Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2018, 17:56   #48
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację


- Nakaz i zgoda właściciela stacji na interwencję? - spytał Eddie. Nie zamierzał użerać się z kolejnymi implikacjami wątpliwej jakości prezentów Lu.
- Jesteście na tyle blisko sektora ziemskiego, że mam nad tą stacją autorytet. - wyjaśniła kobieta. - Zwłaszcza gdy legalność organizacji najemniczych zostaje odwołana. - dodała. - Proszę o kooperację.
- Zostaje odwołana. - powtórzył niebieskoskóry. - To wróć jak już ją odwołają - dodał, wstając z krzesła. Próbował przypomnieć sobie, czy na stacji Zacharego panuje jakiś protokół do tego typu sytuacji.
Biorąc jednak pod uwagę, że Eddiego dawno tu nie było oraz że Zachary zwyczajowo po prostu nie wpuszczał urzędników cesarskich na stację, niebieskoskóry nie mógł przypomnieć sobie żadnych zasad postępowania. Miał jednak pewność, że Zachary będzie obarczony odpowiedzialnością za kontakt dwójki z prawem.
- Poproszę też o waszą identyfikację. - odpowiedziała zimno kobieta. Jeden z jej pomagierów wprosił się do środka pokoju wyjmując niewielki skaner na odcisk palców. Zaprezentował go syntetykowi, a Eddie będzie następny w kolejce. November wyglądała na całkiem zadowoloną tym obrotem sprawy.
Karasu wiedząc co się kroi wydał polecenie nanobotom, aby przestawiły się delikatnie na każdej dłoni. Ot, niezauważalnie dla ludzkiego oka, a wystarczająco, aby odciski palców były inne. Ryzykował co prawda, że zostanie wykryty jako kobieta, ale i na to miał przygotowaną odpowiedź. Problemem było tylko RNG - kto wie, na kogo trafi. Po masakrze na statku Lu wolał się nie ujawniać. Medyk nie wiedział, czy cesarstwo wie o jego ludobójstwie, czy nie, a syntetyk wolał dmuchać na zimne.
Maszyna czytała odcisk Karasu dobrą minutę, po czym pisnęła. - Nie ma w bazie danych. - powiedział dryblas do kobiety, po czym zwrócił się do syntetyka. - Czy z jakiegoś powodu mógł pan stracić odciski? Czy posiada pan inną legitymację? Przyjmuję, że jest pan obywatelem cesarstwa?
Niebieskoskóry położył dłoń na ramieniu syntetyka. Uśmiechnął się nieznacznie, wyciągając jedną ze swoich legitymacji. Vincent Heytun, pokojowo nastawiony, przykładny obywatel cesarstwa.
Eddie musiał posiadać jakieś bardziej bądź mniej oficjalne metody czynienia swoich dochodów legalnymi. Mówiąc prościej, dla przemytnika ta właśnie tożsamość była docelową personą, handlarzem, który odprowadza od wszystkiego podatki, wyprowadzając co jakiś czas kilka, bądź kilkanaście różnych operacji, również z podmiotami należącymi do Zacharego.
Trzymając legitymację w drugiej dłoni, spojrzał w stronę pani komandor.
- Z tego co wiem, to nawet w sektorach ziemskich strażnicy nie są anonimowi, a ich interwencje wymagają zarówno ID, jak i odpowiedniej motywacji. - dodał.
- Kalina Carin. Dowódca służb gwiezdnych. - przedstawiła się kobieta. - Proszę mi oszczędzić tego tonu. Nie będę się powtarzać, po co tu przyszłam. Proszę wyłożyć wszystkie swoje rzeczy na podłodze, panie Vincencie. - po tych słowach spojrzała na Karasu. - A pan posiada legitymację? - zapytała.
Karasu był zaskoczony takim obrotem spraw. Nie był najlepszym kłamcą, nie potrafił kombinować jak Eddie. Zresztą, nigdy nie musiał. Sytuacja w której się znalazł była dla niego relatywnie nowa i ciężko było mu się w niej odnaleźć. Wygrzebał swoją legitymację wojskową i wręczył kobiecie, po czym przedstawił się - Wojskowy kronikarz, Karasu. Rzeczywiście może być problem z identyfikacją mojej osoby, bowiem pewna odmiana kwasu naruszyła moje ręce, dlatego byłem w tutejszym szpitalu - medyk pokazał wierzchy dłoni, które rzeczywiście były poorane. Wcześniej bowiem przestawił nanoboty tak, by ręce wyglądały, jakby je naruszył kwas.
- Nie mogli ci pomóc w twojej jednostce wojskowej i...wysłali cię do jednostki najemnej? - spytała kobieta, podnosząc brew.
- Skądże, cesarska sztuka medyczna jest szalenie rozwinięta i taka błahostka to byłoby dla nich nic. Wie pani, że technologia regeneracji komórek poszła już do przodu? O czym to ja. Ach, nie, zwyczajnie jestem w trakcie zadania, a ten punkt był najbliżej do szybkiego opatrzenia moich dłoni. Nie ma czasu na cackanie się z byle kłopotem. Poza tym była to idealna okazja, aby rozejrzeć się po okolicy. - odparł medyk.
Kobieta westchnęła. - Dobrze, proszę wyłożyć rzeczy na podłodze. - poleciła.
- Może będziesz szybciej, jak powiecie o jakich konkretnych kartach mówicie? - spytał niebieskoskóry “handlarz”. Jego cierpliwość powoli zbliżała się do granic.
W tym czasie Karasu włożył rękę do kieszeni i korzystając z okazji, wymacał kartę od Lu. Wydał nanobotom rozkaz uformowania się tak, aby w dłoni było idealnie miejsca na kartę. Gdy ta znalazła się w specjalnie uformowanym schowku, nanoboty pokryły niedawno utworzoną dziurę, zamykając kartę wewnątrz ręki medyka. Karasu wydał rozkaz przesunięcia jej w okolicach przedramienia, tuż przed nadgarskiem, aby żadne wybrzuszenie nie było widoczne. Oczywiście starał się wykonać to w taki sposób, aby również nieproszeni goście nie zauważyli, że coś się zmienia.
- Kredytowe. - odpowiedziała jednym słowem kobieta, po czym machnęła ręką na swoich dryblasów. Jeden zaczął grzebać w najbliższej szafce, drugi odezwał się do Karasu:
- Ręce szeroko. - po czym kucnął przy nim gotowy go przeszukać.
Eddie kątem oka obserwował buszującego w meblościankach strażnika. Miał dużo więcej zmartwień w związku z nadchodzącą rewizją. Musiał możliwie szybko dezaktywować kartę, którą odzyskał od Lu. Cóż, mógł też liczyć, że chociaż jedna z pozostawionych przez kobietę pamiątek okaże się czymś, co nie sprawia aż tyle kłopotów. Niechętnie zaczął rozpinać bluzę, szukając w głowie rozwiązania.
Medyk wywinął kieszenie na drugą stronę, pozwalając, by wypadły z nich cała zawartość. Liczył, że to delikatne zamieszanie da Eddiemu więcej czasu na wyciągnięcie ich z tej sytuacji.
- Jak się czarnoksiężnik czuje, gdy przypadkowe babsko ciągnie go za smycz? - spytała November, uśmiechając się pod nosem. Brwi pani Kaliny zaczęły kierować się pod skosem w stronę jej nosa. Kobieta miała wysoką rangę, więc to nie było jej pierwsze rodeo. Im dłużej niebieskoskóry przeciągał sytuację, tym bardziej zwracał na siebie uwagę.
-Szeroko znaczy jak w literę T. - powiedział osiłek przy syntetyku, szybkim i silnym ruchem odrzucając ręce bladoskórego na boki, po czym zaczął go klepać wokół torsu, próbując wyczuć czy nie posiada przedmiotów pod ubraniem. Chwilę później ktoś zaczął pukać do już zamkniętych za policyjną grupą drzwi.
- Otworzę - stwierdził, nie pytając nikogo o zdanie, niebieskoskóry. Zrzucił pustą bluzę na ziemię, przewracając przy okazji butelkę z piwem. Włożył lewą rękę do kieszeni spodni, sprawdzając, czy nadal ma przy sobie Sightbreaker’a. Jeśli tak, rozważy wykorzystanie go w momencie, w którym na scenę wejdą nowi aktorzy.
Gdy Eddie ruszył w stronę drzwi, kobieta położyła dłoń na jego bark. - Proszę zacząć kooperować. Albo po prostu przyznać się do winy, zamiast to usilnie odwlekać.
Drzwi otworzyły się mimo tego. Słysząc niebieskoskórego, osoba po drugiej stronie uznała to za zaproszenie i uchyliła je. - Ja tylko do Edwarda. Zachary prosił, aby go odwiedzić. - powiedziała młoda kadetka, patrząc na każdą osobę po kolei, nie wiedząc, kim do końca jest Eddie.
-Kurasu, jak na statku! - stwierdził, wyrzucając aktywowany granat świetlny z jednej z kieszeni. Złapał kobietę za rękę i wybiegł z pomieszczenia. Liczył, że Kurasu przypomni sobie ich jakże klimatyczne i niepozbawione zbędnych ofiar opuszczenie inkwizycyjnej obławy. Mógłby również nie zamykać zbyt wielu drzwi…
Karasu rzucił się szczupakiem do drzwi i ze wszystkich sił starał się opuścić pomieszczenie, zanim granat wybuchnie. Miał nadzieję, że ogólne zamieszanie mu w tym pomoże.
Eddie bezproblemowo wyskoczył z pokoju, łapiąc ze sobą kobietę, gdy za nim rozbłysnęła eksplozja światła porównywalna z momentowym objawieniem gwiazdy nad sufitem pomieszczenia. Karasu zamknął oczy w ostatniej chwili, choć złapał część przebłysku, co skutecznie przeładowało jego możliwości sensoryczne, przez co próbując wyjść z pokoju, przywalił o framugę. Zaraz po tym podniósł się i pijackim krokiem wybiegł, starając się gonić będącego daleko przed nim Eddiego.

Niebieskoskóry wszedł w zakręt na piętrze pierwszy. Rozważał dwa kierunki: bar oraz pokój Zacharego. Kadetka, którą złapał, rozpłakała się przez sparzone źrenice, więc nie będzie mu mogła pomóc w decyzji. Tak czy siak, przy Eddiem znajdowała się winda oraz schody. Bar był na dole, Zachary na górze. Ponadto przemytnik powinien poczekać chwilę dłużej, jeżeli chciał, aby Karasu szedł za nim. W innym wypadku nieznający stacji medyk będzie musiał samemu rozważyć swoje opcje.

- Wybacz - niebieskoskóry puścił dłoń kobiety. - Nie wiedziałem, że na tej stacji panoszy się aż tyle syfu, by coś zdążyło się przyczepić tak szybko - stwierdził, wyciągając telefon z kieszeni. Wpisał kilka poleceń, by zacząć przerzucać pieniądze z najwyraźniej kradzionych kart Lu na inne, starając się nadać środkom pozorów legalności.
- Pazerny jesteś. - Skomentowała November, patrząc na ekran telefonu przez ramię Eddiego.
- Ten sposób chyba nie narusza kontraktu - odparł, wyprowadzając kilka kolejnych, budujących pozory, transakcji.
Karasu poczuł się jak w Ściganym. Z tym wyjątkiem, że nie był mistrzem Batmana, a do tego ponownie wplątał się w jakąś chorą akcję. Nie spodziewał się, że Eddie postanowi aż tak zareagować. Najwidoczniej najemnik miał sporo na sumieniu, a teraz medyk był w to wszystko zamieszany. Syntetyk zastanawiał się, jak rozwiązać problem, przy czym chciał uniknąć zabijania cesarskich o ile było to możliwe. Dobiegając do Eddiego rzekł tylko - Biegniemy do Twojego szefa? .
- Gdzie Zachary chciał się ze mną spotkać? - spytał częściowo oślepionej kobiety. Po chwili zastanowienia ruszył w stronę zwyczajowego pomieszczenia odpraw. - Obstawiam, że standardowo? - dopytał kobiety, czekając na ewentualne kiwnięcie głową.
Dla bezpieczeństwa zamierzał prowadzić ją po korytarzu w stronę pobliskich schodów.
- Eddie! - Gdy po wspięciu się przez kilka sekcji schodów Eddie, Karasu i kadetka zawitali w biurze Zacharego, ten uradował się na ich widok. Mężczyzna był niski, pulchny, brodaty i tanio ubrany. Przypominał bardziej wyluzowanego bezdomnego, niż przewodniczącego największej kompanii najemnej w Cesarstwie. - Jasny gwint! - Zerwał się, widząc kadetkę, która może i po drodze w miarę wydobrzała, ale słabo radziła sobie z doświadczeniem jako takim. - Co się wam stało? - spytał, pomijając podłużny stół obradowy, aby podejść do drużyny.
- Jak otworzyłam drzwi do pokoju, to tam policja była i pan Edward rzucił granat błyskowy... - wyjaśnił kobieta, przecierając oczy, a zdziwiony Zachary spojrzał na Eddiego.
- Granat błyskowy? Co tam się stało, Edziu?
- Musiałem poradzić sobie z kolejną zostawioną przez Luise Cypher pułapką-prezentem. - odparł, by po chwili zwrócić się w stronę Kurasu. - Daj tę swoją kartę, postaram się ją też oczyścić - poprosił syntetyka.
- Jaką Luizą, Eddie, to poważna sprawa. - Zachary wyglądał na przejętego.
- Powiedzmy, że ex-admirał była dużo bardziej byłą generał cesarstwa, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka - stwierdził, rozkładając ręce na boki. - Także mam trochę ciekawych fantów do naprawienia - dodał.
- Nie, nie, poważnie. Powiedz mi, co się stało Eddie. Jaki granat świetlny w policję?! - dalej protestował Zachary.
- Dostałem zapłatę w kradzionych kartach. Wraz z nimi przejąłem okręt, który ściągnął na mnie inkwizycję - odparł zwięźle. - Nawet zbyt gwałtowne rozwiązania są lepsze niż przejście przez całą procedurę prawną i oczekiwanie na listę organizacji cesarskich, które chcą mojej skóry - dodał.
W czasie tej wymiany zdań, Karasu sprawił, że ukryta karta pojawiła się na wierzchu dłoni. Medyk przyznał, że takie zastosowanie jego nanobotów coraz bardziej mu się podobało. Nie zmieniało to jednak faktu, że cały przebieg sytuacji wciąż go niepokoił. Nie zważając jednak na wszystko, podał felerną kartę najemnikowi.
- Ale Eddie, co ja mam z tobą teraz zrobić? - spytał. - Nie mogłeś coś nawymyślać? Ujść za handlarza, że ci taką zapłacili, poświadczyłbym czy coś... - Zachary złapał się za głowę, westchnął, po czym odsunął jedno z krzeseł i posadził kadetkę, aby było jej wygodniej siedzieć. - Jak ja im wytłumaczę granat między oczy... - zastanawiał się.
Wziął kartę od syntetyka, oraz rozpoczął podobną procedurę prania pieniędzy.
- Nie jesteś odpowiedzialny za swoich gości. Poniosło mnie, ale granat poleciał dopiero, gdy moja pierwsza zasłona przestała działać. - przyznał.
-To mam im dać cię po prostu aresztować? Komu to pomoże? - Zachary nie był w stanie pojąć, do czego dąży Eddie. - Znasz bezpieczne linie radiowe do mnie. Mogłeś iść prosto na lotnisko, jak już chcesz się stąd zmyć. - zasugerował. - Chyba, że masz jakieś lepsze pomysły?
- Nie, nie mam. - odparł niebieskoskóry. Widać było, że ilość problemów, które spadają na jego barki oraz wizja wiszącej nad nim November, odciska swe piętno.
- Zachary, do cholery. Jakim prawem pracowałem pod ex-admirał floty, która od dawna nie żyje? - Eddie podniósł głos, mechanicznie przerzucając pieniądze Kurasu między poszczególnymi kontami. - Wiedziałem, że cesarstwo lubi czasem wymazywać niewygodnych osobników. Ale na taką skalę? - spytał.
- Nie wiem, nie wysłałem cię z tym listem. Jak chcesz, to mogę w to spojrzeć. - Obiecał Zachary. - Potrzebuję jednak, żebyś się uspokoił, usiadł i wyjaśnił mi, co się do diabła dzieje. - poprosił.
Niebieskoskóry zamienił się w narratora opowieści o piratach poszukujących jednego kawałka i streścił możliwie dużo informacji dotyczących ich krótkiej przygody z Lu Cypher. Napomnkął również o tajemniczym medalionie, który zbierał żywoty bliskich w zamian za odroczenie wczesnego końca noszącego go denata. “Zapomniał” jedynie poinformować o swej niezbyt rozsądnej metodzie treningowej.
- To jest całkiem martwiące. - przyznał Zachary, siedząc teraz przy stole. - Ale może też być korzystne. Jeżeli uda mi się przekonać Kalinę, że byłeś manipulowany przez Louise, to będziemy mogli zmyć wasze winy i mam na myśli wszystkie. W końcu kto im udowodni, że twoje operacje przemytnicze nie były działaniem na rzecz zbierania funduszy dla pani Admirał? - uśmiechnął się pod nosem Zachary. - Ale dopóki to nie nastąpi, powinieneś nie zwracać na siebie uwagi. Kalina to dobra dziewczyna, ale niezwykle sztywna względem prawa. Może i jest po naszej stronie, ale to trochę potrwa, nim wybaczy ci napaść na policjanta. - pokiwał głową najemnik. - Jesteś w gorącej wodzie kąpany, ale może uda nam się z tego wywinąć. Znając życie, wszystkie moje porty są teraz zamknięte, żebyście nie zwiali...więc wyjdziecie przez tylny hangar. Użyczę wam statku. - postanowił Zachary.

Staruszek przerwał swoją wypowiedź na krótką chwilę, żeby złapać porządny oddech, po czym spojrzał na Karasu. - Czy z tobą to wszystko jest w porządku? Nie wiem, co masz z pomagania Eddiemu, ale mam nadzieję, że ten hultaj nie narobił ci zbyt wielu problemów. Macie pomysł co teraz ze sobą zrobić? Jeżeli nie, mógłbym mieć dla was zlecenie. Oczywiście płatne.
- Zlecenie zawsze z chęcią przyjmę. - odparł Eddie, uśmiechając się pogodnie. Miło było raz na jakiś czas spotkać się z kimś wyrozumiałym. Nawet, jeśli jego wyrozumiałość wynikała po części z nieśmiertelności, którą zyskał za sprawą niebieskoskórego.
Karasu nie spodziewał się tak daleko idącej korupcji. Był pod wrażeniem działania najemników, a teraz okazało się, że miał dla nich pracować. Medyk nie był co do tego do końca przekonany, ale w zasadzie nie posiadał żadnego planu na przyszłość. Postanowił zatem chwilowo płynąć z nurtem rzeki wydarzeń.- Tak, wszystko ze mną w porządku, dziękuję za troskę. I mogę się podjąć dla Pana zadania, czemu nie?
- Świetnie! - ucieszył się Zachary, po czym odchrząknął. - To zacznijmy w ten sposób: powiedzcie mi, jak wygląda Cesarzowa? - zapytał - Na pewno widzieliście ją wcześniej. Billboardy, reklamy w telewizji, statuy...
- Długie, bielsze od śniegu na Thargol-X2 włosy, jasna skóra. - przypominał sobie niebieskoskóry. - Niebieskie oczy. Przeważnie pojawia się publicznie w długich sukniach o kolorze, który dodatkowo wydobywa biel jej cery - dodał, wspominając wygląd kobiety. Jeśli kiedykolwiek istniała ideologia, głosząca wyższość ludzi z dominacją białego pigmentu w skórze, niewątpliwie tego typu cesarzowa była czymś upragnionym. Z drugiej jednak strony, reżimy często kończą z władcą, który całkowicie zaprzecza głoszonym przez siebie tezom. Eddie nie miał zbyt dużej styczności z tak wysokimi warstwami społeczeństwa, jeśli już - mógłby być najemnikiem któregoś z nich. Ale takie zadania przeważnie są zbyt popularne, by się załapać do wykonującego je składu.
W tym samym momencie Karasu odpowiedział - Blada, nienaturalna cera. Długie, sięgające pasa, czarne włosy, zazwyczaj luźno rozpuszczone. Miała niezwykłe, szmaragdowe oczy, których nie da się zapomnieć - to zawsze przykuwało moją uwagę na telebimach.. W kronikach ludzkości nazwana zostałaby gotką. W zasadzie nie wygląda na szlachetnie urodzoną, chociaż nietypowej urody nie sposób jej odmówić. Wygląda jak urokliwa, bardzo delikatna młoda dama, zawsze nosząca się na czarno. Jakby przeżywała wieczną żałobę, bo kto w końcu chciałby nosić same czarne odzienie, będąc cesarzową ludzkości? - powiedział medyk z pewnym rozmarzeniem.
Zachary zeskoczył ze stołka i przeszedł się po pomieszczeniu, trawiąc w zamyśleniu odpowiedzi, jakie otrzymał.
- Usłyszałem wasze wersje i już mam wrażenie, że macie rację. Obydwoje. Zapisałem jednak wcześniej swoje wyobrażenie. - powiedział, wyjmując z kieszeni kartkę. - Wysoka kobieta o długich, falistych włosach w czarno-białej szacie. - przeczytał. - Mam takich kartek dziesiątki. Każda inna. - westchnął, spoglądając przez okno na ziemię i Cesarską piramidę. - Eddie już o tym wie, ale byłem w straży Cesarskiej, tam w piramidzie. Byłem Cesarskim fanatykiem, inaczej bym się nie dostał. Jednakże moja dedykacja do Cesarzowej sprawiła, że nie mogłem się pogodzić z niemożnością otrzymania audiencji. Wiecznie się zastanawiałem czy to jakaś iskra, czy artefakt chowa przed nami jej prawdziwe oblicze. - wyjaśnił. - Z biegiem czasu zacząłem tracić zaufanie, ale szczęśliwie, z wiekiem przeszedłem na emeryturę. Wtedy założyłem tę bazę, aby móc ją obserwować. - wyjaśnił. - Pod koniec mojej służby poznałem mężczyznę o imieniu September. Nie wiem co robił na stacji, pojawiał się tam co jakiś czas. Zauważył on moją ciekawość i zaoferował mi coś, co nazwał kontraktem. Był gotów wyjawić przede mną oblicze Cesarzowej w zamian za jakąś przysługę. Nie ufałem mu, myślałem, że to test. Doradził mi wtedy, żebym szukał "uniwersalnego kodu". To on miał skrywać oblicze Cesarzowej. Przyznaję się, szukałem. Coś się kryje za tą terminologią. Ostatecznie jednak nic nie znalazłem. - westchnął, po czym odwrócił się.
- Niestety, kończy mi się czas. Jestem nieśmiertelny, ale Cesarstwo już nie. Tak jak za czasu moich pradziadków rozrastało się w szalonym tempie, tak za naszego życia wyłącznie się kurczyło. Ponieważ utrzymywanie porządku w całej galaktyce jest kłopotliwe, Cesarzowa wyrażała zainteresowanie coraz to mniejszą średnicą naszej zaludnionej przestrzeni, pozwalając na szerzenie się bezprawia. Przynajmniej do tej pory. Wedle Kaliny zewnętrzne sektory galaktyki zostaną wyludnione, a nadmiar ludzi i innych organizmów usunięty. Pozbywają się też sił najemnych z uwagi na potencjał...no wiesz jaki. - uśmiechnął się do Eddiego. - Chcą wykorzystać do tego jakieś psioniczne jednostki kosmitów. Coś się szykuje i chcę być na to gotowy, ale muszę najpierw wiedzieć kim lub czym jest Cesarzowa. Interesuje mnie September. Chcę znaleźć tego człowieka. - wyjaśnił.
- November, wiesz coś o tym? - spytał, zaś jego słowa mogły być skierowane zarówno do Zacharego, jak i nieustannie znajdującej się obok Eddiego kobiety-plagi.
- A czemu miałabym ci powiedzieć? - spytała wprost kobieta. Zachary podniósł brew, nieświadomy tego, co się dzieje.
- To drugi -ember, brzmi dość podobnie, prawda? - odpowiedział pytaniem. Jako, że złamał już, prawdopodobnie zawarty kiedyś kontrakt, nie mógł przecież zaoferować następnego.
- Panie Zachary, niech Pan Eddim nie zawraca sobie głowy. Ręczę, że jest całkowicie zdrowy na umyśle, a to, że przemawia do powietrza wytłumaczę przy innej okazji. Pana podopieczny nie zwariował - zdobywa aktualnie informacje. Zakładając oczywiście, że jego rozmówczy będzie na tyle miła, aby ich udzielić.- powiedział Zacharemu Karasu. Nie chciał, aby szef Eddiego sądził, że ten zwariował, co w nietypowych okolicznościach w jakich się znajdowali, byłoby możliwe.
