał stryj? Nieważne listy nie są zamykane w sejfie.
- Papa miał jakieś kłopoty w firmie i zastanawiał się nad jej przekazaniem.
- Jakiego rodzaju kłopoty? - zapytał adwokat zamyślony. - I komu chciał ją przekazać?
- Nie do końca zrozumiałam, ale ktoś wtrącał się w sprawy firmy i generował problemy, które były one na tyle poważne, aby wynająć ochronę - odpowiedziała , po czym wzięła głęboki oddech - jeśli chodzi o sukcesję, papa chciał abym została prezesem, stryj zaś uważał, że to nie jest dobry moment.
- Przykro mi, że zabrzmię bezdusznie, ale pewnie zgodziłbym się ze stryjem. Jeśli sprawy rzeczywiście wymagały wynajęcia ochrony, to uczynienie panienki prezesem, byłoby porównywalne do wrzucenia panny do basenu z krwiożerczymi rekinami. Ale to moja prywatna opinia, jako… osoba odpowiedzialna z realizację testamentu pani ojca, nie powinienem się wtrącać. - rzekł uprzejmie James. - Może też warto pomyśleć, za wynajęciem jakiegoś profesjonalnego ochroniarza.
- Myślę, że na tym etapie nie prowadziłoby to do niczego dobrego a wręcz przeciwnie. Jeśli ktoś zrobił rzeczywiście krzywdę papie wynajęcie przeze mnie ochroniarza byłoby dla niego jasną informacją, że coś wiem, a w tym przypadku pozór nieświadomości mnie chroni.
- Albo brak ochrony ułatwi mu zadanie. - stwierdził James podchodząc bliżej do dziewczyny i musnął pukiel jej włosów palcami. - Proszę na siebie uważać. Szkoda by było, gdyby tak piękny kwiat został przedwcześnie ścięty.
- Taka już dola pięknych kwiatów - odpowiedziała ruszając się zręcznie jak fryga - ja jednak mam nadzieję, że jeśli jestem kwiatem to stalowym. Zresztą jak Pan zauważył nie ruszam się nigdzie bez mojego kierowcy. - uśmiechnęła się - a nieszczęście zawsze może spotkać człowieka. Zresztą i tu Alicja mi pomoże, bo teraz są dwie problematyczne dziedziczki a nie jedna…
- To naiwne sądzić, że córka marnotrawna okaże się panienki sojuszniczką. Owszem… można mieć nadzieję że się jakoś dogadacie, ale równie dobrze może stać się największym wrogiem.- odparł James siadając na biurku i wodząc spojrzenie po pięknym, oby stalowym, kwiatuszku.- Szukamy dalej, czy może ma panienka jeszcze inne propozycje co do tego wieczoru?
- Niezależnie od tego po której Alicja stronie się opowie i tak wprowadzi nową zmienną do rachunku, teraz już nie ma jedynej dziedziczki którą trzeba wyeliminować, są dwie.. - po chwili zwilżyła językiem wargi i dodała - Noc jeszcze młoda … spróbujmy znaleźć coś więcej.
- W biurku?- zapytał cicho James i uniósł dłoń, by palcem musnąć opuszkiem palca dolną wargę dziedziczki.- Muszę przyznać, że stojąc tak blisko panny, trudno nie zauważyć iż te piękne usteczka są wręcz stworzone by kusić.
Mili lubiła bawić się w kotka i myszkę z mężczyznami, lubiła ich przyciągać i odpychać by ostatecznie samej nadawać tempo relacji. Nawet jeśli miała w planach miły wieczór odniosła wrażenie, że prawnik zaczyna robić się z odrobinę uciążliwy w swej nachalności. Niby więc niechcący oparła się o stos książek który “przypadkowo” zwalił się na stojący tuż za nim elektryczny dzwonek na służbę który wydał z siebie przytłumiony przez warstwy książek jęk.
Kilka chwil później do drzwi, ktoś zapukał.
- Milli to ty?
Po chwili wahania do gabinetu weszła Miriam czarnoskóra niania Blackwoodów.
https://wir.skyrock.net/wir/v1/resiz...300&up=no&q=70

Milli zastanawiałam się gdzie znikłaś po kolacji. Potrzebujesz czegoś, moja droga?
Mili uśmiechnęła się z miną niewinnego dziecka
Tak, Miriam myślałam, że dam sobie radę z porządkowaniem gabinetu papy, ale to przekracza moje możliwości - westchnęła
Kochana nie kłopocz się tym, zaraz przyślę tu kogoś. Wiem jak Ci trudno. Ale dzwoniła ciocia Sara wybrała już kwiaty na pogrzeb, a asystent senatora pan White zajął się wszystkim formalnościami. Jutro sobota i mają to wszystko przewieźć, kwiaty, wazony i tak dalej. Katafalk musimy ustawić na dole w pokoju przyjęć. Senator już jedzie z Waszygtonu i jutro będzie u nas na śniadaniu z cioteczką Sarą. W niedziele pogrzeb i stypa, czeka nas wiele przygotowań. Ale ty kochanie niczym się nie przejmuj. Twój wujek... rozmawialiśmy dziś i każdy wie, co ma robić. Ty niczym się nie kłopocz. Odpocznij. Trochę już późno. - Miriam zerknęła na adwokata.
Jeśli tylko czegoś potrzebujesz to zaraz wołam dziewczyny?*
Myśle Miriam, że już pora skończyć na dzisiaj - ziewnęła spoglądając na prawnika - jest już późno..
- Oczywiście.- odparł uprzejmie James i skłonił się dziedziczce dodając.- Myślę że sam zdołam trafić do drzwi. Nie chciałbym sprawiać niepotrzebnego kłopotu odprowadzaniem.
 
__________________
Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett
Wisienki jest offline