Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-11-2018, 17:17   #41
Amduat
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację
Sofa okazała się tak przyjemna do leżenia na jaką wyglądała. Poduchy podobnie. Jakby jeszcze był jakiś koc to by można było się na niej całkiem wygodnie przespać. Na pewno wygodniej niż na Pustkowiach na karimacie i w śpiworze. Gospodyni za to na opinię tej najwredniejszej jędzy to jak na razie coś w ogóle się nie starała.
- Też zwykle mówię coś takiego. - Panna Millard pokiwała głową i utopiła ramiona w szafce gdzie przygotowywała te lody. - I lubisz czekoladki? - zapytała rozbawiona tą dwuznacznością. Odchyliła się nieco do tyłu aby spojrzeć na swojego gościa. - I ciekawe do jakich stymulacji pobudzają cię te czekoladki i magnez. - temat dalej ją bawił ale wróciła do zawartości szafki. Coś tam brzękało cicho co pasowało do przygotowywania lekkiego poczęstunku.

- Na pewno pobudzają do produkcji endogennych opioidów - technik uśmiechnęła się pod nosem, zaczynając bujać stopą w rytm niesłyszalnej melodii - Nic tak nie umila dnia jak porządna porcja koktajlu hormonów peptydowych… endogennej morfiny nigdy za wiele. A dobra czekolada to chyba jedna z najskuteczniejszych recept na nią. Co do reszty - rozłożyła trochę ramiona - Pozwolisz, że zachowam coś na później. Muszę mieć w rękawie coś co cię zaskoczy.

- O tak. Oczytana, wykształcona, inteligentna…
- Millard zamknęła szafkę i wróciła do stolika z dwiema miseczkami w których błyszczały się lodowe kuleczki. Najprawdziwsze lody! Tak apetycznie wyglądające jak na dawnych reklamach lodów! Nic tylko zdjęcie zrobić i na jakiś plakat reklamowy dać. W zgrabnej miseczce i z zapraszająco wbitą rurką i łyżeczką. Aż kusiły aby po nie sięgnąć i tą zmrożoną słodkością uprzyjemnić sobie ten skwarny dzień.

- I z taaakimii nogami. - zaśmiała się cicho Murzynka gdy stawiała miseczki na stoliku a więc musiała się pochylić więc w naturalny sposób rzucić okiem na te ładnie wyeksponowane kusą spódniczką walory Vesny. I znowu chyba minimalnie dłużej zawiesiła wzrok na stopach panny Holden. Chociaż tak płynnie i dyskretnie, że gdyby Christin jej nie uprzedziła to pewnie by tego nie wyłapała. Teraz też zaś było to trudne do zweryfikowania czy jej się nie wydawało przypadkiem.

- Ale oczywiście nie powinnam tego mówić takich seksistowskich uwag więc udajmy, że tego nie mówiłam. Częstuj się proszę. - powiedziała szefowa siadając na pufie obok sofy. Aby mieć twarz gościa naprzeciwko usiadła przy tym końcu sofy gdzie ta miała nogi.

- Wiesz… powinnam się cieszyć, że w sobotę nie brałaś udziału w konkursie miss podkoszulka - technik wychyliła się niby przypadkiem kończąc ruch tak, że głowę miała na wysokości klatki piersiowej Murzynki. Zerknęła na nią szybko z tajemniczą miną i wyjaśniła - Inaczej nie byłoby szans abym wygrała.. ale to seksistowskie, więc udajmy że tego nie powiedziałam - wzięła miseczkę i zaraz spróbowała. Ledwo wzięła do ust pierwszą łyżeczkę westchnęła z przyjemności. Lody… prawdziwe lody i to na śmietanie. Nie jakaś rozwodniona tandeta - Jak na Baker Street - przyznała z podziwem, zjadając kolejną łyżeczkę - Z tą charyzmą, wdziękiem, wiedzą… i jeszcze ambrozją na wyposażeniu - zakręciła czarką, wracając na kanapę - Na pewno nie jesteś którąś z muz? - zaczęła się Roxanne uważnie przyglądać, mrużąc oczy - Kaliope? Kilo? Urania? Chociaż może… te pierwotne, beocjańskie… - zrobiła przerwę na następną łyżeczkę lodów - Mneme, muza pamięci. to by tłumaczyło wyniki konkursów wczoraj. Telksinoe też pasuje… czarująca umysł.

- Muza pamięci? No może, coś jest na rzeczy.
- szefowa hurtowni uśmiechnęła się z uznaniem i chyba była pod wrażeniem wiedzy rozmówczyni. - I jedz, i smacznego w końcu jak się jest prezesem wypada ciągnąć z tego jakieś profity za tą niewdzięczną, codzienną harówę i nadstawianie tyłka za wszystkich innych prawda? - uniosła brwi w tym rozbawieniu. No ale jak pamiętała z domowych stron Vesna mogło tak być. Blichtr, porządne fury, najlepsze lokale, drogie ubrania, to rzucało się w oczy na tle szarej, przeciętnej, ulicznej masy. Ale była też i druga strona medalu czyli ta wiecznie niekończąca się robota, decyzyjność, odpowiedzialność i stres z tym związany o jaki mało kto z tej szarej masy pamiętał, chciał pamiętać czy nawet się nad tym nie zastanawiał.

