- Stul pysk. - Mruknął do stojącego obok urzędnika. Może i w ojczyźnie traktowałby go z szacunkiem, ale tutaj nie miał się czego obawiać. Na arenie najważniejsi byli wojownicy. Teraz nie musiał martwić się o jakieś nieprzyjemności związane z politycznymi bufonami. - Szczęście jest po naszej stronie.
Ponownie odezwał się cichym głosem do brata z Kanabossy. Zamierzał wmówić i jemu, i sobie, że to był dobry ruch. |