Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-11-2018, 14:28   #46
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Day 3 of Heresy
Yuna była zieloną planetą pełną połaci stepowych i lasów. Dodatkowo jej powierzchnia składała się z dużych wysp otoczonych oceanem o niskim stężeniu soli. Były to idealne warunki na zakładanie organicznych upraw, dzięki czemu kolonia przerodziła się w wykwintny kurort farmerski. Bogaci szlachcice z Cesarstwa, którzy chcieli spędzić swoje dni jak starodawni chłopi współgrający z naturą, kupowali tutejsze ziemie i zakładali przepiękne poletka. Toteż tutaj, na Yunie, March odbywał kiedyś wakacje, podczas których został napadnięty i zneutralizowany przez oddziały Magica Icaria. Ta frustracja w dalszym ciągu go nie opuściła, tak więc postanowił, że tu właśnie rozrusza kości.

Na wymordowanie planety przyjdzie jednak czas. Teraz, trójka bezprawnych czaromiotów siedziała wygodnie na polu, sącząc alkohol i oglądając przepiękny zachód słońca.
Victor wcale nie szczędził sobie alkoholu. Ostatnie wydarzenia wyzwoliły w nim błogie zobojętnienie. Nawet nie próbował zrozumieć swojego postępowania, ani nie potrzebował też przed sobą tłumaczyć czegokolwiek.
- Jak już wyrżniemy populację tutaj, chciałbym się zobaczyć z córką. Czy to będzie problem? - Zapytał unosząc szklankę. Wpatrywał się w nią jakby miała mu dać jakieś odpowiedzi.
- Hmmm.... - zamyśliła się oparta o spory kamień April. - Będę miała dla was jedno zadanie najpierw. Potem możemy lecieć. - zaproponowała.
- Mianowicie? - Zwrócił wzrok na April, a na jego twarzy z kilkudniowym zarostem pojawił się szczery uśmiech.
- Gdy byłam w wojsku, był jeden facet i chciałabym, żeby go nie było... - stwierdziła, po czym wzięła głęboki łyk trunku. - Mgh. Jest bardzo, bardzo szybki. Możecie już zacząć myśleć, jak się z czymś takim uporać.
Ostatnim razem jak miał do czynienia z czymś szybkim kosztowało go to aż trzy ręce. Przyszedł mu do głowy pewien pomysł.
- March. Moment gdy położyłeś rękę na moim ramieniu zacząłem pojmować ten dziwny język. Nawet teraz czuje obecność czegoś… magicznego? Mógłbyś powiedzieć mi coś więcej? - Zwrócił się do protegowanego April.
- To magia jako taka. - odpowiedział March. - Każdy widzi to inaczej.
Corvusa specjalnie nie usatysfakcjonowała odpowiedź Marcha. Dokończył szklankę trunku, po czym wstał z kamienia. - Przepraszam was na chwilę. - Ukłonił się lekko, po czym oddalił dobry kawałek. Usiadł naprzeciwko panoramy odległego miasta, krzyżując nogi i opierając ręce na kolanach. Zamknął oczy i postarał się kompletnie wyciszyć, odciąć od tego co go fizycznie otacza. Skupił się na swoich wdechach i wydechach, na rytmie swojego serce. Próbował “poczuć” otaczającą go magię, by móc ją lepiej zrozumieć.
Victor nie zorientował się, w którym momencie stracił rachubę czasu. Niezależnie jednak od tego, dostrzegł i odczuł to...coś. Coś, co było wszędzie i nigdzie.
Skoro to odczuwał to musiało być blisko niego. Skupił się na naturze tego zjawiska, jak ono oddziałuje na otoczenie jak i na niego samego. Do czego jest przyciągane, a co omija. Starał się skupić to tajemniczą energię na swoich dłoniach.
Po pewnym czasie Victor pojął, a przynajmniej zinterpretował naturę tego zjawiska. Zaobserwował jego zwyczaje ruchowe. Nie minęło długo, a jego dłonie rozświetliły się tak, jak zwykle.
Gdy już odczuł energię na swoich dłoniach użył swojej iskry. Następnie przy użyciu tej magicznej mocy chciał nadać kształt kul swoim tworom. Chciał się przekonać jak to oddziałuje na jego własne zdolności.
Panowanie nad energią oderwaną od jego ciała było dla Victora w dalszym ciągu wyzwaniem. Formowanie kuli było czasochłonne i wymagające, choć możliwe. Proces ten nie różnił się zupełnie od prób Victora w przeszłości.
Postanowił zrezygnować z mieszania w to swojej iskry. Wrócił do momentu gdy energia spoczywała na jego dłoniach. Samą siłą woli chciał manipulować magią, chociażby przeskakiwała z jednej ręki do drugiej. Miał tyle czasu ile potrzebował więc nie śpieszył się z tą czynnością. Miał wrażenie że takie zdolności wkrótce mogą się przydać. Szybko przegonił te myśli nie chcąc się rozpraszać.
Przerzucanie wiązek energii między palcami było proste. Przypominało to akt wystrzeliwywania jej, na którym do tej pory polegał Victor.
Były szlachcic otworzył oczy, widząc co zdołał zrobić uśmiechnął się.
- Huh… - Mruknął pod nosem, następnie posłał wiązke w stronę pobliskiego kamienia. Był ciekaw jak będzie oddziaływać, ale w myślał miał obraz jak go unosi.
Wysłany w stronę skały laser rozsadził ją jak każdy inny. Zarazem to oderwanie się od medytacji pozbawiło Victora poczucia obecności "magii".
Niezadowolony z efektów działania Corvus wstał i otrzepał spodnie.
- Eh. Będzie to wymagało czasu, ale przynajmniej moja iskra działa jak dawniej. - Rzucił podchodząc do April i Marcha. Ponownie napełnił sobie szklankę z której upił spory łyk.
- Mamy jakiś konkretny plan działań odnośnie tego miejsca czy robimy to… jakby to ująć. For shit and giggles? -
Gdy Victor wrócił do swojej dwójki przełożonych, złapał ich na graniu w piłkę. Widząc jego powrót, przerwali rozgrywkę. - Jeszcze się zastanawiam. - odparł March. - Co widziałeś? - zapytał.
- Nic konkretnego. Jednak czułem jak ta cała magia mnie otacza, a nawet udało mi się ją skupić w rękach. Chciałem tą siłą unieść kamień ale go rozwaliłem. To będzie wymagało praktyki. - Widząc że piłka odbiła się w jego stronę, przyjął ją na kolano, podbił piłkę szybko ją otaczając stopą następnie podał ją do Marcha.
- To wszystko przed tobą. - Stwierdził March, koziołkując piłką. - Powiedz mi, które z moich zaklęć potrafisz wykonać? Jaką miałeś iskrę.
Zaskoczyło go ostatnie zdanie Marcha.
- Miałem? Nadal mam projekcję energii. Potrafię ją wystrzelić lub uformować w szpony. Obawiam się że nie znam żadnych twoich zaklęć. - Stwierdził z teatralnym smutkiem w głosie.
- Iskra to jedno konkretne zaklęcie przypisane przez kontrakt. - wyjaśnił March - Jestem pod wrażeniem, że zrobiłeś z niej coś więcej niż wystrzał. Ile generacji trwała ta umowa? - podał piłkę Louise. - Zresztą, nieważne. Proponuje konkurs.
- Konkurs. Jestem za. - Zakomunikował Corvus. - Na czym będzie polegać? - Dopytał jawnie zaciekawiony.
- Słońce dopiero co wzeszło. Będziemy zabijać aż zajdzie, tylko tym jednym zaklęciem. April policzy punktacje. - wyjaśnił.
- Ci co mogą się bronić są warci więcej punktów niż ci co nie mogą? Musi być też jakaś nagroda prawda? - Kończąc zdanie spojrzał na białowłosą.
- I niby jak ja to sprawdzę? - spytała April, podrzucając piłkę. - One kill one point. Przegrany sprząta i gotuje do końca miesiąca. - od kiedy Victor wyruszył z April, musiał przywyknąć do ich archaicznego systemu datowego. Zamiast liczyć poszczególne godziny, dwadzieścia cztery z nich wpisywano w dzień, siedem dni w tydzień, siedem tygodni w miesiąc, a dwanaście miesięcy w rok. Kobieta odbiła główką piłkę z powrotem do Marcha.
- Fair enough. Jestem gotów jakby co. - Powiedział Victor zapinając guziki płaszcza. Jakby ktoś mu parę dni temu powiedział że będzie wybijał cesarskich obywateli, to pewnie od razu zabił by tą osobę która by takie głupoty opowiada. To było ciekawe jak ostatnie wydarzenia wpłynęły na niego.
- Zaczynacie, jak spadnie na ziemię. - zdecydowała Lu, po czym wzięła solidny zamach i wyrzuciła piłkę wysoko w górę.


~~*~~

Victor łypnął okiem na najbliższy sobie budynek. Na jego gębie z jakiegoś powodu pojawił się uśmiech. Przypomniał sobie, że czuł dokładnie to samo gdy zbliżał się do jakiejś wiochy kseno.
- This is gonna be messy… - Mruknął łapiąc za krawędź kapelusza. Prawa dłoń zaświeciła fioletowym światłem, gdy zaczął zbierać w niej energię. Po krótkiej chwili wystrzelił wiązkę w poziomej linii budynku, doszczętnie go niszcząc. Już stawiał kroki w stronę następnego, gdy usłyszał jakieś jęki dobiegające z gruzowiska. Poprawił kolejną wiązką i nadstawił ucha. Jęki ustały. Wywołane zamieszanie spowodowało że ludzie zaczęli wychodzić na zewnątrz by zobaczyć co się stało, niestety ku własnej zgubie. Victor nie był wybredny co do celów, więc zaczął strzelać we wszystko co się rusza. Trafiał w głowy, tors a tych uciekających w nogi.
Siejąc zamęt zwrócił uwagę że większość robaczków ucieka w konkretnym kierunku. Idąc ich śladem zobaczył czołgającego się farmera, który musiał zostać przez Corvusa trafiony. Zbliżył się do nieszczęśnika i złapał go za włosy, unosząc do swojego poziomu.
- Gdzie oni się kierują? - Zapytał bardzo spokojnym tonem, lecz wieśniak chyba w szoku nie był w stanie mu odpowiedzieć. Niezadowolony Victor pokręcił głową, następnie zmaterializował szpony. Bez chwili namysłu przebił mężczyznę, a jego truchło rzucił na bok jak śmieć. Podążył śladem uciekinierów do dosyć niskiej budowli, która miała drzwi skierowane do góry.
- Schron? Hah… schron… - Zarechotał, po czym rozpoczął bieg. Widząc jak bydło pakuje się do środka posłał kilka strzałów w tych najbliżej, następnie zeskoczył na dół. Przed nim pokazała się duża grupa, złożona w dużej mierze z dzieci, kobiet, i starców. Corvus rozłożył ręce na boki i zakomunikował.
- Nie lękajcie się. Zaraz będzie po wszystkim. Praise April. - Kończąc to zdanie zaczął ostrzeliwać wiązkami w każdego kogo widział. Pod maską cały czas się uśmiechał.


~~*~~

Corvus wylazł ze schronu i rozejrzał się dookoła. Wyglądało na to że większość już dorwał, gdy nagle za sobą usłyszał dziwny dźwięk. Jakby kroki czegoś ciężkiego. Ściany schronu rozsunęły się ukazując mecha wojennego starszej generacji.
- O proszę. Więc macie zamiar się sta… - Zdanie przerwał mu ostrzał działa liniowego jednego z ramion mecha. Był zmuszony do natychmiastowego uskoku. Tam gdzie wcześniej stał była spalona dziura. Posłał kilka strzałów w stronę kabiny, lecz nie wywarło to na maszynie większego wrażenia. Potrzebował chwili czasu by naładować pocisk. Jakby tego było mało mech zaczął na niego szarżować. Corvus wykorzystał to wystrzeliwując energię z rąk i stóp w dół by użyć jej jak dopalacza. Dzięki temu manewrowi wylądował na czubku machiny. Widząc jak mech rozgląda się dookoła , spokojnie naładował energię. Gdy już uzbierał jej wystarczająco, zeskoczył z maszyny i strzelił jej prosto w tył. Laser był na tyle silny że przebił mecha na wylot razem z kierowcą. Przeciwnik Corvusa zamarł na chwilę w miejscu, by chwile później runąć na ziemię i zamienić się w kupę palącego się złomu.


~~*~~

Victor czuł się odrobinę zaszczycony faktem że wysłano przeciwko niemu wojsko. Dobrze znał ich plany działań więc pozycjonował się tak by idealnie ich kontrować. Zgrabnie unikał wszelkiego ostrzału eliminując sukcesywnie siły cesarskie. Za cel obrał sobie elektrownie, do której kierował się pośpiesznie. Siły wroga musiały to zauważyć, bo na jego drodze stawał to coraz cięższy opór. - Mhm… może zbliżę się punktacji Marcha dzięki takiej eksplozji. - Pogładził się po brodzie myśląc na głos. Będąc już nieopodal bramy zauważył że żołnierze wycofują się do wozów pancernych. Victor wyłapał tych co mógł pojedynczymi strzałami. Postanowił wstąpić do jednego z pojazdów, bez wahania zabijając obsługę, po czym uraczył się ich ładunkami wybuchowymi. Wziął ze sobą kilka “paczek” które związał kawałkiem paska i podążył w głąb elektrowni. Eliminując każdego kto się napatoczył, kierował się znakami które wskazywały drogę do reaktora. Gdy był już na miejscu rozkładał ładunki w różnych miejscach, a gdy był już gotowy zaczął się pośpiesznie wycofywać. Gdy był już w “bezpiecznej” odległości włączył swój artefakt i nacisnął guzik na pilocie. Kilka eksplozji poprzedziło to większą, a Corvus odwrócił wzrok od wybuchu. Może chociaż zbliży się do wyniku Marcha


~~*~~

Gdy Victor poczuł się zmęczony, wrócił do swojej Cesarzowej i Marcha. April czytała w tym momencie książkę rozświetlaną przez płonący krajobraz w oddali. Victor nie miał o czym dyskutować, March miał znacznie większą siłę ognia od niego, nawet gdy ograniczał się w ilości dostępnych zaklęć. Victor nie był ani wystarczająco szybki, ani wytrwały.
- Trzeba go krzyknąć, bo zaraz się zbieramy. - Oznajmiła Louise, gdy na niebiosach pojawił się okręt gwiezdny. Ogromna maszyna zatrzymała się wysoko nad dwójką i opuściła obszerną windę, na której znajdowała się grupa ludzi. Pomiędzy nimi, stojący w szerokim rozkroku z poważną miną, był gruby mężczyzna o krótkich, czarnych włosach. Plastikowa plakietka przypięta do jego koszuli była podpisana "Jan Twardowski".
Corvus był odrobinę zaskoczony tym jak można tak niedorzecznie się prezentować. Ale wolał nie oceniać książki po okładce. Jak tylko winda wylądowała Victor stanął pomiędzy April a zgromadzeniem. - You were expecting someone your highness? - Zapytał.
- Yup. Sama Cesarstwa nie obalę. Janek, weź Marcha. - rzuciła do grubasa, który następnie wcisnął coś na swoim zegarku. W odpowiedzi okręt wystrzelił ogromny promień laserowy w miejsce, w którym widać było sylwetkę Marcha. Planeta zagrzmiała i zatrzęsła się, gdy jej fragment został oderwany. Gdy tremor ustał, a laser znikł, March pojawił się przy zgromadzeniu. Nagi i dymiący.
- Nie mów, że to już. - skrzywił się, stojąc nad April, która ziewnęła.
- Mamy dużo do zrobienia. - odpowiedziała kobieta, wstając i ruszając w stronę platformy. - Zabierzcie ten statek, wygodny jest. A...- - spojrzała na Jana. - Twój robot się nie spisał.
- Ostrzegałem, że będzie samoświadomy.
- Może i był. - przytaknęła April. - Ale jakiś taki...mało dedykowany czemukolwiek. Chyba niczym się tak źle nie steruje, jak rybą, która idzie z prądem. - stwierdziła April.

 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline