Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2018, 20:02   #17
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Po chwili Dona i dzieciaki przenieśli się do salonu i zasiedli przy stole, na którym Martin rozłożył planszę, pionki i parę kostek do gry. Jego siostra nie była zachwycona, wyrosła z takich rozrywek mniej więcej wtedy gdy zaczęła fascynować się Donną Summer. Martin miał nieszczęście być świadkiem tej miłości, gdy nastolatka pod prysznicem wyła jej największe przeboje. Słowo wyła było najwłaściwszym określeniem jej talentów wokalnych. Niedługo potem wrócił Jimmy. Nie zaobserwował przez okno nic podejrzanego, dom Hausera pogrążony był w takich samych ciemnościach jak dom Barkerów.

Kiedy skończyli pierwszą rozgrywkę, Dona ziewnęła ostentacyjnie.
- A co powiecie na straszne opowieści? Ale nie o tym starym pierdzielu Hauserze. Wszyscy wiedzą, że jego żonka wcale nie zaginęła tylko wyjechała na Zachód z jakimś komiwojażerem co sprzedawał odkurzacze. Staruchowi wstyd było się przyznać, że jest rogaczem, dlatego zgłosił jej zaginięcie. Może i jest dziwakiem, ale na pewno nie tak strasznym jak…
Tu Dona zrobiła pauzę i popatrzyła na dzieciaki z poważną miną
- Elizabeth Morgan. Słyszeliście o Elizabeth Morgan? ? No jasne, że nie słyszeliście… dzieci w waszym wieku nie powinny słuchać takich historii. Zwłaszcza, jeśli są prawdziwe. No więc Elizabeth Morgan była piękną kobietą, wcześniej podobno pracowała jako modelka w Nowym Jorku, miała super przystojnego męża, oboje mieszkali przy Oakhaven Avanue. Elizabeth w końcu zaszła w ciążę i przez cały okres lekarze zapewniali ją, że z dzieckiem wszystko jest w porządku. Ale nie było. Dziewięć miesięcy później urodziła dziewczynkę. Jak położna zobaczyła dziecko zaczęła płakać i drzeć sobie włosy z głowy, a lekarz… lekarz zwymiotował swoją kolację. Dziewczynka urodziła się bez twarzy. Nie miała oczu, nosa, uszu. Tylko otwór gębowy. A z tego otworu wystawały ostre jak szpilki zęby. Wszyscy radzili Elizabeth, żeby oddała niemowlę do jakiegoś sierocińca, ale ona się uparła, żeby zabrać je do domu. Jej mąż wytrzymał tylko parę dni a potem dał Elizabeth ultimatum, albo on, albo ten potwór. Elizabeth wybrała córkę, bo była naprawdę kochającą matką. I żyła tak przez kilka kolejnych lat. Próbowała traktować córeczkę jak normalne dziecko. Wszędzie gdzie ją zabierała siała panikę, nie wpuszczano ich do sklepów, nawet miejscowy ksiądz wypraszał je z kościoła. A mała dziewczynka rosła, chciała poznawać świat, przebywać wśród rówieśników. Elizabeth postanowiła wyprawić dla niej urodziny z prawdziwego zdarzenia. Rozniosła zaproszenia do sąsiadów, ale oczywiście nikt nie przyszedł. Następnego dnia mała Stacy Buchanon nie wróciła do domu na obiad. Rodzice wezwali policję, przesłuchano świadków. W końcu ktoś potwierdził, że widział jak Stacy rozmawia z panią Morgan a potem wsiada do jej samochodu. Gdy policjanci weszli do domu Morganów zobaczyli, że cały dom jest w serpentynach i balonach, trwało przyjęcie urodzinowe. A mała Stacy i córka Elizabeth trzymają się za ręce i….

Nad głowami usłyszeli hałas. Kroki. Dochodziły z pokoju Dony. Nastolatka słysząc to zaniemówiła z wrażenia, przerywając opowieść w pół zdania.
- Aaa! - pisnęła Heather i podskoczyła.
- No, Dona, to było niezłe - powiedział z uznaniem Jimmy. - Jak to zrobiłaś? - spytał.
- Nic nie zrobiłam! – obruszyła się Dona, a na jej twarzy pojawiła autentyczny strach. Przyłożyła palec do ust uciszając dzieciaki i zaczęła nasłuchiwać. Kroki się powtórzyły. A potem usłyszeli skrzypnięcie drzwi wychodzących z pokoju nastolatki na korytarz.
- Duchy? Nie mówiłeś, Marti, że u was straszy - powiedział cicho Jimmy. - Masz latarkę? - spytał.
Co prawda świeczki oświetlały okolicę, ale światło latarki, rzucone w odpowiedni sposób na twarz, dawało ciekawe efekty.
- Może powinniśmy wyjść i iść do sąsiadów z naprzeciwka? - zaproponowała Hisako, ledwo urywając trzęsący się głos.
Marti słuchał uważnie opowieści siostry. Już i tak dużo go kosztował brak światła i to, że nie wpadł w panikę. Pewnie tylko dlatego, że byli przy nim pozostali, a to ułatwiało w pewnym sensie przebywanie w ciemności. Przynajmniej w początkowej fazie strachu… Gdy usłyszał kroki u góry zamarł i poczuł jak zimno przechodzi po jego ciele. Hauser…
- Mówiłem! To na pewno on! Jimmy, w garażu jest wiatrówka. Musimy się tam dostać - powiedział poważnym tonem, na tyle ile mogło to poważnie zabrzmieć.
Ktoś przeszedł przez korytarz na piętrze, odgłosów buciorów nie można było pomylić z żadnym innym dźwiękiem. Przez uchylone drzwi zauważyli światło latarki tańczące na stopniach schodów. Jeśli ktoś miał wątpliwości, czy do domu Barkerów wszedł nieproszony gość, to teraz zostały ostatecznie rozwiane.
- Przecież nie będziemy tu siedzieć... - powiedział Jimmy. - Ma ktoś inne zdanie?
Wziął dwie świece i ruszył w stronę drzwi.
Zdenerwowana tym Heather rozglądała się czujnie po pomieszczeniu.
- Schowajmy się - syknęła, ale zaraz dotarł do niej sens wypowiedzi Jamesa. - Dogoni nas. Weźmy kije i razem się przed nim obronimy! - stwierdziła odzyskując rezon.
- Idziemy na dwór - powiedziała Hisako i pociągnęła Heater za sobą w stronę drzwi.
 
Kerm jest teraz online