Postać weszła na schody i powolnymi krokami, stopień po stopniu, schodziła w dół oświetlając sobie drogę latarką. W pokoju nie było żadnych kijów, którymi Dona i dzieciaki mogłyby się obronić. Nastolatka w panice więc chwyciła za stojący na półce wazon.
-
Jimmy, wracaj! – krzyknęła za chłopakiem, który stanął w drzwiach trzymając w rękach dwie świeczki. Hisako już podążała za nim, ciągnąć za rękę młodszą o dwa lata Heather.
James wyszedł na spotkanie intruzowi i zaraz miało się okazać, czy nie zapłaci za swoją odwagę najwyższej ceny. Jasne promienie światła latarki padły na twarz chłopca, który oślepiony musiał zamknąć na chwilę oczy.
-
A ty coś za jeden? – usłyszeli męski głos.
Dona jeszcze przez chwile stała z wazonem w pozycji miotacza, gotowa do obrony po czym nagle opuściła swoja prowizoryczną broń a na jej twarzy pojawił wyraz szoku i niedowierzania.
-
Derek!? Derek Flanningan zszedł ze schodów i wyszedł z cienia, świeczki które w ręku trzymał Jimmy rozświetliły jego uśmiechnięte lico. Dzieciaki mogły kojarzyć go ze szkoły, przynajmniej ci, którzy chodzili do Junior Middle School. Derek był szkolnym rozgrywającym o czym dobitnie świadczył jego ubiór - baseballowa bluza, z którą nigdy się nie rozstawał.
Marty miał już go okazję poznać i wyrobić opinię. Sportowiec określił dokładny wiek Ziemi, która liczyła według jego niego nie więcej niż osiem i pół tysiąca lat. Trudno było natomiast stwierdzić czy Flanningan to chłopak Dony czy kolejny kandydat do tego miana. Siostra Martina nie należała do osób, które lubią się wiązać z kimś na stałe a jej sympatie zmieniały się z tygodnia na tydzień.
Derek minął Jimmiego czochrając go po włosach i wciąż się uśmiechając wszedł do salonu. W ręku trzymał małą kieszonkową latareczkę, którą poświecił po twarzach dzieci i jej opiekunki.
-
Ale macie miny. Jakbyście dostali sraczki – zarechotał.
Dona zaczęła go okładać pięściami po potężnej klacie.
-
Mało przez ciebie nie umarłam ze strachu! Kretyn, nienawidzę cię! – krzyczała a Flannagan nie przestawał się śmiać –
Jak ty tu w ogóle wszedłeś!?
-
Normalnie, jak zawsze, po drabinie–
Dona popatrzyła na Martiego ze wstydem i strachem. Trzynastolatek pewnie nie był specjalnie zaskoczony, że jego siostra pod osłoną nocy, gdy wszyscy w domu śpią przyjmuje u siebie kolegów.
-
Myślałem, że będziesz siedzieć sama w pokoju i…
Derek uśmiechnął się lubieżnie choć dla trzynastolatków i jedenastolatki, uśmiech ten mógł przypominać minę komiksowego złoczyńcy knującego kolejny niecny plan.
-
Zamknij się już! - przerwała wyraźnie speszona nastolatka –
Przecież ci mówiłam, że dzisiaj jestem zajęta.
Tu spojrzała wymownie na dzieciaki.
-
No ja właśnie w tej sprawie –
Derek spojrzał na Martina i jego przyjaciół - Chcecie jechać na imprezę do Luke’a Wrexlera?
Luke Wrexler był synem burmistrza i właściciela piekarni. Liceum skończył rok temu, jednak zamiast iść na studia wolał hulać za pieniądze tatusia. Wrexlerowie mieszkali kilka kilometrów na północ od Breadhouse a ich wypasionej willi z basenem krążyły w miasteczku legendy. Tego lata pojawiła się wśród dzieciaków plotka, że junior stał się pierwszym w miasteczku posiadaczem Amigi 1000 a w piwnicy trzymał automaty do Ponga, Pac Mana i Donkey Konga. Każdy chciał się kolegować z Lukiem i doświadczyć choć namiastkę splendoru jaką otaczała się najbogatsza rodzina w tej części hrabstwa.