14-11-2018, 11:46
|
#238 |
| Już pierwszy atak orków uświadomił im, że ich plan obrony korytarza nie ma szans sukcesu. Poranieni, zmęczeni, zaczęli wycofywać się od smętnych resztek barykady. Nie zapomnieli jednak o utrzymaniu odpowiedniego szyku, nie uciekli w nieładzie. Lekko kręty, skalny korytarz opadał w kierunku północnym, a gdzieś za nimi – wiedzieli to – potwory szykowały kolejne natarcie.
Po kilkudziesięciu metrach przejście blokowały drzwi zbite z krzywych desek. Pomiędzy nimi prześwitywały promienie słoneczne, oświetlając podłogę korytarza. O ścianę oparta była żelazna sztaba, służąca zapewne do zamykania drzwi. Teraz były jednak jedynie przymknięte, idący z przodu Liward pchnął je. Gdy otwarły się szeroko, zaatakował go schowany z boku ork. Wojownik zdążył jedynie lekko uderzyć puklerzem w broń zmierzającą prosto w jego serce. Jedynie, ale prawdopodobnie uratowało mu to życie. Czubek paskudnie wyglądającego harpuna wbił się w bok Liwarda. Ryś natychmiast zaatakował napastnika, przeszywając go na wylot swoją włócznią. Ork padł martwy na ziemię.
Znaleźli się w wielka kawernie, tworzącej naturalną przystań pod skalnym dachem i otwierającej się na jezioro, wypełniające skalną rozpadlinę o stromych, pionowych ścianach. Przy brzegu widzieli drewniany pomost, do którego przywiązano sześć czółen z wiosłami.
__________________ Bajarz - Warhammerophil. |
| |