Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-12-2018, 21:13   #91
katai
 
katai's Avatar
 
Reputacja: 1 katai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputację
Pałac od środka - a przynajmniej ten jego fragment, który mieli okazję zobaczyć po drodze na arenę - wydawał się Barze nawet bardziej złowróżbny niż z zewnątrz. Był wprawdzie imponujący, jednak w nie do końca przyjemnym stylu zdającym się mówić Zeltronce: “Spróbuj tu coś odwalić, a pożałujesz”. Póki co pozwalała się jednak nieść podążającemu na widowisko tabunowi, dyskretnie zerkając po okolicy i bacząc, by nie oddzielono jej od Hokka. Tak długo jak pozostawali jedynie twarzami w tłumie, nie było się czym martwić. W głębi duszy Barah czuła jednak stopniowo narastające napięcie usiłujące przedrzeć się przez mur jej swobodnej pewności siebie.
Gdy wreszcie dotarli z Hokkiem na arenę, gdzie mrowiło się już od szukających miejsc widzów, rzuciła cicho do Nautolana:
- Gdzieś tam chyba będzie siedział nasz kolega, któremu mamy zostawić… prezent. - To rzekłszy, nieznacznie wskazała podbródkiem w stronę miejsc dla pracowników. - Może chodźmy gdzieś, skąd będziemy widzieli, co się tam dzieje. - Brzmiała na rozluźnioną i pewną, że wszystko pójdzie jak po maśle.*

Mimo przestronnych korytarzy pałacu gwar i ścisk przelewającej się tłuszczy wywoływał uczucie klaustrofobii. Hokk co chwilę zerkał przez ramię, torując drogę w gęstwinie ciał. Nie chciał zgubić Zeltronki pośród gawiedzi.
Słowa Bary pozornie epatowały pewnością. Hokk wyczuwał jednak drobne zaburzenia Mocy, jakimi siała wokół. Niepokój, rozterka, stres… doskonale znał echo tych uczuć. Cały Księżyc Przemytników przytłaczał podobną aurą. To nie było dobre miejsce, a już na pewno nie dla istot czułych na Moc. Nautolanin wysilił się na serdeczny uśmiech, którym obdarował towarzyszkę, w nadziei, że doda jej nieco otuchy. Skinął głową i dodał: - Racja. Chodźmy.-

Barah z Hokkiem ruszyli dookoła areny, by zająć miejsca w pobliżu pracowników. Na szczęście dla nich, ludzie zajmowali najpierw najniższe miejsca, by lepiej widzieć walki. Z tyłu zaś jeszcze panowały pustki. Na schodach oddzielających zwykłe trybuny stało ośmiu strażników, co jakieś 10 metrów. Ostatni stał wsparty o ścianę, wyraźnie niepocieszony, że nie zobaczy stąd większości Areny. Trybuna pracowników zapełniała się znacznie wolniej. W końcu mieli tylko kilkadziesiąt metrów do przespacerowania ze swoich kwater. Ponad nimi zaś znajdowały się balkony z lożami dla VIPów, niestety z tej perspektywy niczego już nie było na niej widać.
Dopiero gdy dotarli już do upatrzonych miejsc, Zeltronka miała okazję, by porządnie rozejrzeć się po tym okazałym kompleksie. Nigdy nie była na tego typu widowisku i choć lubiła rozrywkę, miała pewność, że ten konkretny rodzaj nie przypadnie jej do gustu. Wzrok skupiała jednak na zupełnie innych częściach budowli niż samej arenie. Szukała czegokolwiek, co mogłoby jakoś pomóc w ich misji - względnie w próbie szybkiej ewakuacji, gdyby coś poszło nie tak. Nie pierwszy raz miała się narażać, lecz tym razem sytuacja była odmienna: znów nie działała sama. Obecność Hokka z jednej strony krzepiła Barę, a z drugiej przyprawiała ją o poczucie lekkiej presji. Przy działaniu w pojedynkę zawsze jakoś to było, podczas akcji z partnerem należało ostrożniej podejmować ryzyko.
- Nie śpieszy mu się… - mruknęła, nachyliwszy się nieco do Hokka. Spojrzenie z pozoru losowo zawiesiła na trybunie pracowników. Wciąż nie było tam żadnego Neimoidianina, a Barah nie lubiła czekać. W każdym razie nie w takich okolicznościach.
Spiker zaczął już zabawiać publiczność przed walkami, a niemal wszystkie miejsca na zwykłych trybunach się zapełniły, gdy wreszcie pracownicy Grakkusa zaczęli przychodzić. Barah pierwsza dostrzegła dwóch Neimoidian, którzy usiedli w przedostatnim rzędzie mniej więcej w samym środku trybun pracowników.

Hokk tymczasem skupiony był na czym innym. Barah siedziała na skraju, więc miała spokój, jednak obok Nautolana przysiadła się otyła Toydorianka, która machając swymi malutkimi skrzydełkami, ledwo co unosiła się nad ziemią, szurając stopami o podłogę. Gdy przycupnęła obok Hokka, ten od razu poczuł drażniącą woń swojej nowej sąsiadki. Kobieta od razu zaczęła się rozpychać, wyciągnęła z torby pojemnik z jakimś zamarynowanym robactwem, które od razu zaczęła konsumować, nim jeszcze walki się w ogóle rozpoczęły.
- Chcesz spróbować, słodziaku? - zapytała Hokka, rechocząc głośno, zauważywszy jego obrzydzenie.

Nautolanin uniósł jedną dłoń ze skrzyżowanych na piersi rąk w kierunku pojemnika. - Kuszące, ale raczej podziękuję - odparł. Opadające w dół kąciki ust zdradzały uczucie obrzydzenia. Nautolanian rozejrzał się za Barą. Miała szczęście siedzieć dalej od koszmarnie śmierdzącej “śmieciowej wróżki”. Hokk przeciągnął od niechcenia wzrokiem po trybunach. Zauważył dwójkę Neimoidian. Barah zdawała się również dostrzegać ich obecność.
- Nie do końca pojmuję plan Bogg’dana - powiedział zniżonym głosem, nachylając się do Zeltronki. - Spodziewa się, że przebijemy się do cel i odbijemy Krestisa, jednocześnie podrzucając pluskwy komuś z otoczenia Grakkusa? Może jestem nieco szalony i zdeterminowany odzyskać artefakty Jedi, ale wolałbym nie stać się jednym z trofeów Hutty.
 
__________________
"You have to climb the statue of the demon to be closer to God."
katai jest offline