Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-11-2018, 10:40   #85
Ehran
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
Joe trzymał się blisko Keiry, zdeterminowany pomóc jej przejść przez gąszcz żywego zielonego syfu. Był dosłownie za nią, było za ciasno by iść obok siebie.
Jego wielka dłoń spoczywała na jej plecach, dając otuchy i wsparcia w razie utraty gruntu pod nogami.
Z prędkością atakującej kobry wystrzeliła pierwsza macka owijając się wokół ramienia dziewczyny. Joe popełnił pierwszy błąd. Nie docenił zagrożenia. Zamiast zaatakować ostrzem, szarpnął dziewczyną w nadziei, że uda się wyrwać macce, pobiec dalej i wyjść z zasięgu dziwacznej liany.
Lecz roślina trzymała Keirę w żelaznym uścisku. Joe sięgnął po ostrza. Mimo iż ruch trwał jedynie ułamek sekundy, był za wolny. Nim je wydobył, już kolejne macki chwytały dziewczynę.
Ich spojrzenia się spotkały. Joe widział, jak źrenice Keiry rozszerzają się w przerażeniu gdy roślina uniosła jej wątłe ciało w powietrze.
Joe zamachnął się na jedną z macek. Chciał też coś powiedzieć. Dodać otuchy. zapewnić, że ją wydostanie.
Jednak wtedy Keira zaczęła krzyczeć. Tak przeraźliwie krzyczeć. Wszelkie słowo, jakie zamierzał powiedzieć ugrzęzło Joe w gardle. Śliczna twarz Keiry wykrzywiła się w agonalnym bólu i bezdennym przerażeniu.
Trysnęła gorąca krew, rozbryzgiwana przez ruchome zęby. Keira wyła, a krzyk ten wibrował boleśnie w jestestwie mężczyzny. Joe siekł nożami.
Czas zwolnił. Koszmarna chwila wydłużyła się w nieskończoność. Joe nie ustawał, lecz czuł, że jego zmagania są skazane na porażkę. Czuł na twarzy gorącą krew dziewczyny. Czuł żelazny smak. Dostrzegł biel odsłanianych kości, gdy zęby wyszarpywały ochłapy mięsa.
Lecz przede wszystkim nie mógł oderwać oczu od twarzy dziewczyny. Przerażoną, wypełnioną bólem i świadomą swego potwornego końca. Ich spojrzenia spotkały się. Wiedziała, że nie uratuje jej. Odczytał to z jej oczu. I coś jeszcze. Wyrzut? Nie... troskę? Żal? Nie był pewien.
Joe walczył do końca. Mimo iż oboje wiedzieli, że to na nic. On został i walczył. Siekł nawet, gdy jej wrzask zamilkł, choć jedynie w świecie zewnętrznym, wewnątrz, w swej duszy Joe nadal słyszał ów przeraźliwy, wręcz już nieludzki skowyt. Walczył i siekł, aż mięśnie jego ramion wydawały się płonąć.
Tańczył, śmigając ostrzami, wśród wyciągających się teraz ku niemu macek, broniąc tego co zostało z Keiry. Tych kilku ochłapów mięsa, skóry, ścięgien i kości. Był jak w transie. Z uporem maniaka nie chciał pozwolić, by roślina zabrała mu ją całą. Gardło go paliło. Nie zdawał sobie sprawy, że również on wyje potępieńczo, gniewnie.
Coś ciężkiego, grubego niczym konar uderzyło go z siłą kowadła. Joe odleciał na kilka metrów sunąc plecami po mokrej od krwi i roślinnych soków podłodze.
Zamroczyło go. Na chwile ogarnęła go ciemność. Wiedział, że to koniec. Bezruch to śmierć. Rośliny to wykorzystają. zaraz oplotą go. Był gotów. Nie zależało mu.
Lecz wtedy w mroku dostrzegł punkcik światła. Szybko rozrastający się. Keira? Świetlista postać była niewyraźna, jakby rozmyta, lecz... to musiała być ona. Joe wydawało się, że ruchem ręki zatrzymała pędzące w jego stronę macki.
- Uciekaj - wypowiedziała spokojnie, z ciepłą serdecznością w głosie.
Joe wyciągnął w jej stronę rękę. Ich palce prawie się spotkały. Prawie czuł jej ciepły dotyk. Lecz zjawa rozpłynęła się w mroku. Jej słowa powróciły do niego z oddali, niczym odbijające się od dalekiego sklepienia echo.
Joe zareagował błyskawicznie. przekoziołkował i poderwał się do biegu. Uchylił się pod kolejną macką, smagając ją ostrzem. Przeskoczył między dwoma następnymi i... wypadł na zewnątrz.

Wyglądał przerażająco. Cały kleił się od krwi i zielonych roślinnych soków. Ciężko dyszał, a po jego twarzy spływały gorzkie łzy.
Przejechał mętnym spojrzeniem szaleńca po reszcie zgromadzonych.
Jego dłonie zaciskały się na nożach. Uniósł je, jakby w wyzwaniu, może nie rozpoznał swoich? Jednak jego wzrok zatrzymał się na poplamionym szkarłatem białym kosmyku włosów zakręconych dookoła rękojeści jego noża i dookoła jego dłoni i nadgarstka.
Zamarł na chwilę, po czym przykucnął i z nabożnym wręcz namaszczeniem odwinął kosmyk włosów. Jego ręce drżały, ledwo radząc sobie z tym wyzwaniem. Ucałował kosmyk i schował w bezpiecznej kieszeni na swym sercu.

Gdy NIK się odezwał, Joe posłał mu posępne spojrzenie.
- Benzyna. - rzekł z trudem przeciskając słowa przez zdarte gardło. - Chcę spalić to cholerstwo wewnątrz.
 

Ostatnio edytowane przez Ehran : 19-11-2018 o 10:45.
Ehran jest offline