Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-11-2018, 00:57   #34
Amduat
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=_05lRKSdJBM[/MEDIA]

Ostatni raz w pokoju przesłuchań Vesna była jeszcze w Detroit, ale ten w którym znalazła się teraz nie różnił się wiele od tego co pamiętała. Po środku stał metalowy, prosty stół a po jego obu stronach znajdowały się krzesła. Konkretnie dwa - jedno dla przesłuchiwanego, drugie dla przesłuchującego. Brakowało śladów krwi na podłodze, kajdanek na podłokietnikach pierwszego mebla i tej aury strachu, jakim zwykle podobne miejsca przesiąkały. Pokoje przesłuchań, katownie - różnie na nie mówiono. Tym razem to technik usiadła na krześle dla winnych, po drugiej stronie usiadła Federatka, z cieniem szambelana stojącym za plecami.
- Dobrze… wreszcie możemy porozmawiać - poczekała aż szlachcianka usiądzie pierwsza i dopiero wtedy sama zajęła miejsce. Ta zasada też działała poza Detroit, hierarchia ważności i wpływów. I zwykła kultura.
- Dziękuję milady za zgodę na rozmowę prywatną. Tym bardziej o tak późnej porze i przy całym… ładunku negatywnych emocji związanych z powodem dla którego tu jesteśmy - zaczęła, kładąc dłonie na chłodnym blacie jedna na drugiej, splatając palce - Chciałabym też podziękować za… wykonanie gestu dobrej woli jakim jest wspólne spotkanie. Ciężko odłożyć na bok impulsywność w chwili gdy ktoś nam bruździ. Tym bardziej postaram się nie nadużywać waszej cierpliwości. Mogę prosić o ponowne okazanie tej nieszczęsnej umowy?

- Proszę. -
odpowiedziała krótko Federatka i skinęła głową w stronę rozmówczyni ale patrząc na szambelana. Ten bez słowa wyjął z teczki owa kartkę jaka widzieli już wcześniej w pokoju obok i na znak swojej szefowej położył ją przed Vesna. Szlachcianka chyba była trochę zaskoczona stylem i słowami użytymi przez pannę Holden ale na razie przyjęła taktykę ostrożnego wyczekiwania.

Technik przyjęła dokument, przyglądając mu się uważnie. Przeczytała całość kiwając powoli głową i tylko oczy jej skakały po literkach. Wreszcie odłożyła kartkę na stół i przesunęła ją w stronę Federatki.
- Umowa o dzieło sporządzona wedle przyjętych norm cywilno-prawnych, bez dodatkowych załączników poza pokwitowaniem odbioru zaliczki… dlatego właśnie chciałam porozmawiać prywatnie - westchnęła cicho, wracając rękami do poprzedniej pozycji i spojrzała prosto w twarz szlachcianki - W tamtym pokoju mieliście pani okazję samej przekonać się, jakiego rodzaju ludźmi są osoby tam zgromadzone, nie wspominając nawet o tej która nie dość że ukradła nieswoją własność, to pohańbiła się złamaniem danego słowa, robiąc sobie odpowiednią renomę - przy tym skrzywiła się z niesmakiem - Nas w to wciągając przy okazji. Przyznam, że cała ta sytuacja jest… niesmaczna i nie jest to oczywiście wasza wina. Wy również jesteście stroną pokrzywdzoną, Milady. - nabrała powietrza i sapnęła krótko - Ale wracając do tematu, ten rodzaj umowy jest dobry do zatrudnienia kogoś, kto o ich zawieraniu formalnym nie ma pojęcia, a zwykle układy pieczętuje potrząśnięciem pięścią… rozumiem zastosowanie jej, bo niestety w dzisiejszych czasach duży odsetek społeczeństwa poza napisaniem imienia na kartce nie wykrzesa z siebie więcej od kątem czytania… o czytaniu ze zrozumieniem nie ma co wspominać. Jednak jeśli chodzi o procedury formalne tutaj - wskazała ruchem głowy na kartkę - Gdy próbujemy wprowadzać porządek do świata bez porządku, sami też niestety temu porządkowi podlegamy. Detroit do duże, dzikie miasto. Jest Liga, są Gas Drinkersi. Są gangi zajmujące się jedynie zabawną i rozbijaniem po ulicach. Ale jest też Downtown, zarządzane przez pana Schultza i jego ludzi. Pewnie wyda się to wam śmieszne i ciężkie do uwierzenia, ale zawieranie umów, ich tworzenie i obramowywanie w ramy przyjętego porządku nie jest mi obce. - wzruszyła odrobinę ramionami - Wy chcecie odzyskać waszą własność i zmazać plamę dyshonoru, w pełni to popieram. - uśmiechnęła się, wskazując brodą na drzwi - Oni nie muszą wiedzieć, że w świetle prawa przy tego typu umowach aby były wiążące, jest potrzebne pisemne upoważnienie od każdej z osób podpinanych, gdy ktoś je niby reprezentuje, a ja nie dawałam Anne żadnego upoważnienia do przemawiania w moim imieniu i wystarczy paru świadków że było się wtedy kompletnie gzie indziej. - oczy się je zwięzły - Co więcej, zeszłego wieczora jasno wyraziłam zdanie aby mnie w to nie mieszać. Dziś rano kiedy dowiedziałam się że umówili się z wami na tę nieszczęsną usługę, nasze drogi się rozeszły. Przeniosłam się do innego lokalu i machnęłam ręką na tego cholernego busa, chociaż to ja go trzymałam na chodzie przez ostatnie pół roku. Akiro miał to z wami wyjaśnić, widać miał inne zajęcia. Ja niestety nie mogłam się pojawić osobiście, czego teraz żałuję, grafik mi nie pozwolił. Pracuję dla CSA, panu Mechlerowi zobowiązałam się pomóc w sprawie z czołgiem i będę niezmiernie wdzięczna jeśli przez głupotę kogoś, z kim nie mam do czynienia, będzie się próbowało mnie zmusić do łamania danego słowa, a to źle świadczy o człowieku - zrobiła krótką przerwę na poprawę ramiączka sukienki, które opadło a wcześniej tego nie zauważyła - Nie uważam się za przedstawiciela kłamliwego plebsu, akurat ze swoich zobowiązań się wywiązuję i tym razem liczę że nic temu nie stanie na przeszkodzie. Wy milady będziecie mieć tamtych zza drzwi do tego aby odzyskać swoje dobra… a wiem, że i tak je odzyskacie. W ten czy inny sposób. Ze złodziejem też rozwiążecie sprawę po swojemu. - tym razem uśmiechnęła się krótko - Imię firmy, rodu czy innej poważnej grupy zawsze jest priorytetem, a uchybienia wszelakie… są załatwiane. Zawsze. Pan Shultz miał od tego przykładowo White Handa - wzdrygnęła się odruchowo przy imieniu cyngla starego Teda - wy, milady, też macie kogoś takiego. Każda firma ma. Stąd wiem że złoto odzyskacie a tamta kłamliwa… pluskiew dostanie to na co zasłużyła. Bez względu na to jak spisze się ta część - pokazała na papier umowy.

- No popatrz James. Trafiła nam się młoda dobrze wychowana dama. O dziwo. - słowa Vesny wyraźnie zaskoczyły Federatów. Zwłaszcza ten “przyjęte normy cywilnoprawne” sprawiły że brwi ze zdziwienia powędrowały w górę.

- Zaiste, nie można się nie zgodzić z tym wnioskiem milady. - szambelan przytaknął grzecznie ale w pełni wydawał się być zgodny ze słowami szefowej. Czekał na co się zdecyduje a lady Amari siedziała wygodnie oparta o poręcz krzesła lekko bujając nogą i zastanawiając się co z tym wszystkim zrobić.

- I widzisz James, ta młoda dama dała się już zwerbować Teksańczykom. Czyli naszej konkurencji. - powiedziała tonem sugerującym, że wciąż trawi uzyskane informacje.

- Tak i wydaje mi się, że traktuje tą sprawę poważnie. - starszy, łysiejący szambelan potwierdził, że usłyszał i zrozumiał to samo a do tego wyraził swoją opinię.

- Tak. Tak jak ja poważnie traktuję swoje złoto i moje zniewagi. - kobieta w żakiecie i egzotycznej urodzie zapatrzyła się w tą drugą, po drugiej stronie stołu. Znowu zamilkła na chwilę.

- No cóż moja młoda damo. - szlachcianka westchnęła jakby wracając do rzeczywistości i zwróciła się znowu bezpośrednio do rozmówczyni. - Umowa o dzieło i normy cywilnoprawne. Niezłe. Nie pamiętam gdzie ostatnio słyszałam taki styl poza rodzinnymi stronami. - głowa szlachcianki lekko skłoniła się w geście uznania.

- I oczywiście masz rację z tym upoważnieniem. Niestety jak sama ładnie to odmalował żyjemy w takim świecie jakim widać i jesteśmy zmuszeni skorzystać z pewnych uproszczeń. Na przykład umówić się z przedstawicielami jakiejś społeczności, firmy czy grupy i liczyć, że oni dopilnują aby te podjęte zobowiązania były wykonane jak należy. Tak było i w tym wypadku. - Federatka mówiła poważnie i wskazała na leżąca na stole kopie podpisanej wczoraj umowy.

- No niestety chociaż ten system częściej działa niż zawodzi czasem trafiają się takie przypadki jak ten. - westchnęła znów wskazując na skserowana kartkę papieru i dając znać, że jej to bardzo nie na rękę.

- I jeśli chodzi o zdarzenia losowe albo inne trudności jestem skłonna okazać wyrozumiałość. No ale w tym wypadku jest to jawne okazanie złej woli, lekceważenie i sabotaż. I ponieważ jesteście w to wplątani siłą rzeczy te podejrzenia promieniują i na waszą czwórkę. - Federatka panowała nad sobą bardzo dobrze ale mimo to Vesna wyczuwała po tym co i jak mówiła, że do sprawy dyshonoru i kradzieży złota ma emocjonalny stosunek. Była wkurzona. Przynajmniej wkurzona. A to obiecywał, że tak łatwo nie odpuści numeru jaki wywinęła Anne. Tylko wychowanie i maniery były w stanie ukierunkować tą złość na ładne słówka ale sens nadal był ten sam: nie zamierzała Anne puścić płazem takiego numeru. Nie było tylko wiadomo co postanowi w sprawie pozostałej czwórki.

- I jak mówiłam w pokoju obok to moje plany to moja rzecz. Jeśli będziecie mieć w tym planie swoją rolę to was pewnie o tym powiadomię. W sprawie tej Anne z Federacji powiadamiam. Macie okazję zwrócić mi co moje, oczyścić się z zarzutów, odzyskać samochód i zgarnąć jej nagrodę. Jako premie przywieźć mi głowę tej pluskwy. Bardzo by mnie ucieszył taki prezent. - ciemnowłosa szlachcianka wróciła do swojego punktu widzenia.
- Wydaje mi się też uczciwe. Ze posprzątacie coś co nabrudziła wasza koleżanka. No i najlepiej ja znacie. Na przykład możecie wiedzieć kim jest ten facet który z nią odjechał. Bo to nikt od was, nie ma go w umowie, nie jest to twój facet, nie mieszkał z wami a odjechał z nią jak stary znajomy. Nie miała jakiegoś dobrego znajomego przez ostatnie kilka miesięcy? Nie wspominała o kimś takim? - brew Federatki lekko uniosła się w grymasie wyczekiwania. Potem znów swoim zwyczajem strzepnęła jakiś niewidoczny pyłek ze swojego żakietu. Zastanawiała się chyba nad czymś bo popatrzyła na wciąż stojącego przy niej mężczyznę. Ten popatrzył wyczekująco gotów spełnić jej polecenie lub doradzić to o co zapyta.

- Właściwie to na tym powinnyśmy zakończyć rozmowę. - powiedziała szlachcianka po tej chwili zastanowienia wciąż patrząc na starego szambelana. Ten zmrużył oczy chyba niezbyt mogąc odczytać intencje szefowej. - Pracujesz dla konkurencji, jesteś w grupce która ma kłopoty z dotrzymywaniem umów nie ma żadnych dowodów nie nie obmyśliliście tego wspólnie a jak będziesz mieć rozterki i kłopoty no to właściwie nic mi do tego. Nawet lepiej skoro nie pracujesz dla nas. - szefowa Federatów wyliczała kolejne wady jakie widziała w Vesnie Holden i szambelan potwierdzająco każdą potakiwał głową na znak zgody.

- Ale mimo wszystko młode damy to dzisiaj rzadkość. Potraktuję cię jak inwestycję w przyszłość. - lady Amari chyba na coś się zdecydowała bo pokiwała głową zgadzając się z własną analizą sytuacji a szambelan zmrużył oczy w nieco zaskoczonym grymasie. Wtedy szlachcianka spojrzała znowu wprost na ową młodą damę.

- Wyobraź sobie młoda damo, że pewien dżentelmen z południa nie oparł się urokowi damy ze Wschodniego Wybrzeża i zaprosił ją na poniedziałkowe śniadanie. Po pewnej sugestii oczywiście. - Federatka niespodziewanie uśmiechnęła się lekko znowu strzepując pyłek z kolana całkiem niewinnym gestem. Przyjrzała się własnym kolanom jak na dobrze wychowaną kobietę przystało, przykrytym spódniczką od żakietu.
- I zapewne podczas owego śniadania mogą podyskutować o różnych sprawach. Być może będą mogli podyskutować nawet o problemach pewnej wspólnej znajomej, młodej i obiecującej damy. - powiedziała niewinnym tonem wygładzając spódniczkę jakby właśnie ona przykuwała jej uwagę a nie to co i do kogo mówi.

- A o ile się orientuję, ty i twój partner, po wyjeździe pewnej kłopotliwej myszki, straciliście środek transportu. Więc i tak od ręki mielibyście kłopot gdzieś wyruszyć poza miasto. No chyba, że się coś zmieniło w tej kwestii w ciągu ostatnich kilku godzin lub ja o czymś nie wiem. - szlachcianka spojrzała pytająco na dziewczynę z Detroit czekając na jakiś znak w tej sprawie.

- W każdym razie nie wiem, jeszcze nie wiem, gdzie jest ten cały czołg ale pewnie wyprawa nie zajmie jeden dzień, przygotowania do niej też nie. Dlatego jakby się ktoś szybko uwinął z tą nieplanowaną chyba przez nikogo, robotą dla mnie miałby szansę wrócić zanim sprawy ruszą naprawdę z miejsca. Zwłaszcza jeśli szef owej damy nie widziałby problemów gdyby nie było jej przez pierwszy dzień czy dwa. Zresztą. Jeśli za jego pracownicą miejscowe władze roześlą listy gończe no to przecież częściowo spadnie to i na niego i całą jego ekipę. Więc mam nadzieję, że okażę się rozsądnym człowiekiem i dojdziemy w tej kwestii do porozumienia. Tylko zanim zacznę sobie jutro strzępić język w tej sprawie, bo nie lubię jak widzisz tracić czasu, śliny, krwi, złota i atramentu na darmo, to chciałabym wiedzieć młoda damo, czy jeśli załatwię ci przepustkę na ten dzień czy dwa w CSA to pojedziesz i załatwisz sprawę z tą myszką co myśli, że jest taka cwana. - Federatka gdy już powzięła decyzję mówiła szybko i zdecydowanie niemniej dykcję miała wspaniałą więc nawet gdy mówiła szybko nadal była w pełni zrozumiała. Mówiła biznesowym tonem przedstawiając warunki umowy i na koniec popatrzyła pytająco na Vesnę czy ta przyjmuje jej ofertę.

- Macie rację milady - Vesna odpowiedziała po krótkiej przerwie na opanowanie chęci żeby zacząć zachowywać się jak Alex. Zazdrościła mu umiejętności stawania okoniem, buty i agresywnej pewności siebie gdy ktoś jawnie zaczynał go wkurzać, szczególnie w takich sytuacjach jak tutaj. Uśmiechała się cały czas uprzejmie, biorąc głębszy wdech żeby kupić jeszcze parę sekund zanim zacznie mówić dalej. Spokojnie i opanowanym głosem, jak przystało na kogoś poważnego, wychowanego w Downtown.

- Często jesteśmy zmuszani do upraszczania procedur aby dostosować się do powszechnego, niskiego poziomu wykształcenia i obycia. W końcu człowiek musi jakoś funkcjonować w społeczeństwie, nawet jeżeli odbiega ono od akceptowalnej średniej. Nasz świat jest równie nieidealny... co umowa która tu leży. - odparła z kamienną twarzą i pokazała wzrokiem na kartę niezgody - Działa skutecznie na osoby potrzebujące przedstawicieli i mające problem z samodzielnym myśleniem. Inaczej rzecz stoi z pozostałymi. Tymi którzy orientują się ile luk znajduje się między tymi literami. Takimi, którzy mogą się poczuć dość mocno urażeni, gdy wmawia im się współudział w kradzieży i to tak partacko wykonanej… gdyby jeszcze choć raz w życiu zniżyli się do tego aby coś ukraść. Są inne sposoby na dostanie tego co się chce, ale to przecież oczywiste, więc nie ma sensu się zbędnie rozwodzić. Doskonale zdaję sobie sprawę, że to nie jest Detroit. Tak samo jak nie są to Appalachy. W jednym i drugim miejscu podobne problemy załatwia się na miejscowy sposób, ale jesteśmy w Luizjanie. Próbujemy postępować według przyjętego porządku. - odwzajemniła lekki uśmiech - Co prawda nie mam w zwyczaju... powiadamiać - zmrużyła nieznacznie oczy.

- Zwykle informuję, tak jak w tej chwili, że nie życzę sobie, aby ktokolwiek chodził i rozpowiadał, na przykład mojemu mocodawcy, że mu coś ukradłam, albo pomogłam ukraść, opierając się o zapis na papierze który podważy pierwszy lepszy prawnik. Przed tutejszą radą miejską, albo trybunałem… zależy co tu mają. Bo to byłyby jawne oszczerstwa - kiwnęła głową w lewo, potem w prawo - Szczególnie gdy osoba pomówiona ma świadków na to, że nie jest już częścią wspomnianej grupy. Można mi zarzucić wiele… mogę też nie mieć za sobą oddanego dworu gotowego działać na jedno skinienie palca, wciąż mam jednak… - zrobiła krótką przerwę. Federatce na pewno powiedziano z kim przyjechała, taki drobny detal -... paru przyjaciół i zwykle gdy próbuje się mnie wyrolować robię się wyjątkowo… malkontencka i uparta. Zwykłe płotki też szanują swój czas, bo czas to gambel, ale kiedy chodzi o szkalowanie dobrego imienia, zwykle panujące zasady odstawia się na bok. Wy milady macie sporo na głowie przy przygotowaniu wyprawy, ja też miałam nadzieję załatwić parę spraw w najbliższym czasie… trudno - wzruszyła ramionami, składając dłonie na stole. Dlatego właśnie nienawidziła kontaktów z Federatami przyzwyczajonymi, że każdego ich słowa słucha się jak prawdy objawionej i nie kwestionuje, bez względu jak są głupie.

- Młoda dama wie też, że rozmawia z kimś nobliwym i na poziomie. Kto dużo stracił, nie tylko materialnie. Rozumie jego złość i chęć przywrócenia stanu pierwotnego. - popatrzyła bezpośrednio na drugą kobietę - Nie mam ochoty rzucać sobie wzajemnie kłód pod nogi, bo to nie przystoi ludziom na poziomie. Co do tego gdzie Anne pojechała i po co… nie wiem. Jest kurierką, tych melin i szemranych kumpli zapewne posiada na pęczki - przyznała szczerze - Od zawsze była zarozumiała i patrzyła z góry na resztę, ale dobrze strzelała co jest przydatne na Pustkowiach - wzruszyła ramionami - Człowiek z którym odjechała to jej kumpel, kochanek… ciężko stwierdzić. Zenek. Małomówny, też trzymał się na uboczu. Więcej o niej może wiedzieć David, służyli wspólnie i Akiro - robił jej za sługusa i wyręczała sie nim. - tym razem to ona strzepnęła z dekoltu niewidzialny pyłek, albo meszkę.

- Byłabym niezwykle zobowiązana, gdybyś milady jutro przy śniadaniu porozmawiała z moim mocodawcą o tym krótkim urlopie. Dla kogoś kogo również okradziono i próbowano oszukać. W tej wersji. - zaczęła znowu uśmiechając się uprzejmie - Jak mówiłam odłączyłam się od nich wcześniej i machnęłam ręką na wspólne auto. W każdej chwili mogę sobie od ręki załatwić nowe. Czekam aż mój partner się obudzi i ogarnie na tyle, żeby nie irytować mnie marudzeniem od progu - wzruszyła ramionami jakby nie było to nic wielkiego i trudnego. Z plikiem talonów od Mechlera… nie było. - Patrząc na to gdzie się ten czołg znajduje, przygotowania i sama podróż zajmą sporo czasu, siły i środków. - skrzywiła się krótko nie rozwijając tematu, za to podejmując inny - Nie lubi gdy ktoś próbuje mnie rolować, nikt nie lubi… zwłaszcza gdy taka pluskwa uważa się za cwańszą od samej Fortuny. Znajdę ją, ale działam bez tamtych, na własny rachunek. Mam dość partactwa - wskazała dłonią na poczekalnię - Złoto jest wasze, to co znajdę przy poszukiwanych należy do mnie. Jako zadośćuczynienie za poświęcony czas i siłę. Jak mówiłam wiem że swoich ludzi też wyślesz, bo w sprawach honoru nie ma co polegać na przypadkowej zbieraninie o wątpliwej jakości i reputacji. Możemy pojechać na polowanie wspólnie, to zapewni wam pewność że zadanie zostanie wykonane, a mnie gwarancję, że przez czysty przypadek po całej sprawie nie pojawi się mi nagle za plecami druga ekipa i nie rozwali żeby zabrać co twoje, a dodatkowo wygraną z Areny. Pustkowia są niebezpieczne, różne przypadki chodzą po drogach i ludziach… w kwestii głów. Jej głowa jest wasza. Dostarczę ją na srebrnej tacy - tym razem uśmiechnęła się zimno - Nikt jednak nie będzie ingerował w to, co stanie się z nią i resztą ciała przed dekapitacją. Wy milady macie swoje metody… prości ludzie z Detroit też hołdują pewnym tradycjom na takie okazje.

- Myślę, że mogę się zgodzić na takie warunki.
- odezwała się szlachcianka siedząca po drugiej stronie stołu. - Nie wnikam kto mi odda moje złoto. Wolisz pracować bez nich to pracuj. - na ten warunek Federatka zgodziła się bez oporu. - Oczywiście masz rację, zadbałam już aby moje złoto wróciło do mnie. Niestety mam ograniczone już w tej chwili możliwości skontaktowania cię z moim człowiekiem bo opuścił nasz hotel. Nie wiem czy jeszcze jest w mieście. Jeździ jednak czarną furgonetką z przyciemnianymi szybami. - lady Amari wykonała przywołujący gest dłonią w kierunku swojego szambelana i ten szybko otworzył teczkę. Po chwili szukania w niej czegoś wyjął jakiś błyszczący detal i podał go szlachciance. Ta odebrała go i położyła na środku stołu. - Weź to. Jeśli mu pokażesz, będzie wiedział, że jesteś ode mnie. - powiedziała cofając dłoń i zostawiając na blacie ładnie wyglądający pierścień.

- Z owym dżentelmenem z południa porozmawiam na twój temat. Myślę, że dojdziemy do porozumienia. Jeśli miałabyś jakieś kłopoty w tej sprawie myślę, że bez kłopotu znalazłabym ci u nas jakąś odpowiednią posadę. - lady pokiwała lekko głową oglądając ponownie górną część sylwetki rozmówczyni. - I ciekawe wyrażenie z tym czołgiem. Mówisz jakbyś wiedziała gdzie się on znajduje. - zmrużyła nieco oczy koncentrując się na twarzy rozmówczyni.

- Czarna furgonetka z przyciemnianymi szybami… a jak się nazywa ten wasz człowiek? - panna Holden wzięła pierścień i zamknęła go w dłoni. Zapowiadało się, że zaplanowane na wieczór atrakcje z Kristi, tak jak cały plan na noc i najbliższy się poszły się pieprzyć same z siebie. - Milady… a skąd prosty człowiek spoza miasta miałby wiedzieć takie rzeczy? - spytała, unosząc trochę jedną brew - Monsiuer Durand cierpiał na bagienną gorączkę. W jego rany wdarło się zakażenie. Wystarczy spojrzeć jak się to skończyło. Aby konieczna była amputacja musi minąć trochę czasu, zwykle da się uratować kończyny poprzez wycięcie objętych martwicą tkanek i terapię antybiotykową. W skrajnych przypadkach dobre efekty daje obłożenie ran larwami much. Pozbywają się obumarłej tkanki, zostawiając czyste… - westchnęła, rozkładając ręce - To trochę zabawne… nawet patrząc tutaj, na Nice City. Brałam udział w paru konkursach, a i tak większość ludzi kojarzyć będzie mokre koszulki - machnęła dłonią.

- Wołamy go Nemesis. - odparła szlachcianka lekko się uśmiechając pod koniec wypowiedzi Vesny gdy mówiła z czym się kojarzy jej wizerunek miejscowym ale przez większość tego co mówiła była czujna i uważna. - Ja akurat najbardziej kojarzę cię młoda damo z tych rzeczy które widziałam na własne oczy. - lekko skłoniła głową wyjaśniając nieco swoje skojarzenia na temat dziewczyny z Detroit.

- I jak mam rozumieć tą opowieść o Durandzie? Zajmowałaś się nim po przyjeździe tutaj? Powiedział ci w jakiś sposób na jakich bagnach jest ten czołg? - szlachcianka drążyła temat bezpośrednio związany z główną nagrodą w tym całym wyścigu gdzie start był tutaj, w Nice City.

- Nemesis? - Vesna powtórzyła, robiąc zdziwioną minę - Nemesis - powtórzyła jeszcze raz, kręcąc głową i zaśmiała się cicho, aż przymknęła oczy z radości.
- Tak… Nemesis - odkaszlnęła i po krótkiej walce z mięśniami twarzy, przywróciła im powagę. Rozbawione zostały tylko jej oczy. - Bez urazy… to imię jest po prostu bardzo symboliczne w odniesieniu do prywatnego cyngla. Zemsta, przeznaczenie, sprawiedliwość. Zapewne nie będzie miał w dłoniach koła i gałęzi jabłoni, a na głowie korony z jelenimi rogami… Nemesis, Rivalitas… - westchnęła jakoś tak zamyślona, obracając wzrok na okno - Tym bardziej rada będę mogąc go poznać. Albo ją. Jeśli chodzi o monsieur Duranda próbuję zwrócić uwagę na jeden detal. Skoro ktoś tak doświadczony w podróżach jak on prawie zginął, teren musi być ciężki. Bagnisty, do tego skoro do tej pory nikt nie znalazł tego czołgu, jego miejsce zakopania jest w dzikiej części bagien. Ekstremalnie niebezpiecznej… stąd moja dygresja na temat długości przygotowań do podobnej wyprawy. Tyle, milady.

- Nemesis jest tu bardzo odpowiednim i adekwatnym imieniem.
- kobieta skinęła głową oglądając swoje paznokcie. - Zwłaszcza gdy chodzi o wykonanie mojej woli w tego typu wypadkach z jakim właśnie mamy do czynienia. - chociaż nie zmieniła położenia swojej dłoni jakiej się tak uważnie przyglądała to oczy skoczyły jej ku twarzy młodszej kobiety. - No chyba wszyscy słyszeli co się stało temu Durandowi. To rzeczywiście daje do myślenia. No ale od początku pogłosek o tym czołgu nie zapowiadało się to na kaszkę z mleczkiem. - podsumowała swoje wątpliwości milady po czym wydawało się, że ma zamiar się zbierać.

- Czy korzystając z okazji jeszcze coś chciałabyś omówić? - zapytała pro forma zerkając na dziewczynę z Detroit.

- Nie milady, zabrałam już wystarczająco wiele waszego czasu - technik skłoniła głowę w lekkim ukłonie - Nie przejmujcie się proszę mną na tę chwilę. Wiem co mam robić. Pozwolicie, że się oddalę… szukać waszego człowieka. Szczęście dopisze, jeszcze nie wyjechał z miasta. - popatrzyła na nią i łamiąc protokół wstała jako pierwsza, a kiedy to robiła, pochyliła się trochę nad stołem.
- Ten czołg... zachodni brzeg. Nie wiecie tego ode mnie - szepnęła patrząc Federatce prosto w oczy. Kontakt był krótki, bo tylko przez chwilę dało się zakrywać tak twarz włosami i udawać że powoli prostuje ciało.


Vesna opuściła komisariat miejscowej policji tak samo jak się na nim znalazła: na własnych nogach. Tylko tym razem nie towarzyszyli jej panowie w mundurach ale nadal czekała kilku pojazdowa eskorta ze zniecierpliwioną gwiazdą estrady w centrum tej kawalkady.
- No nareszcie! Co się stało? Co od ciebie chcieli? - zawołała Kristin z mieszaniną zniecierpliwienia i niepokoju gdy brunetka wpakowała się z powrotem na tylne siedzenie jej suva.

- A szkoda gadać… - panna Holden westchnęła ciężko, opierając głowę o zagłówek fotela i zamknęła oczy - Przepraszam Kristi, ale muszę coś pilnie załatwić. Znaleźć… jednego kolesia, wyjechać na parę dni za miasto. Okradli mnie, kurwa - otworzyła jedno oko i popatrzyła zmęczonym wzrokiem na blondynkę - Próbowali wrobić w inną kradzież, a jakby tego było mało… chyba chcieli wrobić w gównianą współpracę, straszyli listami gończymi i inne takie. Trochę poprostowałam. Ale ciężko szło, jak to z Fedziami - skrzywiła się - Przyjechaliśmy tu z Alexem w… większej grupie, w takiej bezpieczniej podróżować. Jak to zwykle bywa okazało się, że różnica charakterów trochę za duża jednak - zrobiła przerwę żeby znowu westchnąć - Rano kazałam im spierdalać, wynieśliśmy się, wzięliśmy rozwód. Wczoraj dostałam paroma epitetami po plecach… powiedz, po co się mieliśmy męczyć? - prychnęła i mówiła dalej - Teraz się okazała że jedna z tych wszy ukradła brykę. Wspólną, za którą jeszcze mnie i Alexa nie spłacili. Do tego wzięła w naszym imieniu zaliczkę od Amari. Zastawiła na arenie, a jak wygrała zapakowała całość i spierdoliła, zostawiając smród. Dogadałam się z Amari. - popatrzyła gdzieś na sufit zanim ponownie nie zamknęła oczu - Możemy się przejechać i poszukać furgonetki z przyciemnianymi szybami? Będzie w niej koleś od Amari… mój łowca. Nie popuszczę tej lambadziarze - syknęła przez zęby i wyprostowała się na siedzeniu - Mnie się nie roluje.

- Ojej.
- blondynka współczująco położyła dłoń na ramieniu kumpeli a w końcu bez pytania objęła ją, przytuliła i uspokajająco zaczęła głaskać po głowie. - Ale tarapaty. - westchnęła gdy przetrawiła to co usłyszała. - Masz rację, wygląda na to, że masz przez nich same kłopoty. A z tą furgonetką to się nie przejmuj, równie dobrze możemy pojeździć sobie po mieście zanim wrócimy do pokoju. - powiedziała chcąc pocieszyć i uspokoić brunetkę.

- Chłopaki! Spadamy stąd. Musimy przeczesać miasto i znaleźć czarną furgonetkę z przyciemnionymi szybami. - szefowa o blond włosach zakomenderowała odwracając się ku dwóm facetom na przednich siedzeniach i ci odpowiedzieli sakramentalnym “Tak Kristin” po czym samochód ruszył z miejsca. Główny samochód ruszył a wraz z nim i jego eskorta.

Podróż przez miasto na ostatnim dniu czy raczej nocy festynu nie była zbyt prosta. Część miasta nadal było odcięte dla ruchu pojazdów, wszędzie łaziły bezładne, rozbawione, hałaśliwe kupy ludzkie. Do tego firmowe samochody Kristin Black ściągały ku sobie spojrzenia, okrzyki i zaczepki widzów czy fanów. Na poboczach i chodnikach zaś stało mnóstwo wszelakich pojazdów.

Ale okazało się, że szczęście im sprzyjało. Kierowca zauważył wśród wielu innych podejrzaną bryłę na czterech kołach. Całkiem solidna, klasycznie amerykańska linia z dobrym zawieszeniem i uterenowioną wersją jaka pewnie nie obawiała się byle kałuży. Akurat kierowca otwierał drzwi do szoferki i wsiadał do niej gdy pojazdy gwiazdy filmowej zatrzymały się do pewnego stopnia blokując mu wyjazd. Przez przyciemniane szyby, które po nocy wydawały się smoliście czarne, nie było już jednak w ogóle widać gościa który tam właśnie wsiadł.

Zabójca czy zabójczyni - kto siedział w bryce na przeciwko? Późną, prawie nocna porą… do tego po podjęciu zlecenia. Przywitanie mogło wyjść różnie.
- Jak wyglądam? - Vesna zażartowała, poprawiając włosy i malując usta na krwistą czerwień. Spojrzała na Kristi i pochyliła się żeby ją pocałować.
- Dzięki… jesteś najlepsza na świecie - przyznała szczerze, odgarniając jasny kosmyk włosów za ucho gwiazdy. Przyjaciółki… to było bardzo możliwe.
- Mam z nim jechać załatwić sprawę. Mogę wrócić późno - wyciągnęła ze stanika zwitek talonów i wcisnęła je blondynie w ręce, sobie zostawiając raptem parę - Jeżeli nie wrócę do rana… nic mi się nie stało. Pojechałam polować, daj to proszę Alexowi, niech kupi brykę na ten pieprzony czołg. Pracujemy oboje dla Mechlera, Patrick powie mu co i jak… tylko niech się nie biją i - nabrała powietrza i dokończyła pustym głosem - Jak wstanie a nie mnie jeszcze nie będzie… powiedz mu, że go kocham, ok? Wiem że się nim zaopiekujesz… Tobie też się odwdzięczę, obiecuję - złapała ją za rękę - Tylko… muszę to załatwić. Ogarnę interesy, wrócę i jestem twoja. - pocałowała ją jeszcze raz na pożeganie - A teraz wybacz… i bądź niegrzeczna - dokończyła z kosmatym uśmiechem - Dokładnie przepytam cię o listę grzeszków i bardzo… bardzo dokładnie będziemy je prostować.

Blondynka roześmiała się wesoło z ostatniego pomysły Vesny. Widać bardzo przypadł jej do gustu. Ale dalej trzymała w objęciach brunetkę jakby się bojąc z nią rozstać. Przestała się śmiać, uśmiechać i popatrzyła poważniej.
- To nie znasz go? I chcesz jechać z nim sama w tą noc? A jak ciebie też sprzątnie czy co? - Kristin akurat ten pomysł nie przypadł do gustu. Widocznie widziała to jako kolejną porcję kłopotów albo potencjalnych kłopotów. - To może weźmiesz któregoś z moich chłopaków? - zaproponowała wskazując na przednie siedzenia.

- Nie sprzątnie. - pokazała pierścień na palcu i pomachała dłonią - Nie bój się, mam wizytówkę. Będzie dobrze - pocałowała ją po raz trzeci, zgrywając pewna siebie. Faktycznie mógł ją zdjąć w każdej chwili, ale jakby poszła z nieswoja obstawą to by wyszła na tchórza. Nie wolno jej było tchórzyć. Więc się uśmiechała bezczelnie - A twoich chłopaków mogę wziąć jak wrócę. Po jednym, obu naraz… byle Alex nie widział - zaśmiała się, otwierając drzwi.

- Oj tam chłopaki ci tylko w głowie! A mnie kto weźmie? Znowu będę musiała zaprosić Kay. A już miałam plany na wspólną noc. - blondynka wróciła do niefrasobliwego tonu rozkapryszonej gwiazdy przyjmując pocałunek wdzięcznie i chętnie. Ale pod tą maską błazenady Vesna dostrzegała nadal cień niepokoju w oczach i to pewnie związany z jej osobą.

W końcu drzwi trzasnęły odcinając Vesnę od jej blondwłosej kumpeli. Pojazdy gwiazdy jednak jeszcze nie odjeżdżały. Sama panna Holden podeszła te kilka kroków do szoferki z ciemnymi szybami i zastukała w szybę. Szyba zaczęła odsuwać się na dół. Nie tak płynnie jak z automatem więc widać była napędzana klasycznym zestawem: wajcha + ręka.

Gdy się opuściła wystarczająco niski zobaczyła wewnątrz twarz faceta. Chociaż umykały jej w słabym świetle detale to musiał to być jakiś facet. Zatrzymał wzrok na pierścieniu jaki założyła na palec. Przyglądał mu się chwilę nim uniósł wzrok na jej twarz.

- Z czym przychodzisz? - zapytał w ramach powitania.

-Z wieściami - powiedziała próbując przebić mrok żeby zobaczyć detale. Mężczyzna, chyba starszy od Alexa, a na pewno od niej. Ciemnowłosy, o ile wzrok nie płatał jej figla - Wiem co masz zrobić, za czym gonisz. To się nie zmieniło, ale zmianie uległa ilość łowców. Ja i mój partner jedziemy z tobą. Ty zabierasz głowę i złoto, my rzeczy które nam skradziono. I resztę. Milady zadecydowała.

Facet w szoferce nie odezwał się. Obserwował najpierw rozmówczynię, potem samochody z jakich wyszła, w końcu coś za przednią szybą.
- Mam swoje zadanie. I mam świeży trop. Wsiadaj albo spadaj. - odpowiedział krótko kładąc ręce na kierownicy. Drugą ręką przekręcił kluczyk i zaczął uruchamiać pojazd. Van zachrypiał i zazgrzytał ciężko ale kolejna próba przyniosła pożądany efekt i odpalił już gładko.

Technik skrzywiła się skonsternowana. Koleś chciał jechać w pościg furą, która w każdej chwili mogła odmówić współpracy?
- Chcesz ich ścigać z wyciekającym olejem i prawie zatartym silnikiem? - prychnęła przechodząc do drzwi od strony pasażera. - Padnie ci na trasie i co wtedy? Zaczniesz ich gonić z buta? Życzę powodzenia. Bryka twojego celu nie rozkraczy się na środku drogi, bo chodzi jak żyleta. Wiem o tym, bo sama się nią zajmowałam - otworzyła drzwi i zaczęła się pakować do środka - Ta ledwo ciągnie, a czeka nas kawałek trasy. W szczerym polu ci jej nie naprawię samymi dobrymi chęciami. Muszę mieć swój sprzęt. - popatrzyła na niego przez półmrok szoferki - Proste równanie. Albo teraz podjedziemy do Feurs du Mal po moje klamoty. Albo potem stracisz więcej na szukaniu odpowiednich narzędzi i kogoś kto ci tę furę postawi na koła… a tym czasie tamci się oddalą. - westchnęła - Dziesięć minut, tyle to zajmie.

- Proste równanie, albo jedziesz ze mną albo wysiadasz.
- odparł facet za kierownicą sprawnie cofając pojazd na ulicę. Widząc, że kumpela Kristin Black wsiadła do środka jej samochody też ruszyły dalej. Kierowca furgonetki wyprowadził ją w przeciwnym kierunku i ruszył przez miasto. Jechał niezbyt szybko bo szybka jazda przy tak zawalonych ludźmi ulicach była proszeniem się o kłopoty. Ale prowadził sprawnie i pewnie omijając kolejne grupki, hamując by je przepuścić albo przyspieszając aby je wyminąć. Po początkowych kłopotach z odpaleniem motor maszyny wydawał się działać całkiem równo i pewnie.

- Skoro już z tobą jadę - zaczęła po paru minutach przerwy, znowu spoglądając w bok na kierowcę - I mamy współpracować, to miło byłoby aby ta współpraca przebiegała w jakichkolwiek ludzkich warunkach. - westchnęła, a potem poprawiła włosy, zgarniając je na plecy.
 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR
Amduat jest offline