Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-11-2018, 00:29   #38
Amduat
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację

Hotel Hamilton

Droga powrotna różniła się od poprzedniej tym, że tym razem Vesna widziała dokładnie co mija, trzymając się furgonetki Nemesisa jak rzep psiego ogona. Sama w życiu nie trafiłaby do Nice City bez całej masy błądzenia, pytania o drogę i krążenia w kółko, a bak busa nie był z gumy. Zaopatrzona w parę kanapek żeby nie zgłodnieć zanim nie dotrze na miejsce, prowadziła brykę z rozbitą szybą, nucąc pod nosem razem z samochodowym radiem. Tym razem nie miała komu zawracać głowy, ani wypytywać dla samej przyjemności mówienia, bo odpowiedzi się nie spodziewała. Chodziło o zabicie ciszy, nieznośnej i męczącej. Dobrze, że Anne ani Zen nie zepsuli tego pierdzielonego radia, dzięki czemu wysłużony kaseciak robił panie Holden za towarzysza aż nie minęli pierwszych budynków miasta. Tam nadal trzymała się ogona zabójcy, aż oboje nie zaparkowali pod hotelem. Wtedy dopiero dziewczyna rozłączyła kable przy stacyjce i zniknęła wewnątrz paki aby się przebrać. Bluzę Federaty złożyła i zadowolona wyszła na chodnik, zatrzaskując za sobą drzwi.

- To twoje - powiedziała ledwo i on wyłonił się z własnej fury. Wcisnęła mu też ciuch w ręce - Dzięki, nie wiem jak bym bez tego przetrwała… albo bez ciebie. - uśmiechnęła się żywiej pokazując budynek - Tooo cooo… chyba tylko zdać co trzeba i koniec, nie? Cieszę się, że miałam okazję cię poznać. Równy z ciebie chłop, chociaż mruk. Pewnie nie dasz się przytulić na pożegnanie - na koniec prawie cudem powstrzymała śmiech żeby brzmieć poważnie.

Facet wysiadł i w ręku trzymał pomarańczowe wiadro z przykrywką. Takie plastikowe, na oko gdzieś o pojemności 20 l kanistra. Uniósł trochę brew na pomysł o przytulaniu. Po chwili ją opuścił.
- A ty za dużo gadasz. I za wiele pytasz. Uważaj na siebie. Wielu ludzi nie lubi takich pytań. Bardzo nie lubi. - odpowiedział i w ciemnych okularach jakie założył widocznie podczas jazdy wydawał się bardziej poważny, groźny i tajemniczy niż go widziała choćby przy śniadaniu.
- I dzięki za pomoc. Z tymi śladami. Bez ciebie nie uwinąłbym się tak szybko. - dodał po chwili. - Chodź zapunktować u milady. - skinął głową w bok na główne wejście do hotelu. Najlepszego w mieście “Hamiltona” gdzie zatrzymali się Federaci.

Dziewczyna za to rozłożyła ramiona i objęła go krótko póki trwał moment szoku.
- Tak chodź - odparła z niewinną miną.

- No już dobrze. Przecież nie było tak źle. - facet wydawał się nieco zmieszany albo zaskoczony tym przejawem uczuć bo po chwili wahania odwzajemnił uścisk i poklepał dziewczynę po plecach. A potem pociągnął ją ze sobą do wnętrza hotelu.

Przeszli obok recepcji, weszli na drugie piętro hotelu i tam podobnie jak obstawa u gwiazdy estrady dało się dostrzec jakiegoś typa w garniturze dość wyraźnie kojarzący się z kimś z ochrony. Nemesis podszedł do niego bez wahania i przywitał się. Strażnik zerknął na pomarańczowe wiadro, na niego, na jego towarzyszkę po czym powiedział aby poczekać. Sam zajrzał do pokoju i wrócił po chwili.
- Milady was przyjmie. - powiadomił ich strażnik wpuszczając do środka.

W środku było dość hotelowo. Kolejny hotelowy pokój chociaż taki z wyższej półki. Z własną łazienką, wysprzątany, z pościelonym łóżkiem i małym kącikiem salonowym z niskim stolikiem. Właśnie tam przywitała ich szefowa Federatów która mimo dość wczesnej pory była już na nogach. Oprócz niej był jeszcze ten starszy szambelan, ten sam z którym była na komisariacie i jakiś jeszcze jeden facet.

- Dzień dobry milady. - przywitał się krótko zabójca lekko skłaniając głową na przywitanie.

- Dzień dobry Nemesis. I jak poszło? - zapytała szlachcianka zawieszając wzrok na pomarańczowym pojemniku.

- W porządku. - specjalista od zadań specjalnych postawił wiadro na niskim stoliku i uniósł pokrywę. Milady zajrzała do środka i obserwowała uważnie co się tam znajduje. Widać była usatysfakcjonowana bo skinęła tylko głową.

- A ten jej pomagier? - zapytała podnosząc głowę na swojego pracownika.

- Wymieniłem mu złoto na ołów. - zrelacjonował krótko facet w dżinsowej obecnie kurtce.

- A złoto? - szlachcianka dała znać aby zakrył pokrywkę i zapytała o swoją zaliczkę jaką wydała Indiance kilkanaście godzin temu. Facet bez słowa sięgnął do kieszeni kurtki, wyjął mały woreczek i podał szefowej. Ta odebrała ten woreczek, potrząsnęła nim i dał się słyszeć metaliczny pogłos na dźwięk którego się uśmiechnęła z zadowoleniem. Zajrzała do środka a w końcu wysypała złotą biżuterię na swoją szczupłą dłoń. - No. Nieźle. Spisałeś się jak zwykle Nemesis, wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć. - Federatka wydawała się w świetnym humorze od tych porannych wieści. Wzięła dwa pierścienie i wręczyła je z powrotem mężczyźnie.
- Zasłużyłeś sobie. - powiedziała z uznaniem w głosie.

- Dziękuję milady. - facet skinął głową i schował pierścienie do kieszeni.

- A, i nasza młoda, obiecująca dama. - Federatka mówiła jakby skończywszy podstawowe sprawy teraz dopiero zabrała się za kolejne.

- Bez niej nie poszłoby tak szybko. Na krzyżówkach rozpoznała właściwe ślady opon to wiedziałem którędy jechać. Bez tego może bym zgadł ale jak nie to mogliby odskoczyć. - zabójca spojrzał na Vesnę i z powrotem na swoją szefową. Pokiwała głową przyjmując to do wiadomości i najwyraźniej czekała czy Vesna powie coś od siebie.

Technik kiwnęła głową Federatce, potem popatrzyła z ciepłym uśmiechem na zabójcę.
- Daj spokój, poradziłbyś sobie równie dobrze i beze mnie. Naprawdę chylę czoła przed umiejętnościami i wyszkoleniem twoich ludzi, milady - kiwnęła krótko głową drugi raz i zdjęła pierścień z palca - Zostało jeszcze to, a także pytanie czy jesteście już pani po śniadaniu? Chcę wiedzieć na czym stoję w kwestii teksańskiej.

Mężczyzna lekko skinął głową przyjmując wyrazy uznania ale nie skomentował tego więcej. Za to rozmowę podjęła jego szefowa.
- Owszem, już jesteśmy po śniadaniu. I rozmowach przy śniadaniu. Szczerze mówiąc też nie spodziewałam się, że tak szybko wrócicie. Dlatego rozmawiałam o dniu czy dwóch zanim wrócisz do miasta. Ale pan Mechler okazał wyrozumiałość. Wspominał, że jesteście trochę mało kompatybilni z ich napędzanym owsem transportem. A dzień czy dwa i tak zajmą im przygotowania do wyprawy więc przypuszczam, że wiele w tej sprawie się nie zmieniło bo wróciliśmy z kwadrans temu. A pierścień zatrzymaj. Skoro Nemesis mówi, że byłaś taka pomocna młoda damo to zarobiłaś na niego. Czy poza tym chcesz mnie jeszcze o coś zapytać? - Federatka wydawała się nadal w świetnym humorze i wyglądało na to, że przez jedną noc sprawy z czołgiem za bardzo się nie posunęły do przodu.

- A racja… te ich napędzane owsem, niewygodne bryki bez bagażników... - Vesna nabrała powietrza i wypuściła je mówiąc powoli, dygnęła zaraz szybko, wsuwając pierścień znowu na palec - Dziękuję milady i… - wyprostowała plecy, rozejrzała się trochę chaotycznie na boki, a potem westchnęła krótko jakby dała za wygraną.
- Wybaczcie proszę, ale tak. Mam jedno pytanie i nie jest ono związane z szykowaną wyprawą, ani tym bardziej nie dotyczy czegokolwiek ważnego pod kątem strategicznym na najbliższe dni. Niemniej… nie mogę nie spytać - popatrzyła zmęczonym wzrokiem na Federatkę, ściszyła też głos - Wasze ubrania… są świetnie skrojone. Gatunkowo również pierwsza klasa. Coś… mi przypominają - zmarkotniała, cmoknęła krótko i mówiła dalej - Czy w waszej szafie znalazłoby się coś, co mogłabym odkupić? Szukam porządnej sukienki. I etoli z lisa - uśmiechnęła się półgębkiem - Z moją musiałam się pożegnać w dość… mało dyplomatyczny sposób.

Vesna miała wrażenie, że szambelan chciał coś powiedzieć. Chyba coś z oburzeniem czy podobną uwagą ale Federatka uciszyła go gestem więc tylko się zapowietrzył. Spojrzała znacząco na Nemesisa i ten skłonił się i opuścił pokój w lot rozumiejąc spojrzenie we właściwy sposób. Zabrał tylko z powrotem pomarańczowe wiadro z zawartością. Lady Amari zaś wodziła po sylwetce Vesny ciekawym spojrzeniem.
- Obawiam się, że nie zwykłam wyprzedawać swojej garderoby jak jakaś podrzędna liczykrupa. - powiedziała z zastanowieniem. Szambelan potwierdził skinieniem głowy jakby właśnie coś takiego sam przed chwilą miał zamiar powiedzieć.

Podeszła do jednej ze ściennych, szaf, dosłownie trzydrzwiowych i otworzyła ją. Przyglądała się chwilę zawartości co jakiś czas rzucając spojrzenie na dziewczynę z Detroit. Wnętrze szafy na ubrania, o dziwo, było pełne ubrań. Elegancko widzących na wieszakach zupełnie jak w jakimś dawnym sklepie z ubraniami. Albo w prywatnych kolekcjach co ważniejszych ryb w dzielnicy Schultzów.

- Myślę, że to by było w twoim rozmiarze. - powiedziała szefowa Federatów gdy po kilku próbach, sprawdzania jakichś zestawów, wreszcie któryś wyjęła. Wyglądało na jakiś biznesowy komplecik garsonki i sukienki. Akurat jak do biura czy to dawnego czy gdzieś w jej rodzimej dzielnicy. Do tego gospodyni sięgnęła po coś na górę i wyjęła coś futrzanego. Podeszła do czekającej młodej damy i wręczyła jej to wszystko chyba zaskakując swojego szambelana całkowicie. Ten drugi mężczyzna też był zdziwiony albo może tylko zaciekawiony ale żaden się nie wtrącał ani nie odzywał. - Ale myślę, że mogłabym sprezentować coś takiej młodej, obiecującej damie. - Federatka uśmiechnęła się lekko i z tym uśmiechem nawet mogła się wydawać sympatyczna.

Ciężko było odpowiedzieć, kiedy głos nie chciał się słuchać. Vesna patrzyła zahipnotyzowana w srebrne futro leżące na górce starannie złożonych ubrań. Ona pewnie wybrałaby tradycyjną, żałobną czerń materiału, ale i tak…
- Dziękuję milady - odpowiedziała po odchrząknięciu. Dygnęła też głębiej, spoglądając kobiecie w twarz - Naprawdę… brak mi słów aby wyrazić wdzięczność za waszą dobroć, szczodrość - patrzyła jej prosto w oczy, aż wreszcie westchnęła, ściszając głos - Muszę spytać, pani. Czy podczas śniadania z panem Mechlerem… chwalił się czymś niezwykłym? - popatrzyła już poważnie na arystokratkę.

- A co twoim zdaniem by było takie niezwykłe? - zapytała uprzejmie szlachcianka patrząc na Vesnę wyczekująco. Ale to, że prezent się przyjął chyba też sprawiło jej przyjemność tak samo jak obdarowanej.

Teraz… mogli mieć w dupie cały ten czołg, Ves i Alex. Zgarnęli tyle gambli, że spokojnie starczy im na najbliższe… długo. Albo porządne zakupy. No ale zobowiązali się do pomocy teksańczykom. Ona się zobowiązała w imieniu ich obojga. Poza tym oboje nie lubili nudy.
- Ostatnio w modzie są najróżniejsze dzieła sztuki topograficznej. - odpowiedziała równie uprzejmie co gospodyni, głaszcząc srebrne futro palcami z wyraźną przyjemnością.

- Zaiste. Ale pewne topowe dzieło sztuki, o ile mi wiadomo młoda damo, znalazło ostatniego wieczoru nowego nabywcę. - szlachcianka nie odzywała się chwilę, zmrużyła na moment oczy w badawczym spojrzeniu przyglądając się rozmówczyni. - A po raz kolejny mówisz do mnie jakby to nie był jedyny egzemplarz tej ciekawostki topograficznej. - lekko uniosła brew do góry czekając na jakąś odpowiedź od młodszej kobiety.

- Macie pani pod ręką mapę stanu Luizjana? - odpowiedziała pytaniem na pytanie po krótkiej przerwie potrzebnej na podjęcie decyzji, a gdy to zrobiła odetchnęła trochę lżej. Ciągle jednak mówiła cicho, głaszcząc lisie futro - Mapy z zaznaczoną ciekawostką topograficzną są dwie. Jedną ma kapitan NYA. Drugą Monsieur Durand zachował dla siebie - ściszyła głos do szeptu - Jeżeli wydacie pani to że z wami rozmawiałam o tych planach przy zardzewiałym złomie, Mechler najpewniej mnie zutylizuje… ale wiem że kobieta waszej klasy wie czym jest dyskrecja. Dlatego też… mam dla was prezent, milady. - westchnęła na koniec dość ciężko.

- James czy mamy taką mapę? - zapytała szefowa Federatów zerkając na szambelana.

- Zaraz sprawdzę milady. - służący skłonił się grzecznie i wyszedł z pokoju. Ten drugi facet jaki został wydawał się zaintrygowany ale dalej się nie odzywał.

- Coś czułam wczoraj, że jest w tym wszystkim jakieś drugie dno. - uśmiechnęła się wesoło ciemnowłosa kobieta. Podeszła do barku i obsłużyła się sama nalewając bursztynowego płynu z karafki do dwóch krępych szklanek z podobnego kompletu. - I nie obawiaj się, potrafię zadbać o swoich przyjaciół. - dorzuciła wesoło wracając do swojej rozmówczyni z parą szklanek z czego jedną podała jej do ręki.

Technik przyjęła poczęstunek i zakręciła nim, patrząc jak wewnątrz szklanki robi się wir.
- Chodziło o to aby Monsiueur Durand miał za co żyć spokojnie na emeryturze - przyznała szczerze, patrząc gdzieś za okno - To dżentelmen starej daty, naprawdę wyjątkowy człowiek… a ja dałam słowo, podjęłam się współpracy z CSA. Na szczęście zostaje pewno spektrum do lawirowania… i przyjacielski wypad na drinka - uniosła szklankę w niemym toaście do Federatki.

- Rozumiem. - zgodziła się kobieta o egzotycznej urodzie i przyjęła toast. Upiła łyka i akurat wrócił do pomieszczenia szambelan. Przyniósł ze sobą teczkę a z niej wyjął atlas samochodowy. Chwilę w nim szukał aż w końcu położył na biurku z otwartą mapą dawnej Luizjany i okolic. Federatka zachęcająco wskazała gestem na otwartą książkę dając pannie Holden możliwość skorzystania z niej.

Ta z pamięci odtworzyła zapisane poprzedniego dnia wskazówki starego kaleki, pokazując tak jak on punkt po punkcie trasę. Tłumaczyła co i jak, jeżdżąc palcem po mapie aż wreszcie zakreśliła je, w tym miejscu gdzie starzec zeszłego wieczora.
- Dokładnej lokalizacji co do metra nie zna, bo już wtedy zżerała go gorączka od zakażenia, ale to tu. To jest też zaznaczone na mapie kapitana nowojorczyków. - dopiła drinka - To samo wie Mechler i jego ludzie. Nie wiem co z Vegas, mogą szykować jakąś dywersję, to do nich podobne… - zmarszczyła czoło - A chyba… wyskoczę dziś na drinka z jedną dziewczyną od nich. Jeśli się dowiem że chcą wam wyciąć niemiły numer - popatrzyła na arystokratkę - Dowiecie się zanim wróci do siebie.

- No proszę. Jaka obiecująca. Naprawdę obiecująca. Gdyby ci się nie ułożyło z Mechlerem i resztą śmiało pukaj do nas.
- milady wydawała się być wręcz rozpromieniona tymi informacjami jakie przekazała jej rozmówczyni. Przyglądała się wskazanemu na mapie atlasu miejscu ale nie tak by jej gość pomyślał sobie, że go zaniedbuje. - Oczywiście jakbyś miała ochotę to wpadnij po tym wieczorze na drinka. Albo śniadanie jeśli wolisz. - zaproponowała milady z ciepłym uśmiechem na twarzy. Wymieniły jeszcze parę zdać, choć i tak pannę Holden najbardziej intrygował milczący jegomość przy oknie. Niestety o niektóre rzeczy nie wypadało pytać na pierwszej randce.

Fleurs du mal


Jazda po mieście wymagała o wiele więcej uwagi i skupienia niż rajd po Pustkowiach. Tutaj co chwila ktoś pojawiał się na poboczu drogi, albo przez nią przechodził, spiesząc załatwić poranne sprawunki. Przy bokach drogi czaiły się domu, a zza nich lubili wyskakiwać nagle piesi, więc panna Holden toczyła busa powoli, pilnie przyglądając się drodze przed sobą aż po długich, męczących i stresujących minutach dojechała pod burdel. Zgasiła silnik, powtórzyła rytuał odłączania i mieszania kabli, aż wreszcie usiadła ciężko, opierając czoło o kierownicę. To był ciężki poranek, mimo wszystko, a najgorsze dopiero ją czekało. Nie wiedziała czy Alex się obudził, a jak tak… czy da sobie cokolwiek wytłumaczyć zanim rozkręci awanturę, w której będzie musiała brać udział mimo zmęczenia? Słońce wzeszło dopiero parę godzin wcześniej, a ona już leciała z nóg. O innych problemach i pilnych sprawach do załatwienia wolała nawet nie myśleć, bo samo wspominanie myślenia powodowało ból głowy. Była też Kristi, która na pewno się martwiła… i Patrick. I Mechler…
Vesnie za to chciało się spać jak diabli. Wysiadła ociężale, powłócząc nogami aż do drzwi wejściowych. Tam wzięła się w garść i już energicznie wkroczyła do lokalu od razu kierując się tam, gdzie zeszłego wieczora zostawiła Alexa. Szczęście jej dopisze to może jeszcze będzie spać. Albo znajdzie się gdzieś przy Kristi zbyt zajęty żeby wspominać gdzie to mogła się podziać jego, pożal się Boże, dziewczyna.

Powrót do “Fleurs du mal” był całkiem spokojny. Przeszła przez nikogo nie niepokojona do części “gospodarczej” gdzie mieszkały dziewczynki, tam dotarła na piętro gdzie mieszkała i Kristin i Kay, spotkała ochronę gwiazdy która tym razem nie robiła jej trudności chociaż musiała dać się przeszukać czy nie ma broni ani nic takiego. Potem przed drzwiami blondynki przywitał ją strażnik i już bez kłopotów otworzył drzwi. A ledwo otworzył te drzwi i przekroczyła próg ujrzała Alexa i Kristin. W jednym łóżku. W sporej mierze roznegliżowanych. I śpiących głębokim snem. Żadne z nich nawet nie drgnęło ani gdy strażnik otworzył drzwi, ani gdy brunetka weszła do pokoju ani gdy ochroniarz zamknął te drzwi. W sumie nadal było zbyt wcześnie na detroicki poranek, zwłaszcza po takim mordobiciu i wyczerpującym weekendzie jakie zaliczył rajdowiec. I sądząc po wczorajszym poranku to gwiazda estrady też coś chyba nie miała zwyczaju wstawać skoro świt.

Z bliska dojrzała głównie siniaki i otarcia na ciele i twarzy Alexa. Ciężko było ich nie zauważyć. Wyglądały paskudnie, prawie wszędzie miał jakieś zaczerwienienie, zadrapania albo siniaki. Ale chociaż wyglądał jakby wpadł pod kosiarkę czy dał się zglanować to wiedziała, że żadne z tych obrażeń nie jest tak poważne na jakie wygląda. No i dzień, noc, no najpóźniej jutro rano powinny zblednąć i się zagoić.

Blondynka zaś co prawda siniaków i otarć nie miała. Ale śpiąc na brzuchu w skąpym bezrękawniku i samych majtkach wyraźnie wystawało spod bielizny znamię uczynione dwa dni temu przy pomocy ust i markera. Podobnie widać było podłużny autograf na udzie chociaż rozczytać go było w tej pozycji trochę trudno. Ale przecież wiedziała co tam jest napisane bo sama się tam podpisała podekscytowanej blondynce.

Wyglądało w porządku, obyło się też bez awantur. Zawsze jakiś plus. Technik wróciła do drzwi wyjściowych i otworzyła je cicho. Był już dzień. Silvio zaczynał zmianę.
- Hej chłopaki - zagaiła do ochroniarzy za progiem - Mogę mieć prośbę? Rzucicie okiem na tego busa z wybitą szybą, co stoi przed lokalem? Jest tam parę cennych gratów, a raz już go ukradli. Będę wdzięczna.

- To może dasz kluczyki to każę chłopakom zaparkować go z naszymi? Chyba, że wolisz sama. -
odpowiedział propozycją ochroniarz.

- Rozłączyłam kable… takie przyzwyczajenie - uśmiechnęła się krótko i wyszła na korytarz, zostawiając pokój za plecami. Zamknęła ostrożnie drzwi aby nikogo nie obudzić - Przeparkuję, tylko powiedz gdzie… i nie komentuj jak będę się łamać na trzydzieści razy zanim to zrobię - rozłożyła trochę bezradnie ręce.

- Dobra, nie ma sprawy. - Silvio podszedł do sąsiedniego pokoju i otworzył drzwi. - Kevin, idź z Vesną na dół. Pomóż jej przeparkować brykę. - rzucił z progu i cofnął się na korytarz. Zaraz też wyszedł kolejny młody facet w podobnie firmowym ubraniu i rzucił spojrzeniem po ciemnowłosej dziewczynie na korytarzu bo szef ochroniarskiej zmiany wrócił do swojego posterunku przed pokojem szefowej.

- Dobra, to prowadź do tej bryki. - Kevin skinął głową w głąb korytarza.

- A zapraszam - technik gestem wskazała kierunek i oboje wyszła przed lokal, gdzie bus z rozbitą przednią szybą. Dziewczyna otworzyła drzwi i stając na palcach pogrzebała przy stacyjce, podłączając poprawnie kable i dorzucając te wcześniej wyjęte. W końcu zamknęła obudowę, wsadziła kluczyk do stacyjki i dopiero obróciła się do ochroniarza. Samo parkowanie zajęło kilka minut, a kiedy wreszcie Vesna nie mogłą już patrzeć na próbującego wyglądać profesjonalnie faceta w garniaku, który udawał że wcale się nie śmieje, wreszcie westchnęła i poprosiła aby on zaparkował, co dupek zrobił za pierwszym podejściem… złośliwie na pewno i na farcie.
- Bo… słońce świeciło - burknęła odbierając kluczyki.

- Spoko. - uśmiechnął się facet i zerknął pewnie na pakę gdzie dojrzał te wszystkie skrzynki i podobne graty. Trudno było ich nie zauważyć bo zawalały sporą część kufra vana. - A to chcesz tu zostawić? Można to przenieść do hotelu, kampera czy gdziekolwiek. Ale jak wolisz sobie zostawić no to nie ma sprawy. - zaproponował wskazując brodą na stojącego niedaleko kampera, chyba tego samego gdzie pierwszy raz Vesna bliżej się poznała z blondwłosą gwiazdą estrady. Z jednej strony wydawało się to rozsądne bo przez rozbitą szybę mógł do środka wejść ktokolwiek by właściwie chciał. Jedyną ochroną zdawała się marka lokalu, sąsiedztwo maszyn z logo Kristin Black i ogrodzenie. Ale poza tym rozwalona jednym strzałem szyba była jak otwarta brama. Z drugiej strony wszystko zostawało pod ręką i można było wsiąść w maszynę i wywieźć całe te ołowiowe bogactwo ze sobą.

Panna Holden podrapała się po nosie, patrząc to na faceta obok, to na busa aż wreszcie pokiwała głową, dusząc chęć żeby zakląć.
- Tak… masz absolutną rację. Trzeba to przenieść, może do kampera, albo gdzieś do piwnicy… piwnica lepsza. Pomożesz mi Kev? - obróciła się przodem do towarzysza, uśmiechając się promiennie. I tak była brudna, zmęczona, dodatkowo nie myła się od wczoraj, więc śmierdziała. Co jej szkodziło jeszcze trochę się spocić?

- Nie wiem co tu mają w piwnicy ale do kampera to mogę ci to przenieść od ręki. Hmm… To znaczy jak wrócę po klucze… - ochroniarz pokiwał głową na znak zgody no ale przypomniał sobie, że miał zejść pomóc przeparkować czyjąś brykę a nie otwierać kampera. Vesna musiała jeszcze trochę poczekać ale opłacało się. Kevin w końcu wrócił, podjechał kamperem pod vana bo jak mówił był zbyt leniwy aby dźwigać przez parking jak można było od drzwi do drzwi no i dalej już poszło względnie lekko. Chociaż noszenie nomen - omen, skrzynek z ołowiem, lekkie nie było to jednak na dwie pary rąk jakoś to poszło dość łatwo. Na koniec Kevin przeparkował z powrotem kamper na miejsce i mogli wracać na górę.

Istnieli ciągle dżentelmeni i ci cali dobrze wychowani mężczyźni, odwalający ciężką robotę aby kobiety nie musiały… panna Holden nie uważała się za feministkę. Dla niej feminizm kończył się, kiedy trzeba było wnieść lodówkę na piąte piętro. Po wąskich, krętych schodach.
- Skąd jesteś? Długo robisz u Kristi? Jak tu trafiłeś? Masz jakąś rodzinę? Co lubisz? - chodziła za ochroniarzem, bzycząc mu za plecami kolejne pytania i częstując szerokim, uprzejmym uśmiechem. Po zakończonej pracy wystawiła w jego kierunku paczkę skrętów, proponując aby przed wejściem do środka jeszcze zajarali.

- A dzięki. - powiedział wesoło i z chęcią przyjął skręta z podstawionej paczki. - Drugi sezon. Załapałem się podczas jej koncertu w Oklahomie. Z Oklahomy jestem. - odpowiedział Kevin trzaskając zapalniczko wesoło i z równie wesołą miną gdy wchodzili razem po schodach wracając na kwaterę blondwłosej gwiazdy. - A na razie taka fucha to jak dla mnie jest w porządku to mam nadzieję, że trochę się tu załapię na dłużej. - wydmuchnął pierwszy kłąb tytoniowego dymu - A ty? Ponoć z Detroit jesteś? Naprawdę? - zapytał trochę zaciekawionym tonem.

- Oklahoma, nieźle. To kawałek już z ekipą przejechałeś - pokazała ręką z papierosem na wozy i zaciągnęła się - Labor Omnia Vincit - zaśmiała się cicho przymrużając jedno oko - Praca wszystko zwycięża. Tak, naprawdę jestem z Det. To że wszyscy tam umiemy jeździć to bujda na resorach. - zaśmiała się głośniej i pokręciła głową - Dobra, 99% społeczeństwa umie jeździć, więc jestem wyjątkiem potwierdzającym regułę. Ale daj spokój… jak niby mam się nauczyć, skoro Alex nie daje mi usiąść za kółkiem, bo on lepiej prowadzi? - westchnęła boleśnie - Jak niby ma nie być lepszy jak nie mam szans się poduczyć, bo jak coś to tylko on dupsko sadza w fotelu kierowcy jakby go kto tam przykleił… a właśnie, jak wam tu minął wieczór wczoraj i dzisiaj ranek? Ten mój zjeb się budził? Awantury robił? Z Kristi w porządku? Nie piła za dużo?

- No z naszą Kristin idzie człowiekowi zwiedzić trochę świata.
- Kevin roześmiał się wesoło i pewnie była to prawda. W końcu Vesna sama była na koncercie jej szefowej daleko stąd, przy Wielkich Jeziorach, teraz tu, na dalekim, goracym południu a jeszcze i tak gwiazda dawała koncerty chyba po całych dawnych Stanach. Więc jej ekipa musiała jeździć z nią tak samo.

- I nocka zeszła spokojnie. Ale no po dwóch takich ciężkich koncertach pewnie zmogło dziewczynę. Nad ranem lekarz był. Bo ten twój się przebudził i zaczął coś bredzić. No to lekarz mu podał co trzeba i poszedł spać znowu. To pewnie trochę pośpi. Ale nie byłem przy tym to tylko mi tak chłopaki mówili. - streścił jej w największym skrócie wydarzenia z ostatnich nocnych godzin i zatrzymał się przy pokoju z jakiego zawołał go Silvio. Wrócili na miejsce więc Kevin się chciał pożegnać. - No to trzymaj się. Miło było poznać. - machnął jej ręką na pożegnanie i uśmiechnął się lekko.

- Fatygowali lekarza bo ten jełop bredził? - spytała, parskająć rozbawiona i machnęła ręką - To u niego normalne. Cud jak powie coś z sensem. Dzięki Kev, do zobaczenia - pożegnała się, i udając że wcale się nie spieszy, wróciła do pokoju, zobaczyć co z obitym gangerem.

Obrazek po powrocie do pokoj nie zmienił się za bardzo niż ten jaki zostawiła za sobą wychodząc jakiś kwadrans temu. Te pełnowymiarowe łóże dalej było w stanie skutecznie utopić w sobie nie tylko jedną ale i dwie osoby. Kristin i Alex dalej spali jak zabici tak samo jak ich zostawiła.

Pomyśleć że przez te ostatnie godziny kiedy gnili w pościeli, ona z biednego kurwia stała się kurwiem bogatym, do tego z perspektywą nowej ciekawej znajomości, odzyskanym busem, złotem na paluchu…
- Ech kurwa… - mruknęła cicho aby nikogo nie obudzić, przysiadając na skraju łóżka gdzie spał jej chłopak. Sprawdziła mu puls, obejrzała z grubsza ale skoro medyk dał mu prochy nasenne aby się kurował, raczej nie było opcji aby się obudził prędko. Kristi też wyglądała na zmęczoną i wykończoną ostatnią nocą. I tylko panna Holden tryskała radością i energią, bo przecież inaczej się nie godziło, kiedy do załatwienia zostawała jeszcze masa rzeczy.
Po skończonym badaniu wstępnym, na palcach przeszła do łazienki. Z ulgą zdjęła z siebie brudne ciuchy i wzięła kąpiel w zimnej, ale czystej wodzie. Wyszorowała się dokładnie, łącznie z włosami i paznokciami noszącymi ślady po Zenie.

Czysta, pachnąca i przebrana w świeże ubrania, wróciła do sypialni. Na stole znalazła kartkę i długopis, zrobiła z nich użytek zostawiając krótką wiadomość:

Cytat:
“Wróciłam, nic mi nie jest. Mam trochę do załatwienia, lecę na miasto.

Będę potem.

Kocham Was, bądźcie niegrzeczni.”

Ves
Zadowolona z efektu zgarnęła garść talonów i na palcach wykradła się ponownie na korytarz. Może i jeszcze było wcześnie jak na detroickie standardy... niestety interesy rządziły się innymi prawami.
Nawet w Mieście Szaleńców.


 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR
Amduat jest offline