Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-11-2018, 20:57   #36
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 6 - VIII.29; pn; ranek; Nice City i Pustkowia




Poniedziałkowy poranek nie był taki najgorszy dla Henry’ego. Gorący i pochmurny patrząc na to co się działo za oknem. Ale nie był też taki najlepszy. Dobre było to, że obudził się cały i w jednym kawałku. Nikt mu nie celowal w głowę ani nie groził nożem. Nawet nikt się nie darł w pokoju czy za ścianą. Chociaż z racji profilu “Muszelki” w nocy było z tym różnie. W końcu ten festyn to dla lokalu tego typu jak żniwa i wszyscy tu pracowali na pełnych obrotach. Z jednej strony więc nikt za bardzo na Colonela nie zwracał uwagi no ale też i czasu za bardzo nie miał. Zwłaszcza wieczorami i nocami czyli w typowych godzinach pracy tego burdelu. Teraz, o poranku, czyli środku nocy dla takiego lokalu było dość cicho i spokojnie.

Natomiast mniej dobre było to, że zasoby zaczynały mu się kończyć. W lokalu Lucy bytował za pół darmo no ale jednak nie za darmo. Aby opłacić kolejną dobę musiał zostawić trochę ammo. Jeszcze pociągnie tak z kilka dni no ale jak nie skombinuje jakiegoś szmalu to nie będzie go stać nawet na “Muszelkę”.

Miał oczywiście swój skarb czyli paczuszkę pierwszorzędnych prochów od Straussa. No ale z tym też nie było tak różowo. Paczuszka rozkosznej chemii była niczym sztabka złota: droga i wiele warta, idealna jako skondensowany gambel przy większych transakcjach ale mało wygodny w codziennym obrocie. Mógł ją zacząć upłynniać po kawałków to by na takie codzienne drobiazgi starczyło na tygodnie. Albo pobawić się w dilera i zacząć regularną sprzedaż. Tylko to by go pewnie odciągnęło od innych zajęć. A oba wyjścia oznaczał naruszenie paczki co nie wiadomo czy byłoby do odtworzenia. Podobnie mógł wymienić paczkę na więcej drobniejszych i wygodniejszych gambli.

Tylko nie był pewny co teraz zrobi Strauss. Dał mu zaliczkę za konkretne zadanie i jako szefowi ich wesołej furgonetkowej grupki. A obecnie nie miał ani furgonetki ani grupki. Anne zakosiła furę i się zmyła z miasta nie oglądając się na resztę, że zostawia ich z ręką w nocniku. Akiro siedział w pace. Vesny nie widział odkąd wyszła z pokoju przesłuchań z lady Amari a poza tym i tak wzięła z nimi rozwód. Ostatni jaki był w mieście i Colonel miał z nim względnie dobre relacje to Wierzbowsky. Tylko czy nawet gdyby się dogadali to Strauss uzna równoważność dwóch pieszych do piątki zmotoryzowanych? Nie wiadomo. A jeśli nawet to Colonel straci punkty u niego jeśli nie załatwi tego co obiecał czyli wozu z obsadą i wyprawę po ten czołg. Bez fury opuszczenie miasta robiło się mocno utrudnione. Po mieście zresztą też chociaż jeszcze można było się przejść z buta. Ale w mieście była i agencja wynajmująca najemników i dealer samochodowy. Tyle, że ani jedni, ani drudzy, nie kiwnął palcem bez kasy i zaliczki.

No i był ten list gończy w zawieszeniu na tydzień jeśli szlachcianka zrobi to co obiecała jeśli oni nie zrobią to co chciała. A wydawało się, że jest na tyle wkurzona numerem Anne aby nie odpuścić. I na tyle wpływowa i zasobna by mieć za co fundować nagrody. Chyba, że Henry pogodzi się z opracowaniem kilku tygodni w skwarze i znoju to wtedy ten list był mało straszny. No albo wymyśli co tu teraz zrobić aby wyjść na swoje. W tym nowym dniu i tygodniu miał więc nad czym myśleć.






Chciał kawy. Wziął nakrętkę termosu wypełnioną tym ciepłym, rozgrzewającym płynem. Ale nadal był równie rozmowy jak Akiro. W końcu więc zmogła ją ta monotonna podróż przez nocne Pustkowie i widocznie zasnęła. Poznała po tym jak obudziło ją potrząsanie za ramię. - Wstawaj. Rzuć na to okiem. - człowiek lady Amari obudził ją. Stał w otwartych drzwiach od jej strony i wodząc, że ją obudził cofnął się dając jej się wygrzebać z szoferki. - Tam. - wskazał brodą w kierunku krzyżówek na jakich stanął.

