Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-11-2018, 09:57   #49
waydack
 
waydack's Avatar
 
Reputacja: 1 waydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputację
Hernan do śmierdzącej speluny wchodził jak na ścięcie. O ile podczas przejażdżki z Angelo humor mu się trochę poprawił tak po powrocie do gniazdka, gdy usłyszał o tym całym gównie jakie wylało się na SV był zdruzgotany. Próbował wyrzucić z głowy te pojebane opowieści o Ucozz, Aztecach, wężach i narkotycznych zwidach. Skupić się i wykonać zadanie. A jednak, z tyłu głowy kołatała mu ta myśl, że będzie jeszcze gorzej. Że być może w tej budzie dla czarnuchów Hernan Selcado zakończy w końcu swój żywot. Jeśli ktoś polował na Węży, to było idealne miejsce na zasadzkę, wystarczyło paru czarnuchów z giwerami by nie mieli o czym rozmawiać. A jednak The Razor, kurwa, Hernan sam w to nie wierzył, okazał się w porządku. Owszem, był żałosnym pozerem a uszy krwawiły od tej gangsta amerykańskiej gadki, ale Hernan zaczął doceniać fakt, że pedzio jednak nie zdradził. Że chodzi mu tylko o kasę. Głupie pięć tysięcy dolców.
- Dobra The Razor, chętnie ubijemy z tobą interes, ale nie mamy przy sobie takiej kasy. Dasz nam chwilę, to spróbuję skombinować forsę -
Hernan odszedł na bok i zaczął po kolei wybierać numery Węży, którzy zostali w Gniazdku.

Kiedy Hernan odszedł kilka kroków by spróbować połączyć się z Psem, Brzytwa spojrzał na Angelo.
- Twój brat był całkiem coooool gość, Youuu meeen. - Stwierdził. - Nie dbał o to, jaki kto ma kolor skóry. Czekoladowy czy jak shieeet. You khnooow, meeen. Sneeejks mają nie cooool, co? Poluje się na was, you khnoooow.

Hernan stał z boku i rozmawiał przez telefon z Xavim, któremu polecił wykombinowanie kasy dla czarnuchów. Selcado był wkurwiony, bo Pies pokpił sprawę i gdzieś pojechał zostawiając wszystko w rękach ćpunka. Xavi obiecał oddzwonić, więc sicario odczekał parę minut zapewniając Brzytwę, że niedługo dostanie obiecane pieniądze. Hernan zawsze dotrzymywał słowa.
Gdy w końcu Orozco oddzwonił okazało się, że kasa jednak się znalazła. Zasłonił dłonią słuchawkę i zapytał czarnucha.
- Masz jakieś konto w banku? Dobrze, jakby było mobilne, to sobie od razu sprawdzisz przelew na telefonie.
- Popierdoliło cię, meeeen - wykrzwił się Murzyn. - Konto? Co, ja the bangggga jestem. You khnooow. Meeen. Only ceeesz! Onlyyy you.
- Ja pierdolę... - Hernan zrobił facepalm, głowa zaczęła boleć coraz bardziej - A znasz kogoś kto ma konto? Zaufana osoba co odbierze przelew. Nie mamy żywej gotówki a banki są zamknięte. Więc pomyśl Brzytwa, bo naprawdę już kurwa zaczynam tracić cierpliwość.
- Orrrayt. SiVi to dobre booooys. Mają reputatioooons. Dam wam cynk, a kasę doniesiecie jutro. Maaaanyyy nie uciekną. You knoooow. A będziecie też nam dłużni, jakby coooś. Coool? Ookkkkk - to ostatnie kkkkk zabrzmiało jakoś tak dziwnie. Nienaturalnie. Jakby Murzyn czym się zakrztusił.
- Kkkkk - wyraźnie miał problem z powiedzeniem jeszcze jednego słowa.
- Co ci jest Razor? Zakrztusiłeś się gównianym żarciem?
- Khyyy - Murzyn wybałuszył oczy i złapał się za gardło. Z ust zaczęła płynąć mu krew.
-Hrrrrrrr - wydusił z siebie jękliwy, paskudny, lepki dźwięk.
Jakby gardło wypełnił mu jakiś płyn.
Todd poderwał się z miejsca patrząc oniemiały i przerażony to na kumpla to na Hernana i Angelo.
- Zróbcie coś… - jęknął, a gardłowe charkanie Brzytwy przyciągało uwagę coraz więcej klientów.
Juan wparował do knajpy od strony kuchni. Rozejrzał się szybko by ocenić jak wygląda sytuacja (ta wyglądała co najmniej źle) i zawołał do kompanów
- Spierdalamy! Zaraz może się tu rozpętać piekło. Ci co na nas polują namierzyli nas!
Hernan patrząc na Brzytwę poczuł deja vu i przed oczami stanęła mu twarz Narwańca z furgonetki. Kurwa, to znów się dzieje naprawdę, pomyślał. Słysząc wrzask Juana otrząsnął się z szoku. Popatrzył na kumpla Brzytwy, chwycił za nóż leżący na restauracyjnym stole a potem przyłożył go do gardła brzydala stając za nim.
- Spróbuj kurwa jakichś sztuczek to zajebię. Idziesz z nami ropucho.
Juan wyciągnął broń i zaczął iść w kierunku drzwi wyjściowych jednocześnie lustrując wzrokiem otoczenie w poszukiwaniu kłopotów.
Murzyni odskoczyli na boki. Spoglądali na Meksykanów z mieszaniną strachu, gniewu i dezorientacji. Kobiety chowały się za facetów, faceci nie bardzo wiedzieli co mogą zrobić. Kilku na pewno należało do jakiegoś gangu. Pewnie sympatyzowali z Los Negros. Ale, jak na razie, nikt się nie ruszył.
Brzytwa za to wydał z siebie paskudny charkot i rzygnął strugą krwi na stolik i leżące na nim tacos i krewetki. W spienionej czerwieni Hernan i Angelo zauważyli coś metalicznego i błyszczącego - chyba żyletki.
Ropucha zbladł, czy co tam robią czarni, kiedy zimne ostrze dotknęło jego gardła. Chciał współpracować, ale kiedy jego szef bryznął krwią, spanikował i zaczął się szamotać nie zważając na sytuację w jakiej się znalazł i to, że nóż trzymany przez Hernana może go zabić.
Spanikowali również Murzyni zebrani w knajpie. Nie zważając na Juana runęli w stronę wyjścia.
W ten sposób ratując mu chyba dupę.
Bo w tym samym momencie, niczym spod ziemi, w wejściu pojawił się jakiś człowiek - ubrany w czarny strój, z kominiarką założoną na twarz i z AK-47 w łapach. Karabin rozjazgotał się hałaśliwie, a przeznaczone dla Juana kule skosiły kilku pechowców biegnących w stronę wyjścia.
W tym samym momencie odezwały się jeszcze dwa albo i trzy karabiny prujące na zewnątrz. Szyba wejściowa rozbryzła się w drobny mak, kule ścięły dwóch Murzynów stojących tuż przy oknie, poraniły kolejne osoby.
Ktokolwiek strzelał, miał gdzieś przypadkowe ofiary.
Alvarez przewrócony przetoczył się spod nóg biegnących i spróbował zastrzelić typa z kałachem.
Hernan widząc strzelca prującego z maszynówki upuścił nóż i próbował czarnego brzydala utrzymać przy sobie jako żywą tarczę. Przykleił się do jego pleców, sięgnął po broń odbezpieczył i zaczął strzelać żeby zabić skurwiela z AK-47.
- Angel, Juan, tędy! Osłaniam was! – ryknął cofając się w stronę kuchennych drzwi.
 
waydack jest offline