Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-12-2018, 11:28   #54
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Klub w Lillehammer, przed przybyciem magów

- Słucham - lekko zmęczony głos chórzysty zabrzmiał w telefonie. Iwan nie był ani zaskoczony ani zaaferowany dzwonieniem doń, w zasadzie trudno było wyczuć coś z tego zdawkowego powitania.
- Mamy problem - odezwała się Waleria - lokalna Camarilla chce się umówić na spotkanie, nawet dzisiejszej nocy i w związku z tym chciałabym zwołać pilne zebranie abyśmy ustalili nasze wspólne stanowisko oraz wyłonić delegację. Zgodnie z moją wiedzą jeśli w najbliższym czasie do niego nie dojdzie uznają, że wspieramy sabat w ich wewnętrznym konflikcie, a do tego w mojej opinii nie możemy dopuścić. Chciałabym Wam również przedstawić mojego tutejszego łącznika, który może nam przekazać wiele informacji na temat tutejszych spokrewnionych…
- Spotkanie dzisiejszej nocy nie wchodzi w grę - pewny, ciepły głos duchownego wydawał się nieszczególnie przejęty. - Natomiast uważam jutrzejszą noc za odpowiednią. Mogę przyjechać do ciebie wraz z ojcem Adamem lub mistrzem Gerardem w przeciągu kilku chwil aby wcześniej zaczerpnąć informacji od twego łącznika. Po tym porozmawiamy na spokojnie i ustalimy miejsce spotkania.
Chórzysta przerwał na chwilę. Teatralna pauza wybrzmiała mocno.
- Dziękuję Walerio za telefon i to co robisz. Gdzie się zjawić?
Waleria błyskawicznie podała adres klubu informując jednocześnie Mistrza o specyfice tego miejsca.
***

Po dłuższej chwili magini wróciła do stolika i odezwała się do czekającego na nią wampira:
- Chwilę to zajęło ale już jestem - uśmiechnęła się szeroko. - Jeśli mamy ze sobą współpracować będę chciała Ci kogoś przedstawić.
- Intrygujące. - Leif podniósł na nią wzrok i uniósł jedną brew. - Kogo?
- Nie wiem czy słyszałeś o Mistrzu Iwanie - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Nie. Po jego tytule wnoszę, że to jakiś wasz lokalny przywódca, czy tak?
Waleria roześmiała się serdecznie
- Słowo Mistrz nie oznacza przywództwa, a jedynie odzwierciedla stopień biegłości w sztuce, tym razem jednak masz rację, jest to dowódca naszej misji w tej mieścinie.
- Z przyjemnością go poznam. - Leif kiwnął głową. - Gdzie się udajemy?
- Myślę, że na razie zostaniemy tutaj - odpowiedziała.

Wampir nie skomentował tej decyzji przypatrując się czarodziejce. Prócz oszczędnej mimiki od pewnego czasu nie czynił nawet drobnego ruchu.
- Znaleźliście już tu jakieś miejsca mocy? Jak to je zwiecie… pętle? Supły? Węzły?
Skinęła głową w milczeniu
- Zgodnie z moją wiedzą powinno być ich tu wiele, ale jeszcze nie wiem gdzie są konkretnie.
- Zastanawia mnie, czy pokrywają się z - sięgnął po telefon - kilkoma miejscami, które ustaliłem. - Odpalił aplikację nakładającą oznaczane punkty na google map i przybliżył widok, aby dwa z nich były w zasięgu wyświetlanej części miasta i jego okolic. Zadbał by nie były to te przy wysypisku i nad jeziorem. - Hm? - przekrzywiając lekko głowę i pokazując wyświetlacz czarodziejce czekał na odpowiedź. Obserwował ją bacznie czy choćby drobnym gestem lub nawet skrywaną emocją nie zdradzi się, wskazując tym, że kłamie i ma większe pojęcie o miejscach mocy w okolicy. Waleria szybko odpaliła aplikację na własnym smartfonie i oznaczyła na nim widoczne na telefonie wampira miejsca na mapie. Nic w jej zachowaniu nie wskazywało, jakoby coś jej mówiły.
- Jak już mówiłam, nie mam wiedzy na ich temat, wstrzymajmy się więc z rozmową aż do chwili gdy przyjdą posiadający pełniejszą ode mnie wiedzę w tym temacie - odpowiedziała. - Wspominałeś że doszło ostatnimi czasy przerzedzenia się Krewniaków w okolicy, wiesz może jak do tego doszło?
- Wiem. - Wampir kiwnął głową z lekkim uśmiechem. - Sabat stracił kilkudziesięciu nowotworzonych, spokrewnionych żołnierzy, którzy mieli zapewne uderzyć na tutejszych. - Odpowiadając uciekł od właściwego pytania ‘jak’ to się stało. - Nie wykluczam, że uderzyć całkiem otwarcie, bo Sabat nie pieprzy się w tańcu Walerio. Może mieli to zrobić nawet już wczoraj? A może w ciągu kilku dni? Oj, byłoby na co popatrzeć… Jeżeli tutejsi nie wykorzystają tego jako szansę na spontaniczną kontrofensywę, to miasto na razie uniknie wybuchu otwartych walk. Tutejszym chyba jednak zależy na ludziach, na ile może zależeć istotom podobnym mnie. - Zmrużył oczy. - Spodziewam się raczej punktowych ataków. To chyba dobrze, prawda? - Znów zadając pytanie leniwie przekrzywił głowę.
- Wiesz jak to się stało? Wszak Sabat to nie są bezbronne baranki prowadzone na rzeź.. - Zawiesiła na chwilę głos w milczącym niedopowiedzeniu po czym kontynuowała z większą werwą: - chyba że jest tu jeszcze jakiś łowca znajdujący się wyżej w łańcuchu pokarmowym tego miejsca. - Spojrzała na wampira a następnie przeniosła wzrok na leżący na stole telefon. Przypomniała sobie artykuł o pożarze na śmietnisku i wymijające odpowiedzi Leifa w tym temacie i z uśmiechem kontynuowała: - czyżby to śmietnisko było leżem stwora którego boją się wampiry?
- Może. Aczkolwiek to nie tak… - Wampir skrzywił się i zabębnił palcami po stoliku. - Powiedzmy, że to przypadek - rzekł w końcu z niechęcią zmęczonym głosem. - Chciałem rozejrzeć się na śmietnisku, okazało się, że to wylęgarnia sabatników. Sprawy trochę wymknęły się spod kontroli. Nie pytaj. -
Spojrzała na niego badawczo, lecz wampir nie uznał najwidoczniej by dodawać cokolwiek w temacie tego co przed chwilą rzekł. Pod bacznym spojrzeniem czarodziejki skupił się na kołowaniu piwem w szklance. W milczeniu czekali na przybycie reszty.

***

Klub w Lillehammer, po przybyciu magów
- To nie są moje ugrupowania - Leif odpowiedział Iwanowi marszcząc nieco brwi. - Jestem Kainitom podobny, szkodzi mi palący wzrok Sól, a żeby trwać muszę pożywiać się - uśmiechnął się lekko - hm, w specyficzny sposób. Jeszcze kilka szczegółów może nas łączy. Nie jestem jednak spokrewnionym. - Zadumał się przez chwilę. - Oni są czym są, bo pierwszy z nich został przeklęty i niosą to przekleństwo ze sobą, mnożąc się i idąc przez wieki bez wyższego celu. Mój rodzaj wywodzi się od nagrody, błogosławieństwa i misji nie związanej z tym światem. No w każdym razem nie do końca z tym - mruknął. - Z tym się identyfikuję wszechmogący.
- Dziękuję za odpowiedź - Iwan lekko skłonił głową. - Interesuje was kim jestem ja, moi towarzysze oraz z czym tu przybywamy? Nie wiem na ile szanowna Waleria przybliżyła te kwestie oraz na ile uważasz je za potrzebne. - Zakonnik wbił spojrzenie w wampira. Nie natarczywe, raczej baczne, analizujące. Mimo to wystarczyło ono, aby Leif poczuł się przytłoczony. Brak bestii bolał coraz bardziej, jedynie szczątkowa pewność siebie wypływała na wierzch po tytanicznej walce.
- Interesuje. - Kiwnął głową nie rozwijając ile w tej kwestii rzekła już rudowłosa magini.
- Należę do Tradycji zwanej Niebiańskim Chórem, jestem przewodniczącym tutejszego zgromadzenia magów. Przybyliśmy tutaj bez typowo wrogich zamiarów. Oczywiście, zależy nam na ludziach, tak samo jak zależy nam wiedzy, oświeceniu czy po prostu zaspokojeniu ciekawości. Możesz być pewny, iż z zasady nie żywimy wrogich uczuć do twojego gatunku.
Iwan dyskretnie spojrzał na Inkwizytora. Drugi mag tylko lekko kiwnął głową, bardziej chyba w wyniku znużenia i złego nastroju. Jego zbolała mina zdawała się mówić “zostawcie mnie wszyscy w spokoju”.
- Prawdę mówiąc, jesteśmy żywo zainteresowani współpracą z Camarillą - kontynuował Iwan. - Stąd z uśmiechem zareagowałem na propozycję spotkania. Cieszy mnie również, że nie jesteś jednym z nich. - Na chwilę zamilkł, aby wypowiedziane słowa wybrzmiały należycie. - Naprawdę mało już nas zostało, Leif. Nas i was, takich jak ty. - Duchowny lekko zmrużył oczy.

Tymczasem Patrick zbliżał do rozmawiającej ekipy korzystając z gustownej metalowej laseczki dla podparcia obolałej nogi. Trochę go dziwiło, że spotykają się tutaj… w sanktuarium Odrzuconych pozujących na homoekipę. Trochę go ten fakt bawił, ale dzięki temu była okazja, by poruszyć i inne tematy z batiuszką. Pomachał do nich wesoło ręką i dziarsko ruszył, przy okazji dzwoniąc metalowymi przedmiotami wypełniającymi jego kieszenie.

- Mało. Takich jak ja może jeno kilku? - Wampir odpowiedział Iwanowi zerkając ku człowiekowi, który się ku nim zbliżał. - Nie musisz jednak grać swoistego ekumenizmu istot nadludzkich. Pomagam, bo zasugerowała mi to Stanisława. I pomagam Walerii. - Skinął lekko głową ku rudowłosej. - Mam gdzieś czy chcecie się z Camarillą dogadać, czy ich wyrżnąć.
Magini na te słowa uśmiechnęła się niewiele mówiącym uśmiechem Mona Lisy. “Nie można wyrżnąć wszystkich drapieżników, to niezdrowe dla niszy ekologicznej” pomyślała nie odezwała się jednak ani słowem.
- To nie ekumenizm - Iwan uśmiechnął się lekko przerywając aby skłonić się lekko głową przybyłem eterykowi - lecz czysty pragmatyzm. Nie chciałem tego mówić wprost, czasem warto ubrać własne wyrachowanie w nieco ładniejsze szaty. Istnienie istot nadnaturalnych, ich pojawianie się, wyrycie w świadomości sprzyja nam. Bo skoro ludzie zaczynają ponownie wierzyć w was… - chórzysta przerwał na chwilę badając reakcje Leif, na ile orientuje się w kulisach wojny wstąpienia. - To jest moje obecne stanowisko na najbliższe kilkadziesiąt lat. Sabat ze swą krzykliwością byłby dla nas nawet lepszy gdyby nie to, że to krwawe, oszalałe potwory. Stanowczo wolę potwory w garniturach.
Wampir nie odpowiadał przypatrując się człowiekowi z laską. Otwartość Iwana świadczyła, że nowoprzybyły mógł być jednym z nich. “Mało nas zostało” wspomniał słowa maga. “W tym czworo przy stoliku podrzędnego klubu w Lillehammer” dopowiedział sobie w myślach.
Nie potrafił ukryć iż zaczynał być lekko zaszczuty.

- Hej… co mnie ominęło? - zapytał Irlandczyk uśmiechając się wesoło. - Healy. Patrick.
Po czym przysiadł się ostrożnie. - To o czym teraz plotkujemy?
- Leif - odpowiedział mu nieumarły skinąwszy głową. - O tym, że świadomość o istnieniu mi podobnych wśród ludzi pomaga wam, a przeszkadza tym drugim. Co z tego, że jeżeli ludzie będą mieli tę świadomość to w liczbie siedmiu miliardów i z dzisiejszą technologią, wytłuką spokrewnionych w jedno pokolenie. - Uśmiechnął się bez wesołości. - I o tym, że dla takich jak wy lepsza Camarilla w garniturach niż szaleńcy. Sęk w tym, że nie jestem przekonany czy tutejsi to jeszcze Camarilla i czy przypadkiem nie ma tu dwóch frakcji szaleńców. - Spojrzał porozumiewawczo na Walerię.
- Piękne poczucie humoru - gorzko powiedział Gerald, niezbyt głośno, zaciskając przy tym pięść. Trzask chrząstek był głośniejszy niż można się spodziewać.
- Dobrze się czujesz? - Iwan zapytał retorycznie, z troska wymieszaną wraz z naganą.
- Bywało znacznie gorzej, choć może paciorek za zdrowie by się przydał. Mały wypadek przy remoncie wozu… ale opuchlizna powinna zejść za dzień lub dwa… - odparł Healy przyglądając się z troską milczącemu inkwizytorowi, który wyglądał jeszcze gorzej niż on. - … eee... szaleńców? -
Nie bardzo zrozumiał wypowiedź Leifa, jak i… zachowanie Gerarda. Coś było z Maltańczykiem nie tak.
- Pan Iwan raczył wyrazić się o Sabacie “oszalałe potwory”. To jedni szaleńcy zatem. Drudzy, to ta fasadowa Camarilla.
Magini spojrzała na wampira
- Czy mógłbyś rozwinąć swą myśl? - zapytała. - Tak aby wszyscy poznali istotę problemu?
- To o czym rozmawialiśmy wcześniej. Myślę, że lepiej wytłumaczysz by zrozumieli. - Leif uśmiechnął się lekko.
- Myślę, że najlepiej aby wszyscy mogli się zapoznać z historią od jej świadka. - Magini uśmiechnęła się promiennie. - Ja znając ją wyłącznie ze słyszenia mogłaby coś przekręcić, albo czegoś nie dopowiedzieć.
- Ale przedstawisz to w waszym punkcie widzenia. - Leif sięgnął po telefon zaczynając przeglądać coś w portalu informacyjnym.
- Jak już wspomniałam, nie mam wystarczającej kompetencji by wypowiadać się na temat wewnętrznego świata spokrewnionych - odpowiedziała sięgając po imbirową herbatę. - Moje słowa przyniosły by zatem więcej pytań niż odpowiedzi.
Leif wzruszył ramionami.
- Ja swoje rzekłem. Jak nie teraz... to przedyskutujecie moje spostrzeżenia później. - Wyglądał na lekko zdenerwowanego, jakby obecność czwórki magów mocno na niego działała.

Waleria spojrzała na wampira, zastanawiając się czemu kryguje się bardziej niż panna w zalotach po czym, uznała że nie będzie kopać się z koniem i powtórzyła bardzo dokładnie informacje uzyskane do tej chwili od Leifa. Starała się również dyskretnie podkreślić miejsca w których nie uzyskiwała odpowiedzi.
Następnie spojrzała na wampira, który wyglądał jakby odetchnął wychodząc z centrum uwagi trzech magów, która mniej lub bardziej skupiła się wszak na opowiadającej Walerii. Przysłuchiwał się przez ten czas i grzebał w telefonie, nie patrząc na towarzystwo. Wydawał się być skupiony na urządzeniu, a tak naprawdę budował się psychicznie.
- Rozumiem, że nic nie pominęłam? - wyrwał go z zamyślenia głos rudowłosej tym razem skierowany do niego.
- Nie, a jeżeli tak, to zapewne nie było to nic ważnego - Leif odpowiedział spoglądając w końcu na Patricka, Ivana i Gerrarda.

- Jestem przychylnie nastawiony do waszej prośby. Patricku, Walerio? - odezwał się w końcu Iwan, wcześniej uważnie wsłuchany w relację magini.
- Więęęęc… co właściwie chcemy uzyskać od tej Camarilli? Wymianę uścisków i uprzejmości czy coś więcej?- zapytał Irlandczyk zerkając na ich nieustraszonego przywódcę. Po czym spytał się Leifa.- Kto będzie reprezentował Camarillę w negocjacjach z nami? Możesz coś o nim powiedzieć?
Inkwizytor wbił wzrok w blat stolika.
- Wybaczcie, potrzeba.
Przeprosił zgromadzonych ruszając do toalety. Po drodze zatoczył się lekko. Iwan odprowadził go wzrokiem. Minę miał nietęgą.
- Wolnych sektorów, bezpieczeństwa oraz handlu - bardzo flegmatycznie zaczął Iwan. - Posiadamy wiele, za to wiele można ostatecznie kupić sporą część miasta. Kiedyś… - Iwan zamyślił się - ...już prowadziłem podobne negocjacje. Mają to do siebie, że potrafią być dynamiczne. Szczególnie w świetle - mag jakoś dziwnie mówił słowo światło - nietypowego zachowania spokrewnionych. Dobrze zgaduję?
Zwrócił się uprzejmie do Leifa jakby wyczekując odpowiedzi bardziej na pytanie Patricka niż swoje.
- Zaiste. Tym bardziej, że jedyna pewna osoba na rozmowach to seneszal Olaf w którym zgaduję Brujaha. Oni często poddają się szałowi. - Co do innych… - spojrzał na Patrika - to nie jest pewne. Może szeryf, Marek, który gra bardzo przyjacielskiego. To ‘twarz’ organizacji. Albo oprawca Valborg, Gangrel, oni są najbardziej nieludzcy. Myślę, że jeżeli spotkacie się z Olafem i Markiem to będzie znak, że chcą się dogadać i przeciągnąć was na swoją stronę. Jeżeli padnie na Olafa i Valborga, to rozmowa będzie z pozycji siły i chęci odrzucenia was od konfliktu, od Sabatu, byście trzymali się z boku. Nie wykluczam obecności jednego typa, co doradza księciu w kwestii magii, zna się na niej i nie jesteście mu obcy. W tym obrębie zgaduję delegację. Jeżeli rozmowy pójdą dobrze i uznają, że warto z wami negocjować na przykład sojusz przeciw sabatowi, to zaproszą na drugie spotkanie. Już z księciem. - Leif zmrużył oczy jakby coś sobie przypomniał. - Zdziwiłbym się, gdyby na spotkaniu nie było ich szefa wywiadu, ale niewidocznego. To Nosferatu. Gdyby nie to, że zabezpieczyliście to miejsce, mógłbym podejrzewać, że stoi obok i słucha. - Wampir znów uśmiechnął się lekko.
- Tak. Zabezpieczyliśmy - stwierdził enigmatycznie Irlandczyk i zerknął na Iwana. - Trzymanie się z boku to chyba to na czym nam również zależy?
Chórzysta kiwnął głową jakby w potwierdzeniu i zabezpieczeń, i kwestii trzymania się z boku pełnego konfliktu.
- Chciałbym abyś dał wyraźnie do zrozumienia - zwrócił się do Leifa - iż bardzo zależy nam na sojuszu. Bardziej niż jest to w rzeczywistości. Iż taka jest twa ocena stanu rzeczy. Niestety, mieliśmy przejściowe problemy z Sabatem. Nie chcę plotek w tej sprawie.
- Wasz wybór. Wedle mnie, trzymając się z boku popełnicie błąd.
- Proponuję rozmowy albo w tym klubie, albo w odpowiednio ustronnej restauracji. Chciałbym aby spotkanie zorganizować możliwie szybko - Iwan wyraził się beznamiętnie, trochę słabo. Poszukał wzrokiem ciągle nieobecnego inkwizytora.
- Może lepiej w restauracji.- zaproponował enigmatycznie Patrick.
- To oni są gospodarzami. - Leif spojrzał z niejakim zaciekawieniem na Iwana, jego zachowanie dodawało mu lekko pewności siebie. - Mogę zaproponować spotkanie z ustalonym miejscem, ale to może ich urazić, mogą chcieć was ‘ugościć’. Co do terminu, to nie wykluczam i możliwości dzisiejszej nocy.
- Dzisiejsza noc to za wcześnie - Iwan odparł swobodnie ignorując część uwag. Nie wyglądał na człowieka który zawsze jest chętny na tłumaczenie logiki swych działań.
- Na wieczorek zapoznawczy nie musimy iść wszyscy. Jeśli wyślą delegację, my możemy postąpić tak samo - ocenił Irlandczyk po chwili namysłu.
- Dam im znać dziś. Umówię termin i spotkanie... - Wampir urwał i zamyślił się znów kołując szklanką i do reszty rozgazowując piwo. - Mówiłeś o Sabacie, że to oszalałe bestie - spojrzał na Iwana - a lepsi ci spokojni w garniturach. Problem w tym wszechmogący, że z tutejszymi, jak zreferowała moje słowa Waleria, jest coś mocno nie tak. Sabat jest czym jest, ale jest przewidywalny. Tutejsi są jak wariat o którym nie wie się, czy ze szczerym uśmiechem nie wsadzi do kieszeni granatu bez zawleczki. Chcecie się trzymać z boku? Proszę bardzo. Ktokolwiek wygra będzie źle. Mam pewien pomysł, jeżeli jesteście otwarci na inne opcje, które mogą dać wam więcej możliwości tutaj.

Iwan milczał czekając na rozwój wypadków. Do stolika powoli wracał Gerard. Wyglądał na odrobinę zaniepokojonego.
- Ktokolwiek wygra… dla mnie nic nowego. Czyli nudno nie będzie.- stwierdził ironicznie Healy drapiąc się pod podbródku.- Ta tutejsza Camarilla robi coś poza okazjonalnymi potyczkami z Sabatem? Ma jakieś szersze plany czy też siedzą i pierdzą w stołki jak to zwykle u nich bywa?
Wampir patrzył na magów zmrużonymi oczyma.
- Aha… - rzekł jedynie po krótkiej chwili.
- Mamy Technokrację rzut kamieniem od tego miasta. Trudno tu mówić o spokojnym życiu.- dodał krótko Syn Eteru. I spojrzał na Leifa.- Jeśli coś zauracza tutejsze wampiry to musi mieć w tym jakiś cel. Albo jakiś długofalowy plan, albo… nieumarłe dwunożne pieski strażnicze.
Gerard ciężko westchnął, nie dołączając jednak do dyskusji. Mistrz Iwan poświęcił inkwizytorowi tylko chwilę swej uwagi.
- Leif, jakąś to propozycje miałeś?
Waleria przeniosła spojrzenie na wampira.
- Zaoferujcie wsparcie jednym i drugim. Sprowokujcie tym ostrą konfrontację. Wybijcie wygranych - odparł Leif leniwie. - Równocześnie w sprawie Lillehammer zacznijcie rozmowy z wierchuszką skandynawskiej lub norweskiej Camarilli.

Magini nie spodziewała się po wampirze nic innego, w milczeniu oczekiwała na odpowiedź pozostałych magów. Iwan przyjrzał się nie Leifowi lecz inkwizytorowi. Twarz Gerarda zdradzała zaciekawienie, przynajmniej tyle, na ile chórzysta był w stanie z siebie wykrzesać. Czyli raczej niewiele.
- Bardzo powierzchowny plan. I bardzo zły - chłodno podsumował Iwan jakby chcąc uciąć jakiekolwiek dyskusje.
- Wasza sprawa. - Wampir wzruszył ramionami. - To wy, nie ja, macie zamiar zostać tu na dłużej.
- Czyli tutejsi raczej nie darzą cię zaufaniem, skoro jesteś tylko przejazdem? - zadumał się Healy i zerknął na batiuszkę dodając: - pewnie plany ich… szefa poznamy dopiero na spotkaniu w cztery oczy.
Po czym znów zwrócił się znów do Leifa: - jaki w ogóle jest ten szef… marionetka czy nie reprezentuje czyjeś interesy i prawdziwy animator tutejszej Camarilli mówi przez niego.
- To manekin. Zwykły, samochodowy. Bez śladu aury większej niż ten stół. - Leif postawił szklankę piwa na meblu. - Reszta twierdzi, że słyszą jak do nich mówi. Resztę dopowiedzcie sobie sami.
- Acha.. a do ciebie nie mówi?- zapytał czarownik, który nie wydawał się zaskoczony słowami Leifa. Niby czemu miałby być… w swoim mieście, zarówno tym w jego głowie, jak i tym w jego sercu widział większe dziwactwa.
- Tyleż samo, co ten stół - wampir pokręcił przecząco głową.
- To… interesujące. Logika nakazywałaby zachowanie maskarady wobec obcych. Albo nie pokazywanie księcia, albo… manekin winien mówić za siebie. - Syn Eteru najwyraźniej całkowicie pogodził się z absurdalnością sytuacji i przykładał do niej miarę rozumu, korzystając z absurdu jako “jednostki wielkości”.
- Mam pewną teorię - lekko, nieznacznie uśmiechnął się Gerard do reszty zgromadzonych - przedyskutujemy to potem.
- To samo przeszło mi przez myśl - przyznał Iwan porozumiewawczo - to na swój osobliwy sposób genialny system, Leif. Zauważyłeś to?
- Byłoby łatwiej gdybyście zdradzili tę teorię. Wiem tyle, że oni wydają się być święcie przekonani iż książę to książę, a nie drewniana kukiełka.
- A gdyby ktoś… - duchowny zaczął powoli - tylko udawał, że należy do części tego szaleństwa? Tak jak Ty, jak wkrótce być może my. Rozmawiałeś z księciem, prawda? Czy ktoś bardziej związany z miastem nie chciałby spełnić woli księcia? Wypytać o potrzeby spokrewnionych, dowiedzieć jakie są bolączki i tak przypochlebić się. To jest genialne - Iwan powtórzył z delikatnym błyskiem w oku - każdy działa w najlepszej intencji, a prawdziwy przywódca pozostaje poza jakimkolwiek zasięgiem ataku, czy to fizycznego czy politycznego. Jest jak…
Spojrzał na Inkwizytora.
- Jak Bóg - Gerard dokończył smutno.
- Tyle że brak w tym… owej boskiej dłoni - ocenił Eteryta i wskazał na Leifa mówiąc do pozostałych magów. - Jaki genialny strateg pozwoliłby tak łatwo obnażyć swoją manipulację przed obcym? Chyba że już nie żyje, a klątwa którą spętał wampiry istnieje nadal. Są wierni pustej kukiełce trzymanej przez dłoń martwego kuglarza.
- Niegłupie - Wampir skinął głową. - Dwa drobne szczegóły jednak nie pasują do tej układanki. Po pierwsze organizacja władzy i struktur tutejszych rozsypałaby się jak domek z kart gdyby teoretycznie każdy grając i udając mógł wymyslać co książę mu polecił. Po drugie, po podaniu mi skrycie czyjejś vitae zacząłem czuć przemożną chęć czynienia co życzy sobie książę. Słabą jeszcze, to pierwszy krok dopiero więzi. Nie poczułem tego do kogoś z rozmówców, ale do księcia. Wychodziłoby zatem, że prawdziwy książę to wampir. Stąd moje podejrzenia, że to jakiś stary, pogrzebany tu. Ale to wciąż dla mnie węzeł zagadek.
- Lub ktoś korzystający z jego krwi do własnych celów.- zadumał się się Healy.- Ktoś, na ten przykład, wykopał się śpiącego przedpotowca i wysusza go, by trzymać resztę w ryzach.
- Gdzie trzech magów, tam kilkaset teorii - wtrącił Iwan bez jakiejś większej nagany w głosie. - Co poczniesz Leif, gdy już otrzymasz od nas zapłatę? I co ważniejsze, kiedy masz zamiar opuścić miasto? Kiedy możesz? - Iwan bardzo znacząco spojrzał na Walerię, ona jednak nie znała jednak prostej odpowiedzi na to pytanie, spojrzała więc na Leifa
- Rozumiem, że będziesz czekać na ostatnią bitwę w Lillehammer i nigdzie się do tej chwili nie wybierasz?
- Wciąż nie wiem, po co dokładnie przysłała mnie tu Stanisława. Gdy spełnię to co sobie tu umyśliła, odejdę i zajmę się własnymi sprawami. O ile Pyłowa Wiedźma znów czegoś nie wymyśli - prychnął krzywiąc się lekko. - Tu z pewnością nie zostanę, nie lubię miast.
- Tak czy inaczej możemy na tym etapie przyjąć roboczą hipotezę, że na razie nigdzie się nie ruszasz - ni to stwierdziła ni to zapytała.
- Jeżeli “tę chwilę” i “na razie” rozumiesz jako dzisiejszą noc, to owszem.
Wzruszyła ramionami, informację od Ruty traktowała z większym zaufaniem niż deklaracje wampira, który najwyraźniej miał z nimi wspólne cele, a zachowywał się jak primadonna pełna kaprysów.
- Zatem jeśli przez “tę chwilę” i “na razie” rozumiesz wyłącznie dzisiejszą noc, nie widzę sensu w prowadzeniu z Tobą rozmów ani czynienia wiążących ustaleń mających ważność dłuższą niż ta noc.

Leif spojrzał na Iwana, jakby pytał się samym wyrazem twarzy co tu się dzieje. We wzroku miał niemą prośbę, aby wytłumaczyć mu czemu ta rozmowa obracana jest w cyrk.
- Czego nie rozumiesz Walerio w stwierdzeniu, że jestem tu w celu jaki wyznaczyła mi Stanisława? - spytał powoli cedząc słowa i leniwie obracając ku magini głowę. - Powtórzę: nie do końca wiem na tę chwilę jaki to cel - w jego głosie zabrzmiała irytacja.
W mowie wampira normalnie obecny był pomruk, teraz nabrał ostrzejszych tonów. W nieludzkich oczach błysnęła lekka dzikość tym bardziej zauważalna, że w odróżnieniu od ostatniego spotkania, nieumarły dziś zdawał się być przez całą rozmowę z niej wyprany.
- Możesz mi wyjaśnić jak mogę tedy określić jak długo tu zostanę? Noc, dwie, czy miesiąc?

Równie zdziwiony był i Patrick, bo ta rozmowa zdawała się zmierzać w kierunku tematów o których nie miał pojęcia. Postanowił więc sytuację nieco uspokoić.
- Poważne ustalenia może lepiej zostawmy pogaduszki po spotkaniu z miejscową Camarillą, co? Na razie to takie gdybanie, bo wszyscy nie wiemy na czym stoimy. Jedno jest pewne… coś potężnego siedzi w Lillehammer, bo te wszystkie anomalie nie biorą się z niczego. - Spojrzał na Leifa pytając: - masz własne przypuszczenia co do tego… jaką ofertę mogą tutejsze pi… wampiry złożyć? I czego zażądać w zamian. Sabat… o czym pewnie wiesz, zażądał sojuszu mamiąc wielkim zagrożenie w postaci śpiącego przedpotopowca. Nie wiem czy to wierzą, czy wciskają tylko kit… ale niewątpliwie musieli brać nas za dużych frajerów jeśli uznali że połkniemy tą bajeczkę bez zmrużenia oka. Albo zdesperowani, bo nie udało im się porwać naszej czarownicy… w celach… właściwie to nadal nie wiemy po co naprawdę porywali Walerię. Bo w ich dobre intencje to nie wierzę.
Mistrz Iwan kiwnął głową w celu nadania mocy pytaniom Patricka. Mimo pozornego braku mimiki, Leif mógłby przysiąc, iż stary mag ma inne plany co do jego pozostania w mieście i wygląda raczej na kogoś, kto zdaje się mieć na to wpływ. Albo to tylko pozory? Pomarszczone oblicze duchownego ponownie wydało się nieprzeniknione.

- Na pewno będą chcieli ustalić cel waszego przybycia tu - wampir odpowiedział po dłuższej chwili. Po jego poprzedniej ekspresji nie został nawet ślad. - Sabat to raptusy, ci tutejsi za to, jakby nie byli stuknięci, patrzą szerzej i ostrożniej, Wiedzą co nieco o waszym rodzaju. - Przeniósł spojrzenie z Iwana na Patryka. - Będą chcieli poznać was głębiej, ustalić wasze zamiary i cele, upewnić się, że nie wesprzecie tamtych. Spodziewam się jednak mniej lub bardziej dyskretnych prób postawienia was po ich stronie. Prócz sondowania mogą wskazywać nieludzkie, potworne zachowania i posunięcia właściwe Sabatowi. Przedstawiaćgo jako zagrożenie dla śmiertelników i ładu. Nie wydaje mi się, żeby mogli posunąć się do jakichkolwiek żądań. Wiedzą o waszych konszachtach z Sabatem, toteż sama wasza neutralność będzie dla nich marginalnym sukcesem. Pierwsze spotkanie będzie zapewne przesiąknięte kurtuazją i obwąchiwaniem. Sprawianiem wrażenia. Ważne, byście nie jedli, ani nie pili nic, jeżeli to oni wyznaczą miejsce. Jeżeli odstawiali takie numery względem mnie w elizjum, to mogą im również przyjść do głów głupie pomysły względem was.
Waleria skinęła w milczeniu głową, a mistrz Iwan z uwagą wysłuchał wypowiedzi wampira. Wydawało się, że ta go lekko rozbawiła. Po raz pierwszy od początku rozmowy, na twarzy duchownego zagościł ledwo widoczny uśmiech mający jakieś naprawdę szczere podstawy. Trwało to ledwie chwilę, a chórzysta nie podzielił się ze zgromadzonymi tym, co wywałoło u niego takie emocje.
- Sabat jest zazwyczaj zagrożeniem dla ładu. Trochę studiowałem waszą historię, na tyle, aby wprost wywodzić ich korzenie od grup kontestujących zastany porządek. Jednakże, dziękuję za informacje oraz cenne spostrzeżenia. Walerio, Leif, wolicie kontaktować się wyłącznie ze sobą czy też chcecie aby również osoby trzecie posiadały sposób kontaktowania się z naszym drogim przyjacielem? - Nawet cień ironii nie pojawił się w głosie Iwana. Była to pusta, beznamiętna figura retoryczna lecz również bez kpiny. Pytanie nieco bardziej kierował do Walerii, dając jej do zrozumienia, iż nie chce jej odebrać cennej rzeczy jaką ma - kontaktu ze starym nieumarłym.

Wzruszyła ramionami tak delikatnie, iż ten gest dostrzec mogło wyłącznie wprawne oko. Było dla niej oczywiste, że gdyby nie chciała aby magowie mogli kontaktować się Leifem, nie doprowadziłaby od ich spotkania. Zanim jednak odpowiedziała spojrzała na wampira starając się z jego oczu wyczytać czy on akceptuje to rozwiązanie. Zobaczyła w nich na powrót wycofanie i brak pewności siebie. Irytacja sprzed kilku chwil była jedynie przebłyskiem i łabędzim śpiewem asertywności, jaką zbudował sobie podczas jej raportowania ich rozmowy reszcie magów. Widocznym było, że toczy go brak zaufania i pewna obawa względem perspektywy stałej łączności z innymi magami, ale też nie zanosiło się na protest nieumarłego względem takiego rozwiązania.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 03-12-2018 o 11:31.
Leoncoeur jest offline