Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-12-2018, 00:15   #56
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


W porównaniu z lekko dusznawym wnętrzem, lekki chłód panujący na zewnątrz był przyjemny i ożywczy. O ile cokolwiek można nazwać “ożywczym” wobec kogoś, kto technicznie jest martwy.
Trochę potrwało zanim Leif ruszył wolnym krokiem przed siebie niewielką ulicą przy której mieścił się klub, a ledwie po kilkunastu krokach, wampir zdał sobie sprawę, że właściwie nie wie jaką nazwę nosi ten przybytek. Za pierwszym razem przyprowadziła go tu Hannah, za drugim wrócił ‘na pamięć’. Nazwa nie przewinęła się ani razu, a nieumarły nie zauważył żadnego szyldu.
O ile takowy w ogóle istniał.
Wystarczyłoby sięgnąć po telefon i odpalić google maps, ale Leif nie widział w tym sensu. Nazwa tego klubu nie była mu do niczego potrzebna, to po prostu umysł wampira uciekał ku takim absurdalnym drobiazgom odreagowując spotkanie z Walerią i jej konfraternią.

Leif może nie spędzał z magami przesadnie wiele czasu, ale spotykał się z nimi, jak na wampira, bardzo często. Nigdy nie czuł aż takiego dyskomfortu jak dziś, nawet spotykając się z większa ilością czarowników, albo z tymi dysponującymi większa potęgą. Dziś czuł się jak kot w szkole tresury psów i doskonale rozumiał czemu tak się czuje.

Brak bestii w dziczy był błogosławieństwem…
To co drzemało w nim było niczym gniew Thora doprowadzonego do ostateczności i często trzeba mocno zaprzeć się by nie wypuścić szału na zewnątrz, by nie utopić świata we krwi. Było to niczym zadra nie w ciele a głębiej, w jestestwie. Wyczuwalna i obecna zawsze, choć nie zawsze przeszkadzająca.
Leif czasem po obdarzeniu kogoś szałem tracił nić więzi ze swym szałem, ale nie zawsze dążył do szybkiego odzyskania tej brutalnej, pełnej wściekłości cząstki samego siebie. Bywało, że całe dni lub tygodnie uwolniony od gniewu zaszywał się w górach ciesząc nieopisanym spokojem, zanim nie wyruszył aby odzyskać to co oddał. Czasem wystarczyło jedynie wezwać ją z bliska, choć z rzadka to nie wystarczało i musiał zabić tego, kogo wcześniej obdarował częścią własnego jestestwa.
Nigdy jednak nie czuł się źle z czasową utratą.
Nigdy też odzyskanie pełni siebie nie było specjalnie problematyczne.

Pomiędzy budynkami wampir dostrzegł ciemniejszy od nieba zarys szczytów gór i zapragnął tam po prostu uciec by cieszyć się wolnością i spokojem wynikającym z aktualnego stanu. Przeczekać choćby i tygodnie.
Ale nie mógł.
Biorąc pod uwagę komu oddał swój gniew, również odzyskanie swego gniewu jawiło się problematycznie.

Wampir pokręcił głową i wyciągnął telefon, na którym wybrał numer szeryfa Lillehammer. W słuchawce rozległ się ciepły głos Marka:
- Słucham?
- Rozmawiałem z magami. Przekonałem ich by spotkali się z wami. Jutro.
- Jak zawsze bezpośredni - szeryf był lekko rozbawiony.
- Przemyślałem też propozycję. - Leif nie skomentował tej opinii. - Pomogę wam dziś.
- Brzmi bardzo… dobrze... - Marek zawiesił głos - magowie zaproponowali miejsce spotkania?
- Tak. Jeden niewielki klub, nie pamiętam nazwy. Sprawdzę na mapie i podam gdy się spotkamy.
- Rozumiem, że zechcesz mi towarzyszyć na spotkaniu z magami… Zresztą, pogadamy dziś. Podjechać pod ciebie?
- Chciałbym coś jeszcze załatwić. Za dwie godziny? Chyba, że dzisiejsze “atrakcje” planujecie wcześniej, to przełożę moje plany.
- Planowaliśmy za tyle, ale uważam, że powinniśmy jeszcze w drodze przegadać plan - Marek miał głos stanowczy - za godzinę pasuje?
- Postaram się być wolnym wcześniej. Zadzwonię. - Leif rozłączył się i kontynuował marsz ulicami Lillehammer.


