Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-11-2018, 23:02   #39
Lord Cluttermonkey
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
Ominęliście szerokim łukiem jakąś srogą bijatykę na Statkowej pomiędzy dwiema załogami zaplutych marynarzy i resztę nocy spędziliście w “Ciepłych Łóżkach”. Staruszka Shalath prowadząca noclegownię nie miała nic do zaoferowania poza tym, co było wskazane w nazwie. Każde łóżko przed oddaniem do dyspozycji klienta było podgrzewane za pomocą trzech kamieni; do użytku była też ciepła woda. Obowiązująca cisza nocna i namiastka prywatności w postaci osobnych pokoi była miłą (i dzięki Anurowi w miarę tanią) odmianą od rozwrzeszczanych fanatyków piłki koziej i wspólnej sypialni.
Z rana, kiedy już wychodziliście, zaniedbane dziecko przewyższające Anura wzrostem, kryjące się pośród beczek i skrzyń starannie poustawianych wzdłuż ulicy Rufowej, dostarczyło gnomowi oczekiwaną wiadomość. Dzieciak wyglądał na zmęczonego szukaniem was. Na złożonym skrawku papieru napisane było: “Jeśli naprawdę chcesz się wykazać, znajdź i przyprowadź Renaera Neverembera. W przeciwnym razie zapomnij. A o twoim zaginionym koleżce pomyślimy później.” W jakim stanie i gdzie go miał przyprowadzić, nie napisano. Nadawca widać oczekiwał pewnego poziomu profesjonalizmu od gnoma. Świstek musiał być zaklęty, bo spłonął chwilę po odczytaniu.
Obaya Uday pomogła wam uzdrowić pseudosmoka i szybko wróciliście do roboty. Wszystkie tropy prowadziły do “Przechowywalni Maernatha” - ruderowatego, piętrowego magazynu na Alei Świecowej, wąskiej ulicy ciasno upakowanej warsztacikami, magazynami i wysokimi kamienicami, przez które to słońce docierało tu jedynie w południe. Nocą musiało być tu ciemno jak w ponurym lochu, a i śmierdziało podobnie, trochę farbą, trochę smołą, trochę świecowym łojem. Prawie wszystkie uliczne latarnie padły ofiarą miejskich wandali. Uchowała się tylko jedna, świecąca cały dzień i całą noc zaklętym światłem z oddali niczym świeca.
Dzięki krukowi Alii szybko zorientowaliście się w planie budynku. Aż szkoda, że nie było sposobu, aby Fatum wleciało do środka. Od strony alei do środka magazynu prowadziły drzwi z wizjerem i para zamalowanych okiennic. Nie było to jednak jedyne wejście. Zjazd prowadził do wysokiego ogrodzenia z uchyloną furtką. Za nią znajdowała się duża brama magazynowa. A tuż obok niej było kolejna zamalowana okiennica i kolejne drzwi z wizjerem.
Co robicie?

Miecze oddaliły się od budynku. Podejmując się szybkiej narady kilka alejek dalej.
- Nie chcę wam zaprzątać głowy, ale... - Anur odezwał się do zgromadzonych. - Pamiętacie tego obesrańca, co mnie zaczepił po drodze? Jego brat zaginął. Renaer Neverember. Jak już będziemy szukać i pytać o zgubę Volothampa...to prosiłbym też przy okazji pytać o Renaera. - nakłamał gnom, po czym szybko zapytał. - To jak działamy? Chyba nas nie stać na udawanie, że szukamy najemnych rąk? Może ktoś chce się spróbować zaciągnąć?
- Zaciągnąć - drow powtórzył na głos analizując pomysł. - Mogą nas odesłać lub skierować pod inny adres. Nie wpuszczą nas przecież do magazynu gdzie kogoś przetrzymują. Stracimy też element zaskoczenia. Straż mogą wzmocnić. Bez bitki i tak go nie oddadzą. Ja bym się zakradł od alei w nocy. Jak się da sforsował zamek. Znam się na tym, a jak nie to się wyważy. Wpadamy robimy co swoje. Budynek za dnia można obserwować. Kto wchodzi, kto wychodzi i czy kogoś nie wyprowadzają. W nocy bez świadków to i straż nam na plecy nie spadnie. Wcale albo przynajmniej wolniej jak za dnia.
Rad’ghanuz zerkał co jakiś czas w stronę magazynu, z ponura miną zastanawiając się nad słowami Jandara. Widać było, że miał pewne wątpliwości co do planu, który przedstawił.
- Nie wiemy jak wyglądają, a czas gra na naszą niekorzyść. Przez cały dzień ktoś z nich może zauważyć, że obserwujemy budynek, a wtedy i tak stracimy element zaskoczenia. Powinniśmy działać szybko. Tyłem przez drzwi albo okno. Jak położymy kilku to reszta wyśpiewa nam wszystko, a do straży i tak nie pójdą jeżeli są zamieszani w zniknięcie Floona.
- Rozejrzyj się - powiedział Jandar. - Ktoś nas zobaczy jak włamujemy się do magazynu za dnia. Ewentualnie usłyszy odgłosy walki. Za dnia za dużo uszu i oczu. Szanuję zdanie każdego z was więc może głosujmy? - Jandar wybrał najbardziej dyplomatyczną metodę rozwiązywania odmiennych opinii.
- Nie stać nas na zwłokę. Albo działamy teraz i tutaj, albo gdzie indziej i wracamy wieczorem. INie ma po co czatować cały dzień. Na pewno nie pełną drużyną. - zaprezentował swoją opinię Anur - Nie wyglądają na takich, co po psy wołają. Raczej preferowaliby nas zabić, niż ogłosić wszem wobec, że mieli włam. Postronni pewnie też się nie mieszają w ich biznes.
- Anur ma rację. Trzeba to zrobić teraz, szybko i bez wahania, zanim w ogóle ogarną co i jak - pokiwał głową Hassan - w razie czego powie się straży miejskiej, że mamy powody by szukać i tyle - wojownik nie lubił martwić się na zapas - poza tym coś mnie zaraz strzeli jak będziemy tak się czaić i czekać. Zaraz...co to było... apopleksja - pokiwał przypominając sobie trudne słowo we wspólnym - po prostu udawaj, że masz klucz albo coś, że wchodzisz jak do siebie. I my się też tak zachowamy, niby twoja obstawa. - poradził Jandarowi który wyglądał na dobrego włamywacza.
- Wejdziemy, zabijemy kogo trzeba, przesłuchamy kogo trzeba i tyle - Hassan wyjaśnił nieskomplikowany plan.
- Aha. - Jandar głęboko i przeciągle westchnął. - Pewnie nic nie da, że nadal odradzam podejście za dnia po raz wtóry? Zastanówcie się tam poza poszukiwanym mogą być różne fanty. W nocy wyniesiemy je po cichu za dnia… zabierze je straż. I oby tylko tyle. To nie dzikie ziemie. To Waterdeep. Ja rozumiem optymizm, gorąca krew i w ogóle. Tylko wiecie jest jeszcze subtelność i profesjonalizm. Apeluję do waszego rozsądku i sakiewki! - powiedział dramatycznym tonem w końcówce. Tym bardziej, że jego sakiewka była pusta.
- Anur? Dasz radę otworzyć te drzwi? - wojownik spojrzał na gnoma pytająco.
- Z zamkami radzę sobie jak przyzwoity złodziej. Gdyby Jandar mi pomógł albo ja jemu, to już w ogóle...no, zamki z zasady nie są łatwe, ale mamy na tyle przyzwoitą szansę, na ile można liczyć. - Oszacował Anur, po czym spojrzał na Alię. - Chyba, że znajdzie się jakaś inna idea?
Leshana pokręciła przecząco głową. Jeśli druzyna chciała się bawić w podchody niech się bawiła. ELfka dobyła łuku gotowa osłaniać towarzyszy.
Jandar spojrzał na Anura.
- Jak ruszymy ja otwieram, ty nasłuchuj ruchu zakładek. - poinformował łotrzyk gnoma.
Alia postukała palcem po nosie.
- Nie mnie wtrącać się do tematu wojaczki, myślę jednakoż, byłoby roztropniej rozeznać się co jest w środku, lub przynajmniej wywabić wilki z lasu na pole… a najlepiej i jedno i wtóre. Za sprawą Sztuki możemy wywołać przy bramie dym, podniesiemy też krzyk, jakoby jest kolejny pożar. Jak szczury wylezą, to Anur lub mój kruk może zakraść się do środka, albo po prostu rozprawimy się z nimi na zewnątrz. Przynajmniej wiadomo będzie ilu ich jest.
- Stracimy tak element zaskoczenia. Wszyscy będą w jednym miejscu, sztuczkę mogą przejrzeć. Wchodząc od razu możemy ich zastać bez gardy. Rozrzuconych po magazynie, piętrach i nieprzygotowanych do odparcia szybkiego ataku. - w nocy pewnie część by dodatkowo spała. Tego jednak już Jandar nie dodawał na głos.
- Jak mówiłam, nie mnie się wtrącać w taktykę. - Powiedziała wiedźma i w myślach przeliczyła świeże opatrunki które jej jeszcze zostały.
- No dobra panowie i panie. Róbcie za tę obstawę. Ja z Anurem idę do drzwi od strony alei. Otoczcie nas tak by postronni od ulicy mniej widzieli. Otwieramy wam drogę, jak by coś poszło nie tak drzwi z framugą. Rad’hanuz i Hassan do środka pierwsi czynić te swoje masowe i szybkie mordy. Ja z Anurem za nimi, dalej Leshana i Alia. - Jandar podsumował ich plan i choć niechętny to jednak pewny siebie i umiejętności ruszył do przodu.

Kimkolwiek był Maernath, którego imię widniało na szyldzie nad drzwiami przechowalni, potrafił zabezpieczyć swoją własność przed pierwszymi lepszymi złodziejami. Jego przezorność pewnie była słuszna, bo magazyn na wynajem w takiej okolicy musiał być nie lada gratką dla włamywaczy. Zamek, wyposażony w fałszywe zapadki, nie chciał ustąpić, mimo że Jandar i Anur znali się na rzeczy, a i narzędzia mieli odpowiednie. Wyłapaliście kilka podejrzliwych spojrzeń z ulicy i z okien budynków. Waszym zdaniem o kilka za dużo. Zabieranie się za frontowe drzwi zaczęło wydawać wam się najgłupszym pomysłem na jaki wpadliście. W takim rynsztunku nie wyglądaliście niestety na członków Wspaniałego Zakonu Płatnerzy, Ślusarzy i Złotników Waterdeep. Tymora wam choć trochę sprzyjała i nie podniesiono jeszcze alarmu, ale ktoś wścibski mógł po prostu już pobiec zawiadomić straże w tym czasie. Pocieszaliście się tym, że żaden gryfi jeździec nie obserwował was jeszcze z powietrza. W razie złapania na gorącym uczynku mogliście liczyć na przynajmniej trzy miesiące odsiadki i pięćset smoków kary. Może w ramach odpracowywania długu trafilibyście do tej samej jednostki co kiedyś Olsil? Odpędziliście czarne myśli. Z tylnymi drzwiami lub bramą magazynową mogło pójść łatwiej.

Jandar rzucił tylko krótkie.
-Zabierajmy się za tylnie drzwi. I ruszył w tamtym kierunku. - oglądając się czy pozostali ruszą za nim czy zechcą wyważać frontowe drzwi ściągając na nich jeszcze więcej uwagi.
Gith przyłożył dłoń do twarzy kiwając z niezadowoleniem głową.
- Mówiłem abyśmy od razu zaszli od tyłu. Kto cię uczył włamań łotrzyku? - zapytał Jandara, po czym westchnął z rezygnacją ruszając w kierunku bramy.
- Mieliście udawać obstawę. To wasz kretyński pomysł. Byłem jedynym który nie chciał tu przychodzić za dnia. Jeśli coś pójdzie nie tak to wina waszej strategii, koledzy narwańcy. - powiedział grzebiąc przy drugim zamku z nieukrywanym przekąsem.
- Dobra dobra. Nagadasz się jeszcze jak będziemy ich przesłuchiwać - skwitował zielonoskóry.
- Albo jak będziemy przesłuchiwani przyjacielu. - Jandar wiedział, że pomysł był zły. Był tu z lojalności.

Z drugim zamkiem i się udało, i poszło sprawniej. Był otwarty. Drzwi jeszcze nie. Co robicie?

Gdy ten ustąpił uśmiechnął się i wskazał ręką drzwi. - Zapraszam. - sam odsunął się i oddalił od drzwi dając miejsce gorącokrwistym wojownikom.
Githyanki odwrócił się do reszty.
- Chyba trzeba będzie brać żywcem - rzekł szeptem z grymasem na twarzy. - Jak zostawimy za dużo trupów, to te szpicle z alei na pewno o nas wspomną kiedy straż zacznie węszyć.
Aby zrobić miejsce kompanom, Anur stanął obok drzwi tak, aby widzieć, co jest w środku, gdy się otworzą, ale nie zastawiać sobą przejścia.
- Rad`ghanuz z tarczą pierwszy, ja z glewią za nim, potem Leshana, potem łotrzyki i na końcu Alia. Alia jak tylko otworzymy drzwi i wejdziemy do środka puść chowańca przodem i alarmuj, jak coś zobaczysz podejrzanego. Wchodzimy, zabijamy wszystkich, zostawiamy przywódcę lub jednego. Pytania? - wojownik spojrzał po reszcie czekając na uwagi do planu.
Jandar zaprzeczył ruchem głowy. Zamierzał uzbroić się w łuk po wejściu natychmiast poszukać osłony by móc się zza niej na spokoju rozejrzeć.
Gith skinął głową twierdząco. Nie ruszył jednak od razu do drzwi, lecz zdecydował się otworzyć je za pomocą swoich wrodzonych zdolności.
- Pułapki - skomentował wzruszając ramionami. - mendy mogły tu jakieś zostawić. Lepiej się odsuńcie, tak będzie bezpieczniej.

Rad’ghanuz nacisnął klamkę i pchnął drzwi mocą umysłu. Nie otworzyły się na oścież, tylko zatrzymały na jakiejś skrzynce czy beczce. Zapanowała pełna napięcia cisza przerywana przez skrzypienie zawiasów. Zbadawszy wejście stwierdziłeś, że Zhentarimowie nie zostawili żadnej niemiłej niespodzianki ani w drzwiach, ani w klamce, ani w deskach podłogi. Przez uchylone drzwi wpadło nieco światła, które rozświetliło mrok spowijający fragment drewnianej posadzki i kilka różnego rozmiaru skrzynek porzuconych w nieładzie. Anur zajrzał do środka i dzięki oczom przystosowanym do ciemności zobaczył ciut więcej niż githyanki, mianowicie jedną kolumnę podpierającą piętro. Zdawało się, że w magazynie nie było żywej duszy. Co robicie?

Alia przymknęła oczy i opętała swojego chowańca. Kruk wfrunął do pomieszczenia.

Chwilę po tym jak Fatum wleciało do środka, Alia usłyszała zmysłami kruka brzęknięcie cięciwy. Zestrzelony ptak zamiast spaść na podłogę rozmył się w powietrzu, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu. Ta strzała mogła być przeznaczona któremuś z was. Przez chwilę staliście bez ruchu, pewni, że śmierć dopadnie Miecze Leilonu zanim zdążycie zrobić następny krok. W środku musiał czaić się jakiś zabójca, albo nawet zabójcy, których mogły zaalarmować otworzone przez Rad’ghanuza drzwi. Pseudosmok wystawił głowę z plecaka i podpowiedział Leshanie telepatycznym obrazem, że słyszał czyjeś kroki w głębii magazynu. Strzelec musiał się przemieścić. Co robicie?

- Dajcie jakieś światło - mruknął i stanął tuż obok framugi drzwi, ściągając tarczę z pleców i wyglądając od czasu do czasu w mrok.
- To gnoje! - zaklął pod nosem gith wyciągając z plecaka pochodnię i rozpalając ją pośpiesznie. Płomień za sprawą psionicznych zdolności Rad’ghanuza lewitował teraz kilka metrów przed nim. Oświetlając pomieszczenie i przesuwając się głębiej magazynu. Gotów do walki githyanki ruszył z uniesioną tarczą spodziewając się kolejnych strzał.
Hassan ruszył pochylony za nim, trzymając swoją tarczę przed sobą.
Leshana zerknęła na smoka otwierając kołczan. Jedna strzała to będzie niestety za mało na tą zabawę.
- Słyszysz coś jeszcze? - Odezwała się szeptem.
Jandar wszedł po trójce wojowników. Od razu dając susa za skrzynki i beczki wykorzystując je za osłonę. Następnie delikatnie się wychylił w poszukiwaniu przeciwników do których mógłby oddać strzał.

Pochodnia Rad'ghanuza rozświetliła sporą część magazynu. Kiedy ruszyłeś zza uchylonych drzwi w stronę skrzynek, zostałeś bez ostrzeżenia obsypany strzałami z parteru i z piętra. Z śmiercionośnej chmury sześciu pocisków jeden powędrował niebezpiecznie blisko oka, rozkrwawiając twarz, a drugi naruszył kość prawej ręki. Ciosu jednego czy strzału nie zadawszy, runąłeś z pierzastą strzałą tkwiącą w ramieniu i ległeś bez ruchu. Płonące łuczywo dalej jednak tkwiło w powietrzu, oświetlając wnętrze... i rozszerzającą się kałużę krwi. Kryjący się w cieniach zabójcy wciąż pozostawali nieuchwytni...
 

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 03-12-2018 o 18:45.
Lord Cluttermonkey jest offline