Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-11-2018, 19:12   #37
Tadeus
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Marius

Barnosdorf początkowo wyglądał na średnio zachwyconego ofertą, ale w końcu doszedł do wniosku, że każde ciche miejsce się nada, więc równie dobrze może być i to proponowane przez Mariusa.

Na miejscu nie zamówił nic, dało się zauważyć jak z nerwów pracowały mu mięśnie szczęki. Nie wyglądał jakby uważał, że trunek będzie panaceum na jego troski. Wręcz przeciwnie, w środku przybytku czuł się wyraźnie nieswojo. Ciężko powiedzieć, czy chodziło o to, że miejsce to było poniżej jego standardów. O tym, że nie stronił od alkoholu Marius wiedział przecież od Erwina.

W końcu wyłożył mu swój plan. Głosowanie Rady Miasta było już za 4 dni, ale już wcześniej odbyły się ogólne konsultacje między radnymi i wstępna dyskusja. Wyglądało na to, że podsumowując wszystkie proponowane zmiany mogli spodziewać się utraty zysków o około trzydzieści procent, być może również utraty niektórych przywilejów, które zmuszałyby ich do bardziej rozwiniętej sprawozdawczości i czekania na dodatkowe autoryzacje ratusza przy windykacji zaległych płatności.

Nie wszystkie szczegóły były dogadane, ale frakcja radnych, która była za oszczędnościami wyraźnie miała przewagę. Przewodził jej niejaki Bruno Heidrich, jego rodzina handlowała rasowymi końmi i różnymi innym produktami odzwierzęcymi. Heidrich ogólnie zdawał się być na fali wznoszącej, miał wizerunek reformatora, który nie bał się rozbijać różnego typu miejskich układów. W rzeczywistości jednak te "układy" najczęściej jakimś dziwnym trafem stały w sprzeczności z jego interesami. A przynajmniej tak malował to Barnsdorf.

Dodatkowo Heindrich znał Barnsdorfa i wyjątkowo go nie lubił, posprzeczali się kiedyś przy wycenie podatku od koni importowanych do Bechafen.

Poborca opowiedział mu również, że starał się zyskać jakieś dojście do któregokolwiek z radnych, by w jakiś sposób zdobyć jego poparcie, jednak Rada ogólnie przyzwyczajona były do tego typu zabiegów najróżniejszego typu grup, które walczyły o swoje przywileje i dostęp do nich był znacznie utrudniony. Miał troszkę informacji, które pozwoliłyby mu być może na próby przekonania niektórych radnych, ale niczego, co obiecywałoby realną szansę na powodzenie. No i była możliwość, że tylko by ich poirytował i pogorszył sytuację.

I tym samym poborca doszedł do Mariusa i jego roli.
- Szanse są pewnikiem takie małe, jak przy innych, być może nawet mniejsze, ale skoro pan, panie Wallberg zapewne tak samo pragnie zapobiegnięcia tym... Nieszczęśliwym zmianom... Jak ja... To być może właśnie ta droga okaże się właściwą.

Widać było, że sam pomysł niezbyt mu się podobał, ale nie za bardzo widział alternatywę. W mieście gościła krewna Heindricha, wdowa po jego bracie przyrodnim, niejaka Tamara Parnberg. Podobno słynęła z niezbyt udanego charakteru, który szybko zrażał ewentualnych absztyfikantów. Po mężu miała niezbyt wysoką pensję i skromne udziały w paru mniejszych nieruchomościach. Ogólnie była dość niewygodna dla rodu i Heindrich na pewno by się cieszył, gdyby się wreszcie ustatkowała i przestała stanowić dla nich obciążenie. Zapewne zaakceptowaliby nawet niezbyt zamożnego, byle spokojnego i nie budzącego kontrowersji kandydata. Obecnie gościła w stancji dla szlacheckich panien, ale praktycznie codziennie odwiedzała też posiadłość Brunona i jego rodziny.

- Kto wie, taki kawaler jak pan, panie Wallenberg z pewnością mógłby wpaść w oko wdowie spragnionej ułożonego rodzinnego życia. A z dostępem do domu Heindricha... - spojrzał na niego wymownie. - Kto wie, może by pan usłyszał coś cennego, co by nam pomogło, może zasiał w jego rodzinie jakąś korzystną dla nas myśl? Albo doprowadził do sytuacji, w której pan Heindrich spóźni się na głosowanie?

Parsknął.
- Przyznam, że to szalone, ale cóż począć, jeśli wszystko jest przeciw nam?
Spojrzał na jego cydr, ale widać, że najwyraźniej zraził się ostatnio do alkoholu, bo szybko odwrócił głowę.
- No chyba, że widzicie inne wyjście z tej całej nieszczęsnej historii...


Arnold

Widać było, że para żaków początkowo przerażona była wizją zbliżania się do żelastwa, które najwyraźniej w jakiś sposób przyczyniło się do obecnego stanu ich nauczyciela. Stanowczy ton Arnolda zrobił jednak swoje, a po ostatnich przygodach z hardymi pracownikami kupca najwyraźniej nie mieli też wątpliwości, że ci przymusiliby ich do posłuszeństwa bez żadnych oporów.

Szybko uporali się ze spętaniem szaleńca i zabezpieczeniem jego rzeczy.

W nocy w snach Arnolda znów pojawiły się tajemnicze obrazy. Widział dziko wirujące mapy nieba, w których gwiazdy przemieszczały się chaotycznie niczym roje spragnionych padliny much, widział znaki z egzotycznych alfabetów, gwałtownie zwijające się i rozwijające w fantazyjne serpentyny, widział wreszcie otwartą czaszkę jakiegoś człowieka i swoje ręce chwytające szaro-różową kopułę jego mózgu. Czuł jak podróżował przez jego myśli pełne urwanych, niewyraźnych obrazów ukazujących dawne sukcesy i porażki, jego licznych bliskich i wrogów. Zobaczył swoją matkę krzyczącą z bólu i dziecko wydobywające się spomiędzy jej zakrwawionych ud.

A potem obudziło go szarpnięcie i zarośniętą twarz Hansa.

- Te, szefie. Ten profesorek się zbudził, dziwy jakieś, sami zobaczcie.

I faktycznie. Dziwne to było, bo spętany Hupfnudel siedział i patrzył się na nich całkiem trzeźwym, choć być może trochę zdziwionym wzrokiem.
- Co tu się dzieje? Proszę mnie natychmiast rozwiązać! - rzucił z oburzeniem, rozglądając się wokół jakby nie kojarzył żadnego z nich.
 
Tadeus jest offline