Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-12-2018, 03:34   #26
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Jeśli blondyna przypadkiem upadła na gofrownicę, to Lamia równie przypadkowo zahaczyła połową ciała o ognisko na punkowym balecie gdzieś w starych Ruinach pod miastem i wcale nie na Froncie.
- Dobrze Amy, rozumiemy. To wypadek - Lamia zaczęła mówić kiedy zapadła cisza, wzdychając lekko przez nos - Ale jeżeli jednak brał w tym udział ktoś trzeci… zastanów się tylko. Na razie jest w szoku, ale szybko wróci mu rozum. Wróci dokończyć robotę, uciszyć problem, czyli ciebie… - podniosła dłoń i chwyciła brodę blondynki, zmuszając aby popatrzyła jej w twarz - Na razie jeszcze wieści się nie rozeszły gdzie jesteś, ale się rozejdą. Albo kiedy wrócisz do szpitala… a mnie tam nie będzie. Jeśli ten teoretyczny sprawca istnieje i wróci… chciałabyś, aby skrzywdził Betty? - zmrużyła oczy - Ona jest zwykłym cywilem, kobietą… drobną jak ty. Ale jeśli będziesz w niebezpieczeństwie nie zawaha się stanąć w twojej obronie… ja też się o ciebie boję. Przez całą dzisiejszą podróż po mieście łaziłam jak na szpilkach, szukając kogoś kto nagle wypadnie z cienia, albo zacznie do ciebie strzelać. Każdego cholernego typa który nas mijał oglądałam czy przypadkiem nie ma schowanego w dłoni noża. Betty i ja odetchniemy dopiero jak to się skończy, a żeby tak sie stało musisz nam powiedzieć prawdę. Bo teraz też w tym siedzimy… a ja się nie rozpączkuję żeby chronić i ciebie i Betty… i jeszcze chodzić na terapię - skrzywiła się i westchnęła - Musisz być dzielna, nie jesteś sama, pamiętaj o tym.

- Ale naprawdę! Nikogo tam nie było! To był wypadek! - blondynka wiła się na krześle z nerwów jakby naprawdę siedziała na rozpalonych węglach. Wydawała się bliska płaczu ale zapewniła Lamię prawie od razu.

- To nie był wypadek Amelio. Rozmawiałem z doktorem Brenem który cię zszywał. Tak głębokie rany nie powstałyby od chwilowego zetknięcia się ciała z gofrownicą. Tylko musiało chwilę potrwać. - policjant wtrącił się i mówił oschłym tonem jak zwykle gdy ludzie nie przepadają za kimś. Na przykład gdy ktoś próbuje ich robić w balona.

- Ale no uwierzcie mi, nie macie kogo szukać, nikt na mnie nie napadnie ani na żadną z innych dziewczyn. Ani na Betty ani na Lamię, nikogo takiego nie ma. - Amelia patrzyła na przemian to na twarz kumpeli to na plecy gliniarza. Wydawała sie zdesperowana. - Ja… ja to sama sobie zrobiłam… - powiedziała w końcu i zamarła w oczekiwaniu na to co zrobią i powiedzą. Gliniarz odwrócił się z powrotem frontem do dwójki kobiet. Stał tak chwilę z rękami założonymi na piersiach i ponieważ stał na tle okna detale z jego frontu, w tym z twarzy zacierały się.

- Chcesz mi powiedzieć, że pewnego pogodnego poranka, podczas robienia sobie śniadania przed pracą, postanowiłaś upiec na gofrownicy swoją twarz. Czy dobrze to zrozumiałem? - detektyw pomógł sobie gestykulacją rąk jakby przestawiał jakieś jedne klocki do drugich gdy przedstawiał wersję blondynki. Sądząc po tonie głosu coś chyba niezbyt wierzył w taki przebieg wydarzeń. Po chwili milczenia i wahania blondynka w końcu potwierdziła głową. Facet westchnął i położył dłonie na swoich biodrach. Spojrzał w dół gdzieś na dywan albo swoje kapcie i wzruszył ramionami.

- No to dzięki za rozmowę Amelio. I dzięki za kawę. Jakbyście sobie coś przypomniały możecie zostawić mi wiadomość na komisariacie. Zresztą pewnie wpadnę za parę dni albo jak coś się dowiem. A dowiem się. - gliniarz podniósł głowę, skinął głową obydwu kobietom i ruszył do wyjścia.

Mazzi też wstała, po drodze całując drugą kobietę w skroń.
- Dzielna dziewczyna. Poczekaj, zaraz wrócę - obiecała, klepiąc ją po ramieniu i przechodząc pod drzwi razem z gliniarzem. W końcu wypadało za nim zamknąć, zresztą potrzebowała odetchnąć gdy jasnowłosa nie widziała. Sama się okaleczyła…
- Mówiła… w szpitalu... że to nie jest dobry czas dla ładnych dziewczyn - mruknęła cicho kiedy stanęli oboje w przedpokoju. Twarz o zasępionej minie wbijała w ścianę przy drzwiach. W końcu drgnęła i popatrzyła bezpośrednio na Ramsaya - Ktoś wam tu zaginął? Jakaś dziewczyna, albo dziewczyny? Dziwne wyjazdy? Handel ludźmi? Burdele? Ktoś wysoko postawiony co lubi ładne laleczki i nie uznaje odmowy?

