Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2018, 21:04   #33
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

- Więęc… lady Amari, zrezygnowałaś już całkiem z tego czołgu? Bardzo honorowe podejście.- zadumał się Mc’Tavish przyglądając się z ciekawością arystokratce i oczekując jej odpowiedzi.
- Nie mów mi nic o honorze bo nie wyglądasz mi na eksperta w tej dziedzinie. - szlachcianka lekko uniosła brew obdarzając siedzącego po drugiej stronie stołu mężczyznę niezbyt przychylnym spojrzeniem. - I moje plany to nie wasze zmartwienie. Nie o tym teraz rozmawiamy. Rozmawiamy o kłopotach w jakie wpakowała was wasza wiarołomna koleżanka. Czy na ten temat ktoś z was ma coś do powiedzenia? - Federatka szybko sprowadziła rozmowy na te tory które ją najbardziej w tej chwili interesowały. Popatrzyła po kolei na całą siedzącą po drugiej stronie stołu czwórkę.

- Wedle spisanej umowy, chcesz żebyśmy dla ciebie odzyskali ten cholerny czołg, nieprawdaż?- zadumał się Henry i drapiąc się po brodzie dodał.- Ergo… jeśli gdzieś tam w tej ślicznej główce uknuł ci zamysł wysłania jakiejś ekipy w nadziei, że na bagnach jest drugi czołg… bo czemu niby nie. To teoretycznie… w ramach wypełnienia tej umowy, można by nas dołączyć do tej ekipy.- nie żeby wierzył w jakąkolwiek szansę na znalezienie drugiego czołgu. Niemniej Henry również nie wierzył w jakikolwiek honor u Federatów. I nie zdziwiłby się, gdyby za zwycięską ekipą ruszyły kolejne mające odzyskać nagrodę. Ba, niewątpliwie taki był plan Straussa.

Federatka wróciła spojrzeniem do Henry’ego. Lustrowala go tak chwilę wzrokiem aż poczuł się trochę nieswojo. - Być może byłaby taka opcja. Abyście dołączyli do innego zespołu. Ale gdybyśmy rozmawiali z czystą karta. A jak widać nie rozmawiamy z czystą kartą. - kobieta wymownym gestem wskazała na leżąca na stole umowę podpisaną przez obie strony.

- Wasza koleżanka złamała tą umowę ułatwiając się z moim złotem jaką dałam jej i Akiro na poczet przygotowań do tej wyprawy. Dlatego teraz chcę od was moje złoto. Od niej albo od kogokolwiek. Dopiero wtedy możemy rozmawiać o dalszym zawieraniu umów. - Federatka nie wydawała się skłonna do ustępstw dopóki nie odzyska tego co zwinęła Anne wyjeżdżając chyłkiem z miasta.
- Z pewnością… niemniej… na tym dokumencie są podpisy Anne i Akiro. I tyle… Mogli się podawać za przedstawicieli naszej ekipy, ale rzecz w tym, że ja mogę się podawać za cesarza całej Ameryki i będzie to tyle samo warte. Nie ma żadnych dokumentów potwierdzających tego, że Anne była moją szefową. Nie ma żadnych dokumentów potwierdzających tego, że mogła się wypowiadać w moim imieniu i zawierać jakieś umowy. Współczuję oczywiście twojej stracie, tym bardziej że to była także moja strata… bo zapisanych przez ciebie w tym papierku kosztowności na oczy nie widziałem. Więc tak jak ty poniosłem stratę… van po części był finansowany przeze mnie. I przez to jestem skłonny…- Mc’Tavish nie miał zamiaru dać się zagonić do kąta kolejnej zarozumiałej babie jaką napotkał w tej mieścinie.-... dość do sensownego porozumienia. Skoro już zapłaciłaś za usługę, to… nawet będąc stratny na niej, jestem gotów ją wykonać mimo tego, że de facto nic mi nie zapłaciłaś. I dołączyć do podobnej misji bez zaliczki, za to licząc na to że honor Federacji skłoni cię do zapłacenia za wykonaną usługę, po misji. Jeśli jakąś taką planujesz. To chyba uczciwe?

- No nie najgorzej. - mruknęła szlachcianka po wysłuchaniu wersji rozmówcy z drugiej strony stołu. - Ale ja nie wnikam w wasze wzajemne relacje. Kto jest czyim szefem, co komu sponsorowal albo się czymś podzielił albo nie. To są wasze prywatne sprawy które rozwiazujcie między sobą. Nie interesuje mnie to. - lady machnęła ręką jakby odganiała natrętnego insekta.
- Interesuje mnie to, że niżej podpisana dwójka, w imieniu całej piątki, zobowiązała się do wykonania konkretnej pracy, w konkretnym terminie i wzięła na poczet zaliczki konkretną kwotę w moim złocie. A teraz jedna z tej dwójki wyrolowala jak widzę nas wszystkich. Ja nie mam swojego złota i swojego zmotoryzowanego zespołu do tego zadania a wy nie macie pojazdu, złota i kłopoty z prawem na karku. - szlachcianka podsumowała sytuację w jakiej znalazły się obie strony negocjacji przez samolubna zagrywke Anny.
- I właśnie dlatego nadal rozmawiamy. Scenariusz jaki zaproponowałeś jest możliwy do zrealizowania. Jak tylko zwróćcie mi moje złoto. A pewnie przy okazji odzyskacie swój wóz i nagrodę jaką ta sroczka zwinęła za moje złoto. Daje wam na to tydzień. Żeby oczyścić się z zarzutów, wyjść na swoje że sporym zapasem i przyjść z czysta kartą na to właściwe zadanie. Ale nie mogę tej zniewagi puścić płazem. - lady Amari pokręciła głową. Widać nie wykluczala jakiejś formy współpracy no ale dopiero gdy sprawa Anny zostanie załatwiona po jej myśli i odzyska swoje złoto jakie tamta zabrała im wszystkim.

Mina Henry’ego kwaśna i zniesmaczona raczej wyraźnie sugerowała, że nie… jeśli się oczyści z zarzutów to z pewnością nie podejmie żadnej współpracy z kobietą.

Panna Holden siedziała w lekkim oddaleniu od pozostałych, z nogą założoną na nogę i czekała, słuchając w ciszy. Twarz miała kamienną, a na niej przyczepioną uprzejmą minę. Nigdy nie lubiła Federatów, ale to nie znaczyło, że miała okazywać tą niechęć publicznie. Poczekała aż poprzednik skończy rozmowę i dopiero wtedy się odezwała.
- Pozwolisz milady, że ja w tej sprawie wypowiem się bez dodatkowych… - zmrużyła trochę oczu - elementów rozpraszających uwagę. Widzę, że po raz kolejny mieszać… Z tego powodu prosiłabym o możliwość wymiany paru zdań w cztery oczy.

Lady poszła z Vesną, a Colonel też poszedł. Najpierw się odlać, a potem opuścił więzienie. Tu już nie miał nic do roboty. Może i ruszyłby w pościg ze Anne, która kiwając arystokratkę od siedmiu boleści nie raczyła choćby wspomnieć reszcie ekipy o swoim przekręcie. Tyle że nie miał większego zaufania do reszty ekipy i uznał, że lepiej ratować skórę na własną ręką. Nadal miał zaliczkę od Straussa, a to mogło oznaczać że gangster będzie skłonny się z nim skontaktować. Może wtedy da się załatwić przy tej okazji jakiś sensowny interes? Kto wie.
Sam Colonel uznał, że nie ma ochoty na wciskanie się w dupę lady Amari więc… wolał spróbować szczęścia z Las Vegas. Lub własnych kontaktów w mieście. Dlatego swoje kroki skierował do “Muszelki” by porozmawiać z jedyną osobą której ufał w tym mieście… Lucy.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline