Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2018, 14:27   #4
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Na zapleczu panował znajomy gwar. Tancerki przebierały się na przemian żartując i drąc się na siebie. Z pobliskiego pokoju dochodziły odgłosy świadczące o tym, że jedna z dziewczyn właśnie sobie dorabia. Po niedoszłej ofierze Adesso nie było nawet śladu i wyraźnie go to irytowało. Wampirzyca nie zdążyła zamknąć za nimi drzwi, a on już rozglądał się szukając laski, na którą gapił się od kiedy tylko psy Sabatu pojawiły się w lokalu. Jo poczuła delikatne drżenie w prawej skroni. Chociaż jej układ krążenia już dawno wziął sobie wolne - lub raczej operował na mniej restrykcyjnych zasadach niż ten szarego śmiertelnika - zachowanie ghoula zaczynało z wolna odbijać się czkawką nawet na jej nieumarłej naturze. Złapała mężczyznę za rękaw, po czym wciągnęła go do swojej garderoby. Chociaż prawdę mówiąc, słowo “garderoba” mogło być lekkim przejaskrawieniem - była to zwykła kanciapa, tudzież inny magazyn przerobiony na lokum podrzędnej gwiazdeczki. Naprędce wniesiona kozetka, wyliniały fotel oraz pęknięte lustro zastawione kosmetykami, które nadawały jej licom fałszywy rumieniec. Skrzywiła się, po czym pchnęła mężczyznę na siedzisko.
- Czy syfilis zdążył wyżreć ci już resztki mózgu?!- syknęła, rzucając mu pełne pogardy spojrzenie. Jej maska obycia i kultury rozprysła się w drobny mak.
- Prosiłam! Prosiłam jak człowieka - myśl głową, którą masz na karku, a nie tą noszoną w spodniach! - oparła dłonie o podłokietniki mebla. Jej twarz zbliżyła się do kalafy Adesso, ale gest ów okazał się równie romantyczny co bliskie spotkanie ze wściekłym rottweilerem.
- Dałam ci drugą młodość. Siłę, wytrzymałość i gibkość młodego olimpijczyka. Niejeden człowiek w podzięce lizałby mnie po butach za to, co ci ofiarowałam, a ty nie potrafisz nawet odwdzięczyć się poprzez trzymanie swojego przyrodzenia na smyczy?!

- To tylko jakaś dupa - Adesso wydawał się być całkowicie niezrażony tą tyradą. Chwilę coś mielił w swojej głowie i chyba w końcu do niego dotarło, że powinien okazać względem wampirzycy nieco potulności. Więc dorzucił krótkie i zachrypnięte “Pani”, które najwyraźniej miało być podsumowaniem jego błyskotliwej wypowiedzi. W ripoście Jo złapała za kawałek szkła wystający z rozcięcia na skroni drągala i usunęła drobiazg tak niezręcznie, jak tylko mogła. Włoch stłumił syk bólu rodzący mu się w gardle, po czym rzucił jej pełne urazy spojrzenie. Uśmiechnęła się i - już nieco rozchmurzona - odłożyła szkiełko na bok.
- Wystarczy “Jo” - zmrużyła oczy, przyglądając się twarzy mężczyzny. - “Pani” sprawia, że czuję się jak jakaś zramolała hrabina z karpackiego zaścianka.
Ujęła jego zakazaną facjatę w dłonie, przechylając ją to na lewo, to znów na prawo i upewniając się, że ghoul nie ucierpiał za bardzo podczas barowych popisów. Ale tak prawdę mówiąc, dodatkowej blizny lub dwóch i tak nikt by nie zauważył na tym powojennym krajobrazie. Adesso miał gębę jak świnia kaszę, z większą ilością tkanek zabliźnionych i martwych niż tych właściwych. Nawet przeistoczenie, ten najcenniejszy z darów, nie przywróciłoby mu młodzieńczej urody - nie dało się przywrócić czegoś, co nigdy nie istniało. Tylko że... przemiana? Jego? Naprawdę? To nawet jako zagwozdka teoretyczna wydawało się policzkiem wymierzonym w ogólny porządek rzeczy. Nie, Armitage nigdy by się na to nie zdobyła, nawet patrząc ostatecznej śmierci prosto w oczy.