- Nie. Przynajmniej nic co do tej pory by pasowało pod jej sprawę. Zresztą obcego by tak nie chroniła. Chyba, żeby ją złapał za coś na czym jej wybitnie zależy. Ale dzieci nie ma, rodziców też, ma tylko tego swojego faceta. Na mój gust to sprawa osobista i emocjonalna. Równie dobrze mogli spędzić razem noc, rano się o coś poprztykali i zrobił jej to. A potem wybiegł po schodach zanim ktoś wbiegł do mieszkania. Tak naprawdę to potem mieszkanie stało otworem to mógł nawet tam wrócić i buszować do woli. A to, że jej facet wyjechał w delegację oznacza tyle, że nie ma alibi. Przynajmniej dopóki nie wróci do miasta. - Ramsey mówił przyciszonym ale zdecydowanym głosem gdy zdejmował kapcie i zakładał z powrotem swoje buty. Chwilę to trwało więc miał okazję podzielić się swoimi podejrzeniami. Wreszcie wstał więc znów górował nad rozmówczynią wzrostem i większa sylwetką.

- To sprawa osobista. Taki atak na twarz. Sadystyczny. Celowy. To wielkie, negatywne emocje. Żadna bójka. I musiał być na wyciągnięcie ręki. Musiała go widzieć. Sama ją widziałaś, podobno pomagałaś Betty ją umyć. Nie ma innych śladów walki na sobie a przed obcym pewnie by się broniła. No i pewnie nie stała jak słup soli jak władował jej się do mieszkania. A swojego mogła po prostu wpuścić. - facet pokręcił głową na znak, że kompletnie nie kupuje wersji o wypadku a samookaleczenie też jakoś mu się chyba nie widzi. Popatrzył w głąb living room gdzie ponad oparciem fotela wciąż było widać blond czuprynę.

- Co prawda to mógłby być jakiś włamywacz jaki dostał się przez okno, zagroził jej bronią zmuszając do milczenia a potem ją tak urządził. Ale wtedy nie widzę motywu aby go kryła. A to, że sama sobie usmażyła twarz… No po co? - detektyw pokręcił znowu głową i na koniec gdy pytał spojrzał znowu na starszą sierżant. Wyjął jednak z kieszeni na piersi jakiś notatnik i zaczął coś na nim pisać. - “Nie jest dobry czas dla ładnych dziewczyn”. Coś jeszcze mówiła? - skorzystał z okazji i zapisał na gorąco zeznania pytając o kolejne.

- Ona się boi… opinii innych ludzi. Złej famy - Lamia poskrobała się kciukiem po policzku, gapiąc się gdzieś wgłąb salonu pustym wzrokiem. - Ktoś mógł chcieć od niej czegoś, czego mu nie chciała dać więc wolała się oszpecić… dla świętego spokoju - potrząsnęła głową, wracając spojrzeniem do detektywa i rozłożyła ręce - Nie pamiętam, ale jeżeli - skrzywiła się - Na coś wpadnę to pana poinformuję. Zanim coś zrobię. Słowo - skrzywienie przeszło w cyniczny uśmiech - Żeby potem nie było, że przez tych weteranów macie tu same kłopoty. Chyba że to będzie niespodziewana akcja, wtedy będę Amy bronić. Coś jeszcze?

- Myślałem o wizji lokalnej. Ale nie jestem pewny czy da radę. Ale chyba dobrze by było aby ogarnęła swoje mieszkanie bo jej wszystko tam rozszabrują. Mogę ją zabrać jeśli to coś pomoże. No ale jeśli wolicie załatwić to same to załatwiajcie. Jeśli coś sobie przypomni albo będzie chciała zeznawać to zapraszam na posterunek. Nawet jak mnie nie będzie, bo często mnie tam nie ma, to ktoś na pewno spisze zeznania no albo mi przekaże co trzeba. - gliniarz coś miał jeszcze do zaproponowania i mówił patrząc na Lamię a jedynie czasem zerkając ponad jej ramieniem w głąb mieszkania Betty gdzie kręciła się okaleczona blondynka.

Było bardzo zastanawiające, czy w ich popapranym świecie, przy równie popapranych sąsiadach zostało coś wartościowego w mieszkaniu, czy zastaną pustkę, syf i połamane sprzęty których nie dało się wynieść.

- Zabiorę ją tam jutro, poradzimy sobie - Mazzi westchnęła ciężko, przygryzając wargę. Za to w głowie już układała plan na następny dzień, zaczynający się od pójścia do sklepu. Potrzebowała broni…

- Chyba że - drgnęła, spoglądając czujnie na gliniarza - Będzie pan na tyle łaskawy i wspaniałomyślny, by jutro koło południa pomóc dwóm rekonwalescentkom z zabezpieczeniem domu Amy i sprawdzeniem… - skrzywiła się wyjątkowo kwaśno -... co dobrzy ludzie jej zostawili pod nieobecność. Akurat będzie pod ręką kapownik do spisania zeznań co zginęło. Gówno da, ale jeżeli jest cień szansy, że była jakkolwiek ubezpieczona - zerknęła szybko na blond sylwetkę w salonie - Warto spróbować.

- Mogę przyjechać. Jutro o 13. - gliniarz zgodził się kiwając głową po czym założył czapkę, skinął raz jeszcze na do widzenia i zszedł na dół. *
Po wyjściu gliniarza od razu zrobiło się lżej, zupełnie jakby jego nieobecność na powrót uruchomiła późnoletnie popołudnie ze wszystkimi plusami typu pogoda, światło, zapach nagrzanej ziemi i trawy dolatujące zza okna. Dokończenie obiadu nie zajęło długo i chociaż Amy pozostawała milcząca, to jej też widocznie ulżyło. Tym razem Mazzi nie ciągnęła jej za język, dając przetrawić na spokojnie traumy, przesłuchania i poukładać myśli. Robiła to, co pozostawało: była. Wspierała ją obecnością, uśmiechem i ciepłem, gdy od czasu do czasu ścisnęła jej dłoń, albo objęła ramieniem przy krojeniu warzyw. W pewnej chwili zaczęła też nucić pod nosem, a widząc że blondyna się temu przysłuchuje z uwagę, zmieniła mruczenie na śpiewanie. Z początku szło ochryple i gubiła tony, ale im dłużej psuła ciszę, tym płynniej zaczynały się jej układać dźwięki, a gdy upolowany na targu królik pyrkał w najlepsze, zaś pozostałe składniki obiadu czekały już na wyłożenie, Lamia spojrzała na zegarek i westchnęła pod nosem. Oczywiście prawie przegapiła odpowiednią godzinę, jeśli liczyć, że Betty wróci na czas, a nie wyglądała na taką, która lubi się spóźniać. Szybko więc sierżant przeszła do sypialni z puzzlami, by naprędce wbić się w pozostawione tam przez pielęgniarkę ubrania. Najwięcej zachodu nie sprawiły jej ani pończochy, ani gorset… a ten przeklęty ogon na korku, który dopiero przy drugiej próbie wcisnęła na odpowiednie miejsce.
Udało się wyrobić akurat, aby mieć jeszcze chwilę na wypalenie papierosa i przepicie kawą. Grzebanie w zamku od drzwi wejściowych powitała już na odpowiedniej pozycji, przygotowana do wycięcia małego psikusa, z radością dziecka obserwując jak klamka opada w dół, a potem drewniane skrzydło zaczyna się uchylać.

Psikus się udał znakomicie. Gdy zamek dozgrzytał do końca, klucze zostały wyjęte a klamka zrobiła swoje w drzwiach pojawiła się sylwetka siostry przełożonej. Weszła ze swoją torbą na ramieniu, okularach i całkowitym zaskoczeniem wymalowanym na twarzy gdy ujrzała kto, i jak na nią czeka.
- Oh, Księżniczko! - zawołała zachwycona gdy wreszcie po chwili odzyskała głos. Weszła do środka mieszkania i zamknęła drzwi. Zerknęła ponad głową starszej sierżant ubranej w tej chwili jak na prawdziwą playmate przystało by spojrzeć na Amelię. Te zerkała z ciekawością na całą scenkę powitania uśmiechając się i zdradzając ogromne zaciekawienie z tego co się stanie.

- Przyniesiesz mi kapcie Księżniczko? - zapytała rozweselona Betty wczuwając się w tą grę od razu. Podeszła do króliczka, ujęła ją za brodę aby spojrzeć jej prosto w oczy przy tym pytaniu i z lubością pocałowała w policzek. Bo usta były zajęte jej ulubionymi kapciami. - Bardzo bym cię prosiła, no tak ciężki i długi dzień miałam, nie mam siły się ruszyć. - okularnica mówiła z artystycznym umęczeniem odchodząc ten krok czy dwa i siadając na sofie. Wyciągnęła swoje długie nogi przed siebie. - Może byś od razu mi je założyła? - zaproponowała gospodyni leniwie wyciągając się w panującej pozie na sofie i oddając swój dół do dyspozycji swojego osobistego króliczka.

Krótkie kiwnięcie głową musiało wystarczyć za odpowiedź, bo porozumiewać inaczej Mazzi na razie się nie mogła, ale nie wyglądała na niezadowolona, a wręcz przeciwnie. Zatrzepotała rzęsami i na czworaka przeszła pod mebel z pielęgniarką, zatrzymując się na klęczkach tuż przed nią. Powoli wyciągnęła ręcę i sprawnie ściągnęła jej lewy but, odkładając go na bok. Po całym dniu w szpitalu rzeczywiście Betty musiały odpadać nogi,dlatego też zanim na jej stopie wylądował kapeć, została ona wymasowana. To samo spotkało drugą nogę, a technik dalej klęczała na swoim miejscu, gładząc palcami łydki gospodyni.
- Coś jeszcze sobie życzy szlachetna pani? - spytała potulnie, przybierając minę wcielenia niewinności - Zanieść do salonu i podać obiad?

- No, Księżniczko, jestem pod wrażeniem. - Betty rozparła się wygodnie jak na uszczęśliwioną panią w sercu własnych włości wypadało. Wydawała się promieniować i roztapiać pod wpływem dotyku palców swojej faworyty. Blondyna też dała się pochłonąć całkowicie widowisku i oparła się ramieniem o ścianę obserwując wszystko z odległości kilku kroków. - I jeszcze ten kostium. Świetnie w nim wyglądasz Księżniczko. - okularnica nachyliła się nad swoją faworytą i położyła jej czule dłoń na policzku. Pogłaskała ja troskliwym gestem a następnie przejechała dłonią przez jej włosy, łopatki, plecy aż nachyliła się już całkiem nad nią i dłoń pielęgniarki zjechała na pośladki swojej pacjentki. - A ten ogonek jest po prostu rozbrajający. - zaśmiała się cicho i wesoło gospodyni i pobawiła się chwilę tym detalem kostiumu. A ten detal kostiumu świetnie przewodził wszelkie ruchy jej dłoni na i w głąb ciała nosicielki.

- Nie uważasz Amy? - niespodziewanie zapytała blondynki o zdanie a ta też się roześmiała, trochę nerwowo ale jednak i też zgodziła się kiwając głową. - I jeszcze obiad zrobiłyście? -Betty wróciła do pozycji wyprostowanej i nadal rozpływała się z dobroduszności i wzruszenia. Popatrzyła z bliska w oczy starszej sierżant przytrzymując ją za brodę. Na chwilę spojrzała na blondynkę i ta znów potwierdziła energicznym kiwaniem głową. - Oh, moje słodziutkie gołąbeczki, jesteście takie kochane. - rozpromieniła się z zadowolenia siostra przełożona i w nagrodę ucałowała a nawet pocałowała swoją Księżniczkę w usta. Długim, starannym i czułym pocałunkiem.

- To myślę, że jak jesteście takie cudowne to będziemy mogły się po tym obiedzie wykąpać razem. A coś mi się wydaję, że Księżniczka będzie wniebowzięta jeśli będzie mogła nam w tym usługiwać. Zwłaszcza w tej swojej nowej obroży i tym kostiumie. Prawda Księżniczko? - zapytała Betty z miną nażartego kota patrząc z bliska w twarz ciemnowłosej playmate. Blondynka coś zaczęła mówić, że jej nie trzeba czy coś ale okularnica uciszyła ją gestem ręki z lubością delektując się reakcją Mazzi.

Wystarczyło pacnąć puszysty, biały ogonem, żeby technik westchnęła głośno i puls jakoś tak jej sam z siebie przyspieszył. Widok coraz bardziej zadowolonej Betty sprawiał, że uśmiechała się coraz szerzej, aż do propozycji pomocy w kąpieli. Tutaj już suszyła zęby perfidnie i z radością tak wyraźną, jakby jej ktoś wstawił neon na czoło.
- To będzie przyjemność - mruknęła przenosząc spojrzenie na Amy i wróciła nim do Betty - Czysta przyjemność. Dziękuję.

- No to jesteśmy umówione. - powiedziała Betty dzieląc chyba w pełni poziom zadowolenia. Wstała z sofy i jak na szlachetną panią przystało, łaskawie dała znak swojemu króliczkowi, że może też powstać. Amelia wydawała się dość zaskoczona przebiegiem rozmowy i planów na najbliższe chwile ale chyba dała się ponieść atmosferze chwili i tak we trzy przeszły przez resztę living room i wróciły do kuchni. Gdzie znów Betty z wprawą jakiej nie powstydziłby się sierżant musztry czy surowa siostra przełożona nie zadysponowała zasobami. Sama siadła u szczytu stołu, Amelię mimo, że ta w pierwszej chwili chciała pomóc kumpeli w rozdysponowaniu obiadem, to zaraz usadziła obok siebie. - Oh, Amy, nie psuj zabawy i daj się Księżniczce wykazać. Za takie przywitanie i masaż stóp zasłużyła na trochę nagrody i rozrywki. Aż mnie tak zaskoczyła, że teraz muszę coś jej wymyślić ekstra. - okularnica zręcznie i wdzięcznie spacyfikowała blondynkę i ta dała się porwać jej słowom zaciekawiona co z tego wszystkiego wyniknie.

Na stole wpierw wylądowały talerze, wcześniej umyte i wytarte. Obok nich stanęły szklanki, kieliszki, po bokach królicza pokojówka poukładała sztućce, a w głowie jak przez mgłę pamiętała gdzie co powinno leżeć wedle wytyczonej normy savoir vivre… jakby na Froncie mieli coś poza niezbędnikami. Na szczęście szybko pozbyła się problematycznych rozważań, nosząc przed pozostałe kobiety dzbanki z sokiem, butelkę z winem, a potem przyszedł czas na główny posiłek, który Mazzi wnosiła do salonu z bijącym sercem.
Nie znalazły na targu tego przeklętego królika, ale zamiast tego był całkiem świeży kurczak. Taki który jeszcze zdążył na nie nagdakać zanim uprzejmy sprzedawca nie odrąbał mu łba i za symboliczną dopłatą nie pozbawił piór i wnętrzności. Teraz natarty przyprawami, czosnkiem i solą, a następnie upieczony, prezentował się o wiele lepiej niż gdy wypakowały go z siatki po powrocie do domu. W towarzystwie ziemniaków i surówki z rodzaju przegląd dnia z warzywniaka, wyglądał na całkiem dobrze zapowiadający się posiłek.
Technik stanęła nad nim, chwytając za nóż i szpikulec aby zacząć krojenie.
- Co sobie panie życzą? - uśmiechnęła się pod nosem, patrząc na towarzyszki - Skrzydełko czy nóżka?

- Trudny wybór. - Betty ze znawstwem podjęła temat szacując łakomym wzrokiem i pieczyste i króliczą kelnereczkę. - Skrzydełko. - jej dłoń przesunęła się muskając delikatnie skórę wzdłuż ramienia króliczka od góry aż po dłoń. - Czy nóżka. - podobnie potraktowała udo osobistej służącej muskając palcami od tego wrażliwego miejsca pod kolanem i sunąc w górę uda aż do biodra. A tam palce powędrowały granicą skąpych majtek na drugą stronę bioder i już pojedynczym palcem zawędrowały do wewnętrznej strony drugiego uda kierując się w dół.

- Po namyślę, stwierdzam, że jednak nóżka. - powiedziała z zadowoleniem okularnica zwalniając wreszcie kelnerkę aby mogła dopełnić swoich obowiązków. Gdy ta zaś pochyliła się nad stołem aby nałożyć swojej łaskawej pani pieczołowicie przygotowane danie ta skorzystała z okazji i sprawdziła jakość jej szyneczki na sam koniec dając siarczystym klapsem podziękowanie za posługę.

- No Amy, nie bądź taka skąpa. Podziękuj Księżniczce za taką obsługę. - odezwała się tonem wesołej pogawędki pokazując gestem gest klepnięcia w tyłek. I znów udało jej się speszyć i zapędzić w kozi róg blondynkę. Amelia popatrzyła nieco zdezorientowana i na gospodynię siedzącą na drugim rogu stołu i na stojącą między nimi kumpelę w bardzo odważnym ale skąpym stroju. - No nie daj się prosić Amy, służące chodzą potem takie nie wypieszczone i niedocenione gdy się nie uznaje ich wdzięków i starań. Poza tym klepanie po tyłkach kelnerek, pokojówek i służących to wielowiekowa tradycja. Gdyby jakaś miała coś przeciwko to by się nie pchała do takiego zajęcia. - Betty tłumaczyła spokojnie i chyba humor miała wyborny. A jak zwykle tego typu rozmówki z blondyną bawić się zdawały ją na całego. W końcu więc Amelia zacisnęła usta w wąską linię, popatrzyła jeszcze raz na spokojnie jedzącą swój posiłek siostrę przełożoną, w górę na twarz kumpeli i wreszcie klepnęła ją lekko w pośladek.

Kelnerka zamruczała i lekko podskoczyła tak pro forma, odwracając uśmiechniętą szeroko twarz ku blondynce. Szybko zmieniła minę na smutną, robiąc oczy stojącego na deszczu basseta i pociągając nosem.
- Czyżby moje usługi były niewystarczające i nie cieszyły cię, Amy? - popatrzyła na pośladek lekko tylko klepnięty, a potem na dłoń blondyny i westchnęła boleśnie - A tak się staram, serce na dłoni przynoszę. Staram aby zadowolić… i co? - zrobiła dramatyczną przerwę, zaciskając na chwile drżące usta - Betty ma rację… jak to tak, bez porządnego klapa na odchodne? - spytała, jakoś tak wypinając się bardziej w odpowiednią stronę.

- No śmiało Amy! Użyj sobie! Nigdy nie klepnęłaś żadnej kelnerki po tyłku? - Betty też miała radochę w najlepsze chociaż nie powstrzymywało jej to przed jedzeniem tak pieczołowicie przygotowanego i podanego obiadu. Westchnęła gdy blondi z pewnym zażenowaniem pokręciła głową na znak, że w tej materii ma zerowe doświadczenie. Okularnica spojrzała na nią z pewnym politowaniem jakby sama odcięła się od jakiegoś przyjemnego doświadczenia życiowego. - No to masz wyborną okazję spróbować Amy. A zapewniam cię, że warto i daleko by szukać takiej zdolnej i wdzięcznej kelnerki, z tak jędrną dupeczką do klepania. No soczysta przyjemność, mówię ci. A poza tym to świetna metoda na rozróżnienie jakości tyłka. Dobrze zbudowane pośladki, świetnie sprężynują uderzenia. No ale to widać dopiero jak się przyłoży odpowiednią siłę do takiego uderzenia. - Betty mówiła emanując pewnością siebie i znajomości tematu, zupełnie jak jakaś nauczycielka czy trener do uczennicy na pierwszych zajęciach. Pod wpływem tego wszystkiego, spojrzenia Lamii, słów Betty, nadstawionego wybornie króliczego zadka blondynka w końcu się zdecydowała. Zrobiła porządny zamach i uderzyła Lamię tym razem naprawdę mocno.

- Świetnie! I co? Został ślad ręki? - Betty pochwaliła Amelię i od razu zapytała o ten detal. Zafascynowana blondynka obserwowała bladą skórę wokół puszystego ogonka ale po chwili obserwacji pokręciła przecząco głową i z zaciekawieniem czekała na to co dalej.

- No to uderzyłaś całkiem ładnie, zobacz jaka Księżniczka ucieszona, no ale za mało. Spróbuj z kilka razy, szybko po sobie. - okularnica tłumaczyła wskazując odpowiednie miejsca swoim widelcem a mimo, że wydawała się poważna i profesjonalna to w spojrzeniu i przez skórę czuć było jak buzują w niej hormony. Ale zaaferowana eksperymentem blondynka wszystko chyba brała na bardzo poważnie. Uderzyła wiec zgodnie z instrukcją kilka razy z rzędu, już całkiem mocno, aż wesołe klaskanie rozeszło się po kuchni.

- O! Jest! Jest ślad ręki! - zawołała radośnie blondi gdy po chwili obserwacji zauważyła zaczerwieniony ślad zupełnie jakby otwarła prezent i musiała się tym pochwalić reszcie.

- Brawo Amy! Właśnie odznaczyłaś swoją obecność na pierwszych usługujących ci pośladkach! I to jakich seksownych. - gospodyni pochwaliła swojego blondwłosego gościa i ta aż pokraśniała z dumy i radości. Popatrzyła z dumą zarówno na jedną jak i drugą z kobiet. Dopóki Betty jak zwykle nie zagnała jej w kozi róg. - Widzisz Księżniczko, Amy nabierze jeszcze trochę wprawy i będzie z niej świetna asystentka. - powiedziała towarzyskim tonem patrząc prosto na króliczka a teraz Amelia spąsowiała na całego.

- Ale nie! No sama mi kazałaś! Ja nic z takich! - zaprotestowała szybko blondynka patrząc speszonym wzrokiem to na jedną to na drugą twarz.

- A w ogóle przepyszny obiad. Świetnie się postarałyście. A w ogóle jak wam zleciał dzień? Usiądź i zjedz z nami Księżniczko. - Betty wydawała się w ogóle nie słyszeć protestów blondynki i przeszła do porządku dziennego. Wskazała na miejsce obok siebie i naprzeciw blondynki gdzie widziała odpowiednie miejsce dla Lamii.

- O tak, prawdziwy talent - skomentowała mimochodem, puszczając młodszej kobiecie oko, a potem usiadła i z chęcią zabrała się za jedzenie, zaczynając od wypicia szklanki soku. Z tego całego kelenrowania zaschło jej w ustach… bo przecież wcale nie z powodu nadmiaru wrażeń i bodźców. Skądże.

- Amy była tak kochana, żeby poświęcić swój czas i pomóc mi ogarnąć sprawy urzędowe - zaczęła napełniając ponownie szklankę, a blondi posłała wdzieczny uśmiech - Udało się załatwić tymczasowe dokumenty, odebrać żołd i zacząć wyrabiać nowe. Dobrze że się uczesałam i umalowałam… robili zdjęcia - parsknęła i pokręciła głową - W poniedziałek będę musiała się tam kopnąć jeszcze raz, bo książeczka ma ważność… tydzień. Potem przejechałyśmy się do salonu na paznokcie. Byłyśmy na pizzy, a potem na targu. Mamy parę drobiazgów - ostatnie zdanie wypowiedziała tonem jakby chodziło o kupno kilku par skarpetek, a nie pięciu tobołów z ciuchami.

- O tak! Wiesz jaką kupę kasy Lamia zgarnęła w ratuszu?! No kupę! - Amelia szybko i chętnie zmieniła temat rozmowy. A temat wypadu na miastu najwidoczniej wspominała całkiem miło. Betty słuchała z zainteresowaniem jej relacji wspartej przykładami gdy demonstrowała swoje świeżo zrobione w salonie paznokcie co okularnica chętnie obejrzała biorac jej dłoń w swoją aby się im przyjrzeć. Też wydawała się pod wrażeniem tej wizyty.

- O, no to tak miło, że sobie tak dzielnie poradziłyście gołąbeczki i tak dbacie jedna o drugą. - pochwaliła je obie patrząc to na jedną, to na drugą z wyraźnym ciepłem i aprobatą w oczach. Wydawała się tak zadowolona jak matka dwóch dorastających córek szczęśliwa, że po powrocie do domu ten nadal stoi a podopieczne nie powyrzynały się nawzajem a nawet żyją w zgodzie.

- I nie przejmuj się tą książeczką, to standardowa procedura z tymi tygodniówkami. Nie tylko tam w tym wojskowym ratuszu ale w całym mieście. Wyrobisz sobie stały papier to będziesz miała spokój no ale do tego czasu jakoś będziesz musiała się przemęczyć. - okularnica rozsiadła się wygodnie gdy już skończyła posiłek i delektowała się domową atmosferą, doskonałym towarzystwem, kieliszkiem wina a pod stołem udami Księżniczki. Bo ledwie Amelia zaczęła opowiadać co porabiały przez cały dzień to stopa siostry przełożonej wylądowała właśnie na udach swojej faworyty nie dając o sobie zapomnieć. Ale ponad stołem gospodyni maskowała się doskonale bo Amelia chyba w ogóle się nie zorientowała w podstołowych manewrach i albo prowadziła albo przysłuchiwała się rozmowie.

- No będę musiała się przemęczyć póki nie dadzą twardego papieru - Mazzi dłubała w obiedzie jedna ręką, drugą podpierając się na łokciu o stół. W tej pozycji dłoń luźno zwisała jej z blatu niknąc z pola widzenia postronnych, przez co palce mogły spokojne jeździć po zuchwałej stopie szlachetnej pani.
- Byłam tu już - powiedziała nagle, patrząc na obie kobiety z jednakową, pogodną miną - W Sioux Falls. Dziś jak robiłyśmy zakupy na targu… pamiętam go. Pamiętam targ. Sam… obraz - westchnęła, przesuwając niedojedzonego kurczaka z prawej strony talerza na lewy za pomocą widelca - Już kiedyś tu byłam. Nie wiem kiedy… - prychnęła z czymś pokroju zmęczonej ironii - Ale chyba nie wpakowała się wtedy w kłopoty, skoro nie wylądowałam w szpitalu… znaczy potrafię być grzeczną dziewczynką, prawda Amy? - na koniec pokazała Betty język.

- O? Naprawdę? - Betty zapytała uprzejmie upijając łyk z kieliszka i patrząc chytrze na Księżniczkę. I dokładnie w tym momencie jej stopa przesunęła się dokładnie między udami rozmówczyni napierając na cienki materiał oddzielający ją od tego zwieńczenia tych ud.

- O tak! Lamia była cudowna! I taka zabawna! I wszystko co chciałam to mi kupowała. I jak nie chciałam to też mi kupowała. - blondyna nieświadoma manewrów o poziom poniżej roześmiała się wesoło i naturalnie potwierdzając słowa kumpeli. Nawet po przyjacielsku poklepała ją po dłoni na znak poparcia akurat gdy kilkadziesiąt centymetrów poniżej stopa gospodyni torowała sobie z mozołem drogę przez materiałową bramę kostiumu jaki miała na sobie Lamia.

- Ciekawe ale to jak byłaś, jako żołnierz, może został jakiś ślad. W księgach archiwalnych. Jeśli pobierałaś żołd na miejscu albo mieszkałaś w Domu Weterana. - okularnica mówiła tak spokojnie i płynnie jakby grzecznie siedziała na krześle, przy stole i nic poza tym więcej nie robiła.

- Może i tak, to by był już konkretny ślad - Mazzi wyprostowała się na krześle, manewrując przy okazji tak, aby ułatwić Betty zadanie. Przejęcia tym co powiedziała udawać nie musiała. Gdyby to była prawda, pozna może chociaż imiona i nazwiska ludzi z którymi służyła. Kto wie? Ktoś z nich mógł też wyrabiać sobie w mieście dokumenty, co dawało zdjęcia. Twarze… poznałaby twarze reszty oddziału.

- Dziś chcę wpaść wieczorem do Daniela, potem załatwić coś na mieście. Ten klub 41 - zwróciła się do blondynki - Na pewno będziesz wiedziała… gdzie tu można kupić narzędzia mechanika. Obiecałam Rude Boyowi, że naprawię mu brykę… to wypada ją naprawić. Mogłybyśmy jutro znowu skoczyć na miasto i skończyć na zakupach. - zaśmiała się wesoło. Widok zadowolonej blondyny sam z siebie poprawiał jej nastrój. Prawie tak jak manewry pielęgniarki pod stołem - Jeszcze parę papierów do przewalenia jest… i właśnie - pstryknęła palcami, zerkając na Betty - O której jutro kończysz?

- O tak! Bardzo bym chciała! - blondyna prawie dosłownie podskoczyła z radości i nawet klasnęła do tego w dłonie. Najwidoczniej dzisiejszy wypad musiała uznać za bardzo udany.

- Można by powiedzieć, że trafiłyśmy w sedno. - kasztanka zmrużyła oczy z zadowolenia i mocno zacisnęła usta. Pewnie po kolejnym łyku wina aby je w ten sposób oczyścić. I na pewno przypadkowo w tym momencie czubek jej stopy sforsował bramę z kostiumu króliczka i zagłębił się w te najciekawsze miejsce. Na razie dość skromnie i ostrożnie. Ale przy stole i sytuacji jaką miały do dyspozycji takie działanie pewniej gwarantowało zachowanie dyskrecji.

- A ja jutro kończę tak samo jak dzisiaj. Czyli gdzieś przed 17-tą powinnam być w domu. A dlaczego pytasz? - okularnica była bardzo ciekawa reakcji i odpowiedzi Księżniczki. I te nad i te pod blatem stołu. Leniwie i niewinnie bujała wino w kieliszku gdy jednocześnie wznowiła delikatne ruchy podrażniająco - penetrujące między skrytymi pod blatem udami Lamii.

Zachowanie kamiennej twarzy przychodziło z coraz większym trudem, tętno i tak przyspieszyło i Mazzi miała wrażenie, że przyjemność ma wymalowaną na twarzy neonową farbą. Zagryzła wargi, wzdychając cicho. Niby z zamyślenia...mhm.

- A z ciekawości pytam - zabujała brwiami, uśmiechając się tajemniczo - Jakbym powiedziała o co chodzi to by nie było niespodzianki… powiedz, jaki jest twój ulubiony kolor? - spytała, przepiła sokiem i spojrzała na Amy ze śmiertelną powagą - Moja droga… potem będziemy musiały obgadać coś na osobności… - pokiwała z namaszczeniem głową i w końcu się zaśmiała - O tak… zakupy to dobra rzecz. Na pewno je jutro zaliczymy. Chyba że chcesz rano gdzieś iść. Zoo, park, biblioteka?

- Słyszałaś ją Amy? Z ciekawości się cwaniara pyta. - okularnica zerknęła na blondynę a ta radośnie roześmiała się nieświadoma, że stopa rozmówczyni zaczęła właśnie wykonywać pulsujące ruchy, głównie lekko zagłębiając się albo wychodząc z otaczającej ją materii.

- Ale Lamia na pewno zrobi świetną niespodziankę! Na pewno ci się spodoba! - Amy w ciemno poparła kumpelę stając w jej obronie mimo, że Betty jak na razie wcale nie protestowała. A na pomysł, że kumpela chce z nią i tylko coś z nią obgadać energicznie potwierdziła kiwając głową.

- No dobrze, zaufam twojej ocenie Amy. - gospodyni wspaniałomyślnie zgodziła się i wróciła do Księżniczki. - Mój ulubiony kolor? No to na pewno nie taki jak w pracy.... No to powiedzmy czarny. Ewentualnie elegancki granat. - wyznała po chwili zamyślenia pielęgniarka.

- Do zoo mogłybyśmy pójść! I na te pączki do Mario! Oooo! Lody! Na lody! Chodźmy na lody! Wiesz, że mamy prawdziwą lodziarnię? I można kupić prawdziwe lody! - Amelia zapaliła się do pomysłu kontynuacji zakupowego szaleństwa.

- Lody? Lubię lody - śmiech saper miał w sobie sporo kosmatych nut, kiedy energicznie zacierała ręce. - Prawdziwa lodziarnia? Nie wiem czy kiedykolwiek byłam w prawdziwej lodziarni, chętnie nadrobię. Zjemy tyle żeby nie móc wstać… a potem wrócimy taryfą - szyła na szybko plan, jednak czynność tę przerwała sama gospodyni, wstając od stołu i dając sygnał do wymarszu w kierunku łazienki.
- Cieszy mnie wiara pokładana w moją skromną, niegodną osobę - mruknęła brunetce do ucha, idąc tuż za nią i ciągnąc blondynkę za rękę - Postaram się nie zawieźć… oczekiwań i… co najpierw? Mam pomóc się wam rozebrać?

- Tak. Na początek tak. Zdecydowanie tak. - gospodyni wydawała się być zachwycona reakcją i pomysłowością króliczka tak samo jak blondynka z pomysłu wypadu na lody. Blondwłosa głowa pokiwała energicznie głową na znak radosnej zgody na ten wypad. Betty zatrzymała się w progu łazienki gdy otworzyła drzwi. Pozwoliła by idąca za nią kobieta naparła na nią od tyłu swoimi krągłościami i przy okazji wciągnęła blondynkę w zasięg rażenia. Sama owinęła ramieniem głowę Lamii i znalazła ustami jej usta wpijając się w nie zachłannie i namiętnie. Prawie przy okazji przekręcając się bardziej bokiem a potem frontem do niej w trakcie tego pocałunku i całując też Amelię. Ta zarumieniła się i zachichotała traktując chyba to jako dobry psikus. W końcu Betty zwolniła miejsce i pociągnęła dwójkę swoich gości do środka. - No wreszcie! Ktoś będzie mnie rozbierał i pomagał w myciu a nie zawsze ja kogoś! - zawołała i zasłoniła się blondynką. Stanęła za jej plecami i zaczęła rozpinać jej ubranie dając znać Lamii by też dołączyła się do tej zabawy w rozbieranie blondynki. Amy zaś wyglądała na to, że jest rozbawiona i w świetnym humorze z tych dziewczyńskich żartów i psikusów.

- Ja tam nie narzekałam w kąpieli. Ani razu - sierżant udała że się dąsa, zachodząc Amelię od frontu i napierając na nią, aby zakleszczyć ją między sobą, a pielęgniarką. Dopiero wtedy sięgnęła powoli do jej ramion, zaczynając schodzić dłońmi niżej, przez tors, aż do krańców koszulki. Patrzyła przy tym w jedno niezabandażowane oko - Nic nie idzie poradzić, gdy ktoś ma talent…

Wzięta z dwóch przeciwnych stron blondynka poddała się rozbierającym ją dłoniom bez oporu. Pozwoliła aby kumpele rozpięły jej górę ubrania którą ściągnęła z niej Betty i dół którym zajęła się Lamia. Z wzajemną nagością i dotykiem wydawała się być coraz bardziej oswojona. A nawet traktując ten cały wspólny prysznic jak świetną zabawę. - O tak, chyba rzeczywiście mamy do tego talent. - gospodyni zajrzała centralnie przez ramię Amelii zerkając przez perspektywę jej piersi na kucającą przy jej nogach Lamię która właśnie skończyła pozbywać się dołu jej ubrania więc obrabiana przez nie blondynka była już idealnie naga.

- No dobrze, Amy napuścisz wody? - zapytała grzecznie pielęgniarka ale jak zwykle miała taki dryg do dyrygowania, że nawet jej prośby brzmiały jak klarowne rozkazy starszego stopniem. Blondyna pokiwała zgodnie z główką i zajęła się odkręcaniem wody przy okazji nachylając się nad wanną i wypinając swoje tylne wdzięki. Betty przez chwilę patrzyła na jej sylwetkę jak kobra w poruszającą się końcówkę fletu. Pokiwała z uznaniem głową doceniając walory blondynki ale chwilowo zajęła się brunetką. - No to Księżniczko czyń swoją powinność. - powiedziała wystawiając nieco swoją nogę do przodu i stawiając swoją ubraną w kapcia stopę na udzie swojej faworyty.

Mazzi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Ochoczo zabrała się do pracy, kładąc dłonie na kostce brunetki i jadąc nimi po skórze do góry aż doszła palcami do krawędzi spódnicy. Tam chwilę zamarudziły, sprawdzając jędrność uda i ruszyły dalej i wyżej, aż trafiły na podwiązkę pończochy.
- Specjalne życzenia? - saper spytała pochylając się do przodu i całując oswobadzane kolano. Patrzyła Betty prosto w oczy.

- Hmm… - Betty nagrodziła swoją ulubioną pacjentkę spojrzeniem pełnym aprobaty, przyśpieszonym oddechem i łapiąc jej brodę jakby chciała się upewnić co do kontaktu wzrokowego. - Nie zapomnij nawilżyć. Nawilżone wszystko łatwiej schodzi. Albo wchodzi. - pogładziła Lamię po policzku i dłoń gospodyni zanurzyła się w jej włosy przysuwając głowę pacjentki do swoich ud. Amy zaś usiadła naga na krawędzi wanny obserwując z fascynacją w oczach te widowisko z odległości pół kroku od niej.

Jak to leciało? Pani każe, sługa działa… czy jakoś tak. Lamia skończywszy z pierwszą pończochą, zabrała się za drugą, chociaż szło ciężej przez to że robiłą to jedną ręką. Drugą ściągała bieliznę i podwijała spódnicę pielęgniarki, dokładając do zmagań najpierw zęby gdy krnąbrny materiał nie chciał współpracować, a potem wagi i język, kiedy wreszcie opadł i podwinął się, ujawniając skrywane dotąd tajemnice.
 
Driada jest offline