Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-11-2018, 20:10   #50
Gryf
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
- Tito - odezwał się Javier, gdy zostali sami w gnieździe a bliźniaki zajęli się swoimi sprawami. - Obejrzysz mnie i dasz mi jakieś mocne przeciwbólowe gówno?
Xavi z wysiłkiem zdjął podartą i zakrwawioną koszulkę. Miał mnóstwo świeżych sińców i zadrapań, zaś na czole i przedramieniu opatrunki.
- Spieprzałem przed Aztekami i był wypadek - wyjaśnił. - Rozbawiło ich to, skurwysynów, uwierzysz? Pies zabił Camello, żeby zadowolić tych skurwieli. Głupi, poczciwy Camello chciał pomścić Dolores, postrzelił kumpla El Spectre. Bastardos, wszyscy zginą, już niedługo, niedługo... - Orozco ewidentnie nie był w najlepszym stanie, nie tylko fizycznym, ale i psychicznym.

- Puta madre! Wyglądasz jakby się gówno zesrało.

Tito poświęcił chwilę by z grubsza obejrzeć obrażenia chłopaka. Ot tak rutynowo, by sprawdzić czy nie ma tam czegoś gorszego niż poobijanie - jakieś złapania, widoczne, czy możliwe do wyczucia uszkodzenia organów wewnętrznych, przez chwilę poświecił nawet latarką z telefonu w oczy w poszukiwaniu wstrząsu mózgu.
Po zakończonych oględzinach wziął szklankę i napełnił do połowy tequilą. Wrzucił do niej dwie potężne tabletki rozpuszczalnego tramadolu, na wpół pokruszone, wyciągnięte z niemiłosiernie pogniecionych torebek które najwyraźniej cały czas trzymał w tylnej kieszeni w niedorzecznych ilościach.

- Masz, na dobry początek wystarczy. Ubierz się, straszysz dziwki. - mruknął przesuwając szklankę w stronę Javiera i napełniając własną. - Camello był jednym z nas, a Dolores była fajną dupą. Żałuję, że Camello nie zabił tego azteckiego skurwysyna. Potrzebujemy sojuszników, żeby przeżyć, Pies zrobił co musiał, ale te chujki na motocyklach nie pozostaną bezkarne na zawsze. - Stary sicario przez chwilę się zawahał, bardzo starannie ważąc kolejne słowa. - Węże.. prochy.. możesz mi powiedzieć o co z tym chodziło?

Xavi wychylił duszkiem pół szklanki, wziął głęboki oddech i po chwili, krzywiąc się, dopił do dna.
- Też je widziałeś, prawda? - spojrzał z niezdrowym błyskiem w oku na Tito. - Juan mówił, że wąż pożarł duszę Eusebio Uccoza. Ja z nim rozmawiałem, z Wielkim Wężem. Zostaliśmy przez niego wybrani, by mu służyć, chcemy tego czy nie. Jeśli się nie zgodzimy sami zostaniemy złożeni w ofierze. Nie mamy zbiorowej halucynacji, Tito, jesteś lekarzem, wiesz, że to nie możliwe.

Stary Alvarez wstał, zajrzał na korytarz po czym zamknął drzwi, wrócił do Xaviego i ponownie rozlał trunek do szklanek.
- Niewiele wiem o psychiatrii i halucynacjach, ale umiem rozpoznać Diabła gdy go widzę - powiedział po długiej chwili milczenia. - Nie widziałem węża.. ale słyszałem jego głos. Widziałem indianina.. - znów zrobił dłuższą pauzę by pozbierać myśli i ubrać obłęd który był jego udziałem w słowa. - Widziałem.. Byłem... indianinem, który złożył Uccoza w ofierze. Diabeł.. Wąż.. pokazał mi się w trakcie operacji, zjawił się gdy tylko uśpiłem pacjenta. Powiedział że nie odbiorę mu jego ofiary… a potem po prostu go zabił.. moimi rękami.. O nic nie pytał, nic nie proponował, niczym nie groził, po prostu to zrobił.

- Bo może, na pewno może - rzekł Javier. - Ale chce, żebyśmy mu służyli chętnie. Może to i Diabeł… wiesz co jest zabawne? Ukazał mi się pod postacią księdza. Ale przecież kiedyś w tym kraju byli inni bogowie. Tacy, którym składano ofiary z ludzi. Tito, co jeśli oni się obudzili?

- Jest tylko jeden Bóg. - Uciął krótko Tito. - W jego drużynie nie gramy już od dawna. Ten Wąż.. ksiądz, mówił ci czego konkretnie chce?

Orozco napił się tequili. Dłoń trzymająca szklankę trochę mu drżała.
- Powiedział, że dowiemy się w swoim czasie - odpowiedział. - Że razem zmienimy wszystko. I przywrócimy Mu siłę. Kimkolwiek On jest.

Tito milczał długo, tak długo że zdawało się że minął tydzień gdy w końcu powiedział:

- Czyli jest słabszy niż się przedstawia i nas potrzebuje. Dobra wiadomość ale nadal gówno wiemy.
Układ z Uccozami już i tak jest o kant dupy rozbić, zdaje się to z nimi miał główny problem. - wypił zawartość swojej szklanki jednym haustem. - środki powinny cię trzymać jakieś sześć godzin, staraj się nie forsować. Na razie proponuję nie wdawać się w debaty o Wężach i Bogach z niewtajemniczonymi, możemy robić swoje i udawać durniów jak Pies i Alfredo. Choć mam wrażenie że Alfredo nie udaje. Muszę zadzwonić w parę miejsc. Daj znać jakbyś dowiedział się czegoś konkretnego o tym gównie.

Javier skinął tylko głową, bo zadzwonił telefon pozostawiony mu przez Psa. Rozeszli się po pokojach i zajęli rozmowami. Gdy po pół godzinie spotkali się znów w salonie, Xavi usypał sobie małą kreskę na blacie stołu.
- Hernan kupuje od negros informacje, kto sprzątnął Cristiana i Flagencio - zrelacjonował. - A Ucho wyciągnął od el Maniveli kto zlecił Narwańcom zabicie braci Uccoz. Jakiś indianin. Elsombre. Indianin, Tito. Niby nie brakuje indian w Sinaloa, ale jak dla mnie to nie jest, kurwa, przypadek.

- Też mi się nie wydaje.

Tito swój czas na gorącej linii poświęcił na ponowne próby przebicia się przez autyzm Campy, w celu ustalenia czy nie dowiedział się czegoś o wrogach Uccozów. Obdzwonił też starego Rico, ojca Enrique, handlarza bronią w sutannie... w zasadzie każdego starego wariata znanego mu z czasów gdy przemierzali meksyk na motorach i ostatni raz zajmowali się wielkim kartelowym gównem.

Słowem - starał się po prostu rzetelnie wypełnić polecenie psa. Nie spodziewał się dowiedzieć dużo nowego... ale po akcji w szpitalu musiał czymś się zająć, by do reszty nie opierdoleć.
 
__________________
Show must go on!

Ostatnio edytowane przez Gryf : 24-11-2018 o 19:18.
Gryf jest offline