Czy tylko brak powierzchownego piękna był tu przeszkodą? Ależ gdzieżby! Metafizyczna brzydota przeżerała Włocha do kości. Był fizyczną manifestacją grubiaństwa i perwersji, zupełnym niewolnikiem swoich mrocznych apetytów, który słowa “samokontrola” nie odnalazłby nawet w słowniku, nie mówiąc o własnym wnętrzu. Posiadał w ogóle jakieś pozytywne cechy? Jo zatrzymała się na chwilę nad tym pozornie prostym pytaniem. Cóż, miał krzepę, siłę fizyczną - tyle tylko, że tą mógł poszczycić się niemal każdy, kto skosztował krwi nieumarłego. Lojalność? Ta przecież także kryła się w Vitae. Co więc? Cokolwiek? Kuglarka zdumiała się faktem, że nic a nic nie przychodziło jej do głowy. Jej palce odsunęły się od twarzy mężczyzny, a ślepia spoglądały teraz na niego odległym, przesiąkniętym znieczulicą spojrzeniem. Może powinna po prostu…
- Jo… - Chyba nawet Adesso poczuł się niepewnie, gdy nieumarła przyglądała mu się tym przenikliwym wzrokiem. Jednak kiedy ponownie zabrał głos, okazało się, że są sprawy nieco ważniejsze nawet od jej dogłębnej krytyki jego charakteru.
- To tylko jakaś dupa. Przelecę ją i tyle. Wiesz… jak zwykle.

Nie. Zabicie go niczego by nie rozwiązało. Miała już okazję to zrobić podczas ich pierwszego spotkania - nie skorzystała z niej wtedy, tak jak nie skorzysta z niej teraz. Włoch był żałosną parodią człowieka i nie chciała, aby wspomnienie skrócenia go o głowę włóczyło się za nią przez resztę wieczności. Nie był godny, żeby kalać sobie nim dłonie, a ona nie zniżyła się jeszcze do poziomu sabatniczych piesków, które żywoty ludzkie traktowały z równą czcią co łebki zapałek. Opadła na obrotowe krzesło przy toaletce, zakładając nogę na nogę.
- Tak, wspominałeś już o tym - westchnęła bezsilnie, po czym sięgnęła po wacianą kulkę do usuwania makijażu i zwilżyła ją płynem z niewielkiej, pomarańczowej buteleczki stojącej na blacie. Rzuciła drągalowi mokry kawałek waty, a ten niezręcznie go chwycił.
- Spirytus kosmetyczny. Przetrzyj sobie nim czoło i paszczękę.
Polecenie? Prędzej mało zobowiązująca sugestia zabarwiona nadzieją na złośliwość losu.
- A skoro już skierowałeś nas na ten górnolotny temat... - palce Jo zanurzyły się w jednej z licznych szuflad okupowanego mebla. Za czym właściwie tam łowiły?

***

- To dupa tego twojego gogusia, tego co rzucał kupę szmalu. Marion jakaś tam - Adesso zgodnie z poleceniem zaczął przemywać twarz spirytusem, nawet się przy tym nie krzywiąc. Za to jego rozbiegane oczka zerkały cały czas w stronę drzwi.
- Trzeba przyznać, że cholernie silna suka… - ostatnie słowa wymruczał z wyraźną pogardą, ale dla Armitage niosły one bardziej pozytywny wydźwięk.
- O, proszę. Widzisz? Jak chcesz, to potrafisz. Wystarczyło tylko trochę ruszyć głową i już mamy z czym pracować - Jo pochwaliła (wcale nie tak) skromny wkład mężczyzny w jej śledztwo.
- A w jakich to warunkach mój dzielny, mały pięściarz dowiedział się o tej “cholernej sile”? Zakładam, że odczuł ją na własnej skórze? - zapytała, czując narastającą ciekawość, jednak zanim ghoul zdążył chociażby otworzyć usta celem odpowiedzi, wścibstwo wyrwało jej się całkowicie spod kontroli, przez co dorzuciła mu kolejną garść szkopułów.
- Do niej też próbowałeś się dobrać, prawda? Kiedy to było? W Cotton Club czy gdy szła do domu? Czy powiedziała ci “nie” przy pomocy kopniaka w krocze? Co się stało pote... mmf! - wampirzyca musiała (dosłownie) ugryźć się w język, żeby zatrzymać słowotok.

Głowa Adesso prawie parowała od zalewu pytań. Niemalże widać było przemożny trud, jaki mięśniak wkładał w odtworzenie wydarzeń tamtego wieczora.
- Ogarniała się po rundce z Owneyem. Wiesz… wypinała, wycierała… jak to dupy. To uznałem, że też skorzystam - w tym miejscu na chwilę zamilkł, wyraźnie trawiąc jakąś ponurą myśl. Okazało się, że chodzi o mentalny obrazek zaszczepiony przez Jo - ten dotyczący strzaskanych jajek, tudzież innego rozlanego mleka. Po przewalczeniu tej najstraszniejszej z nocnych mar, Adesso przeprowadził jeszcze mało subtelną inspekcję swojego przyrodzenia i, teraz już całkiem spokojny, dokończył przerwany wywód.
- Sprzedała mi plaskacza i chyba… chyba mnie wyłączyło.


Armitage pokiwała głową. Powoli, wyrozumiale. Pragmatyzm zaczął ponownie spływać na jej oblicze. W innych warunkach zadrwiła by z drągala, ale te okoliczności usprawiedliwiały niejako jego niemrawość. Włoch był rosłym chłopem, do tego wzmocnionym wampirzą krwią. Jeśli ta cała Marion była w stanie zdmuchnąć go jak świeczkę, to sama też musiała być amatorką Vitae. Albo, co wcale nie mniej prawdopodobne, prawdziwą nieumarłą koneserką, zapewne należącą do jednego z klanów, który preferuje rozwiązywać swe problemy rzucając nimi przez ściany. Wybebeszone, wywrócone na drugą stronę auto zdawało się potwierdzać to przypuszczenie, podobnie zresztą jak informacja, że Dunlop był “suchy jak wiór”. Ghoule nie żywiły się w ten sposób - przynajmniej nie bez pomocy aparatury medycznej, a tą trudno byłoby umiejscowić po środku drogi. Hm. Hm, hm, hm. Tylko czemu jej stękający filantrop został zakwalifikowany przez Marion jako prob... no tak. Wojujące sekty. Nie była to jedyna wersja wydarzeń, jaka nawinęła się Joanne na myśl, ale w tej chwili sprawiała wrażenie najbardziej prawdopodobnej, no i to właśnie za nią miała zamiar gonić. Najpierw jednak planowała pogonić Owneya, przykręcić mu przysłowiową śrubę i wycisnąć wszystko, co tylko mogła o tej tajemniczej trzpiotce, z którą to (ponoć) nawiązał intymną znajomość.

- Dzięki, Adi. Bardzo mi dzisiaj pomogłeś - wysiliła się na odrobinę szczerości względem osiłka i - wbrew zdrowemu rozsądkowi - sięgnęła po noszony przy podwiązce nóż. Jeden ruch wystarczył, żeby na jej lewym nadgarstku wykwitła wstęga czerwieni.
- Zasłużyłeś sobie na nagrodę. Wiesz co robić - on wiedział, a ona wiedzieć nie chciała, czego świadectwem było jej naprędce odwrócone spojrzenie. Słowa nie były w stanie oddać pełni obrzydzenia Jo - aby je zrozumieć, trzeba było na własne oczy uświadczyć sposobu, w jaki Włoch chłeptał krew. Poczuła jak Adesso zachłannie łapie jej dłoń. Czuła też na sobie świdrowanie jego patrzałek. Wygłodniałe… zupełnie jakby była jakimś dobrze wysmażonym kawałkiem mięsa. Jego ręce zacisnęły się jeszcze mocniej, a na jej gładką skórę skapnęła kropla. Zapewne śliny. Chłodny, gęsty płyn wywołał na plecach dziewczyny nieprzyjemne ciarki. Sekundy zdawały się wydłużać w nieskończoność. Jo już miała nadzieję, że atak nie nastąpi, że drągal z jakiegoś tylko sobie znanego powodu powstrzyma się i nie nażłopie tego, czego tak bardzo pragnął. Jednak po chwili szorstkie wargi Adesso przywarły do jej nadgarstka. Przyssał się doń jakby był jakąś oślizgłą pijawką. Czuła jak zahacza jej ciało zębami, jak na przemian liże i ssie, wydając przy tym obsceniczne odgłosy. Jego dłonie napierały na przedramię zupełnie jakby chciały je wygiąć i wampirzyca z wolna nabierała przekonania, że z kolejnym mlaśnięciem usłyszy trzask własnych kości. Werbalny protest zdał się na nic. Dopiero trzaśnięcie pochylonego mężczyzny przez potylicę wywalczyło dla Jo ułamek sekundy, w którym mogła oswobodzić swoją pokąsaną kończynę.
- Wystarczy - skwitowała z odrazą nie tyle wymalowaną, co wyciosaną na twarzy. Włoch, senny, nażarty i rozanielony z powodu swego kulinarnego doświadczenia, uśmiechnął się od ucha do ucha, po czym runął pokracznie na fotel obok krzesła dziewczyny. Ta, wiedząc, że właśnie zapewniła sobie spokój od jego wybryków na dobre kilkadziesiąt minut, zaczęła przygotowywać się na spotkanie z Owneyem. Usunięcie resztek paskudnej, różowawej brei, która oblepiała jej przegub, stanowiło priorytet podczas owych przygotowań.
 

Ostatnio edytowane przez Highlander : 10-11-2018 o 06:54.
Highlander jest offline