Pogórze miało w sobie coś co zdawało się podszeptywać… wejdź wyżej. Ośmiel się. Spróbuj. Każdy wdech był tu inny niż niżej w dolinie. Zimniejszy i bardziej jakby wgłąb człeka sięgający. Przesycony żywicznym zapachem świerczyny i świeżo zmrożonego mchu. Ostrzegał i zapraszał jednocześnie. Chodź… ale nie zdziw się jeśli nie wrócisz. No a kimże byłby Joris żeby z takiego zaproszenia nie skorzystać? Rany goiły się na nim jak na psie i gdzieś w głowie zradzała się głupia młodzieńcza myśl, że złe się go nie ima. Oczywiście rozsądek myśliwy też swój miał. Ale przełaj z myśliwymi napełniał go odżywczym entuzjazmem i rad był, że się na to zdecydował. A teraz… Teraz znaleźli wejście do ruin. - Krzesaj Hans - zaordynował marudę - Ja zaczepię linę. I zejdę ze Svenem. Ty i Olaf poczekajcie i miejcie oczy otwarte. Może jakiego szaraka upolujcie...
Kilka chwil później, Joris zeskoczył z końca liny na posadzkę dawnego pomieszczenia tej starej strażnicy. Ruda skorzystała z kamieni i płożących się po nich korzeniach i zaraz usadowiła mu się na ramieniu. Sven właśnie zaczynał się opuszczać.
Myśliwy wyciągnął z plecaka zaklęty puklerz z magicznym płomieniem i spojrzał w ziejącą ciemnością czeluść. Głęboki wdech nie wykazał niczego podejrzanego. Nie cuchnęło tu ani moczem, ani zmokłym futrem. - A co ty o tym sądzisz Ruda? - spojrzał pytająco na wiewiórę.
Poruszyła kilka razy nosem, ale nie uciekła. Choć zerknęła tęsknie na otwór w suficie.
To mimo wszystko dawało jakieś nadzieje na to, że nie natkną się tu na zieleństwo, czy niedźwiedzią gawrę. Myśliwy jednak nie zamierzał zaniechać rozpoznawania wszelakich oznak bytności istot żywych w dalszej penetracji ruin. A pomny wydarzeń z sowiej studni, postanowił też zwracać uwagę na podłoże i ewentualnie wyrysowane na nim symbole. - Jakeś tak wytresował tego szkodnika? - zapytał z zawodowym zaciekawieniem Sven, który dotarł ostatecznie na dół i podniósł łuczywo zrzucone tu wcześniej przez Hansa. Nie omieszkał też ręką sprawdzić, czy ramię Jorisa iście płonie ogniem, który nie parzy, czy też jego kompan nie zauważył, że stanął w płomieniach.
Joris spojrzał na niego chcąc wyjaśnić, że jakoś tak samo wyszło, ale dostrzegłszy w spojrzeniu trapera to coś co sprawiło że się nie wycofali po utarczce z goblinami, poczuł ukłucie zadowolenia. - Przez tydzień - odparł poważnie gdy poświata magicznych płomieni tańczyła po jego ocienionej twarzy - Karmiłem ją wędzonym smoczym mięsem.
Po czym wyszczerzył się sztubacko.
Żarty żartami, ale czuł też dreszcz strachu. Zwłaszcza, że zamierzał iść pierwszy. I pod ręką w kurtce miał eliksir ochrony przed złem. A w plecaku zwoje od Trzewika, które planował wykorzystać w razie potrzeby.
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Ostatnio edytowane przez Marrrt : 19-11-2018 o 23:26.
|