Była jeszcze noc, od ziemi były mgliste opary. I wydawało się, że stoją pośrodku niczego. Bo przez tą zasłonę nocy nic sensownego nie było widać poza tym co oświetlały reflektory pojazdu. A widać było właśnie te krzyżówki. I van nadal mruczał na jałowym biegu więc nie dość, że jeszcze się nie zepsuł to widać postój nie zapowiadał się na długi.

Prawie obcy facet wskazał jej gestem kierunek a na koniec poświecił latarką. Szedł o krok obok niej i z pół kroku za nią. - Któreś z nich to od waszego vana? - zapytał oświetlając asfalt a raczej naniesione na niego łachy piachu i błota. Materii na jakiej opony pojazdów odciskały, ładny, wyraźny ślad. A na tym nocnym Pustkowiu nie było się kogo zapytać czy coś widział a nic innego nie zdradzało którędy mogła pojechać uciekająca furgonetka. No chyba, że wiedziało się jaki ma bieżnik opon. A to dla panny Holden nie było żadną tajemnicą i po chwili oglądania lach i błota mogła wskazać właściwą odnogę drogi.

- Zajebiście. Nie są zbyt daleko. - Nemezis chociaż się nie uśmiechnął wydawał się zadowolony. I z tego wskazania kierunku i z tego, że jednak zabrał gadatliwa pasażerkę.





Potem gdy wrócili do czarnej furgonetki i wznowili podróż Vesna znowu zasnęła. Obudziło ją nieprzyjemne uderzenie w głowę. Gdy otworzyła oczy okazało się, że jest już widno. I właśnie wyjechali w jakąś gruntową drogę z ledwo przyschniętym na wierzchu błotem. We wystającym dniu unosił się lekka mgła od parującego nadmiaru wilgoci.

- Myślę, że są w stodole. Albo za. Żeby ich z drogi nie było widać. - przywitał się człowiek Federatki gdy zorientował się, że pasażerkę ta jazda po wertepach jednak obudziła. Wskazał głową na zabudowę jakiejś zapuszczonej farmy pewnie o jeden zjazd dalej. Budynki stały akurat po stronie pasażera. Musiało być do nich z kilkaset metrów. Kierowca wydawał się czujny i skoncentrowany jak sprężyna sprężynowca tuż przed zwolnieniem.

- Aha. - pokiwał głową z satysfakcją jakby obstawił na loterii właściwy numerek. Musieli sporo objechać po tych wertepach. Minęli tą podejrzana farmę, wyjechali na jakąś drogę równoległa do tej jaką pewnie jechali pierwotnie i pojechali kawałek. Kierowca zatrzymał się i przez chwilę obserwował farmę przez lornetkę. Ale sama widziała, że “od tyłu” wrota stodoły były otwarte. A przez nie widać było znajomą bryle chociaż bez detali z tej odległości. I zamknięte wrota od strony którą pierwotnie jechali. Z tamtej, rzeczywiście w stodole nie byłoby ich pewnie widać. I z tego właśnie ucieszył się łowca.

- Jeszcze nie wstali. - powiedział prawie wesoło i ruszył vanem. Zjechali podobnie w jakieś zabudowania, tak by od strony drogi nie było widać pojazdu. Nemezis zatrzymał i zgasł silnik. Wysiadł i otworzył boczne drzwi vana. Wlazł do środka i zgarnął spod ławki jakiś podłużny pakunek oraz plecak z jedzeniem.

- Czas zrobić swoje. - mruknął a potem wszedł do budynku. Widziała przez rozwalone okna jak wchodzi na piętro. Po chwili wahania podążyła za nim. Gdy weszła na górę zauważyła jak przesuwa jakieś stare biurko i krzesło. Potem na biurko położył ten podłużny pakunek i plecak z prowiantem. Z pakunku wyjął karabin z lunetką.

[MEDIA]http://i1313.photobucket.com/albums/t546/beanz200/beanz2_SSG69_zpssnrjnsz0.jpg[/MEDIA]

- Nie podchodź do okien. - poinstruował ją widząc, że też przyszła na górę. Sam też z tym biurkiem ustawił się w korytarzu, w głębi pomieszczenia. Spokojnie go ustawił na biurku i usiadł na krześle. Dłuższą chwilę ustawiał coś i poprawiał przy optyce aż chyba uznał, że “to już” bo zostawił karabin na biurku i oparł się wygodnie na krześle i sięgnął do plecaka z prowiantem. I widocznie czekał. A w międzyczasie zaczął jeść śniadanie zabrane do plecaka i popijać kawą. Sądząc po minie jaką poczęstował pasażerkę chyba był dość mocno zdziwiony jak bardzo w nocy uszczupliła jego zapasy. Jak zwykle prawie się nie odzywał a od czasu do czasu zerkał w kierunku stodoły przyglądając się jej przez lornetkę. Od czasu do czasu dawał jej popatrzyć przez lornetkę i przez nią widać było wyraźnie ich wóz ale nie mogła dostrzec obozowiska, ogniska ani sylwetek.

- Zbierają się. - powiedział człowiek Amari i to całkiem flegmatycznie. Równie flegmatycznie jadł czym mógł przypominać jakiegoś przeżuwacza. Odłożył nakrętkę z resztką kawy i oddał jej znowu lornetkę. - Są dwa cele. A muszę przeładować. Przez moment nie będę widział zbyt dokładnie, co się tam dzieje. Jak są szybcy to mogą gdzieś się skitrać. Patrz gdzie. - poinformował ją już pochylony z okiem przy lunetce karabinu. Mówił nadal bez pośpiechu, oszczędnie i wręcz flegmatycznie. A jednak biło od niego pewność siebie i spokój ducha jakby działo się wszystko wedle ustalonego scenariusza, przerabianego nie wiadomo ile razy.

Gdy człowiek Federatów podał jej lornetkę mogła widzieć wreszcie ruch wewnątrz stodoły. Czarne, proste Indiańskie włosy, jedzenie śniadania, zagaszenie ogniska, świetne humory. Mężczyzna i kobieta wydawali się po złości prowokować do oddania strzału. Ale ten nie padał mimo, że strzelec wydawał się przyczajony za karabinem gotów oddać go w każdej chwili. Ale nie strzelał. A tamta, odległa i nieco przymglona odległością i lekką mgłą dwójka nieświadoma dwójki obserwatorów zbierała się bez pośpiechu do zwijania obozu. Otworzyli boczne drzwi i wrzucili tam coś, pewnie śpiwory lub podobne coś. Anne skierowała się ku szoferce ale Zenek coś powiedział wykonując ponaglający gest. I ostatecznie to on usiadł za kierownicą a Indianka obok. Kierowca odpalił furgonetkę i zaczął ruszać. Ale jechał wolno i w stosunku do dwójki podglądaczy prawie na wprost. Po wyjeździe ze stodoły pewnie chcieli skręcić i pewnie albo podjechać bliżej albo wrócić na drogą jaką obie furgonetki przyjechały w nocy. Ale nie wyjechali.

- Najpierw kierowca. - powiedział cicho człowiek do zadań specjalnych lady Amari dając znak, że wreszcie się zacznie. No i się zaczęło. Mężczyzna ściągnął palcem cyngiel o te kilka decydujących milimetrów i huknął strzał. Nemesis oderwał oko od lunety i zaczął ściągać zamek broni do siebie. Z zamku wypadła złota łuska a w lornetce widać było efekt wystrzału o kilkaset metrów dalej. Przednia szyba poszła w drobny mak o wnętrze szoferki rozchlapało się na czerwono. Ciałem kierowcy siła uderzenia rzuciła najpierw w tył a potem osunął się bezwładnie na kierownicę. Indianka musiała być w tym momencie w szoku kompletnym bo siedziała tuż obok zachlapana krwią, kością i mózgiem kumpla. Zamek obok panny Holden zgrzytał sucho, metalicznie, przeryglowując broń i podając z magazynka kolejny nabój. Strzelec wrócił spojrzeniem do celownika lunetki ale Anne otrząsnęła się z szoku z jakimś złodziejskim instynktem i chyba padła na płask znikając z widoku i linii strzału. Nemesis czekał z bronią gotową do strzału. Ale nie dała mu okazji do powtórnego strzału. Musiała wciąż żyć bo widzieli jak tylne drzwi vana się otwierają.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 11-11-2018 o 00:44.
Pipboy79 jest offline