Hannah miała rację, to było rzeczywiście cholerne zadupie…
Wampir krzyknął w ciemności i przeleciał ponad
Zalesionymi wzgórzami pośród których, z perspektywy lotu, widać było opuszczony kamieniołom lub kopalnię odkrywkową, po czym wylądował na ziemi zmieniając się na powrót w swoją właściwą postać.
Nie podchodził jednak do drzwi. Może i miał w dupie księcia-manekina, oraz tą całą lillehamerską szajkę, ale praw ustanowionych obiecał przestrzegać. Zakaz kontaktów z wiedźmą, niepokojenia jej i nachodzenia.
Co innego, gdy wiedźma sama chciałaby ten kontakt nawiązać.
Stał w niewielkim oddaleniu, ale doskonale widoczny.
I po prostu czekał w bezruchu.
Psy szczekały. Z oddali, w obrębie ogrodzonego niskim, drewnianym płotem domu (chyba głównie dla ochrony dużego ogródka od strony prawych okien) biegały dwa burki. Mniejszy pies szczekał zajadle biegając od prawa do lewa jak opętany. Duży, większy futrzak o mordzie szerokości solidnego szpadla poszczekiwał sporadycznie, mieszając to z powarknięciami. Nie wyglądał jednak na zaniepokojnego.

Leif poczuł coś znajomego. Coś bardzo znajomego. Owo znajome coś wyszło z domu na dwóch nogach, ubrane było w rozciągnięty dres i dzierżyło prostą, tanią strzelbę, klasyczną dwururkę.
I było wampirem.

Gdy nieznajomy zbliżał się do ogrodzenia, Leif powoli dostrzegał jego ostre rysy twarzy, ptasi nos, dziwne oczy oraz dziwnie sklejone włosy, prawie jak pióra, a jednak, mimo wszystko - włosy, może tylko zaniedbane.
Nieznajomy podszedł do furtki.
- Valborg, wziąłbyś wreszcie przykład z tego swojego Assamity i przynosił psom trochę kiełbasy. Wysłuchiwanie ich ujadania nie jest przyjemne.

Leif widział, iż obcy wampir wpatruje oczami się w ciemność. Zapewne nie widzi go dobrze, może tylko wyczuwa? Leif widział lepiej, ale też czuł. Czuł pokrewieństwo krwi. I chyba to, iż kiedyś widział tego spokrewnionego.
- Nie jestem tym, którego imię wypowiedziałeś - Leif odrzekł nie poruszając się. Był zaskoczony i to podwójnie. Po tym co o smrodzie trupa wedle relacji Hannah powiedziała jej wiedźma widok nieumarłego w miejscu wybranym przez Martę zadziwiał. Z drugiej strony to coś, co czuł względem nieznajomego. Odczuwał to czasem względem niektórych Kainitów, szczególnie tych dzikszych, ale nie można było wykluczać, że stoi przed nim jeden z Einherjar. aftergangerów północy.
- Czy zamieszkuje tu niewiasta zwana Martą? -spytał.
- Książę Lillehammer gwarantuje spokój temu miejscu - wampir spiął się, zrobił czujniejszy, chyba też przygotował się do ewentualnego strzału z biodra - jeśli respektujesz jego prawa, odejdź.
- Znam to prawo i nie zamierzam go łamać. - Leif skinął głową. - Jako widzisz, nie zbliżam się, wiedźmy nie nachodzę. - Uniósł lekko ręce i rozłożył je zaznaczając tym brak złych intencji. - To jednak twardy orzech do zgryzienia. Jak nie nachodzić, a jednocześnie pokazać się i złożyć uszanowanie starej przyjaciółce.

Wampir przysłuchiwał się słowom Leifa z pewnym skupieniem. Na koniec wykonał gest, gest tak nieprawdopodobny, że niemal nierealny. Splunął na ziemię, tak po prostu. Leif nawet nie wyczuł szybszego krążenia krwi, jakże charakterystycznego gdy spokrewnieni nadają sobie pozory życia. Nawet jeśli czynią to intuicyjnie. Nie, on to zrobił bezwiednie. Może jednak ghul?
Nie, jego krew była zbyt silna. Zbyt podobna do jego własnej.
- W cywilizowanych rejonach wypada się przedstawić - wampir z dwururkę podjął temat - imię, ojciec, klan, sekta, ewentualna kokieteria - rozwinął beznamiętnie. Nie wyglądał na zestresowanego, raczej na bardzo skupionego.
- Jestem Leif, syn Odindisy, córki Canarla naznaczonego darem krwi przez Odyna. Ona dobrze wie kim jest ma “koteria” - ostatnie słowo zaakcentował ironicznie. - Z kim ja mam przyjemność?

Wraz z kolejnymi słowami, oblicze nieznajomego nabierało pochmurnego wyrazu.
- Bałem się, że postanowisz nas odwiedzić, Leif, od kiedy przybyłeś do miasta. I ja wiem kim jesteś. Björn jestem, naznaczony darem Odyna - wypowiedział spokojnie, bez dumy charakterystycznej dla tego rodu. - Otworzył furtkę. - - Wchodź, jeśli przybywasz z dobrą intencją - zaprosił uspokajając psy.
- Idź Bjornie wpierw spytaj zali zechce ze mną rozmawiać. Wstępując w te progi na jej zaproszenie, nie złamię zakazu księcia.
- Nie złamiesz go - Björn zaśmiał się i po prostu wrócił do domu.

Po kilku chwilach stał w drzwiach z niezbyt wysoką kobietą. Najmłodsza z wiedźm zmieniła się. W świetle ganka widać było pierwsze zmarszczki, niestety - więcej było tych wywołanych zmartwieniem niż uśmiechem. Spoważniała, czy, jak to ujmowano na salonach - nabrała doświadczenia. Co niestety równało się z nabraniem goryczy.
Lecz jej oczy pozostawały ciągle żywe i młode, jak niegasnący pożar. Obejmowała za ramię Bjorna.
- Wchodź, Leif - powiedziała niezbyt głośno. - Co cię tu sprowadza?
- Bądź pozdrowiona Marto. - Nieumarły zbliżył się i skłonił lekko przed maginią. - Tak czy owak nie mógłbym odmówić sobie choć krótkiej wizyty skorom tu przybył… Czemuż to Bjorn obawiał się iż mogę to uczynić?
- Nie życzę sobie mieszanie mnie w wojnę krwi - odpowiedziała stanowczo, nie proponując wejścia do domu.
- Dobrze to słyszeć. Ta ich bzdurna wojna nie ma sensu. Co to jednak ma wspólnego ze mną?
- Nie rób ze mnie idiotki, Leif! - Tego wybuchu wampir się nie spodziewał. - Przysłała cię Stasia? Czy Emma? Sam fakt, że kontaktujesz się z innymi spokrewnionymi, czyni cię umoczonym po same uszy. Jeśli do tego dodać zatargi z Sabatem…
- Całej waszej trójce winienem wdzięczność za to co uczyniłyście w kościele postawionym przez Hardradę, ale wiesz też, że nie lubię jak się mną pogrywa nie tłumacząc o co chodzi. - Leif mruknął bez irytacji. - Wiesz też jednak, jaka jest Stanisława i jak ją to bawi. Przysłała mnie tu nie do końca wiem w ogóle po co. Miałem nadzieję, że może mi to rozjaśnisz, abym szybciej mógł dokonać tego co chce Pyłowa Wiedźma i bym mógł stąd odejść.
- Nie mam kontaktu z Kręgiem - przyznała szczerze - jestem tutaj na zasłużonych wczasach. Wybacz starożytny, nie mogę ci pomóc.

Towarzyszący jej wampir obserwował Leifa wnikliwie. I chyba oddychał - albo robił coś, co miało to imitować.
- Nawet gdybym chciała - przebudzona dodała po chwili.
- Nie chodzi mi o Krąg, nie mam zamiaru cię nawet wypytywać o to czemu tutejsza Rodzina kłania się kukiełce. Ołtarz dawnej wiary jest tu wedle Stanisławy. Mam przywrócić mu przepływ życia i czekać na bitwę. - Leif uniósł wzrok. - Nie wiedząc o co chodzi miotam się jak pies z podpalonym ogonem, spalam Sabat, znosze się z tymi kretynami z tutejszej pseudoCamarilli. Gonię w piętkę. Któż może mi rozjaśnić nieco misję od Stanisławy, jak nie ty? Która tu mieszka i może domyślać się o co Pyłowej chodzi.

Wiedźma spojrzała na Bjorna pytająco. Ten kiwnął głową, czule wplatając dłoń w jej włosy. Był trochę zaniepokojony.
- Dobrze, dobrze - werbena westchnęła - musisz mi więcej opowiedzieć, dokładnie.
- Odwróciła się tyłem, wchodząc do domu. Wampir jej towarzyszący zaprosił Leifa do środka. - Nie będziemy stać tu jak ciule.
Afterganger skinął głową i podążył za czarownicą.

Zaprowadzili go do przytulnego, nowoczesnego salonu. O ile przytulności można było się spodziewać po domu czarownicy, to już ogólnie modernistyczny wystrój oraz sporo nowoczesnej technologii, w tym dwie konsole leżące pod telewizorem, wyglądał co najmniej kontrastująco z profesją Marty. Bjorn odłożył strzelbę w przedpokoju.
Usiedli na sofie, Leifowi proponując fotel.
- Słucham - przebudzona powiedziała z pewnym zainteresowaniem.
- Stanisława była enigmatyczna i nie mam wiele więcej niż to co powiedziałem. - Leif podjął od razu. - Podobno czeka tu na mnie bitwa, której pragnę i jest tu ołtarz, przez który na nowo ma popłynąć życie. Nie spodziewałem się łatwego zadania, ale… - Pokręcił głową. - Z pewnością nie takiego pożaru w domu wariatów. Wojna Sabatu z Camarillą, wampirów więcej niż w kilkumilionowym mieście, ten “książę”, burzookie istoty... A ja nawet nie wiem czy to ma jakiś związek z misją. Odkryłem na razie tylko silna runę na wysypisku i też nie wiem czy ma to związek czy nie. A Pyłowa Wiedźma nie jest kimś z kim można się skontaktwać, by dopytać o szczegóły.
- Nie… rozmawiałeś z bogami? - Zapytała delikatnie.
- O ile to były one… - mruknął. - Hel, Freya… mówiły zagadkami. Ludzie opętani przez runy złożeni w ofierze. Nic nie składa się w choćby cień spójnej całości.
- Nie wiem dlaczego Stasia miałaby cię tu wysyłać. I dlaczego powinieneś ruszać ołtarze…

Kobieta zorientowała się nie w porę, że właśnie powiedziała za dużo. Z całą pewnością przyznała rację, iż nie tylko jakieś ołtarze istnieją, lecz iż coś o nich wie. Szybko zmieniła temat:
- Zatem na śmietnisku byłeś ty… - pewien podziw wymalował się na jej twarzy, chyba zbyt szybko łapała fakty - opowiedz o tych burzowych istotach.
- W oczach drzemie burza. -odparł unikając tematu śmietniska. - Pierwotny gniew burzy i jej esencja. Freya twierdzi, że przybyłem tu aby to zniszczyć. Wie, że nie dam rady, ale i to wie, że przecież nie mogę jej zawieść. Co chroni runa Hajmdala?
- Nie znam się na waszych runach - przyznała szczerze.
- Chodzi mu o wysypisko - Bjorn zasugerował - rozmawialiśmy o tym. Pamiętasz?
- To… Ten brodacz?
- Tak - wampir przytaknął.

Wiedźma przeniosła wzrok na Leifa.
- Właśnie rozwiałeś moje wątpliwości, przynajmniej częściowo. I wierz mi, jestem z tego powodu cholernie wręcz wściekła na ciebie, Leif. Bo to znaczy, że moje wakacje właśnie dobiegają końca. Tak jakby ktoś wytargał mnie z ciepłego hotelu na środek ulicy, wrzucił w zaspę, polał wodą i powiedział, że Matka mnie potrzebuje. Tylko, że nie jestem dobrą córką.
- Uwolniłyście mnie, ale z waszej trójki tylko ty nie żądałaś nic w zamian wysługując się mną - Leif odpowiedział poważnie. - Tedy wiedz, że bolą mnie te słowa, bo wszystkie was szanuję, a ciebie po za tym po prostu lubię Marto. Siedź dalej w hotelu, ciesz się grą na konsoli i swym mężczyzną. Jeżeli jednak to co się wokół dzieje wymaga twej interwencji, to gdzież moja wina?
- Ty jednak wybrałeś tą ścieżkę losów, w której nie mam wyboru - odpowiedziała spokojnie, z nikłym uśmiechem - ale trudno, mleko się rozlało. Mamy straszny problem, bardzo… - Zamyśliła się. - Mogę wyjawić ci resztę, tyle ile wiem i domyślam się, ale tylko pod przysięgą. Nie wyjawisz tego co usłyszysz nikomu, nawet gdyby wszyscy bogowie przybyli. Zgadzasz się na to?
- Przyrzekam - skinął głową. - Na Asów i Vanów, dziewięć światów i Yggdrasil. Nie wyjawię.
- Na krew - przytaknął drugi wampir w nieco bardziej współczesnej formie.
- Dobrze - Marta kiwnęła głową. - Tutejsze okolice są bardzo specjalne. Chciałabym powiedzieć, że w dawnych czasach nazywano je centrum burzy, ale ty najlepiej wiesz, że nie jest to prawda, bo nie nazywano ich wcale. To słodka tajemnica, trzymana przez setki lat, jeszcze przed szaleństwem triady, Leif. Tutaj kotłują się prawdziwe burze. Burza to nie tylko wiatr, to mieszanina wszystkich żywiołów. Ona jest jak mrugnięcie do nas pierwszej rzeczywistości, echo tamtejszych sił. Nie widać tego, nawet gdybyś bardzo się skupił, ze względu na system… miejsc mocy. Nie wiem jak to nazwać, w większości z nich znajdowały się miejsca kultu, ołtarze, ale nie wszędzie. Potrzeba też opiekuna. Od razu powiem, nie jestem nim ja, ani nikt z mego dawnego Kręgu. Nie poznasz opiekunki. To niewdzięczna praca, trzeba rozmawiać ze sztormami, rozdzielać je, ułaskawiać i przekupywać. Trzeba być jak nieuchronni - magini nawiązała do jakiegoś terminu którego Leif nie rozumiał - dawniej zajmowały się tym duchy. Potężne, potem coraz słabsze, ale dalej przewyższające śmiertelnych. Słyszałam, że udział w tym miało jedno plemię zmiennokształtnych, lecz w ciągu wieków wybito ich do nogi.

Kobieta zatrzymała na chwilę wywód dając wampirowi chwilę czasu na przyswojenie informacji.
- Teraz wyobraź sobie sytuację, w której pieczęci puszczają, pierwotne mocne wlewają się do świata, cały Sabat zaczyna zalewać tą stronę skandynawii i wykazuje niezdrowe zainteresowanie miejscami mocy. Potem przychodzi do mnie jeden ze starszych, jeszcze starej daty. I mówi, że szuka ostatniej bitwy, i tymczasowo nałożył na węzeł runy… Ty przychodzisz do mnie i wspominasz o istotach burzy. Nie wiem o nich niemal nic, ale… - wbiła w niego wzrok, wypatrując reakcji - ...co jeśli świat ma umrzeć w burzy tak jak powstał?
- Odpowiem, że tak się stanie jeżeli mu to przeznaczono. - Leif nie spuszczał wzroku. - Hel ostrzegała mnie przed zabawą rytuałami. Kim jest ten, co naznaczył śmietnisko runą?
- Nie przedstawił się - Bjorn wtrącił się w rozmowę - i nieźle nas nastraszył. Wysoki, brodaty gość, z naszej krwii, Leif. Powiedział tylko, że jest po naszej stronie, że ochronił miejsce mocy przed lęgiem, opowiedział Marcie o runie, pobieżnie i tyle gośmy widzieli. A, no i szycha z Sabatu. Dał nam to zrozumienia. I, że reszta Sabatu… jest przeciw nam.
Verbena na to kiwnęła jedynie głową.
- Trzech z nas. W jednym miejscu. Tylu tutejszych i tyle sfor sabatu nie dziwi tak jak wieść o trzech einherjar w Lillehammer. To oznacza, że czai tu się eksplozja. Wojna krwi przy tym to igraszka. - Leif patrzył to na jedno, to na drugie. - I jeszcze przybywa cała grupa magów. Ciekawe.
- Dwóch einherjar - wampir sprostował. - Jestem z tej samej krwii, ale prawdę mówiąc, do niedawna wcale się tym dziedzictwem nie przejmowałem. Możesz mnie wyklinać, lecz einjerjar nie jestem.

Na słowa o magach, przebudzonej zalśniły oczy. Chyba nie wiedziała o ich przybyciu, lecz powstrzymała dociekliwość.
- Zawsze nim będziesz Bjorn, kwestia jedynie czy przyjmujesz, czy odrzucasz to po co nas przeznaczono darem danym Canarlowi - Leif lekko wzruszył ramionami. - Nie musisz pytać - zwrócił się do Marty. - Kilkoro pod przewodnictwem jakiegoś duchownego. Jest wśród nich Verbena. Chcą się tu zainstalować z jakiegoś względu. Tu, teraz. Myślisz, że to przypadek?
- Nie wiem jaki jest ich dokładny cel, wypadłam z obiegu.
- Nie o to mi chodzi. Wiele sfor Sabatu, duża liczba tutejszych wampirów opanowanych przez coś, einherjar jak tamten czyniący coś wedle własnego zamysłu i ja przysłany przez Stanisławę. Oraz silna kabała magów. Myślisz, że to się nie łączy?
- Wolałabym, aby tak było. To co ci powiedziałam już wystarczająco napawa mnie niepokojem.
- Jako i mnie. Powiedz mi Marto… Czy uważasz, znając niejako Stanisławę, że to co ona chce bym uczynił może być krokiem ku zagładzie?
- Nie wiem czy to była Stanisława. Nie wydaje się aby ona prosiła cię o to - odpowiedziała wymijająco. - Trudno mi to ubrać w słowa. Trochę wiedzy, dużo przeczucia.
- Ustal to. - Słowa aftergangera nie zabrzmiały jak prośba. - Przemawiały do mnie Freya i Hel, ale magia runów wciąż jest dla mnie prawie martwa jakby bogowie wciąż byli poza Midgardr. Dostałem polecenie od Stanisławy, ale wskazujesz, że nie czujesz aby mogła to być ona. Ktoś się może mną bawić by mną gdzieś pokierować. Może nie jest najważniejsze co mam tu uczynić, ale to z czyjego poruczenia.
- Czar który nas spaja jest za silny - werbena zignorowała ton Leifa. - Przepraszam Leif, chciałabym ci dać jasne odpowiedzi. Sama czuję się jak uczeń przy zadaniu z materiału którego nie widział na oczy. Niby język znajomy, a wszystko nie ma sensu.
- Taaak… Nie zapomnij jednak o tym, że uwolniłyście i spętałyście mnie we trzy. Gdyby okazało się, że to co mam uczynić jest złem, starczy, że wskażesz przeciwnie. Mając sprzeczne instrukcje dwóch z trójcy, będę mógł wybrać sam - Leif uśmiechnął sie lekko i zawahał
- To nie do końca tak działa.
Wiedźma przyznała pośpiesznie, jednak nie zagłębiając się w temat.

Leif skinął głową, ale coś mocno pchało go ku jednemu pytaniu:
- I powiedzcie mi do kurwy nędzy, o co idzie z tutejszym księciem…
Wampir i czarownica spojrzeli po sobie, i zupełnie nie przejmując się ewentualnym sprowokowaniem Leifa, wybuchli niemal równocześnie zdrowym śmiechem. Trwało to kilka chwil zanim się uspokoili. Chyba bardzo poprawił im humor.
- Prawda, że książe jest wyjątkowy? - Bjorn zaczął dowcipkując - Gdy ja przybyłem do miasta, a było to już bardzo dawno temu, myślałem, że sobie ze mnie jaja robią. Pobiłem się z Markiem, ze dwa miesiące lizaliśmy rany.
- Książę to brdzo miły jegomść. Trochę sztywny i rzekłbym: ma dreniane poczucie humoru - Leifowi nie drgnął ani jeden mięsień twarzy. - Ale przyznaję, że to jest pewien problem gdy każą z nim gadać i łamiąc największe zasady próbują pętać krwią w poczęstunku w elizjum.
- Ta krew nie spętałaby cię. - Wampir spoważniał w mgnieniu oka. - Skoro domyśliłeś się, to powiem, moja strata. Znasz wzajemne picie krwi Sabatu? Nie tworzy to tak silnej więzi jak zwykłe więzi krwi. Nie ukierunkowuje też, co do zasady, uczuć w stronę jednostek, a raczej grupy. No to tutaj jest tak samo... Ale, dobra - Bjorn westchnął zupełnie po ludzku - masz realny problem. Jest kilka strategii postępowania, chociaż uważam, iż najlepiej zmieszać je wszystkie.
- Opcjonalną strategią jest też wyrżnięcie ich wszystkich. Jednej i drugiej strony. Idzie mi o co innego. Kim jest książę, przecież nie ten manekin. Na litość Frigg...
- Niektóre rzeczy trzeba akceptować - wampir odpowiedział mu beznamiętnie. - MIałem o tym wspomnieć na koniec rozmowy, ale skoro przytoczyłeś temat. Nie rozpowiadaj szczególnie ani o tej rozmowie, ani w szczególnie, o mnie tutaj. Nie jest to tajemnicą w mieście, lecz poza jego granicami nikt nie musi wiedzieć. Przez długi czas byłem głównym Oprawcą, tak jak teraz mój syn - wyczekiwał reakcji Leifa.
- Valborg. Czyli czterech einherjar. Coraz ciekawiej.
- Einherjar, nie enherjar, po prostu wampir - machnął ręką - ludzie przeceniają tytuły.
- Nie idzie o tytuły - Leif mruknął. - Wampir to ludzkie określenie, na nich, na nas. Jesteśmy sobie podobni. Ich jednak przeklął Jahwe, nas pobłogosławil Odyn. Mówię dla rozróżnienia. Zdziesiątkwali nas, praktcznie unicestwili, ale krwi Canarla w Lillehammer czterech.
- Nie pamiętasz mnie, prawda? - Zapytał zaciekawiony.
- Nie - Leif odpowiedział szczerze. - Krzywś na to?
- Zaciekawiony jak i ja - Marta weszła w rozmowę patrząc na spokrewnionych - to właśnie oni byli na twym przebudzeniu. Nie tylko nasza krew dała ci życie. Po tylu latach nawet dusza jest w stanie skamienieć.
- Wiem, że użyłyście mych potomków, ale nic więcej…
- Nie czuję się użyty - Bjorn odpowiedział z lekkim, krzywym uśmiechem.

Leifa zamurowało.
- C-coo? - wydusił z siebie. - Ale…. Co? - na twarzy wampira nie było widać nic, oprócz szczerego szoku.
- Może nie wierzę w nasz wspaniały ród, ale wtedy wierzyłem w Klan.
- Moja krew… - Leif wciąż nie mógł uwierzyć. - To wiele… zmienia. Czyli Valborg jest… - Urwał. - Jak mniemam nic o tym nie wie?
- O Tobie? Wie. Było nas wtedy dwóch.

Afterganger milczał dłuższą chwilę.
- To wiele zmienia - powtórzył w końcu. - Bo nachodziły mnie myśli, aby zrobić tu spokój wyrzynajac jednych i drugich. Bo co mam z sabatem wiecie, ale tutejsi jawią mi się jako niebezpieczni szaleńcy. Dajcie mi powód by traktować tych durni jako tych, po której stronie jest moja krew. Kim tak naprawdę jest szef tej szajki, bo nie wmówicie mi, że manekin.
- Byłem Oprawcą, do tej pory nie wiem kto, i czy ktokolwiek jest tutaj szefem. Może i jest, może nie. Mnie to nie przeszkadzało, nie przeszkadza teraz. Tutejsi cię nie skrzywdzą jeśli nie zawinisz. Nic im się nie uroi. Niektórzy są dość osobliwi, ale wierz mi, chciałbym mieć tak ostry umysł jak Kościtrzask czy Sigrud.
- Dasz mi listę tutejszych wzbogaconą o ich klany i siłę krwi? Jeżeli byłeś oprawcą, to w dużej mierze powinieneś mieć tę wiedzę.
- Nie. Wycofałem się, lecz pozostaje lojalny księciu. Jeśli będziesz w porządku do nich, sam się tego dowiesz bardzo szybko. Tutejsi są szczerzy do swoich. Zresztą, z tego co wiem, już teraz przyjęto cię dobrze.
- Za dobrze. Szczerość i otwartość to cechy królujące dawniej. Mogłeś Bjornie ściąć się z wrogiem w śmiertelnym boju, ale nie było wiele konszachtów i skryć. Marta z Emmą i Stanisławą uwolniły mnie trzy dekady temu i wiele się napatrzyłem na tak zwaną “Rodzinę”. Jedno słowo zawiera dwa kłamstwa. Koterie, polityka na poziomie nieosiągalnym dla śmiertelników. Rezerwa… To co dzieje się tutaj w tych czasach jawi się absurdem.
- Zatem doceń to, iż Lillehammer jest azylem.

Marta wpatrywała się w Leifa starając się coś wyczytać z jego oblicza.
- Czemu akurat Lillehammer? - Leif odpowiedział unikając spojrzenia Marty. - Nie mam problemu z tym jak się zachowują, ale dlaczego.
- Sądzę, że każdy z innej przyczyny - potomek potomków Leifa powiedział bez cienia wątpliwości. - Część jest bez cienia wątpliwości walnięta lub tak genialna, że doskonale to imituje. Ja nie wierzę, że manekin na wózku to osoba. Mimo to, uznaję pewną ideę księcia. Piastowałem ważną rolę, radziłem sobie. Tu rozmawiałem z jednym, tu z drugim, zebrałem informacje, zwykle gdy wszyscy mieli podobne zdanie o czymś, to przyjmowałem, że to zdanie księcia. Czasem po audiencji ktoś wychodził ze śmiałymi planami. Innym razem ja wychodziłem. I wiesz… Może czasem miałem jakąś inspirację. Ale w gruncie rzeczy, robiłem po prostu to co najlepsze dla miasta - i traktowałem to jako książęce rozkazy. Działało długo, do końca.
- Gdybyż to tak działało, to zaiste azyl. Gdybyż to była prawda, to i jest o co walczyć. Gdyby nie to co widziałem gdzie indziej i trafił tu prosto z kaplicy Hardrady brałbym to w ciemno. - Afterganger pochylił się lekko. - Alem swoje widział i uwierzyć ciężko. Dobry hotel wybrałaś sobie Marto - dodał z ironią. - Spokojny… taki normalny i prawdziwy. Znacie Monikę? - spytał zupełnie z głupia frant.
Pokiwali przecząco głowami. Marta z lekko kwaśną miną, po wyłapaniu ironii Leifa.

Afterganger wstał.
- Przyszedłem po odpowiedzi, a wychodzę z większą ilością pytań. Dziękuję jednak szczerze., może i “to nie do końca tak działa” ale tu będzie burza jak mniemam. Straszna się szykuje. W takim miejscu… - pokręcił głową. - Niczym w szklance wody. Jeżeli chcesz się w to włączyć Marto, to wiedz, że może trójka mnie spętała, ale to tobie pomogę z ochotą. Może to coś zmieni w “działaniu”.
- Na tym to chyba polega - werbena zaczęła ostrożnie - im więcej wiemy, tym więcej podstaw mamy aby zadawać kolejne pytania. Niebawem najpewniej się z tobą skontaktuję. Koniec wakacji - spojrzała na drugiego wampira.
- Niestety - ten odpowiedział z pewnym żalem w głosie.
- Wakacje mają to do siebie jak zauważyłem, że przemijają zawsze. Ale ot odczekać kapke i nastana następne. Może za jakiś czas wrócą i wproszę się na nie. Ot w trójkę pogrzejemy się w słońcu na plaży? - Uśmiechnął się wyciągając ramię na pożegnanie najpierw ku Bjornowi. - Choć chyba jednak nie.
Bjorn uścisk miał stanowczy i silny. Oraz wyjątkowo ciepły. Nie odpowiedział nic. Podobnie postąpiła Marta, pozostając przy zdawkowym pożegnaniu. Mimo wszystko, widział w ich oczach, że po rozmowie spadł im kamień z serca.
Tylko, że na jego miejsce sunęły już większe głazy.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline