***
Kiedy pani Barker usłyszała co się stało na podwórzu Alberta Hausera wściekła się nie na żarty.
-
Ile razy powtarzałam ci Marty, żebyś się tam nie kręcił?! – skarciła wzrokiem syna. Widząc jednak nadzieję i niepokój na twarzach jego przyjaciół szybko złagodniała. Co by nie powiedzieć o matce Martina miała serce i dla ludzi i dla zwierząt.
-
Zostańcie tutaj – rozkazała surowym tonem i ruszyła na posesję starucha. Wróciła pięć minut później, zawołała dzieciaki do kuchni a potem wertując książkę telefoniczną znalazła numer do weterynarza.
***
Kiedy przyjechała dr. McCarthy, pani Barker zabroniła synowi i jego znajomym wychodzić z domu. Sama postanowiła załatwić sprawę z psem. Przywitała się z panią weterynarz i po chwili kobiety ruszyły na posesję Hausera. Dzieciaki obserwowały wszystko z okna pokoju Martiego, znajdującego się na pierwszym piętrze. Z okna mieli widok na część podwórza i widzieli jak dr. McCarty podchodzi do budy i otwiera swoją torbę lekarską. Staruch przyjechał kwadrans później. „Brainy” wcześniej uchylił okno, dzięki czemu wszyscy słyszeli wymianę zdań.
-
Kto dał pani prawo wchodzić na moją posesję!?
- Ale proszę na mnie nie krzyczeć!
- Dzwonię po gliny!
- Dzwoń pan!
- Cholerna baba!
- Dręczyciel zwierząt!
Nie była to przyjemna rozmowa, ale Klara Barker, spokojna gospodyni domowa tego dnia pokazała pazur i nie dała sobie wejść na głowę sąsiadowi. Do domu wróciła zła jak osa, ale na jej twarzy dało się zauważyć pewną satysfakcję. Zebrała dzieciaki w salonie i wytłumaczyła im, że psy szczeniąc się nie potrzebują pomocy ludzi i suka sama sobie dzielnie poradziła z porodem. Na świat przyszło cztery zdrowe szczenięta, dwaj chłopcy, dwie dziewczynki. Czy był to jakiś znak od niebios a może zwyczajny przypadek? Humor dzieciakom popsuł fakt, że pieski zostały pod opieką Hausera choć mama Martiego zaproponowała, że zabierze je na jakiś czas do siebie razem z suką. Staruch złośliwie odmówił, nawet gdy zaproponowała mu pieniądze. Dr. McCarty zapisała na kartce jak pielęgnować szczeniaki ale czy staruch zastosuje się do tych zaleceń? Czy w ogóle pozwoli im żyć? Słysząc opowieści o jego wyczynach, pamiętając o tym co trzyma w domu, można było mieć wątpliwości. Klara Barker też chyba miała pewne obawy, bo ostrzegła mężczyznę, że będzie sprawdzać jak mają się szczenięta a jeśli coś im się stanie powiadomi odpowiednie służby.
***
Przyjaciele nie doszli do ostatecznego porozumienia jak spędzą ostatni dzień wakacji, czy będą oglądać filmy na wideo, wypatrywać meteorytu na niebie a może grać w RPG? Możliwości było wiele, dzieciaki mieli chatę dla siebie, bo państwo Barker wybierali się na festyn a starsza siostra Martiego do roli opiekunki się nie nadawała. O czym głośno i wyraźnie zakomunikowała swoim rodzicom. Przyjaciele siedzieli w pokoju a echo krzyków Dony Barker niosło się po korytarzach.
-
Nie będę pilnowała smarkacza i tych jego żałosnych przyjaciół! Mam już plany na wieczór, mówiłam ci mamo o tym tysiąc razy!
- Chyba raz możesz się poświęcić!?
- A dlaczego wy nie zostaniecie w domu!?
- Bo ty wychodzisz z Sarą i Claire codziennie, a my z ojcem raz do roku –
- To niesprawiedliwe! Luke robi dzisiaj imprezę, wszystkie moje koleżanki tam będą!
-
Koniec dyskusji Dona. Zostajesz w domu.
Przyjaciele usłyszeli kroki na schodach a po chwili Dona wpadła do pokoju brata.
-
Nienawidzę cię ty mały mutancie! – i trzasnęła drzwiami.
Zbliżało się południe, przyjaciele w końcu pożegnali się i każdy poszedł w swoją stronę. Przed dziewiętnastą znów mieli wrócić do domu Barkerów.
***
Robotnicy od rana uwijali się jak w ukropie by wszystko było gotowe na czas. Robili to już setki razy, z zamkniętymi oczami mocowali każdy element, każdą śrubę, każdą część żelastwa. Za kilka godzin „El Diablo” miało rozświetlić się tysiącami świateł. Żelazna konstrukcja rzucała groźny cień na park, w którym rozstawiano właśnie kramy z piwem i jedzeniem. W sklepie pana Wonga pojawiali się kolejni klienci pytając o teleskopy i lunety ale sprzedawca rozkładał bezradnie ręce. Na zapleczu grało radio, a spiker ogłaszał, że meteoryt przed północą wejdzie na spotkanie z ziemską atmosferą.