Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-12-2018, 20:14   #241
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Tymczasem Detlef wyczyścił samopał i załadował go ponownie, tym razem tylko ołowiem. Zawsze można dosypać srebrników, jeśli zajdzie taka potrzeba. Upewniwszy się, że ładunki spoczywają bezpiecznie tam, gdzie powinny, pobrał ze skrzynki siekaniec, którego w końcu nie użył w czasie potyczki ze zgniłkami i ponownie zamknął skrzynkę. Zdał sobie sprawę, że traktuje te ładunki jakoś tak... osobiście i ich bezpieczeństwo jest dla niego czymś istotniejszym, niźli mogło się wydawać. Może nie tak, jak złoto, ale jednak ważne.

Rozejrzał się wokoło. Dzięki swym brodatym przodkom całkiem nieźle widział w mroku, zwłaszcza wtedy, gdy na niebie świeciły punkty gwiazd lub swym bladym światłem pysznił się któryś z księżyców. Co prawda krasnolud wolał podziemia rozświetlone pochodniami, latarniami lub choćby fosforyzującymi grzybami, ale co tam - na powierzchni radził sobie niezgorzej.

Okolica wyglądała spokojnie - potok szumiał jak poprzednio, chatka stała jak stała, tylko pijany w trzy dupy Frietz usiłował kopać groby dla sierściucha i staruchy, próbując przy tym się nie zabić. Albo wręcz przeciwnie, zależnie od empatii obserwatora. Wrócił Truskawa, dalej Galeb prowadził dziewkę tak, by nie wleźć na zwłoki spoczywające przy płytkim wykopie, gdzieś krzątała się Estalijka, ale pozostałych jakby gdzieś wywiało...

Już wcześniej Detlef pluł sobie w brodę za to, że bez kozery poszli na kolację do staruchy nie wystawiwszy choćby jednego wartownika na straży obozowiska, a w tym najcenniejszego ładunku - materiałów wybuchowych. Dobrze, że nikt w tym czasie tychże ładunków nie podprowadził. Dlatego teraz postanowił nie pozostawiać pewnych podstawowych zadań bez przypisanych do ich wykonania ludzi i poszedł sprawdzić, gdzie się wszyscy podziewają. Jeśli beztrosko wpierdalają kolację, to będzie musiał im wtłuc do łbów, że nie są na przepustce w zamtuzie tylko wykonują cholerną misję na terenie wroga!

Khazad ruszył w stronę chaty. Tam zamiast drzeć ryja na niesubordynowanych podwładnych zauważył zaskoczony, że część z nich słania się na nogach, a część bezczelnie chrapie w najlepsze... dla pewności, że to nie jakieś głupie dowcipy zapodał liścia Dużemu Karlowi, ale mimo siły włożonej w cios ten nawet nie mruknął.
- Co u licha... - mruknął podnosząc prawą brew w zdziwieniu. Jeszcze przed chwilą biegali mordować sierściucha, a teraz śpią lub zasypiają niczym małe szczenięta...

I wtedy żołądek przypomniał mu, że właściwie to za bardzo nie pojadł w czasie kolacji. Kilka kęsów suchara i łyk wody z manierki nie były tym, czym chciałby żywić się jakikolwiek żołnierz. A Detlef lubił zjeść tyle, co dwóch chuderlawych umgi.
- Zaraz... - nagle olśniło go. "Czy dziwnie zachowują się tylko ci, którzy wpierdalali żarcie staruchy?" - zadał sobie pytanie. Nie pamiętał dokładnie, kto był nieufny równie jak on sam, ale kojarzył, że Galvinson i Duży Karl jedli, a teraz śpią w najlepsze. Ritter chyba też, za to Leo nie... czyżby starucha chciała ich otruć?

- Kurwa wasza jebana mać! - pozdrowił słaniających się na nogach Ostatnich. Nie miał pojęcia, czy stara zamierzała ich uśpić i pozarzynać we śnie, czy po prostu otruć. W każdym razie należało działać jak najszybciej!

- Leo! Oleg! - zaryczał wybiegając z budynku. - Ruchy do mnie, bo kulasy poprzetrącam! - zachęcił. - Ta suka chciała nas otruć! Reszta śpi albo chodzi jakby zaraz na ryje mieli paść. - Wyjaśnił krótko. - Sierżant też słabo wygląda... - spojrzał na dziwnie ospałego Barona.

- Trzeba ich obudzić. Chuj wie, czy to trucizna, czy jakieś zielsko, które Oleg lubi zapalić. - Powiedział. - Oleg! W dupie mam, czy jesteś narąbany jak grobi na strachulcu - musisz zobaczyć, czego stara dodała do żarcia i tego... kurwa... - zabrakło mu słowa - kompociku! - przypomniał sobie. - Muszę wiedzieć, czy to ich zabije, czy tylko pośpią parę godzin i po problemie. - Wyjaśnił patrząc w nieco rozbiegane oczy Olega. - I skup się! Ochlap gębę zimną wodą, jak ci to pomoże. Nie spierdol tematu. - Zaznaczył z poważną miną.

- Leo - ty próbuj ich budzić. Zacznij od Galeba, później Ritter - może wyczuje coś tym swoim czarodziejskim nosem. Dalej reszta jak leci. Jeśli jeden kompletnie nie reaguje, to próbujesz budzić kolejnego. - Zarekomendował.

- Mam coś na trucizny, ale muszę wiedzieć, czy to trucizna - jeśli coś innego, to odtrutka nie zadziała... - powiedział, po czym pokłusował w stronę obozowiska.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline