Wątek: Agenci Spectrum
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-11-2018, 03:34   #132
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 39

Czas: 1940.III.11; pn; godz. 13:30
Miejsce: południowa Norwegia; Rjukan; miasto, hotel “Admini”
Warunki: południe, ciepłe, suche, wnętrze restauracji




ag.ter Baumont (Hepburn)




Nowy dzień i nowy tydzień okazał się być zaskakująco ciepły, pogodny i słoneczny. W ten poniedziałkowe południe było tak ciepło, że można było śmiało chodzić na krótki rękaw i ludzie na ulicy śmiało z tej możliwości korzystali. Był też poniedziałek czyli dzień roboczy. Miasteczko zaczęło pulsować swoim codziennym rytmem dnia roboczego. Więc po porannej fali śpieszącej do swojej pracy południe było dość spokojne, leniwe i pustawe. Zanim popołudniu znów większość masy ludzkiej nie zacznie kończyć swoich zajęć i wracać do domów.

W takiej scenerii para agentów mogła poczuć się jak para turystów na zagranicznej wycieczce korzystająca z uroku hoteli, restauracji i pięknej pogody bez tego codziennego obciążenia pracą.

Gdy Gabrielle ponownie ujrzała rodaka wyglądał on na równie obitego jak i ona czy jej podwładny. Niemniej chociaż świeże szwy i plastry widoczne na twarzy nieco go szpeciły, w ruchy wdarła się pewna sztywność ruchu to jednak znowuż dwójka agentów wyglądała, czuła i zachowywała się podobnie. Co by nie mówić, wczoraj ci Niemcy, zanim odpuścili, to spuścili całej trójce niezły łomot. Sama wyglądała jak ofiara napaści albo przemocy domowej i nawet doskonały makijaż nie mógł tego zamaskować. Co najwyżej nieco pomniejszyć te wrażenie. A jednak Francuz, chociaż nie był już pierwszej młodości, zachował pogodę ducha. I jak się zorientowała Francuzka, udająca francusko języczną Kanadyjkę, to udało mu się wzbudzać sympatię i współczucie obsługi która się zajmowała ich stolikiem.

Francuz powitał ją przy stoliku jaki wybrał. A wybrał bardzo sprytnie. Bo tym razem siedzieli w głębi sali mając wgląd na drzwi wejściowe i okno. Tym razem, w ten pogodny dzień, to wewnątrz pomieszczenia było ciemniej niż na słonecznym zewnątrz. Ale nie na tyle by świecić światło więc sami mieli całkiem przyzwoity wgląd na podejście od frontu i ulicę stamtąd ich pewnie było widać słabo lub wcale. To zaś znaczyło, że także John który został na zewnątrz również pewnie ma tego typu perspektywę.

- Naprawdę ubolewam madame, że doszło wczoraj do tego godnego pożałowania incydentu. - monsieur Lapointe był czarujący i szarmancki jak zwykle. Wydawał się zatroskany stanem zdrowia pozostałej dwójki zagranicznych gości, tak i panną Hepburn jak i panem Lloyd’em. Wczoraj wieczorem zawieziono go do szpitala a potem na komisariat. Policjanci powiedzieli mu, że z gośćmi zza oceanu rozmowy jeszcze trwają a był zbyt wykończony by na nich czekać więc wrócił do swojego hotelu i zasnął jak kamień.

Gabrielle miała okazję go słuchać i obserwować. Słyszała z ust Francuza coś co wieczorem słyszała i od norweskich policjantów. Miała wrażenie, że albo Lapointe mówi prawdę albo tak umiejętnie manipuluje faktami, że nie była w stanie tego wyłapać jakichś błędów logicznych czy w zachowaniu. Wydawał się naprawdę martwić o nią lub o nich i współczuł za to co wczoraj razem musieli przejść.

- I bardzo przepraszam za swoje zachowanie wczoraj. To ten mój francuski temperament. Nie miałem okazji wam podziękować za waszą bohaterskie wsparcie. A ty Christine walczyłaś jak prawdziwa lwica. Naprawdę robiło to wrażenie. Naturalnie monsieur Lloyd również stawał bardzo dzielnie, proszę mu to przekazać. - mężczyzna wydawał się zachwycony postawą swoich wczorajszych sojuszników no ale zwłaszcza “Kanadyjki” jaka walczyła tuż obok niego no i w końcu była kobietą czyli tradycyjnie należała do tej słabszej płci.

- Aż nie mogę, nie zapytać gdzie się wyuczyłaś tak wyśmienitego poziomu samoobrony przed napaścią. No i ten hart ducha. Niezwykle rzadka kombinacja dla kobiety w tak młodym wieku. - zapytał z sympatycznym uśmiechem mężczyzna który wydawał się być zafascynowany swoją towarzyszką. Gdzieś nieco później ponarzekał na tutejszą policję która jak się okazała jemu też postawiła szlaban na opuszczanie miasta jak i pozostałej dwójce uczestników zajścia w restauracji.

- No ale ja ciąglę gadam i gadam jak jakaś gaduła! - roześmiał się nagle machając beztrosko ręką jakby dopiero się zorientował w tej gafie. - Ale na pewno Christine skoro chciałaś się ze mną spotkać to na pewno masz mi coś ciekawego do powiedzenia. - oparł się o oparcie sięgnął po filiżankę kawy czekając na to co powie jego rozmówczyni.




Czas: 1940.III.11; pn; godz. 13:30
Miejsce: południowa Norwegia; Rjukan; miasto, hotel “Admini”
Warunki: południe, ciepła, słoneczna ulica



ag Wainwright (Lloyd)



Plan aby udać się do hotelu w którym wedle informacji zdobytych wieczorem na komisariacie przez Gabrielle mieli się udać dał się wykonać całkiem nieźle. Sam hotel odnaleźli bez kłopotów.Ale o pogoda sprawiła im psikusa. Było ciepło, pogodnie i słonecznie jak w środku lata. I to w kraju położonym o wiele bardziej na południe niż Norwegia. Ludzie wydawali się być zachwyceni tym nagłym prezentem od losu. Wreszcie jakaś przyjemna odmiana!

A jednak to nieoczekiwanie nieco skomplikowało sytuację. Przynajmniej w ukrywaniu czegoś, na przykład noża myśliwskiego, pod marynarką. To znaczy dało się oczywiście go ukryć tak samo jak wczoraj. Ale w ten gorący dzień panowie albo chodzili w samych koszulach, albo zdejmowali marynarki albo chociaż mieli je maksymalnie rozsunięte. Facet w zapiętej marynarce rzucał się w oczy. Przynajmniej Johnowi albo jakiemukolwiek innemu agentowi, detektywowi czy nawet policjantowi.

Drugi, jeszcze większy psikus Brytyjczykowi sprawiła i pogoda i Gabrielle pospołu z Lapointem. A mianowicie światło słonecznie skutecznie odbijało się w szybie wystaw i innych okien tak, że przypominały bardziej lustro niż szyby. A jak już coś było widać to co najwyżej pierwsze stoliki jakie były tuż przy szybie. A tam widocznie para Francuzów nie usiadła więc ledwo jego szefowa weszła do restauracji hotelowej i już John stracił ją z oczu. Tak naprawdę nie miał pojęcia co się dzieje wewnątrz budynku.

No i problemem był na swój sposób sam John. Czyli solidnie obity i posiniaczony mężczyzna co w naturalny sposób zwracało uwagę. Zupełnie jakby się był niedawno. Po odpoczynku w nocy jego organizm nabrał nieco sił ale chociaż już nie chodził zesztywniały jak wczoraj to nadal siniaki, plastry i opatrunki wyróżniały go z tłumu przechodniów.

Na razie jednak nie dostrzegł niczego podejrzanego. Żadnych ogonów, włóczących się obserwatorów, zaparkowanych pojazdów czy smutnych panów w długich płaszczach. Z zewnątrz miał przyzwoity punkt widokowy na całą ulicę więc podobnie jak wczoraj, miał pewnie okazję dostrzec niebezpieczeństwo na czas. Z drugiej w przeciwieństwie do wczoraj, nie widział co się dzieje z Gabrielle i Lapointem ani w większości budynku więc gdyby coś tam się działo bez krzyków i hałasów to miało sporo szanse mu umknąć.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline