Oswald usiadł na jakimś pobliskim pniaku zastanawiając się co dalej. Czuł się zagubiony jak nigdy. Iść, ale gdzie? Zostać? Nie, ta opcja też odpadała. Przez te rozmyślania cały czas przebijał się głos karczmarza. - Może i by był. - Odpowiedział cicho wpatrując się w wielkie truchło leżące nieopodal. - Ratować... - Pokiwał głową. ~ Raczej zabić przeciwnika, a potem pewnie i was, głupcy. ~ Przeszło mu przez myśl.
Gdy pojawił się Randulf, Bosch z uwagą wysłuchał rewelacji, które przyniósł ze sobą kompan. - Burg? Może i racja. Najpierw odpoczynek. Czuje się jakby mnie coś zjadło i agresywnie wysrało. No i musze zebrać moje rzeczy. Nawet nie wiem gdzie są teraz rozrzucone. Wszystko się pojebało... - Westchnął ostrożnie rozciągając plecy i krzywiąc się z bólu.
__________________ Our sugar is Yours, friend. |