- Oh i nie żartuj sobie ze mnie. - Murzynka lekko położyła sobie dłoń na piersi jakby chciała pokazać jak bardzo dotknęła jej serca uwaga rozmówczyni. - Jestem więźniem swojego stanowiska. Muszę się zachowywać i dbać o pozory tak jak się ode mnie tego wymaga. Nie mogę się wystawiać do konkursów, jak takie swobodne dziewczyny jak ty czy Christine. - dodała z żalem tak dobrze sparodiowanym, że trudno było powiedzieć czy naprawdę tego żałowała czy tylko tak z tego żartowała. - I na pewno byście mi dały łupnia w tych konkursach to tylko sobie wstydu oszczędziłam. - machnęła luźno ręką zbywając ten pomysł w kąt. Ale mimo wszystko wydawało się, że komplement sprawił jej przyjemność. Wbiła łyżeczkę w swoją kulkę lodów, w swojej miseczce i spróbowała. - Mmmm… rzeczywiście pyszne! Trzymam dla specjalnych gości i zawsze działa. Bo kto nie lubi lodów? Ile osób jadło prawdziwe lody? Zawsze działa na roztopienie lodów. - znowu jej twarz przecięła biel uśmiechu kontrastująca z jej ciemną karnacją.

- I myślisz, że ja czaruję umysły? Jak jakaś czarownica? - zaśmiała się nieco kpiąco i zgarniając do ust kolejną łyżeczkę lodów. - I kogóż na przykład miałabym tak czarować ten umysł? I cóż tam tak strasznie mieszać? - zapytała ściągając ustami porcję lodów z łyżeczki i przetrzymując tam trochę tą łyżeczkę.


Pani prezes się myliła. Lody nie były pyszne… tylko obłędnie przepyszne. Vesna ledwo powstrzymywała się żeby nie zeżreć ich na raz i nie poprosić o dokładkę, a najlepiej całe pudełko. Nie wypadało. Przeciągnęła się zaplatając nogi w kostkach i zasalutowała łyżeczką.

- Od razu czarownica. Szkoda by było psuć tej idealnej skóry zbyt dużą dawką… przypalania - zrobiła niewinną minę - Uważaj, jeszcze trochę mnie tak poroztapiasz to zostanie tylko pozbierać szufelką i wlać w wiaderko - zaśmiała się krótko - Czarujesz… a przykładowo taką jedną mechanik z Det. Do tego stopnia, że chciała zapytać czy za miesiąc albo dwa nie będziesz przeprowadzać rekrutacji do firmy… podpytać o wymagania, przygotować się do tego czasu, żeby wypaść jak najlepiej. Byłoby mi niezmiernie miło mogąc pod tobą pracować - skończyła prawie bez podtekstu.

- Oo, naprawdę?
- czarnoskóra bizneswoman zaśmiała się ale tym razem z odcieniem zaciekawienia. I gdyby to był jakiś komiks albo kreskówka to pewnie by był jakiś alarmowy znaczek nad jej głową jako oznaką wzmożonej czujności gdy padło coś wartego uwagę. Przesunęła się spojrzeniem z twarzy rozmówczyni przez jej sylwetkę aż po prawie całkowicie odkryte nogi. Zatrzymała się wzrokiem na jej końcówce jakby ten ruch nóg, kostek i stóp Vesny zwrócił jej uwagę.

- I jakie mam wymagania? A jakie stanowisko by interesowało właścicielkę takiej świetnych nóg i pamięci? W jakiej widziałabyś się roli? - zapytała z pozoru niewinnie nabierając na łyżeczkę kolejną porcję lodów i zerkając ponownie na twarz Vesny gdy zgarnęła je ustami z tej łyżeczki.

- Mogłabym zostać twoją… osobistą asystentką - odpowiedziała, podnosząc powoli nogę żeby zacząć stopą jeździć po jej łydce w górę i w dół, a oczami nie schodzić z ciemnej twarzy - Uczyć się od najlepszej, najinteligentniejszej kobiety jaką miałam przyjemność poznać. Tylko nie wiem czy bym sprostała - zrobiła smutną minę, oblizując wargę z kropki płynnej czekolady - Musiałabym pewnie przejść szereg testów…

- Moją, osobistą, asystentką?
- brwi Murzynki uniosły się nieco do góry gdy podniosła wzrok na twarz właścicielki stopy która buszowała po jej łydce. Ponieważ w ten gorący dzień też nie nosiła żadnych pończoch to kontrast między jasną a ciemną karnacją skóry jaki powodowała zetknięcie się stopy jednej i łydki drugiej rozmówczyni aż bił po oczach. I przykuł uwagę panny Millard. Ale teraz zwróciła się do kandydatki na stanowisko o jakim mówiły. Ale nie zrobiła nic aby powstrzymać działania jej stopy.

- No stanowisko mojej asystentki I to osobistej. To bardzo ważne stanowisko. Więc wymagania są spore. A pewnie już słyszałaś, że jestem wredną jędzą. A ktoś na tym stanowisku ma okazję się o tym przekonać z bliska i na co dzień. - powiedziała nieco prostując się na pufie na jakiej siedziała i wyciągając wygodniej nogi przed siebie. To zmusiło więc stopę drugiej kobiety albo do oparcia się piętą o podłogę i kontynuowanie manewrów na jej łydce albo do wylądowania na jej goleniach które pod tym kątem mogły posłużyć za znośną, platformę nośną.

- Moja osobista asystentka jest wszędzie tam gdzie ja. Czyli pracuje wszędzie tam gdzie ja. Zdarza się, że i w weekendy, nawet w niedziele, zostawanie po godzinach to prawie standard. Do tego posyłam kogoś takiego do niewdzięcznych i trudnych zadań więc taka osoba też szybko zdobywa reputację wrednej jędzy. Czasem kończymy pracę tak późno i zaczynamy tak wcześnie, że nie ma sensu wracać do domu i nocujemy tutaj. - wskazała łyżeczką na sofę na jakiej siedziała wygodnie na niej rozparta Vesna. W tym momencie gęsta, kropla lodów spadła z łyżeczki i wylądowała przy kolanie panny Millard. To na chwilę ją stropiło gdy przerwała to co mówiła i zawiesiła na chwilę wzrok na tym detalu. - Tak więc sama widzisz, że to nieciekawa, nudna, trudna i wymagająca harówa z wredną jędzą nad sobą. - westchnęła równie smutno jak Vesna przed chwilą.

- Skoro to taka ciężka harówka… - panna Holden przybrała bliźniaczo poważny, melancholijny ton, wychylając tułów w stronę Murzynki i starła palcem mokrą kroplę z jej skóry - Tym bardziej przyda ci się ktoś rozsądny - powoli zbliżyła palec do ust i oblizała go - Kto wesprze słowem, pomysłem, wiedzą… będzie gotowy kiedy tego potrzebujesz. Nie można pozwolić abyś się zaharowała na śmierć… szkoda by było.

- Szkoda? Takiej wrednej jędzy?
- Murzynka uniosła nieco brew w ironicznym grymasie. Jakoś wcale nie cofając twarzy od twarzy rozmówczyni. Uważnie i z pewną nawet fascynacją patrzyła na na jej manewry czyszczące. Z bliska Vesna dostrzegła, że jej samokontrola zaczynała słabnąć albo po prostu zaczynało ją zdradzać własne ciało ulegające tej ich dwuznacznej rozmowie i rosnącemu, przyjemnemu napięciu.

- Ah no tak! - klepnęła się nagle w czoło i znów się roześmiała. - No przecież jestem nie dość, że wredną jędzą to jeszcze mieszam w umysłach jak czarownica. Zwłaszcza takiej jednej dziewczynie z Detroit. I biedaczka ma łuski na oczach i nie dostrzega strasznej prawdy jaka ją otacza. I kabały w jaką się pakuje. - pokiwała głową i uśmiechała się z ironicznym i rozbawionym uśmiechu. Potem zamilkła i przez chwilę jej oczy wodziły po twarzy Vesny.

- A czy zdajesz sobie sprawę, zaczarowana dziewczyno, że na tym stanowisku wymagam bezwzględnej lojalności. Oddania. Zaufania. I dyskrecji? - zapytała biorąc w palce brodę białej dziewczyny i nieco unosząc ją ku sobie jakby chciała jej się lepiej przyjrzeć czy dojrzeć coś w jej oczach. Albo ustach. - Nic co się dzieje w firmie. Zwłaszcza w tym gabinecie. Nie może wyjść poza ten gabinet. - poinformowała ją przesuwając nieco dłoń tak, że zaczęła głaskać palcami i kciukiem policzek Vesny.

- Wiem na czym to polega - przekręciła głowę aby ułatwić jej zadanie. Sama dłonią głaskała jej kolano i coraz wyżej po udzie - W Detroit pracowałam dla Teda Schultza, znam zasady. Tajemnice firmy to tajemnice firmy. Honoru i interesów pracodawcy broni się za wszelką cenę. Jego dobro jest powyżej własnego… i bez plotek. Jak w “Fight Clubie”. - uśmiechnęła się krótko - Nikt nie mówi o “Fight Clubie”… pierwsza zasada.

- O tak… Właśnie tak… Dokładnie tak…
- głos Murzynki stał się cichszy, przeszedł prawie w szept. I był już wyraźnie nasączony coraz mniej ukrywaną aprobatą i podnieceniem. Trochę trudno w tym momencie było zgadnąć czy chodzi jej to co mówią usta Vesny czy to co robi jej dłoń poniżej. Ale wydawało się, że jest na tak.

- No to sprawdźmy twoje zaangażowanie, szczerość i oddanie. - wyszeptała panna Millard i jej usta zetknęły się z ustami panny Holden. Dłoń z delikatnością i wprawą przesunęła się na jej bok w klasycznym chwycie do pocałunku a druga niżej i wylądowała na jej kolanie. Z początku ostrożne badanie terenu szybko przerodziło się w zachłanne, zaborcze testowanie ile warta jest druga strona. Kanapa zaskrzypiała, na korytarzu ktoś uparcie tupał w te i wewte... ale w gabinecie prezes rafinerii nikt się tym specjalnie nie przejmował.

Fleurs du mal (południe)


Powrót do burdelu miał tę niezaprzeczalną zaletę, że wnętrze budynku było chłodniejsze niż spiekota poza nim. Tu dało się oddychać, nie było też tak duszno, dzięki czemu panna Holden wreszcie przestała się czuć, jakby oddychała przez mokrą szmatę… miła odmiana. Równie miła co przyjemny półmrok bez piachu zgrzytającego w zębach. Kto w ogóle wymyślił te południowo-bagienne klimaty? Nie mogło być jak w Det?

Technik westchnęła ciężko, przechodząc znaną już drogą do pokojów na zapleczu. Minęła Sylvio, pomachała ręką do Kevina. Zaczynała się przyzwyczajać do ich obecności i tych profesjonalnych sylwetek czających się w strategicznych punktach przy Kristi.

- Jak sytuacja? - spytała zanim podeszła do drzwi sypialni, woląc nie rozwodzić się nad tym jak bardzo wygodne wyro znajduje się po drugiej stronie. Była zmęczona, coraz bardziej… a dzień niestety dopiero dochodził gdzieś do połowy.

- Wstali. Znaczy są w stanie przytomnym ale raczej jeszcze w poziomie a nie w pionie. Znaleźli twoją wiadomość. - ochroniarz przedstawił jej krótko jak wygląda sytuacja za drzwiami no i wydawało się być to prawdopodobne. Zbliżała się bowiem ta pora, gdzie Runnerzy i gwiazdy estrady zwykły zaczynać dzień.

Wielka szkoda, że mechanicy i ludzie biznesu o tej porze już egzystowali od ładnych paru godzin i robili się głodni. Znowu…
- Jak usłyszysz krzyki to się nie przejmuj - burknęła do ochroniarza, pocierając palcami skronie - Kristi nic nie będzie, jest bezpieczna… to tylko ja z Alexem będziemy wymieniać argumenty… ech, nie ma co odkładać - z ponurą miną pokręciła głową i po chwili otworzyła drzwi, przechodząc przez próg.

- Oczywiście. Jakby co to znasz moje imię. - skwitował jej słowa szef dziennej ochrony. Gdy zaś brunetka znalazła się po wewnętrznej stronie drzwi zastała znaną sobie dwójkę, w znanym sobie łóżku ale tym razem w odmiennej kompozycji nich ich zostawiała rano. Alex siedział oparty o poręcz wezgłowia, miał w zasięgu ręki popielniczkę na nocnym stoliku i palił fajkę. Od wczoraj wiedziała, że wbrew pozorom nic poważnego po tym mordobiciu mu się nie stało ale obecnie miał ten etap, że wszelkie siniaki prezentowały się chyba najpełniej. W całej palecie posiniaczonych barw. Więc z tymi siniakami i opuchliznami nie wyglądał najlepiej. Zupełnie jakby wpadł pod samochód albo ktoś nieźle mu dołożył. I pewnie tak się czuł bo spojrzał na nią gdy tylko weszła.

Gospodyni chyba próbowała doprowadzić się do względnego porządku. Bo siedziała przy toaletce i chyba próbowała się umalować czy uczesać. Ale albo utknęła na dość wczesnym etapie albo nie mogła się zebrać aby dokończyć. Bo tak siedziała w samych damskich bokserkach i podkoszulce na wygodnym stołku przed lustrem i wyraźnie robota jej się nie kleiła. Też spojrzała sprawdzając kto przyszedł i wyraźnie się ucieszyła gdy dotarło do niej kto.

- Gdzie byłaś? Co to jest? - Alex zaczął bez ceregieli wskazując na leżącą obok popielniczki kartkę żarzącym się papierosem.

- O! Ves! Wróciłaś! - blondynka rozłożyła szeroko ramiona gotowa wyściskać swoją najlepszą kumpelę i uśmiechnęła się szeroko nie przejmując się siedzącym na jej łóżku facetem.

W pierwszej kolejności technik podeszła do toaletki, uśmiechając się szeroko. Objęła siedzącą bolndynkę od tyłu i pocałowała ją czubek głowy.
- Cześć kochana - ścisnęła ją mocniej i jakoś tak jej ulżyło trochę. Westchnęła krótko - Nic mi nie jest, jak pisałam. Zaraz ci z tym pomogę - wskazała spojrzeniem szczotkę i damskie bibeloty. Potem wyprostowała się, podchodząc ciężko do łóżka.
- To jest kartka. Papieru. Zapisana. Kartki papieru służą po to, aby za ich pomocą zostawiać informacje - pokazała na wiadomość, podświadomie się spinając i szykując na awanturę - Byłam na mieście, załatwiałam interesy. Jak się czujesz?

- Jakie interesy? Z kim? Całą kurwa noc? Wstałem rano to cię nie było. Ten jej debil dał mi jakiś syf po którym usnąłem bo bym cię zaczął szukać od ręki.
- Alex widocznie miał gula o te nocne zniknięcie Vesny i musiało go mu to dopiec. Proszki trochę go spacyfikowały ale tylko odwlokły to co nieuniknione.

- To nie jest debil tylko lekarz. Bardzo dobry. Nie znasz się. - ofuknęła go blondynka nadąsanym tonem, że podważa kompetencje jej osobistego personelu. - I jakbyś nie hiesteryzował od samego rana to by nie trzeba było nic ci dawać. - zwróciła mu uwagę na ten detal. Sama zaś wstała i objęła swoją kumpelę i coś nie zamierzała jej chyba puszczać. A facet na łóżku spinał się coraz bardziej.

- Nie histeryzowałem! Budzę się a jej nie ma! Też nie miałaś pojęcia gdzie jest to mi tu nie wyskakuj z takim tekstem! - Alex aż się podniósł z wygodnego oparcia wskazując na zmianę papierosem to jedną, to drugą kobietę.

- Noo… Trochę się bałam o ciebie. No i tak czekałam na ciebie aż wrócisz no ale w końcu zasnęłam. - blondynka trochę się zasępiła ale do pewnego stopnia widocznie rozumiała złość gangera tyle, że odbierała to nieco inaczej. Troskliwie odgarnęła ciemne loki z twarzy brunetki lekko kiwając głową. - I się tak nie spinaj! Próbowałam ci coś powiedzieć ale nic do ciebie nie docierało! Dlatego musiałam zawołać doktora. - przypomniała sobie poranek w tym pokoju więc znowu zwróciła się do Runnera.

- Tak, na te twoje goryle chuja by poradził. Chuj z tym, gdzie byłaś? I z kim? Co za interesy? - Alex nie odpuszczał a to co się wydarzyło rano w tym pokoju widocznie traktował jako przeszkadzajkę w dążeniu do celu czyli ustalenia gdzie na noc zniknęła Vesna.

- Przestaniesz wreszcie pajacować i robić siarę? - Vesna fuknęła ostro, czując jak zaczyna ją boleć głowa. Z ulgą przyjęła ochronę kończyn blondynki, zrobiło się jej trochę lżej - Tylko dzięki Kristi i jej ekipie dało się ciebie wczoraj znieść i ogarnąć po walce. Więc do jasnej cholery nie nadawaj na nich, tylko kurwa jego mać, okaż trochę wdzięczności! To oni cię pilnowali, składali, nieśli i na koniec oddali najwygodniejsze wyro w “Fleurs du Mal”! Więc nie rób siary i powiedz ładnie “dziękuję Kristi” - warknęła i za chwilę westchnęła bardzo zmęczonym westchnięciem - Ścięło cię po walce, musiałeś odpocząć i się zregenerować… żeby mieć siłę teraz rzucać w całą okolicę pretensjami - dodała kwaśno, a potem zaczęła wywalać po kolei - Anne z Akiro poszli wczoraj do Federatów. Zawarli umowę z Amari, wzięli zaliczkę. W moim imieniu też - prychnęła i wyjęła z kieszeni fajkę, którą zaraz odpaliła - Tak jak w imieniu Daniela i Colonela. Pięć złotych pierścieni postawiła na Akiro w turnieju i wygrala. Potem zawinęła wygraną i naszego busa. Spierdolili z Zenem. Amari się wkurwiła, poszła z tym na psiarnię. Po koncercie dowieźli nas na komendę, było o listach gończych - wzruszyła ramionami - Dogadałam się Amari, tą Federatką co ją wyrolowali. Odzyskała swoje złoto, po problemie - znowu wzruszyła ramionami i dokończyła dobitnie - Ostatnią noc spędziłam z cynglem Fedziów, polowaliśmy na Anne i jej przydupasa. I upolowaliśmy. Tyle. Rano musiałam iść do Mechlera, szefa CSA. pracujemy dla niego. Chcę żebyś się ogarnąć i pojechał pod “Płonące Siodło” ustalić detale podróży. Co jak, dlaczego, z kim, ile kurwa paliwa będzie potrzeba. Zobaczył czy ten bus pociągnie, jeżeli nie to kupisz odpowiednią brykę u “Car Dealera”, co i jak zostawiam tobie - machnęła ręką - Wybierzesz co będziesz uważał za stosowne. Gamble są w kamperze w skrzyniach, bus stoi obok niego na zewnątrz… ja się nie rozdwoję, a mam coś jeszcze do pozałatwiania.

- Noo… właśnie… tak ci właśnie mówiłam rano… to nie chciałeś słuchać… i jeszcze uderzyłeś doktora… -
blondynka chyba uznała, że dobry moment by się sfochać na Alexa no i oczywiście zwalić na niego całą winę. W zamian stanęła nieco bokiem do Vesny obejmując ją wolnym ramieniem i mocno przyciskając ją do siebie czy siebie do niej. Więc gdy jedna miała na sobie samą podkoszulkę i bieliznę a druga krótką spódniczkę to przyjemne ciepło, młodego, jędrnego ciała przyjemnie promieniowało z jednego ciała na drugie.

- Chuja mówiłaś. A doktorek leciał ze strzykawą myślałem, że jakiś syf chce mi wstrzyknąć. - Alex w pierwszej kolejności odpowiedział na najnowszy zarzut ale widocznie trawił to co powiedziała Vesna. Szukał, sprawdzał, kombinował. Tylko nie była jeszcze pewna czy szuka dziury w całym czy nad tym co teraz dalej zrobić. W tym jednak nie pomagała mu rozkapryszona gwiazda estrady.

- No chciał. Coś na uspokojenie. Bo się wytrzymać z tobą nie dało. Aż musiałam zawołać chłopaków na pomoc. - blondi bez oporów wyrzucała mu dalej jego niestosowne, poranne zachowanie.

- Ta. We trzech. Jak nie zdążyłem wstać. Z zaskoczenia mnie wzięli tak to bym ich załatwił jedną ręką. - Runner też trochę jakby się skarżył a trochę tłumaczył na oszukańcze i podstępne działania ochroniarzy Krstin. - Jeszcze tazerem mnie debil jebnął. - poskarżył się unoszad podkoszulek do góry i pokazując ledwo widoczne dwa punkciki na torsie gdzie widocznie trafiły igły broni paraliżującej.

- Masz za swoje. - blondi wzruszyła ramionami wcale nie żałując siedzącego na łóżku faceta. Ten zaś zdusił peta w popielniczce i w końcu wstał z kilkuosobowego łoża. Poszedł do łazienki i dał się słyszeć chlupot wody. Kristin popatrzyła niepewnie na Vesnę niepewna chyba jak zinterpretować te zachowanie. - Wiesz, jak tak czekałam na ciebie w nocy to tak kiślowałam sobie jakbyście mnie oboje wzięli. Ale teraz to nie wiem czy on taki fajny. - zwierzyła się blondyna szpecąc z bliska na ucho brunetce i zerkając w stronę otwartych do prywatnej łazienki drzwi. Tam, sądząc po odgłosach, ganger doprowadzał się do porządku.

Technik przymknęła oczy i odetchnęła dla uspokojenia. Co miała powiedzieć? Że też zaczyna mieć podobne wątpliwości czy cały ten cyrk i ciągłe pretensje mają sens na dłuższą metę?

- Jest… tylko z rana marudne bydle z niego
- odpowiedziała łagodnie, przytulając blondynkę mocniej. - Przepraszam za niego. Nie sądziłam że narobi ci tylu kłopotów. Gdybym wiedziała… to by się go zamknęło w piwnicy i tyle. Szkoda… twoich nerwów - pocałowała ją krótko, a potem wyplątała się z uścisku - Daj nam pięć minut, ogarnę go. - skrzywiła się - Postaram się go ogarnąć. - pokręciła głową idąc szybko do łazienki. Zamknęła za sobą drzwi i oparła się o nie plecami. Patrzyła z zaciętą miną na poranno-popołudniowy rytuał ablucji.
- Masz ją przeprosić - warknęła. - Ogarnij się, bo mam serdecznie dość. Ciągle “coś”, wiecznie jakieś problemy i awantury o byle gówno. I pretensje. Nieważne co zrobię, albo czego nie zrobię, zawsze węszysz spiski i gapisz się jakbym ci wielką krzywdę robiła. Jak robię to droga wolna - odsunęła się i pokazała na drzwi, mrugając szybko - Wypierdalaj. Albo ja wypierdolę stąd, skoro nie potrafisz mi zaufać. Właśnie ci powiedziałam, że prawie wystawiono za mną list gończy i całą pieprzoną noc szukałam tej głupiej gnidy z kolesiem pokroju White Handa. Nie miałam czasu ani zabrać czegokolwiek, ani po kogoś posłać. Nawet nie miałam broni - prychnęła - Bo się spieszyłam, żeby to załatwić. wyjść na czysto… i żebyś się nie martwił, jak widać niepotrzebnie - pokręciła głową intensywnie - Nic mi nie jest, dobrze że cię to zainteresowało. Bardziej cię obchodzi własna dupa i wygoda jak widać. Ja jestem tylko dodatkiem, pokojówką, punktem medycznym, albo mechanikiem do bryk, tyle. Skoro to już ustalone, idziesz przeprosić Kristin. - wskazała brodą na drzwi - Przynajmniej to zrób tak jak należy.

- Weź się zwieś co? -
zaproponował stojący przy umywalce Runner. Zdążył zdjąć podkoszulek więc stał w samych bokserkach. A przy okazji widać było te wszystkie cięgi jaki wczoraj zebrał na jego ciele. Sporo poszło w ramiona gdy się zasłaniał przed ciosami oraz w tors gdy nie zdążył. W końcu priorytetem jak zwykle sam mówił była ochrona głowy bo tam wszystko co przeszło to było groźne.

- Co miałem robić? Wstałem rano i ciebie nie ma. Od tej histeryczki nic nie szło się dowiedzieć. Tylko tyle, ze gdzieś pojechałaś na noc chuj wie gdzie. To mnie cholera wzięła. Myślałem, że coś ci się stało. Albo jakiś palant nawciskał ci kitów, porwał, wywiózł, sprzedał do burdelu albo na części czy po prostu zostawił z ołowiem w potylicy na poboczu. A ta zamiast coś wyjaśnić wezwała tych swoich przydpusaów. Jak się kurwa grzecznie pytałem gdzie do chuja jesteś. Więc się nie przypieprzaj. - w końcu spojrzał na nią znad tej umywalki i przetrzymał chwilę tak te spojrzenia jakby chciał sprawdzić czy dotarło i czy załapała co jest grane. Potem wrócił znów do własnego odbicia w lustrze i umywalki. Zdążył napuścić wody do zlewu i teraz skorzystał z tej dobroci zanurzając tam twarz. Przetrzymał ją tam chwilę zanim się wynurzył. Po chwili pomoczył jeszcze włosy i zaczął zabierać się za sprawdzanie swojej szczęki. Jakby obliczał i szacował czy golić się już teraz czy jeszcze dziś sobie odpuścić.

- Nieźle to załatwiłaś. Ale powinnaś mnie obudzić i byśmy pojechali razem. Tak działają zespoły. Dwuosobowe też. - powiedział wpatrując się w swoje odbicie i wodząc palcami po zaroście szczęki. Obserwował swoje odbicie z takim zaangażowaniem jakby to była sprawa życia i śmierci te golenie.

- Sprawdzę potem tego vana. Pewnie trzeba będzie sprzedać i kupić coś terenowego. Ten radzi sobie jak jest asfalt albo szuter. W sobotę sama widziałać co było. No i paliwo. Pewnie jakiś uterenowiony van. To się zabierze kanistry i KTM na pakę. Pikup albo van. - zmarszczył brwi i zabrał się jednak za golenie. Mówił powoli i na raty pomiędzy kolejnymi pociągnięciami maszynki.

- Dobrze, że wróciłaś cało. Ale jak jesteś ze mną nie wywijaj więcej takich numerów sama. Bo wyjdzie mi, że nie chcesz być ze mną i wolisz być z kimś innym. - strzelił w nią ponurym spojrzeniem gdy już miał wygolone z połowę twarzy i zabierał się za drugą połowę.

- Po tym łomocie który wczoraj dostałeś nie nadawałeś się do niczego. Musiałeś odpocząć bo nie jesteś niezniszczalny i nie ciągnęłabym cię nigdzie w takim stanie. Wystarczy, że musiałam patrzeć jak cię znoszą całego we krwi. Nie jestem drewniana, poza tym udaję że znam się na medycynie. Wiem w jakiej byłeś formie. No i mówiłam, nie miałam czasu cofnąć się po cokolwiek. Wyszło… jak wyszło - dziewczyna odpowiedziała bardzo spokojnie, lodowato uprzejmym tonem - Tobie wyjdzie co chcesz żeby wyszło, a to co ja zrobię nie ma tu nic do rzeczy. Nieważne że latam wokół ciebie, nieważne… choćby wczoraj rano. Nie - pokręciła głową, a potem zamknęła oczy - To przecież nic nie znaczy, prawda? Gówno warte brednie. - zrobiła chwilę przerwy żeby unormować oddech. Przełknęła ślinę i otworzyła oczy, odwracajac się bokiem żeby na niego na patrzeć. Ani żeby on nie widział że zaczyna płakać - Zrób z tą bryką co uznasz za stosowne. Sprzedaj, kup co trzeba. Na stole… - zgrzytnęła zębami - Na stole zostawię mapę z zaznaczoną pozycją czołgu. Ogarnij ile wachy na to trzeba. Gamble są w kamperze jak mówiłam. Nie rozpierdol wszystkiego. Mechler, ten od CSA jest w “Płonącym Siodle”. Patrick ci pokaże który. Idę się zastanowić. Przemyśleć. Bo może jednak lepiej ci będzie z kimś innym, skoro ja taka trefna. Ale najpierw robota - nacisnęła klamkę, otwierając drzwi i wychodząc do pokoju.

- Ves… - mężczyzna stojąc przed umywalką zdążył ogolić już drugą połowę twarzy. Została mu broda i szyja gdy stojąca dotąd w łazience kobieta ruszyła w stronę wyjścia do pokoju. Podszedł do niej szybko i zanim zdążyła wyjść zamknął drzwi z powrotem i objął ją.
- Daj spokój Ves. - poprosił ją łapiąc za ramię i przyciągając do siebie. Najpierw złapał ją tak jak podszedł czyli od tyłu. Przez co mogła poczuć na swoich plecach jego tors a na ramionach jego ramiona. Bo mimo, że zdrowo obity nadal fizycznie górował nad nią więc topiła się w tych jego ramionach. Poczuła jak pocałował ją w czubek głowy. Potem odwrócił ją frontem do siebie. - Daj spokój. Wściekłem się, że coś ci się stało i nie dałaś mi nawet szansy abym coś zrobił. A nie na coś innego. I tyle. I wiem, że mnie poskładałaś do kupy no i przywiozłaś tutaj. Było zajebiście. Ale nie chcę takich numerów no. Dobrze, że dobrze się skończyło. - wyszeptał do niej głaszcząc ją po włosach. Na końcu pocałował ją czule w usta na zgodę.

Nie oddała pocałunku, jak na winną całego zła świata przystało. Stała sztywno, zaciskając i rozluźniając szczęki. Gapiła się też gdzieś w bok, dłonie zwijając w pięści.
- Gdyby coś poszło nie tak, ty byłeś czysty. Bez zarzutów. Bezpieczny - powiedziała zduszonym głosem, nie patrząc na niego - Miałam… paskudny poranek, naprawdę kiepski, chociaż staram się i próbuję… być twarda. Poważna i dorosła, ale mi nie idzie. Nie nadaję się do tego Alex, nigdy nie nadawałam. Do interesów jak u papy i Teda, za miękka na to jestem. - przełknęła głośno ślinę, mrugając szybko żeby odzyskać ostrość widzenia. Niestety przez to ciepłe krople spłynęły jej po policzkach - Sprzątałam dziś szoferkę z kawałków kości, włosów i mózgu. Należących do Zena. Potem musiałam tam jechać i udawać że wcale mnie to nie brzydzi… ani nie przeraża. Jak głowa Anne w plastikowym wiaderku. Ale jakoś dojechałam. Z poker facem. - wzruszyła ramionami - Wyciągnęłam profit, zrobiłam nowych kolegów na przyszłość. Tak jak trzeba… a potem wracam i chcę odpocząć. Żeby kurwa zapomnieć na parę minut i nie musieć zgrywać twardziela… a ty mi dopieprzasz od progu. Znowu. Nie mam siły, też potrzebuję wsparcia i supportu. Czuć że mam kogoś zaufanego za plecami, żeby się nie bać. Wyluzować, przeczyścić łeb… a nie zamartwiać się o co tym razem będzie awantura, jak wielka i o czym będzie element zapalny. Byłoby miło po prostu odpocząć… nie myśleć. Chociaż przez ten pierdolony kwadrans.

- No masz. Chodź...
- facet westchnął i pociągnął ją ze sobą w stronę jakiegoś taboretu. Usiadł na nim i posadził ją sobie na kolanach. Przez dłuższą chwilę albo nie miał pomysłu co powiedzieć albo został przy niemej rozmowie gdy troskliwie i opiekuńczo głaskał ją po włosach i plecach. - Musiało być ci ciężko. Ale dałaś radę Ves. Ogarnęłaś sprawę jak zwykle. Nie straciłaś głowy. Świetnie ci poszło. Ale najważniejsze Ves, że jesteś. Że wróciłaś cało, w jednym kawałku no i, że wróciłaś. Jak wróciłaś to to najważniejsze. Reszta się jakoś ułoży. - powiedział mało zgrabnie za to z pełnym przekonaniem. Odgarnął jej ciemne włosy aby spojrzeć na jej twarz i sprawdzić jak reaguje na jego słowa.

Technik siedziała sztywno, z brodą uniesioną dumnie do góry i udawała że wcale nie łzawią jej oczy, jeśli tak to przez dym, albo z powodów alergicznych, ale im dłużej siedziała i im więcej Runner mówił, tym bardziej garbiła plecy aż wreszcie jego zachowanie coś w niej przekuło i ukryła twarz w dłoniach, porzucając pozory. Mniejszym ciałem wstrząsnął spazm, potem drugi i trzeci, a ona zaciskała zęby żeby nie narobić hałasu. Oparła się wreszcie o podrapaną pierś, obejmując ją ramionami z całej siły.

- Przep… przepraszam, że s-się m… martwiłeś. A ter… teraz jeszcze się na t-tobie wyżyłam… przepraszam Alex - chlipała pociągając nosem i przytulając go jeszcze mocniej - P… powinnam się tobą… o-opiekować, dać odpocząć… ale nie dam rady sama… tego wszystkiego p-przygotować. P… potrzebuję pomocy, a ty… jesteś ranny. Gdy… gdyby tamta indiańska wesz c-coś ci zrobiła… ch… chyba… nie przeżyłabym tego. J… jak to się skończy, chryja z czołgiem… wróćmy tu. K… kupmy dom i zostańmy. M… mam dość uciekania. Ty od r-ręki znajdziesz robotę, gadałam z szefową rafinerii… Sz… szuka asystentki, to i ja bym… coś miała. Dalibyśmy radę. Ty i ja.

- No już dobrze, już się nie martw. Jakoś się to ułoży wszystko, nie przejmuj się.
- Alex otulił ją mocniej swoimi ramionami jak w ochronnym pancerzu. Widać też go to wszystko ruszyło bo głos mu zmiękł i całował ją na pocieszenie i otuchę co jakiś czas. W czoło, policzki czy usta. Pocieszał ją i uspokajał jak rodzic zapłakane dziecko które przyszło do niego z jakąś wielką sprawą. Teraz siedział na tym taborecie, w prywatnej łazience gwiazdy estrady jaka została za drzwiami i pozwalał jej się wypłakać gdy siedziała mu na kolanach. Machinalnie powtarzał słowa otuchy, takie zwykłe i proste bo w końcu od gadania zwykle była ona, ona umiała się płynnie wysławiać i znała różne, dziwne słowa. On był zaś prostym gangerem z runnerowej dzielni i znów wydawało się, że dzieli ich wszystko co tylko możliwe. A jednak teraz siedział tutaj z nią, szeptał do niej, całował, głaskał starając się przegnać jej troski i smutki, w ogóle nie zważając na to, że z ich dwójka to on wygląda jakby wpadł pod kosiarkę czy spadł ze schodów. W końcu nieco stęknął i razem z nią schylił się po coś leżącego na podłodze. Po chwili stękania i grzebania coś wyjął z kieszeni kurtki prostując się znowu. I wtedy ujrzała, że to była ta jego harmonijka. Uśmiechnął się do niej, przytknął ją do ust i dał popłynąć melodii.
 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR
Amduat jest offline