Berni nie odzywał się, bo i nie bardzo było do kogo. Do tych nieznajomych w tunelu nie miał odwagi, zaś do Lothara nie mógł, bo ten poszedł na krótki zwiad.
W pewnym momencie kroki z tunelu i głosy zaczęły się zbliżać. Trzy cienie zatańczyły na ścianach. Z korytarza ktoś wychodził.
Szczęśliwie szlachcic wrócił na czas i zagaił beztrosko zmienionym głosem do zbliżających się istot. Kapłan od razu pojął koncept kompana. Szybko wycofał się w cień zostawiając towarzysza na ariergardzie, sam zaczaił się obok w cieniu z żelazem w dłoni.
Był gotów uderzyć w każdej chwili, choć łudził się, że nie będzie to potrzebne. Czas miał pokazać. |