Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2018, 18:53   #4
WielkiTkacz
 
WielkiTkacz's Avatar
 
Reputacja: 1 WielkiTkacz ma wspaniałą reputacjęWielkiTkacz ma wspaniałą reputacjęWielkiTkacz ma wspaniałą reputacjęWielkiTkacz ma wspaniałą reputacjęWielkiTkacz ma wspaniałą reputacjęWielkiTkacz ma wspaniałą reputacjęWielkiTkacz ma wspaniałą reputacjęWielkiTkacz ma wspaniałą reputacjęWielkiTkacz ma wspaniałą reputacjęWielkiTkacz ma wspaniałą reputacjęWielkiTkacz ma wspaniałą reputację
- To wygląda bardzo źle - Hisako przyjrzała się zwierzęciu i pociągnęła Jamesa za koszulkę. - Powinniśmy powiedzieć pani Barker - powiedziała zaniepokojona.
- Może od razu powiedzmy mojej mamie, że wchodzimy bez pozwolenia na teren świra, który trzyma w lodówce żonę. Będziemy kolejni po żonie i psie. Nie jestem ciołkiem, ale mamy okazję sprawdzić czy historie mojej siostry są prawdziwe. Heather i tak stoi i pilnuje… - Marti wskazał gestem ręki w kierunku koleżanki.
- Dla mnie ważniejsza jest Princess, niż sprawdzanie tych historyjek - odparł James. - Gdyby mój King był w takim stanie, to już bym z nim był u doktor McCarthy. Niech sobie świr trzyma w lodówce całą rodzinę i garstkę sąsiadów na dodatek.
- Ok - Marti nie dawał za wygraną. - W środku pewnie ma telefon i możemy przy okazji zadzwonić anonimowo po pomoc. Wasza sprawa. Ja nie pchałem się na jego teren tylko wy. Może jakiś kompromis? Czy wytłumaczyć ci to słowo James? - zaśmiał się Brainy.
- Nie musiałeś iść, mogłeś pilnować bramy z Heather - Syknęła cicho Azjatka.
- Moja propozycja wejścia do domu jest równie mądra, co wasza chęć zbliżenia się do tego psa. Jak jest chory? Jeśli któreś ugryzie? Od razu mogliśmy iść po mamę i nie zgrywać bohaterów.
Dla Martiego pies faktycznie wyglądał chyba na chorego. Schował się za budą popiskując. Chyba - to słowo nie dawało mu spokoju.
- To trzeba było po nią iść! - powiedziała już gniewnie Hisako patrząc Martiemu w oczy. - Wcześniej nie wiedzieliśmy się co się dzieje, teraz wiemy i możemy wracać jak tak bardzo się boisz sąsiada.
- Ja? Boję? To patrz! - Marti nie chciał wyjść na frajera. Dość, że każdego dnia w szkole mu to uświadamiano, to jeszcze wśród przyjaciół? Nie!

Ruszył zdecydowanym krokiem w stronę okienka od piwnicy. Szedł na tyle daleko, żeby pies nie dosięgnął go na długość łańcucha. Po drodze rozglądał się za czymś ostrym. Znalazł kawałek pręta i blaszki - idealnie - pomyślał. Wyjął z kieszeni gumy balonowe i wpakował do buzi trzy na raz. Zaczął mocno je przeżuwać. Gumy ciągnęły się jak mordoklejka. Ukląkł przy oknie i wiedział co robić. Pamiętał jak ojciec wymieniał szybę w ich okienku piwnicznym i mówił o starym słabym kicie. Wyjął z buzi gumę i zaczął robić z niej kulkę, jednocześnie wydrapując od swojej strony kit z krawędzi. Głęboko i dokładnie. Następnie przytknął gumę do szyby i naciągnął zawijając o pręt, który finalnie pociągnął do siebie wyjmując szybę. Nie czekał. Wpakował się do piwnicy mimo strachu, który mu towarzyszył.

Piwnica pogrążona była w ciemnościach, przez które przebijało się słabe światło sączące się do środka przez małe okienko. To przez nie Marty wślizgnął się do pomieszczenia. W powietrzu unosił się zapach drewna i starego papieru. Chłopiec zauważył stojący pod ścianą ciężki, żelazny piec, nieużywany o tej porze roku. Drzwiczki do pieca były otwarte. Dalej znajdowały się schody, prowadzące na górę. “Marti jak zawsze nie umie złapać…” “Nie musiałeś iść, mogłeś pilnować bramy…” - ja wam pokażę kto jest frajer - pomyślał o bliźniakach. Wzrok się przyzwyczai, wzrok się przyzwyczai… - powtarzał sobie w myślach i ruszył powoli w kierunku schodów rozglądając się na boki.

- Marti weź się nie wygłupiaj i wracaj, wejście na podwórko to jedno włamanie się do domu to totalnie co innego...Marti? - usłyszał za plecami głos Hisako.

Oczy zbyt wolno przyzwyczajały się do ciemności bo Marti jak to Marti potknął się kilka razy idąc po omacku. Na szczęście nie upadł i nie zrobił sobie krzywdy. Usłyszał za sobą Hisako. Była gdzieś daleko. Za daleko, bo emocje opadły, a w głowie dzieciaka pojawiła się wyobraźnia. Cienie ogarnęły go ze wszystkich stron. Ktoś gapił się na niego w ciemności. Marti czuł duszenie w klatce piersiowej i zaczął biec w kierunku schodów i wyjścia z piwnicy. Jeszcze nie krzyczał. Przynajmniej tak mu się wydawało...
 
WielkiTkacz jest offline