Pozbywszy się balastu, nie bez stanowczych protestów Kimberly, ruszyli wiele szybciej. Tropów pani archeolog niestety nie znaleźli. Bezpieczniejsze wydawało się im omijanie ścieżek. W końcu między drzewami zamajaczyły zmurszałe mury. Kilkadziesiąt metrów na prawo wypatrzyli bramę. Zamykała ją bambusowa krata. Strażnika wypatrzyli kilka chwil potem po drugiej stronie kraty, stał z włócznią w dłoni wpatrując się w las za bramą. Wyglądał jak podczas warty honorowej, zbędne ruchy ograniczał do minimum. Ignorował, z siłą woli godną pozazdroszczenia, gryzące go od czasu do czasu owady. Najważniejsze jednak, że miał tylko jedna pare ramion. Co prawda był rosły i muskularny, ale był człowiekiem.
Wejście na mur nie przedstawiało większej trudności, pełno było uchwytów dla rąk i nóg. Nie wiadomo jednak co ich czekało na szczycie muru. Każdy logicznie myślący dowódca, obsadził by też szczyt muru. Tylko czy rządził ktoś o zdrowym rozsądku? Wg słów przewodnika, mieszkali tu fanatycy. |