Vice City, Dzielnica Portowa, godzina 22:48
Leo, Tasha i Arthur znaleźli się przed jednym z hangarów na łodzie. Moce, które wcześniej użyli, zdążyły się wyczerpać, a nie chcieli korzystać z nich ponownie, by nie marnować zapasu życiodajnej krwi, która wciąż zdołali zachować w swoich żyłach. Copperfield zdołał obejść zabezpieczenia (Spryt+Zabezpieczenia: 1 sukces), choć nie było to proste teraz, gdy miał do dyspozycji tylko jedną rękę. Weszli do środka. Wewnątrz panowała niemal kompletna ciemność - niewiele światła wpadało z zewnątrz, przez umieszczone wysoko, zabrudzone okna. Czekali w ciszy i bezruchu, licząc na to, że pogoń nie wpadnie na ich ślad. Przeliczyli się. Ktoś stanął przy drzwiach i próbował je otworzyć. Oczywiście Leo zamknął je za sobą, gdy weszli. Ścigający na szczęście nie był zbyt spostrzegawczy i musiał uznać, że nikogo w środku nie ma, więc ruszył dalej. Trójka wampirów wciąż jednak trwała w napięciu.
Wreszcie jednak rozbrzmiały policyjne syreny. To był znak, że udało im się wyrwać ze szczęk śmiertelnego niebezpieczeństwa. Nie był to jednak koniec problemów.
- Teraz musimy tylko odczekać aż śmiertelni przestaną węszyć i znaleźć bezpieczne miejsce, by przespać dzień - mruknął Clarke. - Banalnie proste. Jak przechadzka po parku - dodał z przekąsem, patrząc na kikuty swoich nóg.
Tasha nie była osobą która nie potrafiła siąść i czekać, zaczęła więc powoli obchodzić hangar szukając awaryjnej kryjówki. W szczególności poszukiwała miejsc nieuczęszczanych, takich jak np. wnętrze zamkniętego jachtu.
W hangarze nie było jachtu, lecz dwie wyścigowe motorówki. Brujah wspięła się na jedną, gdzie znalazła niemal pustą butelkę po whiskey i kilka łusek małego kalibru. Dostrzegła też stamtąd dziwny, ledwie zauważalny, jasnofioletowy blask bijący z wnętrza drugiej łódki...
Leo wymienił spojrzenie histerycznego rozbawienia z kapłanem, starając się zanadto nie krzywić z bólu.
- No tak, nie takiego powitania się spodziewałem, dostaliśmy kurewski wpierdol, ale wciąż żyjemy więc mogło pójść gorzej… Clarke, masz numer do któregoś z tych Neonowych Aniołów? Chyba, nie wszyscy dali się wyrżnąć, nie mogą być aż takimi patałachami… Ja spróbuję skontaktować się z resztą. - Sięgnął po swój telefon i spróbował wysłać wiadomość do Mendozy, a w drugiej kolejności do Andrzeja.
Kapłan sięgnął po swój telefon akurat w momencie, gdy Tasha zafascynowana bladym blaskiem wychyliła się w stronę drugiej motorówki… Tylko po to by ujrzeć widmową głowę młodej, białowłosej dziewczyny przenikającą przez kadłub. Wystraszona, Brujah straciła równowagę i spadła prosto na swojego piszącego smsy przywódcę.
- Dlaczego ślecie wołania do Neonowych Aniołów? - zapytało słabym, dziecinnym głosikiem widmo, a w kącikach jego oczu tańczyły bladofioletowe płomienie, gdy spoglądało w dół, na trójkę wampirów. - Czy nie wiecie, że czas ich niemal dobiegł już końca... i teraz czeka ich już tylko ostatnia podróż... wyprawa poza Zasłonę, by dołączyć do Prawdziwie Umarłych?