Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-12-2018, 22:34   #55
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację


Patrick zaś… na moment skupił wzrok na samym klubie wędrując po nim wzrokiem. Po czym wyjął kolejne śrubki, zwoje, jakieś mierniki. Umieścił kamerton w zwojnicy, połączył z jakimś miernikiem, za pomocą kabla i skręcił to pośpiesznie. Po czym uderzył kamertonem w stół i patrzył na to jak wysoko uniesie się strzałka.
Waleria spojrzała z przelotnym zainteresowaniem na maga , zastanawiając się jak jaką maszynkę tym razem składa.
- Czy to rodzaj telefonu ?- zapytała Patricka, po czym spojrzała na Iwana i odpowiedziała - nie widzę przeciwwskazań, a wręcz przeciwnie stanowiłoby to spore ułatwienie - zawiesiła głos - obawiam się jednak, że rozwiązanie może być niekomfortowe dla naszego przyjaciela. Leifie jakie są twoje preferencje w tym zakresie?
- Nie. To nie telefon. Czy zastanawialiście się czemu akurat tutaj się spotkaliśmy? To chyba nie przypadek, bo widzicie… to miejsce jest siedzibą fundacji naszych braci odrzuconych i przypuszczam, że może być lokalnym węzłem… jednym z silniejszych w mieście.- wyjaśnił Patrick skupiony na pomiarze.
- Jeżeli wyniknie paląca potrzeba, to niech Waleria przekaże innym kontakt do mnie. - Wampir też przypatrywać się zaczął działaniom Patricka.
- A co to? - zapytała.
- Miernik kwinty, eteru, pierwszej.. wybierzcie sobie nazwę.- stwierdził krótko Healy.
Iwan spoglądał gdzieś w dal, w dalsze okolice klubu. Milczał jednak.
- Dziwnie… jest tu pustawo.- mruknął do siebie Healy, przy okazji tak jakoś dziwnie zerkał w kierunku milczącego inkwizytora. Nieco podejrzliwie. Ogólny gwar tego miejsca nie sprzyjał dostrzeganiu dokładnych barw halo zgromadzonych, wszystko wydawało się wymieszane w wielobarwną masę emocji klubu. Podobny efekt Leif nał z pól bitew. Natomiast dobrze widział ogólny zarys aury, potężną, niemal nieruchomą aurę Iwana przypominającą słup światła, kolumnę bądź filar. Lekko postrzępione halo Patricka oraz Walerii - charakterystyczne dla ludzi wyjątkowych. Był to nieczęsty fenomen wizualny. I Inkwizytor… Tym razem jego wewnętrzne słońce nie oślepiło wampira. Aura chórzysty chociaż w barwie nie do odczytania, była niepokojąca.
I był jeden kolor, który zawsze odznaczał się w wielobarwnej mieszance. Czerń. Aurę inkwizytora zżerała czerń, grube nitki, większe od tych charakterystycznych dla diabolizmu, przypominały złe mięso, nazwane wiele wieków później - nowotworem.*
- To wszystko na dziś? - spytał nieumarły wpatrując się w Iwana zmrużonymi oczyma.
- Sądzę, że tak - Iwan odparł twardo, pozostawiając jednak pewien odstęp czasu przed następnym słowem, dając innym czas na ewentualne wtrącenie.
- Miło się z wami robi interesy, Leif - spojrzał wampirowi w oczy. Było to dość znamienne. Niewielu śmiertelnych wiedzących coś więcej o rodzenie ośmieliłby się wykonać taki gest.
Szklanka, którą wampir się bawił znieruchomiała na stole. Leif odwrócił wzrok i kiwnął lekko głową. Wstał bez słowa i skierował się do wyjścia.

Healy przyglądał się jak wampir oddala się, a gdy już był daleko to zwrócił się do inkwizytora.
- Wszystko ok? Wyglądasz jakoś tak… nieswojo.
Inkwizytor zbył Irlandczyka zdawkowym wspomnieniem o ciężkiej nocy.
A następnie przeniósł uwagę na batiuszkę.
- Tak czy siak to dobra okazja, by spróbować się skontaktować z miejscowymi magami. Nie są za bardzo zadowoleni z naszego pojawienia, ale już oczekują jakieś propozycji od naszej fundacji.- wyjaśnił swoje zdanie Iwanowi.
- Nie jestem przekonany czy faktycznie to miejsce jest ich siedzibą. Jeśli są to faktycznie Opustoszali, nie sądzę aby mieli jakąkolwiek siedzibę. Raczej pojedyncze miejsca wokół których kręcą się pojedynczy magowie. Do spotkania indywidualnie - duchowny po cichu wyłożył swój punkt widzenia - aczkolwiek kontakt uważam za wskazany. Pytanie brzmi tylko: jak bardzo respektują kontakt z Radą.
- To jest ich miejsce spotkań. Może nawet rekrutacji pod przykrywką gejowskiego klubiku.- odparł Healy wzruszając ramionami.- Chętni do bratania nie są, ale odniosłem wrażenie że czekają na naszą ofertę, choćby po to by ją efektownie odrzucić.
- Mam nieco bardziej konserwatywne stanowisko w kwestii ofert dla cechów niż drogi Jonathan - Iwan wtrącił spokojnie. Gerard kiwnął głową jakby zgadzał się z tym, być może dla świętego spokoju. Po spotkaniu z wampirem wyglądał na lekko skacowanego.
- To znaczy?- Patrick nie bardzo rozumiał o czym mówi batiuszka.
- Opustoszali od lat współpracują z Radą, jednakże nie są Tradycją. Za nami stoi nie tylko cała Rada ale również status Tradycji. My posługujemy się sztuką, oni praktykują wyłącznie rzemiosło. To tylko początek różnic który ostatecznie prowadzi, iż mamy moralny obowiązek traktować Opustoszałych jako magów poślednich, być może pełnych mocy lecz takich którym brakuje wizji oraz naszej misji. Brzmi to brutalnie, zapewne takie jest - zakonnik ciągle mówił beznamiętnie - lecz powinni okazać nam chociaż odrobinę szacunku.
- Wolne elektrony… tym byli w Belfaście, ale tutaj… chyba skupili się, być może wokół jakiegoś charyzmatycznego jądro. Ja bym traktował ich jako sojuszników jadących na tym samym wózku co my… a zadzieranie nosa zostawiłbym następnemu pokoleniu Tradycji w Lillehammer.- wyraził swoje zdanie Patrick nieco sceptycznym tonem.
- Nie miałem na myśli zadzierania nosa - duchowny lekko skrzywił się powtarzając to określenie - raczej nie utrwalanie relacji wyłącznie partnerskich. Jesteśmy starszym bratem, może nawet ojcem. Syn może działać z ojcem, mogą się nawet układać, lecz to nie zmienia faktu, iż są inni. -
Inkwizytor zakaszlał.
- Oni też niespecjalnie chcą się bratać, więc mamy jakieś wspólne podłoże do rozmów.- jakiekolwiek Irlandczyk miał zdanie na temat tego “ojcostwa” to zachował je dla siebie.
Duchowny skinął Irlandczykowi głową.
- Proszę, doceń szczerość. Uważam, iż prawda ma wielką moc. Dlatego nie będą ciebie, was - spojrzał na Walerię - kupował miłymi słowami. Możesz mówić otwarcie o tym co myślisz, pokora jest cnotą, byłoby miło gdybym ją poćwiczył - lekko zażartował.
- Opustoszali mają nas w nosie. To że się tu zjawiliśmy wcale ich nie cieszy. Nie oczekiwałbym jakiejkolwiek pomocy czy entuzjazmu z ich strony. Nie przyjmą też żadnego ojcowskiego przewodnictwa. A jak spróbujemy je narzucać, to… będą nam rzucać kłody pod nogi. Tak to widzę.- stwierdził więc Patrick. - Jeśli chcemy z nimi się dogadać, to trzeba będzie spojrzeć prawdzie w oczy. A prawda jest taka, że to ich teren. A my jesteśmy gośćmi, osadnikami.-
- Całkiem możliwe, że tak będzie - wtrącił się Gerard.
- Prawda - Iwan przyznał rację. - Uważam nas jednak za misjonarzy
- Byle nie w stylu świadków Jehowy. Bardziej nieudolnie nawracać nie można.- stwierdził ironicznie Patrick.
- Można - Iwan powiedział swobodnie - chór ma na tym polu szerokie doświadczenie. W nieudolnym nawracaniu - przyznał szczerze z niespodziewanego dystansu.
- Ja bym głosował za tym, żeby misjonarską robotę zostawić na czas aż zapuścimy tu korzenie.- Healy uniósł dłoń do góry.- Kto jest za?
Inkwizytor spiorunował Irlandczyka wzrokiem.
- To chyba nie jest ani czas, ani miejsce, ani grono do głosowania.
- Nieformalne i niewiążące wyrażenie opinii za pomocą gestu jeszcze nikogo nie zabiło.- Healy’ego nie tak łatwo można było zbić z pantałyku.
Waleria podniosła rękę, podzielała bowiem poglądy irlandczyka w tej kwestii.
- Myślę że Patrick może mieć rację. - skinęła głową - Warto byłoby chwilowo zataić nasze ojcostwo, a na wyskoczenie z “Luke i'm your father” przyjdzie na to czas, gdy Opustoszali przyzwyczają się do naszej obecności.
Iwan i Gerard po prostu milczeli w spokoju obserwując popis towarzyszących im magów. Wreszcie duchowny wykonał jakiś ruch.
- Wybaczcie moi drodzy, nagła potrzeba - przeprosił ich i po prostu udał się do łazienki.
- I sense disturbance in the Force.- mruknął Patrick i spojrzał na inkwizytora pytając wprost. - A tobie co się przytrafiło?
- Zderzenie z obowiązkami Inkwizytora - odpowiedział szybko, trochę zbyt pośpiesznie - nic mającego znaczenie wobec naszej misji.
- Wyglądasz jak moje obolałe kolano. - stwierdził Irlandczyk. - A to oznacza, że dostałeś łomot.
- Trochę tak - chórzysta przyznał - lecz ostatecznie wygrałem. Tylko w dość słabym stylu.
- A co to za obowiązki, jeśli można wiedzieć? - zapytał podejrzliwie Healy.
- Inkwizytorskie, Patricku - Gerard skłonił się lekko dając jasno do zrozumienia, iż nie ma zamiaru dokładnie spowiadać się.

I to tyle, jeśli chodzi o naradę z wampirzą wtyką. Nie żeby spodziewał się fajerwerków, ale…
“Ale” było tu duże i zdecydowanie niepokojące. Dziwne miejscowe wampiry, dziwne zachowanie inkwizytora, dziwne lunatykowanie Mervi, dziwne miasto.. za dużo tych dziwności, jak na tak małą i wewnętrznie niespójną grupkę magów. Będzie ciężko.
Na razie jednak Healy miał tu załatwienia jeszcze jeden interes. Założywszy obrączkę z owiniętą na niej miedzianym kablem, w który wplótł opornicę. Podchodząc do barmana Healy pogwizdywał coś pod nosem i pocierał opornicę kciukiem wywołując za pomocą tej “roty” sympatię do siebie u barmana. Chciał mu bowiem wcisnąć swoje wizytówki, by on je rozprowadził wśród miejscowych kapel. Healy bowiem zajmował się , między innymi, obsługą pirotechniczną koncertów rockowych. Miał odpowiednie uprawnienia do działalności na terenie całej Unii. I musiał jakoś zarabiać na życie w Lillehammer.

 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline