| - Tito - odezwał się Javier, gdy zostali sami w gnieździe a bliźniaki zajęli się swoimi sprawami. - Obejrzysz mnie i dasz mi jakieś mocne przeciwbólowe gówno?
Xavi z wysiłkiem zdjął podartą i zakrwawioną koszulkę. Miał mnóstwo świeżych sińców i zadrapań, zaś na czole i przedramieniu opatrunki.
- Spieprzałem przed Aztekami i był wypadek - wyjaśnił. - Rozbawiło ich to, skurwysynów, uwierzysz? Pies zabił Camello, żeby zadowolić tych skurwieli. Głupi, poczciwy Camello chciał pomścić Dolores, postrzelił kumpla El Spectre. Bastardos, wszyscy zginą, już niedługo, niedługo... - Orozco ewidentnie nie był w najlepszym stanie, nie tylko fizycznym, ale i psychicznym.
- Puta madre! Wyglądasz jakby się gówno zesrało.
Tito poświęcił chwilę by z grubsza obejrzeć obrażenia chłopaka. Ot tak rutynowo, by sprawdzić czy nie ma tam czegoś gorszego niż poobijanie - jakieś złapania, widoczne, czy możliwe do wyczucia uszkodzenia organów wewnętrznych, przez chwilę poświecił nawet latarką z telefonu w oczy w poszukiwaniu wstrząsu mózgu.
Po zakończonych oględzinach wziął szklankę i napełnił do połowy tequilą. Wrzucił do niej dwie potężne tabletki rozpuszczalnego tramadolu, na wpół pokruszone, wyciągnięte z niemiłosiernie pogniecionych torebek które najwyraźniej cały czas trzymał w tylnej kieszeni w niedorzecznych ilościach.
- Masz, na dobry początek wystarczy. Ubierz się, straszysz dziwki. - mruknął przesuwając szklankę w stronę Javiera i napełniając własną. - Camello był jednym z nas, a Dolores była fajną dupą. Żałuję, że Camello nie zabił tego azteckiego skurwysyna. Potrzebujemy sojuszników, żeby przeżyć, Pies zrobił co musiał, ale te chujki na motocyklach nie pozostaną bezkarne na zawsze. - Stary sicario przez chwilę się zawahał, bardzo starannie ważąc kolejne słowa. - Węże.. prochy.. możesz mi powiedzieć o co z tym chodziło?
Xavi wychylił duszkiem pół szklanki, wziął głęboki oddech i po chwili, krzywiąc się, dopił do dna.
- Też je widziałeś, prawda? - spojrzał z niezdrowym błyskiem w oku na Tito. - Juan mówił, że wąż pożarł duszę Eusebio Uccoza. Ja z nim rozmawiałem, z Wielkim Wężem. Zostaliśmy przez niego wybrani, by mu służyć, chcemy tego czy nie. Jeśli się nie zgodzimy sami zostaniemy złożeni w ofierze. Nie mamy zbiorowej halucynacji, Tito, jesteś lekarzem, wiesz, że to nie możliwe.
Stary Alvarez wstał, zajrzał na korytarz po czym zamknął drzwi, wrócił do Xaviego i ponownie rozlał trunek do szklanek.
- Niewiele wiem o psychiatrii i halucynacjach, ale umiem rozpoznać Diabła gdy go widzę - powiedział po długiej chwili milczenia. - Nie widziałem węża.. ale słyszałem jego głos. Widziałem indianina.. - znów zrobił dłuższą pauzę by pozbierać myśli i ubrać obłęd który był jego udziałem w słowa. - Widziałem.. Byłem... indianinem, który złożył Uccoza w ofierze. Diabeł.. Wąż.. pokazał mi się w trakcie operacji, zjawił się gdy tylko uśpiłem pacjenta. Powiedział że nie odbiorę mu jego ofiary… a potem po prostu go zabił.. moimi rękami.. O nic nie pytał, nic nie proponował, niczym nie groził, po prostu to zrobił.
- Bo może, na pewno może - rzekł Javier. - Ale chce, żebyśmy mu służyli chętnie. Może to i Diabeł… wiesz co jest zabawne? Ukazał mi się pod postacią księdza. Ale przecież kiedyś w tym kraju byli inni bogowie. Tacy, którym składano ofiary z ludzi. Tito, co jeśli oni się obudzili?
- Jest tylko jeden Bóg. - Uciął krótko Tito. - W jego drużynie nie gramy już od dawna. Ten Wąż.. ksiądz, mówił ci czego konkretnie chce?
Orozco napił się tequili. Dłoń trzymająca szklankę trochę mu drżała.
- Powiedział, że dowiemy się w swoim czasie - odpowiedział. - Że razem zmienimy wszystko. I przywrócimy Mu siłę. Kimkolwiek On jest.
Tito milczał długo, tak długo że zdawało się że minął tydzień gdy w końcu powiedział:
- Czyli jest słabszy niż się przedstawia i nas potrzebuje. Dobra wiadomość ale nadal gówno wiemy.
Układ z Uccozami już i tak jest o kant dupy rozbić, zdaje się to z nimi miał główny problem. - wypił zawartość swojej szklanki jednym haustem. - środki powinny cię trzymać jakieś sześć godzin, staraj się nie forsować. Na razie proponuję nie wdawać się w debaty o Wężach i Bogach z niewtajemniczonymi, możemy robić swoje i udawać durniów jak Pies i Alfredo. Choć mam wrażenie że Alfredo nie udaje. Muszę zadzwonić w parę miejsc. Daj znać jakbyś dowiedział się czegoś konkretnego o tym gównie.
Javier skinął tylko głową, bo zadzwonił telefon pozostawiony mu przez Psa. Rozeszli się po pokojach i zajęli rozmowami. Gdy po pół godzinie spotkali się znów w salonie, Xavi usypał sobie małą kreskę na blacie stołu.
- Hernan kupuje od negros informacje, kto sprzątnął Cristiana i Flagencio - zrelacjonował. - A Ucho wyciągnął od el Maniveli kto zlecił Narwańcom zabicie braci Uccoz. Jakiś indianin. Elsombre. Indianin, Tito. Niby nie brakuje indian w Sinaloa, ale jak dla mnie to nie jest, kurwa, przypadek.
- Też mi się nie wydaje.
Tito swój czas na gorącej linii poświęcił na ponowne próby przebicia się przez autyzm Campy, w celu ustalenia czy nie dowiedział się czegoś o wrogach Uccozów. Obdzwonił też starego Rico, ojca Enrique, handlarza bronią w sutannie... w zasadzie każdego starego wariata znanego mu z czasów gdy przemierzali meksyk na motorach i ostatni raz zajmowali się wielkim kartelowym gównem.
Słowem - starał się po prostu rzetelnie wypełnić polecenie psa. Nie spodziewał się dowiedzieć dużo nowego... ale po akcji w szpitalu musiał czymś się zająć, by do reszty nie opierdoleć.
__________________ Show must go on!
Ostatnio edytowane przez Gryf : 24-11-2018 o 19:18.
|