- Łał. Rasista. - Zdziwiła się November, podchodząc do Zacharego, po czym wdrapała się na niego i usiadła mu na głowie. - Nie wiem, gdzie jest September, ale wiem jak go znaleźć. Nic mi jednak do waszych problemów. - przypomniała. - No, chyba że chcesz drugi kontrakt? Mam tylko jeden w ofercie: zabijasz minimum jedną osobę z iskrą rocznie, a w zamian ja nie zabijam ciebie. Dodatkowe zabicia w przeciągu jednego roku nic nie dodają. - ostrzegła. - Rozwiązany, jeżeli zabijesz maga. Pokażę palcem, jeśli jakiegoś kiedyś znajdziesz.
- Czy to czasem nie zniszczy będzie łamać poprzedniego kontraktu? - spytał zaintrygowany niebieskoskóry. Najwyraźniej zamykanie drzwi nie było byle zabijaniem.
- Być może, jak będziesz dobierał niewinne ofiary. Ja nie będę cię za to jednak ścigać. - zauważyła. - Acz przygotuj się na spadek siły twojej iskry. To główna kara za nieprzestrzeganie kontraktów.
- Nie. Nie nałożę na siebie drugiej bomby zegarowej, gdy pierwsza już znajduje się nad moją głową. - odparł niebieskoskóry, kręcąc niechętnie głową. - Mówiłaś coś o Zilvie, możemy zawrzeć kontrakt na nią? - spytał.
- Zilva to tylko adept...Hej, ze mną nie chcesz, ale z nią byś chciał?! - Krzyknęła na Eddiego i spojrzała na Karasu. - Twój kumpel nie docenia piękna.
- Nie nie, wspominałaś że chcesz ją zabić. Proponuję to jako cenę kontraktu - wytłumaczył w końcu niebieskoskóry.
- Dziwisz mu się, moja droga? Niestała z Ciebie parta. Ja doceniam Twój urok osobisty oraz oszałamiającą urodę, ale mną wzgardzasz! - powiedział dramatycznie Karasu, po czym puścił oko do Zacharego.
- No, no, nie praw sobie komplementów. - na sali pojawiła się druga November, ta stała jednak za Karasu z rękoma przerzuconymi przez jego szyję.
Pierwsza kontynuowała. - Za mało. Rozwiązanie kontraktu zmienia iskrę w płomień. Chcę coś porządnego w zamian, a obiecuję ci, zesrasz się, nim sprostasz oczekiwaniom January. Inaczej nie dziedziczyłbyś tej mocy po tylu generacjach.
- January? - spytał, prosząc o dodatkowe wyjaśnienia. - Wybacz Zachary, ale wraz z Kurasu znaleźliśmy się w sytuacji, w której czasem musimy porozmawiać z niewidocznymi dla innych istotami i liczyć, że czegoś się dowiemy - skomentował dodatkowo, spoglądając na Zacharego.
Staruszek wzruszył ramionami. - Magia. Chcecie herbaty? - spytał.
November przerzuciła nogę na nogę. - Już ci wspominałam. Twój kontrakt został zawarty z Januarym przez jakiegoś twojego przodka. Ja, On i September to magowie. Wasza Louise też brzmi znajomo, ale nie jestem pewna. - wyjaśniła.
- Ja zdecydowanie poproszę. I dla mnie bowiem to wszystko jest nieco zbyt skomplikowane. A teraz proszę, nie przestrasz się - powiedział medyk, po czym wydał rozkaz nanobotom, aby te przemodelowały jego twarz tak, aby była jak najdokładniejszą kopią Lu. Z nowym wyglądem medyk zwrócił się do ich niewidocznej towarzyszki - Czy ta twarz wygląda znajomo?
- Yuuuup. Takiej mordy nawet matka nie pokocha. - Obejmująca Karasu November zniknęła, a ta oddalona skrzywiła się. - Jeżeli tak wygląda Louise, to też jest magiem.
- To chyba pokrywa się z opinią inkwizycji, którą niedawno mogliśmy poznać, co nie Kurasu? - spytał niebieskoskóry. - Louise Cypher, January, September, November… jak wielu magów znajduje się w galaktyce? - zadał kolejne, tym razem skierowane do kobiety-plagi pytanie. Miał szczerą nadzieję, że rzucane przez niego nazwy mogą wywołać u Zacharego jakiekolwiek skojarzenia. Nazwa jakiejś historycznej postaci, miasta, czy nawet miesiąca…
- Sześciu? Siedmiu? - zastanowiła się November, kiwając sią na boki. - Mam niezłą lukę w pamięci z pewnego powodu. Może być więcej. - przyznała się.
- Panie Zachary, czy słyszał już pan gdzieś ten dziwny język? Wygląda na to, że związany jest mocno z magią i w pewien sposób to źródło naszych kłopotów. Ta cała Louise jednym słowem sprawiła, że statek obrócił się przeciwko nam. STATEK!- podkreślił Karasu - To dalece wykracza poza zwykłą iskrę czy artefakt. Wygląda na źródło tego rodzaju mocy, a może rdzeń? Brakuje mi odpowiedniego określenia. Generalnie są istoty, które potrafią o wiele więcej, niż nam się wydaje. Czy możliwe, aby Cesarzowa była jedną z nich? - rzucił pytanie w przestrzeń.
- Zdecydowanie podejrzewam Cesarzową o bycie nadczłowiekiem. - zgodził się Zachary, podając Karasu herbatę. - Słyszałem też tak brzmiące terminy, ale nie studiowałem ich. W każdym wypadku może ten statek miał komendy głosowe? - zasugerował.
- Nadczłowiekiem? - niebieskoskóry powtórzył z niedowierzaniem. Po kilku sekundach grzebania w pamięci, skojarzył wyniki badań Luise - posiadającej ponad 100% człowieczeństwa, czy innego rodzaju nadczłowiekiem? - dopytał.
- Jak rozumiemy człowieczeństwo? Ot po prostu nie uważam, aby zjednanie całej rasy ludzkiej, podbicie galaktyki i życie przez setki lat było czymś normalnym...choć przedziwnie łatwo o tym zapomnieć.
- To tylko teoria, ale może jest czymś jak ta nasza Louise. Magiem? - rzucił Karasu w przestrzeń, upił łyk herbaty, po czym zwrócił się do ich towarzyszki - Moja droga, powiesz nam, kim tak właściwie są magowie? To rasa z naszego świata? Może pochodzicie z innej czasoprzestrzeni? Nie chce mi się wierzyć w koncepcję aryjskiego nadczłowieka. - medyk był widocznie skondufowany całą sytuacją. Nadludzie? Nie chciał dać wiary, że historia zatoczyła koło.
- Tak, jeszcze od razu wam powiem, jak zostać magiem. Albo napiszę księgę czarów. - zaproponowała November. - Dlaczego za każdym razem muszę przypominać, że czekam, aż zdechniecie? Nie mamy żadnego układu, nic mi z tego, że wam naopowiadam pierdół. - uśmiechnęła się. - Nie, czekaj, zmieniłam zdanie. Wleć w dowolną gwiazdę, to dowiesz się wszystkiego co możliwe o magach. - obiecała.
W tym czasie Zachary nieco się zastanowił, po czym powiedział - Z moich poszukiwań wynika, że magowie to ludzie, którzy mają dostęp do więcej niż jednej iskry. Tak to przynajmniej rozumiem.
- A potem się dziwisz, że nikt Cię nie chce - rzucił do rozmówczyni ze śmiechem Karasu, po czym zwrócił się do Zacharego - Czy w naszej historii byli tacy osobnicy? Właściwie wiadomo coś o pierwszy osobach, które iskry posiadały? Może jesteś w stanie wskazać mi, gdzie powinienem szukać takich informacji? Być może to klucz do całego tego bałaganu. - zastanawiał się medyk, dalej racząc się herbatą. W zasadzie nie była mu potrzebna, ale traktował to jako obowiązek cywilizowanego człowieka. Przyjemny obowiązek.
- Cóż, najpierw są wzmianki o starożytnych szamanach, później o prokorach w starożytnej Grecji i Rzymie, wiedźmach i czarodziejach w średniowieczu...jakieś wzmianki o iskrach w tej czy innej formie ciągle przejawiają się w historii Ziemi. Sprawa mocno zanikła od pierwszej wojny światowej i odżyła po tym, gdy pewne miasto zostało zrujnowane przez konflikt gangów uzbrojonych w artefakty. Posiadacze iskr zaczęli po tym incydencie przyznawać się do swoich umiejętności. - wyjaśnił Zachary.
Karasu zagłębił się w te zakamarki pamięci, które mu pozostały oraz przywołał całą swoją wiedzę kronikarską. Zaczął zastanawiać się nad wiarygodnym i pewnym instytutem, który mógłby przechowywać zapiski z tego okresu. Po chwili zapytał - Czy byłoby nadużyciem, gdybym poprosił o odszukanie specjalisty z tego okresu historycznego? Potrzebuję kogoś, kto mógłby rozjaśnić mroki przeszłości. .
- Cóż... jeżeli rozmawiamy o iskrach i innej magii, to chyba Magica Icaria? - zaproponował Zachary. - Nigdy nie dostali dostępu do wojskowych baz danych, więc założyli własną gildię kronikarską.
- O to, to, to, to. Od razu możesz się u nich zaciągnąć. - zaproponowała November.
Poza tym Karasu nie przychodziło wiele do głowy. W szkołach historię Ziemi traktowało się dość szczątkowo. Przeszłość pojedynczej planety była uważana za mniej istotną od Cesarstwa jako takiego, acz w galaktyce musieli być historycy zainteresowani tamtym okresem. Na dobrą sprawę mógłby spróbować po prostu internetu.
- Znaczy w inkwizycji? To chyba dobry trop, ale nie wiem czy nie potraktują mnie, jak heretyka -zatroskał się medyk.
- Oni to nie tylko inkwizycja. Mieli też inne wydziały, studiują magię jako taką, a przede wszystkim metody jej zwalczania. Ludzi z iskrami też wykorzystują. Z mojego doświadczenia religia i hipokryzja idą w parze. - wyjaśnił Zachary.
- Gorzej, jeśli kogoś z ich oddziałów się zlikwidowało. Przez wzgląd na to wątpię, czy cokolwiek mi udostępnią. Wieści z pewnością roznoszą się szybko. Niemniej nie zaszkodzi chyba spróbować! Może spodoba się to tej marudzie, która męczy Eddiego. Swoją drogą, nie zaproponowałaś mi kontraktu! Jestem obrażony - Karasu płynnie przeszedł do rozmowy z drugą osobą.
- Shush. Diabli go wiedzą czym jesteś. - skrzywiła się November.
Zachary spojrzał na parę delikwentów zatroskany. - Ja jeszcze rozumiem policję, ale też inkwizycję? Znaczy, zdarza się, ale tak, że nie udało się wam tego zatuszować? - zapytał.
- Ja wiem… Najechali na nasz okręt, krzycząc coś o dobrym imieniu wspomnianej wcześniej Luise Cypher, co zrobić jeśli nie się bronić - stwierdził neibieskoskóry, rozkładając ręce na boki w geście bezradności. - Ah tak, nie potrzebujesz kupić okrętu ex-admirał? - spytał.
-Cały okręt?! A, racja. Odpowiadaliście... - uspokoił się po chwili Zachary. - Raczej was nie zarejestrowali, jeżeli nie przyłapaliście ich na kontaktowaniu bazy. A co do Okrętu...zawsze się przyda. - zainteresował się ofertą.
- Porozmawiamy o nim następnym razem, warto mieć powód do kolejnych spotkań, co nie Zachary? - uśmiechnął się zaskakująco ciepło. Najwyraźniej niebieskoskóry traktował Sheepa jako coś więcej niż zwyczajnego przyjaciela. Mężczyzna, co najmniej za sprawą wieku, mógł przecież pełnić rolę jego dziadka.
- Hmm, Anne chyba nie jest uznawana za “maga”, a jedynie “adepta”? - spytał, spoglądając na November.
- No nie wiem. Jak myślisz? - spytała November.
- Eddie, trzeba znaleźć kogoś z iskrą, zabić go, to wtedy nasza urocza towarzyszka udzieli pewnie jakiejś informacji. Odnoszę wrażenie, że tak to właśnie działa - coś za coś. - Karasu pokręcił głową z politowaniem.
- Eh, zapomniałem że to “tsundere” - ujął, wyraźnie rozbawiony. - Więc, masz jakieś wskazówki co do lokalizacji September? - tym razem pytanie było skierowane w stronę zleceniodawcy. Przeszukiwanie całej galaktyki jest prawdopodobnie zbyt czasochłonnych zajęciem.
Zachary podrapał się po głowie. - Widzisz, w tym jest problem... Ostatni raz tego mężczyznę widziano na Orwelli...
Orwellia była potoczną nazwą dla Free Heaven, planety oddalonej od słońca o zaledwie kilka systemów. Free Heaven zostało założone przez właścicieli korporacji, banków, oraz autorów wielu niezbędnych we współczesnym życiu patentów technologicznych. Bojąc się o swoje bezpieczeństwo, ci ludzie stworzyli kolonię, w której niczego nie można było zrobić w tajemnicy. Kamery i służby porządkowe znajdowały się wszędzie. Elita decydowała o legalności przeróżnych rzeczy na podstawie własnego samopoczucia, a przemytnicy tacy jak Edward i jemu podobni po prostu nigdy tam nie zaglądali. Na dobrą sprawę nie było po co i równie dobrze można było wlecieć na stację więzienną. O coś takiego Zachary nie poprosiłby Eddiego. No, chyba że staruszek nie ma lepszych pomysłów, a wszyscy inni operatorzy o mniej zafajdanych papierach zdążyli już odmówić.
- Mnie kuszą zbiory Magica Icaria i to do nich chciałbym się udać. Wydaje mi się, że potrzebujemy sojuszników. Nie powierzyłbym swojego życia fanatykom, ale z dwojga złego..- syntetyk potrzebował informacji. Jego umysł nie potrafił pracować bez faktów, bez wiedzy. Nie umiał działać instynktownie jak Eddie.
- Myślę, że to bezpieczniejsze niż Orwellia. - zgodził się przemytnik. Po kilku chwilach westchnął głośno. - Nie masz jakichś kontaktów na, abo wokół Orwelli? Może dałoby się wykorzystać ichniejszą inwigilację na naszą korzyść - spytał w końcu. Jeśli było to możliwe, wolał omijać policyjne planety z daleka. Życie poza prawem ma swoją cenę. Owszem, otwiera dużo drzwi, jednak zamyka inne.
- Gdybym mógł coś zdziałać bez wysyłania człowieka na grunt, zrobiłbym to już dawno. - pokiwał przecząco głową Zachary.
- W takim razie chyba lepiej próbować wykorzystać zbiory Magica Icaria - podsumował przemytnik. - Jak tylko czegoś się dowiemy, dam znać.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline