Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-11-2018, 15:05   #13
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Nie zwracajac uwagi na okrzyk mnicha, Zaraan natarł na zombi siekając oboma mieczami.

Mimo zaciekłego natarcia barbarzyńcy zombie uskoczył unikając trafienia rozpędzonymi kligami.

Kapitan odwrócił się, popatrzył w stronę, skąd dochodził krzyk. Zamierzał pozwolić załodze dokończyć zombie i zorientować się czym prędzej w sytuacji.

Widząc ruch Dario krzyknął.
- Zaran wycofywać się do mnicha. Pogoń ludzi. Coś jeszcze nadchodzi. Dwójka z pawężami do mnie, nie wchodzic przede mnie.
Krzyczał wycofują się i przygotowując kolejną miksturę, lecz zamierzał ją użyć dopiero, gdy będzie pewny tego co wychodzi z mgły, i tak by nie trafić swoich ludzi.

Wilhelm przeszedł nieco w bok z łukiem gotowym do strzału tak by przyjrzeć się zbliżającemu się niebezpieczeństwu. Jednak niewiele więcej widział przez rozwiewający się dym, mgłę i gęstość otaczającego ich lasu.

Na wpół przegniłe stwory jednak nie przejęły się utratą kompanów i nie przerywały swojego natarcia. Atak w dalszym ciągu był nieskuteczny.

Zaraan ruszył na kolejnego z zombich, z zakrzywionych mieczy ściekała gnijąca jucha. Przeskoczył nad jakimś truchłem i ciął z góry. Ostrze z chrzęstem przeszło przez obojczyk i ciało martwe ciało. Zatrzymało się dopiero na mostku. Bosman potężnym kopniakiem w biodro zrzucił z miecza truposza. Ten niczym wiązka chrustu rozpadł się na kawałki.
Kątem oka wyłowił ruch z boku. Zanurkował pod ciosem. Zębate, zardzewiałe ostrze przemknęło nad nim. Gdy tylko go minęło wystrzelił w górę niczym sprężyna, wkładając całą siłę w pchnięcie. Ostrze weszło pod brodę, przebiło podniebienie i wyszło wierzchem czerepu. Zgniłe mięśnie i ścięgna, podobnie jak zgniły kręgosłup nie wytrzymały takiego traktowania. Pękały z trzaskiem wysuszonej skóry. Bezgłowe ciało opadło bezwładnie w tył. Zaraan czubkiem drugiego miecza zrzucił czerep z ostrza i zaczął się wycofywać w kierunku głosu mnicha.

Wyglądało na to, że zombie wkrótce z powrotem przeniosą się do swojego stanu, w jakim powinny się znajdować. Do bycia martwym.

- Kończcie czym prędzej robotę - warknął w stronę maruderów, którzy dobijali ostatnie z zombie.

Po czym wytężył swój wzrok, próbując przebić mgłę.

- Gadałem przecież, że trzymamy się w jednej grupie - krzyknął w stronę, gdzie usłyszał mnicha.- Co znalazłeś, Huai Ren?

Trzask gałęzi gdzieś z boku zwrócił uwagę kapitana zobaczył jak przez gęste zarośla przetacza się kolejna grupa zombie. Byli daleko ale szybko się zbliżali. Odwrócił się ponownie w stronę mgły. Zobaczył teraz wyraźnie sylwetki kolejnych przeciwników. Przełknął ślinę. Było ich dużo… Za dużo…

Gdzieś za plecami rozległ się głos mnicha:
- Kapitanie! Znalazłem jaskinię! TUTAJ!

Wrona dopadła od tyłu ostatniego z potworów i szybkim cięciem niemal oddzieliła przegniły czerep od równie przejrzałego korpusu.

Reszta powoli wycofywała się w kierunku mnicha dołączając do kapitana i pierwszego formując półkole.

Dario poświęcił całą uwagę zbliżającej się hordzie. Do tego stopnia, że nie zauważył konaru tuż pod jego nogą. Potknął się i runął do tyłu. Uderzenie o twarde podłoże wybiło mu dech z piersi i odruchowo rozluźnił dłoń. Mikstura, którą trzymał wzbiła się do góry. Alchemik zaklął jak tylko prawdziwy żeglarz potrafi. Zwinął się, przetoczył i w ostatniej chwili złapał ją końcówkami palców tuż nad ostrym kamieniem. Niewiele brakło a wszyscy mogli zginąć przez jeden nieostrożny krok….

- Do jaskini, kurwa! - wrzasnął kapitan. - Prędzej, kmioty, bo zeżrą nas!

Po czym przewiesił łuk na ramię i sam zaczął biec w stronę jaskini, do której wołał mnich.

- Za mną! - zakomenderował.

Dario widząc rzesze wrogów, wybrał największą grupę, w odległości takiej by nie trafić wybuchem Wrony i Zaraana. Cisnął butelka z eliksirem i wycofał się za mnichem do jaskini.

Widząc, że wszyscy się wycofują chowając broń do pochew doskoczył do leżącego kata i warknął:
- Jeszcze, kurwa, nie skończyłeś wachty psie - kucnął złapał go za ramię i przerzucił sobie przez plecy, po czym ruszył biegiem do jaskini.

Kolejna wybuchowa mikstura pomknęła w kierunku wrogów. Kolejny wybuch strącił liście z drzew i rozrzucił zbliżajace się potwory. Tym razem jednak mikstura nie zgasła od razu, a ogień pomału zaczął się rozprzestrzeniać.

Gdy tylko Zarran uniósł kompana. CIałem Steina wstrząsnął potężny spazm, a z ust chlustnęła struga krwi oblewając pierś barbarzyńcy. Mimo to Zarran nie puszczał kompana i ruszył biegiem w kierunku z którego wołał mnich.

Teraz już wszyscy widzieli zbliżającą się hordę nieumarłych. Była ich chyba setka, niemal w każdym zakątku lasu i z każdej strony wyłaniały się kolejne na wpół przegniłe figury.

Huai Ren stał przy wejściu do niewielkiej jaskini uchylając kotarę z lian w środku skulona przy ścianie klęczała dziewczyna. Pierwszy do środka wpadł Dzikus mamrotając coś niezrozumiałego. Oczy miał rozbiegane a ręce drżące. Zaraz za nim reszta. Na końcu wejścia dopadł zdyszany Zaaran. Stain był bezwładny i ciężki.
Ren opuścił kotarę i schylając się wszedł do jaskini.

Jaskinia delikatnie opadała w dół. Przejście było dość szerokie oświetlone naturalnymi świetlikami.


Dalsza część jaskini skąpana była w całkowitej ciemności.

Żelaźni zajęli miejsce przy wejściu. Zaraz za nimi łucznik i kapitan z łukami w dłoniach. Jednak Zombie zatrzymali się jakieś 10 kroków od wejścia do jaskini i skłębili się zupełnie jakby trafili na niewidzialną barierę.

Zaraan delikatnie odłożył kata pod ścianę. Ten jednak nie dawał żadnych oznak życia. Jego zakrwawione poszarpane zwłoki leżały pod ścianą bez ruchu. Rozorana twarz była zastygła w wyrazie bólu i strachu. Wszędzie było pełno jego krwi.

- Ślicznie, kurwa, cudownie - zaklął Heist. - Ledwo co żeśmy zdążyli wpaść na wyspę, jeden z nas już gryzie piach. Zastanawiam się, ile głów jeszcze spadnie z ramion mojej załogi, zanim skończy się dzień?

Dając sobie spokój z narastającym w nim gniewem, Heist podszedł do mnicha.

- Ta banda nieumarłych skurwysynów dała sobie z nami spokój, przynajmniej na razie. To jest to miejsce, Huai? Mam nadzieję, do stu diabłów, że powetujemy sobie straty na skarbie, który obiecałeś. Prowadź do tego cholernego nekromanty, a osobiście włożę mu szablę w dupę.

- Dzielnie się sprawił - rzekł wstając z kucek - Ale bogowie mieli inne plany. Nie mitrężmy czasu, bo jeszcze się odwidzi truposzom czekanie i rusza kupa na nas.

- Jak na razie przynosisz nam same straty mnichu. Twoje życie i życie dziewki zależy od zysków i strat jaki poniesiemy. Za każdego niepowetowanej martwego będziesz cierpieć. Nie zwykłem rzucać gróźb na wiatr. Idziemy szykiem teraz możemy nadziać się na wrogów. Zwiadowca z przodu w razie problemów wycofuje się za pawężników. Pawężnicy przy mnie. Nie wyłazić przede mnie, nie wiązać się walką bezpośrednia wręcz. Pamiętajcie, iż toruje drogę miksturami wybuchu. Zaraan przydziel zadania zadania ludziom.
Pierwszy wydał jasne i jednoznaczne rozkazy.

Ruszyli w dół jaskini. Przejście opadało w dół. Po przejściu jakiś 20 kroków zapadła całkowita ciemność a korytarz ostro skręcił w prawo. Dzikus ruszył pierwszy blisko ściany na ugiętych nogach cały czas dotykał dłonią ściany a stopą delikatnie sprawdzał grunt przed sobą. Wszyscy poruszali się bardzo wolno z obnażoną bronią próbujac przebić otaczającą ich duszną i stęchłą ciemność. Po kolejnych 30 krokach korytarz skręcał znowu w prawo. Musieli już zejść poniżej gruntu. Tutaj gdzieś z przestrzeni nad nimi przebijało się nikłe rozproszone światło. Wydawało się, że jaskinia się skończyła. Mimo to prowadzący Dizkus podszedł do ściany i zamachał na resztę ręką. Gdy podeszli ostrożnie zobaczyli, że w ścianie wykute jest niewielkie przejście skąpane w gęstej ciemności, prowadzące dalej… Najbardziej przerażające było jednak to, że dookoła otworu znajdowały się setki czaszek na wpół wtopionych w skałę. Cała ta ściana wydawała się ulepiona z kości wokół których wyrosła skała...



- Znaleźliśmy! - Powiedział do siebie Huai Ren i ruszył by jako pierwszy wcisnąć się na czworakach w wąskie przejście. Otępiała dziewczyna ruszyła zaraz za nim…

- Idźmy dalej - cicho rzekł Heist, którego nie opuszczał nieufny wyraz twarzy.

- Ano idźmy - powiedział Zaran - za tobą choćby do piekła kapitanie.

- Twoje życzenie zapewne wkrótce spełni się - mruknął Heist, patrząc na czaszki i kości.
- Jakże słodko, wejście do siedziby demona i czaszki. I to ma nas niby wystraszyć. - Dario wybuchnął śmiechem. - Zacząłbym się bać gdyby witały nas gołe hurys lub rzeźbione girlandy kwiatów.

Nie czując strachu zagłębili się wszyscy w mrok wąskiego korytarza…
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline