Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-11-2018, 13:26   #106
Asmodian
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Z udziałem Avitto, Nami.

Kruki zawisły na wietrze nad niewielką półką po lewo od wysokiego szczytu. Nagle szczyt zaczął się oddalać. Miało się wrażenie, jakby ziemia pod kruczym stadem zaczęła się przesuwać. Ptaki musiały gwałtownie obniżyć pułap, lecz siła wiatru wypychała je w górę. Tracili ziemię z oczu.
Elf skupił się, wyrównując oddech i lekko rozpostarł ramiona, starając się wczuć się w skórę ptaka. Siłą wyobraźni widział już swoje skrzydła, a w nozdrzach poczuł zapach wiatru i wilgoci z mijanych strzępów chmur. Poruszył rękoma delikatnie, zmieniając ułożenie skrzydeł i zanurkował w dół, podążając w ślad za resztą stada, ku ziemi. Elsa nie była bierna, skupiając zmysły w nowym, mistycznym ciele, przez co pragnęła podarować opatowi większe pole widzenia. Poszukiwania w ten sposób były znacznie łatwiejsze niż spacerowanie po cmentarzu i okolicznym lesie. Mimo to nowe doświadczenie potrafiło nieco rozkojarzyć czasami kapłankę.

Ziemia pozostała w oddaleniu, lecz teren pod skrzydłami nie przestał się przemieszczać. Las po prawej zbliżał się a wraz z nim wilgoć i chłód. Elsa była pod wrażeniem widoków. Ciężko jej było jednak zachować koncentrację, gdy nie skupiała myśli na misji, tylko na tym, co właśnie przeżywa. Miała wrażenie, że jej elfi przyjaciel radzi sobie lepiej. Pragnęła mu dorównać. Rozłożyła czarne skrzydła czując przyjemny, chłodny wiatr pod piórami.
Faeranduil był w swoim żywiole. Magowie niebios, astromanci i wróżbici. Niebo było dla nich polem, na którym pracowali, i z którego czerpali swoją moc. Elf wręcz czuł zapach piór istoty, w którą przyszło mu się wcielić, słyszał łomotanie niewielkiego serduszka, a wzrok skupiał mu się na kształtach, które dla istot tego rodzaju były albo potencjalnymi ofiarami, albo czymś, czego należało unikać. Instynktownie wyczuł ciężar piór wychwytujących wilgoć z otoczenia, jakby przeczuwając zbliżające się kłopoty.

Pod skrzydłami, wyłoniwszy się zza stromej skarpy, ukazał się niedawno odwiedzony przez elfa i dwójkę morrytów siegfriedhofski cmentarzyk. Krukom udało się ustabilizować lot i obniżyć pułap. Panna Mars skoncentrowała się na widokach, jakby sama pragnęła dojrzeć coś podejrzanego. Szybko jednak zaniechała skupienia się na sobie i oddała swe oczy znachorowi.Elf podziwiał znajome widoki. Wydawały się takie niewielkie w porównaniu z ogromem nieba. Elf złapał jakiś podmuch, który umożliwił nieco spokojniejszy lot i leciał, wydawało mu się obok towarzyszącego mu stada.

Mimo tego na obserwowanej powierzchni nie pojawiły się żadne niepokojące rzeczy lub zjawiska. Do uszu czarujących dotarł cichy pomruk. Wydał go z siebie opat. Zaczął się również lekko trząść. Sugerowało to ciche stukanie palców o kamień. Choć nieco zaniepokoiło to Elsę i lekko wybiło z rytmu, starała się wciąż trwać w skupieniu.
Faeranduil wyczuł wahanie człowieka, wydając ostrzegawczy i dopingujący opata okrzyk, jednak z jego gardła wyleciało jedynie charkotliwe krakanie. Elf zdziwił się tą reakcją, bo w odpowiedzi reszta stada zakrakała również, i to było zadziwiające uczucie.

Elf okupił swoje wysiłki bólem w skroniach. Udało mu się pikując zahaczyć o czubki wysokich sosen. Faeranduil tak zatracił się w swojej kruczej postaci, że nie spostrzegł jak pikując, wpadł prosto między drzewa. W ostatniej chwili, jakby w przebłysku powracającej świadomości poderwał się do lotu, choć czarne pióra prysnęły, zerwane z jego brzucha.

Z czujnej obserwacji wyrwał modlących się rozbłysk niebieskiego płomienia na cmentarzu. Nim zdążyli zmienić kierunek lotu ich oczom ukazało się na powrót piętro budynku z czarnego kamienia. Wyraźnie zmęczony i poruszony opat usiadł na kamiennej płycie. Zbielałymi dłońmi przytrzymywał się jej krawędzi.
- Dziś na cmentarzu spróbuje ponownie. Nie odpoczywamy, szukamy dalej - zakomunikował spokojnym ale stanowczym głosem podczas gdy przeor przesunął kamyk na odpowiednie miejsce rozłożonej na blacie jedynego stołu mapy.
Faeranduil, którego czoło zroszone było perlistym potem jedynie kiwnął głową, oddychając coraz spokojniej, w miarę jak trans mijał.

Nim na dobre rozgościli się znów w magicznej rzeczywistości gwałtowny rozbłysk daleko przed dziobami przywołał ich uwagę. Nim zgasł przybliżyli się doń nieznacznie stabilizując lot. Znaleźli się bezpośrednio nad zajmującym olbrzymią powierzchnię lesie. Niebieski płomień płonął mniej więcej w połowie pomiędzy traktem z Siegfriehofu a cmentarzem. Elsa nie czuła się jednak dobrze, zupełnie jakby bednarz zaciskał jej wokół głowy stalową obręcz. W przypadku Faeranduila odczucia przypominały zaciskające się imadło. Ktoś zakrakał. Kilkadziesiąt metrów dalej w las coś się poruszyło.
- Wytrzymajcie, dobrze nam idzie. Olgierd, wchodzisz - wysapał opat przez zaciśnięte zęby.
Elf mruknął, kiedy krew puściła mu się z nosa. On jednak tylko delikatnie potrząsnął głową, kontynuując trans, skupiając wpierw uwagę kruka na wykrytym kilkadziesiąt metrów w głębi lasu ruchu i kierowany gwałtownymi ruchami skrzydeł,pofrunął w swojej kruczej postaci prosto nad te drzewa, uważnie wypatrując podejrzanych śladów. Elsa nie zostawała z tyłu i nie miała zamiaru się poddać. “Wytrzymam póki Pan tego pragnie”, przeleciało jej przez myśl i poszybowała w kierunku ruchu, jaki odnaleźli.

Nagły podmuch wiatru poderwał krucze stado wyżej, znosząc je także lekko ku miasteczku. Ktoś jęknął, a pozostałe dźwięki sugerowały, że osunął się na posadzkę. Dwa kruki spadły w leśną gęstwinę. Ostatnim rzutem oka pozostałe zidentyfikowały podejrzany ruch. Dwóch mężczyzn wymachiwało do siebie rękoma.
Czar się rozproszył. Opat ignorując ból doskoczył do leżących bez przytomności ciał. Ona i on, mimo odwrócenia na plecy, nie wrócili do siebie. Znikąd pojawił się dzwoniący flakonami infirmierz i przejął opiekę nad dwójką kapłanów.
- Każdy z was widział tych mężczyzn, oznaczcie na mapie przeora ten punkt kamykami. Olgierd, ty i dwóch. Dwóch kolejnych wyznacz na wartę na cmentarzu, pójdą z Mormiłem jak tylko nieco odpocznie.
Gdy opat skończył wydawać polecenia zwrócił się w przyjacielskiej konfidencji do przeora obejmując go ramieniem. Wyraźnie przy tym dyszał. Usiadł na podsuniętym przez przeora stołku i rozmawiali chwilę.

Po krótkim odpoczynku opat wstał i rozejrzał się po izbie. Kapłani uczestniczący w modlitwie odsunęli się pod ściany. Rozcięty łuk brwiowy, sińce pod oczyma i krwawiący nos elfa, którego widział pierwszy raz w życiu.
- Wołać szafarza. Koce i wino - obwieścił.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline