Babuleńka zajęta była rozmową z Axelem i Lotharem, dzięki czemu pozostała dwójka awanturników miała możliwość swobodnego myszkowania po gabinecie Russeaux. Gabinet został tak urządzony, aby wzbudzać w pacjentach jak największe zaufanie do lekarza. Znajdowało się tu biurko, leżanka i cztery krzesła. W kącie zwisał z haka kompletny ludzki szkielet. Na biurku leżały jakieś papiery, kałamarz i pióro z oprawką z kości słoniowej. Na ścianie za biurkiem, w złoconych ramkach doktor powiesił swój dyplom, zaświadczający, że jest absolwentem Wydziału Medycznego Uniwersytetu w Quennelles. Na regale ułożone były książki z zakresu medycyny, zielarstwa i aptekarstwa. Kiedy Zingger zaczął je wertować, okazało się, że są to tylko obwoluty z ozdobnymi, złoconymi napisami...
Przeglądając papiery leżące na biurku, Wolfgang doszedł do wniosku, że Russeaux musi się bardzo nudzić. Większość kartek zapisana była jakimiś głupotami lub porysowana w różne, ozdobne szlaczki i bazgroły z daleka wyglądające jak pismo. W szufladzie znalazł jednak coś ciekawego. Był to list opatrzony pieczęcią von Wittgensteinów. Stało w nim co następuje:
Drogi Jeanie,
Od czasu pamiętnej burzy dziwne choroby trapią mieszkańców wsi. Nie uszło mojej uwadze, że większość z nich skłoniła się ku obiboctwu i żebractwu, miast pokornie odpracowywać swoje obowiązki na polach wokół Wittgendorfu.
Załączam dozę pewnego specyfiku, abyś sprawdził czy jest on skuteczny w walce z tą tajemniczą chorobą. Margritte von Wittgenstein |
Na półkach przeszklonej witryny znajdowało się kilka pojemników z kolorowymi proszkami i butelki z kolorowymi płynami. Wszystkie były opisane. Wśród nich znajdowały się takie cudeńka jak
Płyn na wrzody i cuchnący dech doktora Bernsteina, Eliksir Oczyszczający Krew, Ziołowa nalewka na puchliznę, Antychrapacz, Czerwony Proszek Na Uleczenie Łupierzu i Pierwszych Objawów Grypy... Poza nimi stała tam znana już wszystkim błękitna butelka z "likierkiem" i gliniany słój wypełniony pijawkami. Szuflada pełna była narzędzi chirurgicznych.
Cały czas czujny Lothar wypatrzył opasłą sylwetkę doktora wyłaniającą się spomiędzy domów. Russeaux zażył tabaki i kichnął potężnie, a zaraz potem przyjaźnie pomachał ręką do stojących przed domem.
-
Ach, jednak przyszliście. To miło - powiedział, wchodząc przez bramkę do ogródka.