Wątek: Agenci Spectrum
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2018, 23:27   #128
Loucipher
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Loucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputację
Hardy ton Lapointe'a bardzo nie spodobał się Johnowi. Mało, że Anglik nadstawił karku, aby ratować Francuza z opresji, to jeszcze ten śmiał rzucać jakieś insynuacje! W odpowiedzi John tylko prychnął, obrzucił Lapointe'a takim spojrzeniem, jakby zobaczył kogoś wypuszczonego z przytułku dla obłąkanych i machnął ze zniecierpliwieniem ręką. Jednym uchem zarejestrował fakt, że Gabrielle zaczęła coś mówić do Francuza uspokajającym tonem, drugim zaś wychwycił odgłos, który w zaistniałej sytuacji był powodem do niepokoju... odgłos kroków dobiegających zza węgła i gardłowe okrzyki grupy ludzi, prawdopodobnie policjantów.
John wyciągnął z kieszeni pistolet, który dopiero co tam schował. Jeśli policja go przy nim znajdzie, będą kłopoty. Niewiele myśląc wsunął broń w zakamarek muru, starając się ukryć go tak, aby nie był zbyt dobrze widoczny. Noża postanowił się nie pozbywać - w końcu nabył go legalnie i wykorzystał tylko w obronie własnej. Nawet gdyby policja go zarekwirowała, agent nie spodziewał się, żeby z tego tytułu miały mu zostać postawione jakiekolwiek zarzuty.
Kilkanaście sekund później grupę agentów otoczyły sylwetki ludzi w mundurach norweskiej policji, trzymających w rękach latarki i pałki. Przywódca grupy, krępy i przysadzisty mężczyzna o aparycji wikinga, miał w ręce coś, co wyglądało na rewolwer.
- Halt! Politiet! - zawołał po norwesku. - Hvem er du?
John rozłożył ręce w uniwersalnym geście pokazującym, że nie rozumie języka, w którym do niego przemówiono. Lekko zbiło to z tropu umundurowanego wikinga.
- Parlez-vous français? - spytał niepewnie, a za chwilę powtórzył pytanie, nieco pewniejszym tonem po niemiecku. - Sprechen Sie Deutsch?
- Ja, ich spreche Deutsch. - odpowiedział John.
- Polizei. Zeigen Sie mir bitte Ihre Papiere vor.
Anglik bez słowa wyciągnął dokumenty i podał je norweskiemu policjantowi. Kątem oka zobaczył, że dwójka towarzyszących mu Francuzów robi to samo.

Kilka chwil zajęło norweskiemu inspektorowi ustalenie personaliów zatrzymanych osób oraz zauważenie, że wszyscy zatrzymani wymagają opieki medycznej. Oficer nie tracił czasu - zaordynował przewiezienie zatrzymanych, oczywiście pod eskortą, do szpitala.

Kilkanaście minut później John, mrużąc oczy, siedział na kozetce w gabinecie zabiegowym miejscowego szpitala, pozwalając lekarzowi oczyszczać ranę postrzałową ramienia. Lekarz nie spieszył się, powoli i metodycznie wykonując wszystkie czynności. Obok lekarza kręciła się niebrzydka pielęgniarka, równie sprawnie i fachowo opatrując drobniejsze otarcia i zadrapania, pamiątki po niedawnej brutalnej walce. John, rozebrany do pasa, starał się nie krzywić z bólu, jaki sprawiały mu zabiegi lekarza w ranie, i obserwować otoczenie, toteż nie przeoczył momentu, gdy do gabinetu zajrzał inspektor, który zatrzymał go w alejce za kawiarnią.
- Also, Herr Lloyd. - zagaił. - Utrzymuje Pan, że był Pan po prostu w barze przypadkiem, a tamci ludzie zaatakowali Pana i Pańską asystentkę?
-Tak, panie inspektorze, dokładnie tak było - odparł Anglik. - Ci ludzie zaatakowali moją asystentkę, która również była w tej samej restauracji wraz z tym drugim Francuzem. Jeden z nich zaatakował ją pistoletem! To oburzająca napaść! Musiałem reagować!
- Spokojnie, herr Lloyd. Oczywiście, że Pan musiał - odparł jowialnie inspektor. - Zastanawiam się jedynie, jak to się stało, że ci ludzie w ogóle się tam znaleźli i czego mogli chcieć od Pańskiej towarzyszki.
- Niech Pan zapyta tego drugiego Francuza - odparł kwaśno John. -Założę się, że mieli do niego jakiś interes, bo najpierw zwrócili się do niego. Ciekawe, jaki. Jak sądzę, niemieccy bandyci nie atakują bez powodu uczciwych Francuzów.
Inspektor utkwił w Johnie badawcze spojrzenie.
- Niemieccy, herr Lloyd? - zapytał. - Skąd Pan wie, że to byli Niemcy?
John wzruszył ramionami.
- Nie wiem, panie inspektorze. - odparł. - Na takich mi wyglądali. Jeden z nich chyba nawet podczas tego zajścia w restauracji coś krzyknął lub powiedział po niemiecku... tak mi się wydawało. - głos Johna brzmiał w tym miejscu niezbyt pewnie, co wyraźnie nie umknęło uwadze norweskiego policjanta.
- Sprawdzimy to, herr Lloyd. - odpowiedział inspektor. - Tymczasem chciałbym Pana prosić, aby po tym, jak już doktor Pana opatrzy, zgłosił się Pan do nas celem złożenia szczegółowych zeznań. Do tego czasu proszę również nie opuszczać miasteczka. Jeśli Pan nie posłucha, zmuszeni będziemy Pana aresztować.
John z rezygnacją wzruszył ramionami.
- Na razie i tak nigdzie nie pójdę, dopóki lekarz się mną zajmuje. Tym niemniej, ja również mam do Pana prośbę. Jestem poważnym biznesmenem, którego obowiązki nie ograniczają się tylko do Pańskiego kraju. Mój grafik podróży i rozmów biznesowych jest dość napięty, więc nalegam, aby jak najszybciej zakończono czynności z udziałem moim i mojej asystentki. Nie chciałbym angażować ambasady mojego kraju w celu zapewnienia, że tak się stanie, ale zrobię to, jeśli nie będę miał innego wyboru.
Inspektor popatrzył na Johna surowo.
- To będzie zależało od treści Pańskich zeznań, herr Lloyd - odparł - jak również od innych naszych ustaleń. Do zobaczenia na komendzie. - policjant poprawił mundur i wyszedł, rzuciwszy na odchodne kilka słów po norwesku lekarzowi.
 
Loucipher jest offline