Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-11-2018, 01:43   #89
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 12 - Woda i cienie

Sigrun i David



Robota szperacza ruin dawnego świata była średnio przyjemna. Echo dawnego świata aż uderzał po oczach, drażnił nozdrza zatęchłym, piwnicznym zapachem wilgotnej zgnilizny. Denerwował odgłosem kroków niosących się echem przez puste pomieszczenie jakie powinno być pełne ludzi. Straszył widokiem ubranych i obciagnietych zetlałą skórą i wysuszonymi mięśniami kościotrupów. Drażnił odgłosem rozchlapywanej w kałużach wody albo tej kapiącej nagle na głowę, twarz czy kark. Zimne, zaskakujące i nieprzyjemne uczucie. Irytował słabnącym zbyt często światłem latarki oraz burczącym odgłosem korbki gdy trzeba było ją na nowo nakręcać i wydawało się, że ten dźwięk niesie się nie wiadomo jak daleko i nie wiadomo co lub kto to słyszy.

Przeszukanie poziomu na jakim byli nie przyniosło zbyt wielu rezultatów. Znaleźli całkiem sporo różnych rzeczy ale praktycznie wszystkie były równie użyteczne jak przedmiotu wrzucone na kilka dekad do wilgotnej piwnicy aby przegniły lub zardzewiały w spokoju. Albo coś przypominało mokrą, rozpadającą się w rękach szmatę, albo było zardzewiałe, zaśniedziałe, zaskorupiałe i w efekcie też niewiele z tych rzeczy nadawało się do czegoś sensownego.

Nie znaleźli nic do jedzenia. A jednak dopisało im szczęście z wodą. W żółtym świetle nakręcanej ręcznie latarki pojawił się rozsypujący się automat z wodą. Gdy się do niego dobrali udało im się wydobyć jeden 20 l baniak z niezaczynaną wodą. Problem wody chwilowo się więc rozwiązał ale taszczenie niewygodnego i ciężkiego baniaka nie zapowiadało się na łatwe zadanie. Z żywnością Sigrun kojarzyła, że na naziemnym poziomie, czyli tych schodach prowadzących na górny poziom. Tam powinny być jakieś sklepiki i podobne punkty. Chociaż nie było wiadomo co z tego tam zostało teraz.

Przy okazji tego buszowania po stacji znaleźli też linkę jaka mogła się nadawać na cięciwę kuszy. Całkiem mocny kawałek linki z tworzywa sztucznego. Na tyle mocny, że powinien wytrzymać naprężenia powstałe przy napinaniu tej kuszy a jednocześnie aby dało się jeszcze napiąć ją jedną ręką bez żadnych dźwigarów. Sigrun udało się zmontować to w jedną całość i wyglądało na to, że na kilka, może kilkanaście kroków powinna być to względnie przyzwoita broń. Teraz pozostawało jeszcze tylko zmajstrować coś czym można by tą kuszę załadować.

Wydawało się, że pierwszy podziemny poziom Waterloo przeszukali całkiem nieźle. Znaleźli to i owo i udało im się nie wpakować w żadne kłopoty. Wyglądało na to, że albo rozbiją się tutaj na dłużej albo zostaje im ruszyć w dalszą drogę.




Stalkerowa grupa



- To pal. - stalker wzruszył obojętnie ramionami wcale nie zabraniając Joe’mu w zrealizowaniu jego pomysłu na spalenie całej stacji z zarodnią. Nie wykonał jednak najmniejszego gestu czy słowa aby wspomóc go w realizacji tego planu. Zresztą Abi też nie. Gdy głowy ochłonęły jasnym było, że do spalenia tak sporej powierzchni trzeba by pewnie zorganizować jakaś cysternę paliwa i jeszcze jakieś węże by wtłoczyć płyn zapalający pod ziemię. I w ogóle zapowiadała się to akcja dla całej drużyny strażackiej na dłuższy czas tylko cel był odwrotny, zamiast gaszenie to rozniecanie ognia. No i najpierw trzeba było mieć tą cysternę a w tej otaczającej wyjście czy wejście do metra czerwieni nic takiego nie było widać.

- Widzę, że co niektórzy dalej nie ogarniają sytuacji. - stalker pokręcił głową i wstał. Zaczął rozsuwać i zdejmować z siebie skafander ochronny. - Nie na darmo mówimy na was turyści. Wy i my dla strefy to całkiem inne klasy albo gatunki ludzi. My jesteśmy jak stali klienci. Albo nawet pracownicy sezonowi. Takich na jakich nie zwraca się większej uwagi dopóki czegoś nie odwalą albo wejdą tam gdzie nie powinni. - powiedział wyciągając ramiona z rękawów skafandra ochronnego. Usiadł ponownie aby ściągnąć z siebie dół skafandra.

- A wy jesteście właśnie jak japońska wycieczka. Łazicie z szeroko otwartą buzią i oczkami. Jesteście podjarani, zdziwieni, przestraszeni, przytłoczeni. I wkurwieni na nieudolną organizację wycieczki. Obowiązkowo. - Norton na chwilę uniósł palec do góry aby podkreślić ten fakt i przeciągnął spojrzeniem po ocalałych twarzach. Zaraz wrócił do ściągania spodni ochronnego skafandra.

- I teraz wyobraźcie sobie taki sklep jubilera. Wielokrotnie już obrabiany. Czyli czujny i doświadczony. Ochrona nie zwróci większej uwagi na szarych, stałych klientów. Przynajmniej dopóki nie zaczną rozbijać gablot i włazić na zaplecze. - wskazał na siebie i swoją partnerkę. - No ale obcy, hałaśliwi, rozwrzeszczani, cykający fotki, rzucający się pazernie do oglądania gablot od razu przykuwają uwagę ochrony i reszty systemów bezpieczeństwa. Bo tak właśnie widzi was strefa. Nie tylko was ale każdego kto jest tu pierwszy raz. Nie chodzi o to, że będziecie mi tu stroić milczące, sfochane minki. Że oszukacie pana przewodnika. Ochrona was widzi. Cały czas. Wszędzie. Teraz też. Nie zawsze uzna was za zagrożenie. Nie zawsze ma okazję coś na was wysłać. Może się zdarzyć, że nahałasujecie i zwiejecie z jednego jubilera do drugiego zanim strażnik przyjdzie was wylegitymować. - Norton zdjął z siebie skafander i zaczął go oglądać, czyścić i zalepiać rozerwane dziury.

- Do tego takie numery jak odwalił Marker albo jak właśnie wpadł na pomysł Duży. - pokręcił głową na znak negacji. - Czyli zastrzelenie strażnika, nawoływanie do rozruchów, podpalenia. I inne takie. Co się wtedy robi? No wzywa się policję. Jak za mało to SWAT. Jak za mało to wojsko. Jak za mało to czołgi i artylerię. Jak za mało to równa się wszystko z ziemią. Dlatego my nie walczymy. Bo nie da się wygrać wojny w strefie ze strefą. Nie da się zabić czy zniszczyć strefy. Marker niby “zabił” kawałek strefy i co? I nic. Chwilę potem był z powrotem. Nie da się uciec czy wyprzedzić strefy. Bo z jednego jubilera trafiasz do kolejnego. I kolejnego. A jak w jednym nabroicie to sąsiednie są zaalarmowane. Dlatego zostaje ukrywanie się, przemykanie i nie robienie strefie problemów. Tu użyto atomówek i broni dostępnej dla dawnych mocarstw. I nie dali rady zniszczyć i pokonać strefy. Co więc chcecie zdziałać swoimi nożykami i pistolecikami co? - stalker uporządkował swój skafander i zaczął go składać a potem wkładać z powrotem do plecaka.


---



Czas wydawał się nadal być pojęciem dość abstrakcyjnym. Nawet teraz, gdy znaleźli się już na powierzchni. Nie otaczała już ich bezdenna czerń i oczy nawet bez źródeł światła mogły coś wychwycić. Nawet coś znajomego jak ulica, asfalt, chodnik, wraki samochodów, ruiny budynków. Co prawda wszystko przypominało krajobraz po wojnie czy jakiejś apokalipsie. Odpychało bezruchem, obcością i brakiem innych ludzi. Ale ludzkim zmysłom i umysłom nadal brakowało znajomych punktów odniesienia. W promieniu kilkunastu lub kilkudziesięciu kroków rozciągała się czerwona mgła czy inna podobna zawiesina. Przez nią nie było widać nieba więc nie było nawet wiadomo czy to noc czy dzień. Nie było więc widać Słońca, Księżyca, gwiazd czy choćby chmur. Odpadała nawigacja według znaków gwiezdnych. Ograniczona widoczność za czerwoną zasłoną przeszkadzała w uzyskaniu większej perspektywy. Zrujnowane miasto przypominały tereny Berlina czy Warszawy tuż pod koniec II WŚ. W tej mgle i bez znaków szczególnych mogli być gdziekolwiek. Nie działały też ani zegarki ani kompasy. Standardowa nawigacja i pomiar czasu stawały pod znakiem zapytania.

Zdążyli jednak odpocząć pod makabrycznej przeprawie przez podziemną stację. Złapać oddech zalepić na ile się dało skafandry antyskażeniowe, dać się opatrzyć Michaelowi i odpocząć. Praktycznie wszyscy jakoś oberwali, mniej lub bardziej. Ale wszyscy dalej byli zdolni do dalszego marszu. Poza bladolicą Keirą, reszcie udało się przebić na powierzchnię.

Po złapaniu oddechu i jako takim doprowadzeniu się do porządku Nick znowu zaczął bawić się swoim wahadełkiem. Obserwował je uważnie zerkając gdzieś w czerwoną przestrzeń. W końcu wybrał kierunek i ruszyli. Najpierw stalker często na granicy widzialności pozostałych, potem stalkerka i reszta grupy. Mieli się zachowywać cicho i nie zwracać na siebie uwagi. Szli. Znowu nie było wiadomo jak długo. Najczęściej wzdłuż dawnych ulic. Ale czasem były takie osuwiska gruzów, że musieli przebrnąć przez ten osypujący się pod nogami rękami gruz, czasem przechodzili przez jakieś budynki ale zwykle szli po osi ulicy. Czas, odległość i kierunki nadal wyglądały bardzo abstrakcyjne. Mervin w pewnym momencie dostrzegł leżącą wśród gruzów blachę z nazwą ulicy. Kojarzył nazwę, że powinna być ona na północnym brzegu Tamizy. Ale stacja Elephant była na południowym. A po wyjściu na powierzchnię do rzeki nie doszli. Z drugiej strony był to jednak tylko kawałek blachy leżący tak samo zapomniany jak i reszta tych gruzów dawnej metropolii. Stalkerzy nawet jak też dostrzegli tą blachę to nie zdawali się przywiązywać do niej wagi.

Marsz poprzez te morze ruin nie był takim spacerkiem. Coś tu było. Zza czerwonej kurtyny dobiegały różne dźwięki. Niekiedy Nick a za nim reszta przystawał albo nawet chował się za jakimś wrakiem lub gruzem gdy je pewnie też słyszał. A niekiedy je ignorował. Ale w tej marsjańskiej czerwieni coś było. Może nie było innych ludzi ale coś innego w niej było.

W końcu Norton gdy zrobił kolejny przystanek aby sprawdzić odczyt z wahadełka dał im znać by podeszli. - Jesteśmy blisko rzeki. Ale coś tam jest. - oznajmił swoim jak zwykle wesołym i pogodnym głosem.

- Co? - Abi zapytała zerkając w niknącą w czerwieni ulicę jaką do tej pory szli i gdzie widocznie mieli dotąd zamiar dalej iść.

- Jeszcze nie wiem. Idę sprawdzić. - powiedział i odszedł znikając w czerwonej mgle. Odszedł i nie było go nie wiadomo ile. Zdążyli trochę odpocząć i wsłuchać się w odgłosy płynące z ruin. Tempo marszu było nastawione na ostrożność a nie szybkość więc fizycznie nie było zbyt wyczerpujące. Ale obcość tego miejsca i te dziwne dźwięki płynące z czerwieni stanowiły szarpiące nerwy kombinację. W końcu z czerwieni zamajaczył jakiś kształt, który przemienił się po chwili w ludzką sylwetkę a ta w powracającego stalkera.

- I co? - zapytała jego partnerka obserwując jak Nick wrócił, siadł na jakimś gruzie i upił wody z manierki.

- Cienie. - odparł w końcu stalker ocierając usta rękawem.

- Przejdziemy? - w głosie kobiety zabrzmiała niepewność. Nick wpatrywał się gdzieś w czerwoną dal i po chwili pokręcił przecząco głową. Znów upił łyk. - To co? Obejdziemy ich jakoś? - zaproponowała ciemnowłosa dziewczyna.

- Nie mamy czasu. Marker cały czas dmie w róg myśliwski. W końcu wilki złe go namierzą. Musimy być w ruchu. Dotrzeć do kryjówki na drugim brzegu. Tam odpoczniemy. Tylko musimy dostać się na drugą stronę. - Norton wydawał się główkować co zrobić z tą sprzecznością. Abi zamilkła czekając na to co wymyśli.

- Da się nas jakoś zamaskować czymś? - zapytała w końcu gdy nie doczekała się odpowiedzi.

- Pewnie. Potrzebujemy coś zimnego. Coś jak pochodnia tylko, żeby dawała zimno a nie ciepło. Tak, zimno powinno być dobrym maskowaniem przed cieniami. W ostateczności coś ciepłego jako odstraszacz. Ale to jako argument ostateczny bo tyle ich tam jest, że siłować się z nimi wszystkimi jest bez sensu. - Abi zamyśliła się podobnie słysząc receptę na pokonanie kolejnej przeszkody.

- A może wabik? Jakoś ich odciągnąć z tego wejścia na most? - zaproponowała obserwując siedzącego partnera.

- Światło i ruch. To powinno odciągnąć chociaż część z nich. - Nick pokiwał głową patrząc gdzieś w przestrzeń czerwieni przed sobą.

- No to potrzebujemy czegoś zimnego na maskowanie, czegoś gorącego do odstraszania, czegoś świecącego i ruchomego na wabik. - podsumowała stalkerka wyliczając kolejne elementy na palcach. Popatrzyła przy tym na pozostałą część grupy. - No albo chociaż części tych rzeczy. Macie coś takiego? - zapytała obrzucając wzrokiem twarze i sylwetki.

- Idę jeszcze raz. Może znajdę jakieś przejście. Nie zbliżajcie się do rzeki bo was wyczują. - stalker westchnął, wstał i ruszył z powrotem w kierunku z jakiego właśnie wrócił. Gdy stalker odchodził Mervina coś tknęło. Mimo, że mgła skuteczni ograniczała widoczność wydało mu się, że rozpoznaje te rondo i budynek przy jakim się zatrzymali. Było zapuszczone i zrujnowane ale chyba ten owalny budynek to był Hotel Plaza. Jeśli tak to rzeczywiście byli o rzut beretem od rzeki i Westminster Bridge. I Big Bena po drugiej stronie rzeki.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline