- Coruja z Wielkiego Lasu, z klanu Białych Sów. - Przywitała się również w eltharin. - Trafiłam tutaj za dwójką kłusowników uciekających za małą grupą ożywionych zwłok - wyjaśniła i wskazała na miejsce przy stole, w zapraszającym geście.
Eryastyr skorzystał z zaproszenia.
- Napijesz się czegoś? - spytał, widząc pusty stół.
- Właściwie przychodząc tu liczyłam na ciepły posiłek, ale nie odmówię porcji ich ludzkiego wina zwłaszcza jeśli będzie ono dodatkiem do rozmowy. Zbyt dawno słyszałam by ktoś inny mówił do mnie w eltharin.
- To będziesz miała jeszcze więcej okazji do porozmawiania, gdy wróci Faeranduil - odparł. - No i jeśli się natkniesz na jaśnie wielmożnego von Höcherko - dodał - to pewnie i ciebie zaszczyci naszym - westchnął - powitaniem.
Skinął na służkę i zamówił wino i coś do przegryzienia.
Odchodząca posługaczka mijała ludzi, którzy rzucali w stronę Eryastyra niepewne spojrzenia. Ci, którzy od razu uwierzyli słowom elfa w pośpiechu opuszczali karczmę. Robili to zwłaszcza mężczyźni, widocznie nie skłonni do pójścia przymusem na niskie mury miasteczka. W ślad za nimi inni zgromadzili się przy wejściu, wyglądając zapowiedzianych stróży prawa, karczmarz nawoływał o spokój a podróżnym odpoczywającym na ławie w rogu nagle zaczęło spieszyć się do wyjazdu. Dwóch niedawno przybyłych do Siegfriedhofu kapłanów Taala kłóciło się, lecz ich słowa ginęły w gąszczu innych wypowiadanych w emocjach.
Elfka popatrzyła na szarą myszkę która do nich dołączyła.
- Ożywieńcy już nie żyją, ale udało mi się paru unieruchomić na stałe - odpowiedziała we wspólnym na jej pytanie.
Dziewczyna, która w obliczu dwóch elfów wydawała się dzieckiem, popatrzyła na elfkę z zainteresowaniem.
- Nasi żyją - najwyraźniej brała je za swoją własność - znaczy, ruszają się. Widziałaś ich w lesie? Szli, czy co robili… - zmrużyła oczy - zabiłaś ich sama? - dodała z podziwem.
- Jeśli żyją to nie są to nieumarli, prawda? - broniła swojej logiki blondynka. - Nie sama. Było tam troje innych martwych. Zjawy bez ciał one zabiły zdecydowaną większość.
- Jak zwał, tak zwał - wtrącił się Eryastyr. - Ruszające się trupy, z tym się spotkaliśmy. A tam, powiadasz, zjawy bez ciał zaatakowały truposzy? - Spojrzał na elfkę.
- Benedykta, Coruja - przedstawił sobie obie panie.
- Benedykto. - Skłoniła się lekko elfka na oficjalne przedstawienie towarzyszki pobratymca. - Owszem pojawiły się znikąd, a po wszystkim uniosły się w niebo i zniknęły.
Sierota skłoniła się wyraźnie zmieszana i zawstydzona.
- Corujo - powiedziała niepewnie.
- Słuchajcie, tu za chwilę nie da się rozmawiać, Weźmy nasze jedzenie - Eryastyr spojrzał na Coruję - i przenieśmy się do mojego pokoju - zaproponował. - I porozmawiamy dalej.
Benedykta z wielkim zaangażowaniem zabrała się za składanie wszystkiego co było do jedzenia i uważnie obejrzała stół, czy nie zostały jakieś okruszki. Te wyzbierała poślinionym palcem i zjadła. Potem wróciła do rozmowy.
Elfka zabrała swoje rzeczy i podążyła za tą dwójką - w końcu co złego może się jej z nimi stać.