Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-12-2018, 03:46   #28
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Panowie z miejsca podnieśli standardowe i tradycyjne jakże męskie i jakże wojskowe ochy i achy na taki pomysł, że ktoś z nich wymięka. Dave szybko rozdał karty i zaraz potem karty poszły w ruch. Grało się całkiem przyjemnie i wesoło. Humory wszystkim dopisywały i karty szły równie szybko jak tury. Sierżant szybko wyłapała, że mimo piżam gra z innymi wojakami. Mieli te same nawyki, język i slang. Panowie jakby przekonali się, że mimo różnicy stroju grająca z nimi kobieta jest ulepiona z tej samej gliny. To sprawiało, że zaczęli ją traktować jak swoją. Powiedzieli też nieco o sobie. Dave okazał się być operatorem moździerza i generalnie specem od broni ciężkiej. Ray zaś był łącznościowcem. Szybka partia szybko poszła i na końcu wyszło, że karta starszej sierżant zdecydowanie nie szła więc musiała pozbyć się jakiegoś fatałaszka. Właściwie na wierzchu miała płaszcz więc go zdjęła. I wtedy Dave’a i Raya na chwilę zamurowało. Zupełnie jak niedawno Daniela kilka sal dalej. Sam Ranger zaś uśmiechnął się z uśmieszkiem wyższości i napawał się minami kolegów.

- Noo doobraa to ten… druga tura. - wymamrotał w końcu “Rambo” po czym z trudem odkleił wzrok od “króliczka”, zebrał karty, przetasował i znów zabrał się za rozdawanie. Zaczęła się druga tura ale chłopakom coś często wzrok uciekał ku okrytym skąpym strojem kobiecym krągłościom i wypukłościom.

Starsza sierżant korzystała z tego ile wlezie, niby przypadkowo i bez żadnej premedytacji bawiąc się włosami, a to zmieniając zakładane nogi i pochylając do przodu, aby oprzeć łokieć o kolano.
- Gadaliście z doktorem Brennem? - rzuciła mimochodem, równie przypadkowo trącając Rambo stopą. Zaraz trąciła nią i Daniela, uśmiechając się do niego uśmiechem zadowolonego kota - Tak w przybliżeniu kiedy was wywali do domu weterana?

- No ten… no jeszcze nie… nie wiem po co nas trzyma. - Dave miał trudność z mówieniem, zwłaszcza po tym jak otarła się o niego kobieca stopa. Daniela też trochę ten ruch rozproszył.

- Pewnie sam nie wie po co nas trzyma. - prychnął z nieco przesadną irytacją Ray. Karty znów były w ruchu i w grze. Dobierali, przebierali, wybierali, rzucali i w końcu wyszło, że tą rundę wygrał Daniel. A najsłabiej poszło Dave’owi. Tyle, że chłopaki w ogóle nie byli zainteresowani oglądaniem go w podkoszulku jaki miał pod piżamą więc musiał zapłacić fajkami.

- A ty jesteś w Domu Weterana? A w jakim pokoju? Bo wiesz, może będziemy się odwiedzać, nas też w końcu tam wypuszczą. - Dave odzyskał rezon i zaczął drążyć wokół ulubionego tematu bliższego poznania się ze starszą sierżant.

- Ona jest teraz u tej wrednej małpy w okularach. Przecież wyszła na przepustkę. - Ray przypomniał kumplowi wzdychając ciężko gdy musiał przypomnieć o czymś oczywistym.

- Ano tak… ej, Lamia, powiedz, a ona tam też was tak gnębi jak tutaj? Wrzeszczy, gasi światło i w ogóle? - Dave’a widocznie zaintrygowała mniej szpitalna strona siostry przełożonej bo zapytał zaciekawiony patrząc na pacjentkę na przepustce.

Sierżant westchnęła teatralnie, kręcąc z naganą głową. Uwzięli się na biedną Betty i nie chcieli odpuścić.

- Gnębi? - prychnęła, biorąc do ręki karty i posłała mężczyznom niewinny uśmieszek - Mamy własne sypialnie, pieczemy razem ciasta, gadamy, plotkujemy… takie babskie sprawy. A wieczorem wspólna kąpiel, bo wiadomo że w kupie raźniej… ma zajebistą wannę. z ciepła wodą, pianą. Czyste ręczniki i pościel. No i gąbki - zrobiła przerwę żeby strzepać paproch z dekoltu - Aż się chce umyć komuś plecy… to się myłyśmy. No i spałyśmy razem. W jednym wielkim łóżku… - wyszczerzyła się, odkładając karty licami do dołu - Dobieram dwie.

Trójka mężczyzn, trójka pacjentów, bo tym razem Daniel okazał swoją solidarność gdy chodziło o tego babskiego, szpitalnego tyrana w okularach okazała się nadzwyczaj zgodna w reakcji. Znaczy najpierw trochę się zapowietrzyli gdy widać do wyobraźni dotarł obrazek trzech kobiet biorących wspólną kąpiel i śpiących we wspólnym łóżku. Ale szybko skoncentrowali się na tym co było przecież najważniejsze.

- No patrzcie, cała wanna, bąbelki a nam to ledwo co letniej naleje i tyle. - żachnął się Roy ze złością rzucając kartę.

- No i niby plecy myje i w ogóle, że pomaga. Akurat. Prędzej by utopiła człowieka w tej wannie niż pomogła. - zgodził się Dave dobierając też dwie karty.

- I zamyka w izolatkach. - Daniel też widać miał żal do okularnicy za jej nieludzkie, szpitalne traktowanie.

Gdy tak sobie po męsku się poużalali na tą srogą siostrę przełożoną to widocznie im się zrobiło lżej no i w międzyczasie zaskoczenie rewelacjami jakie o Betty sprzedała im starsza sierżant jakoś udało się stłamsić. I przy okazji rozegrać kolejną partię. Tym razem to Lamia była górą i wygrała główną pulę fajek zaś największym przegranym okazał się Ray. No i zanim znów zdążyli rozdać karty dał się słyszeć głos pielęgniarki obwieszczający koniec odwiedzin. Czas było się pożegnać.

- O tak… jest taka zła i niedobra… zakuła mnie w dyby - dolna warga Mazzi zadrżała - Ale tylko na chwilę. Smaku narobiła - pokręciła ponuro głową - Dobrze że potem była jeszcze Madi, ta masażystka - chciała powiedzieć coś jeszcze, ale jazgot piguły przerwał jej tok rozumowania. Koniec czasu, miała spieprzać. Automatycznie odwróciła się do Daniela nie tylko głową, ale i całym ciałem, wstrzymując oddech i zaciskając szczęki. To już? Miała już iść i go zostawić? Przecież niedawno co przyszła…

- Dobra chłopaki, będę sie zwijać. Słyszycie jak mordę piłuje. - odzyskała panowanie na tyle żeby wypowiedzieć luźnym tonem swoje gorzkie żale - Jeszcze się jej uwidzi mnie tu z wami zamknąć na noc, albo jeszcze gorzej. Gdzieś w piwnicy, ciemnej i ciasnej. Na twardej zimnej ziemi… i obiecałam Betty że się dotoczę o ludzkiej porze - skrzywiła się, oddając karty po czym na jej twarz wrócił uśmiech - Ale to wpadne jeszcze, nie jutro to pojutrze. Powtórzymy partyjkę - zerknęła na Rangera - Albo ze trzy. A teraz co… chyba trzeba spierdalać w podskokach… - wstała, łapiąc kaprala za rękę i ciągnąc za sobą żeby wstał - Trzeba ci sprawdzić czy pod łóżkiem nie ma potworów… albo strzepać poduszkę?

- Mnie byś mogła strzepać. Ale niekoniecznie poduszkę. - Dave okazał się bystry i z wysokim refleksem jak zwykle gdy chodziło o aktywności związane z sierżant Mazzi. Daniel się skrzywił niechętnie, Roy się zaśmiał i kapral Dakota Rangers pociągnął ze sobą gościa w stronę korytarza. - Chodź, kawałek cię odprowadzę. - rzekł wychodząc z sali i idąc korytarzem w stronę klatki schodowej.

Szli obok siebie przez korytarz. Wcześniej panowie sądząc po minach chyba niezbyt wiedzieli jak zareagować na wzmiankę o jakiejś masażystce i dybach o jakich wspomniała sierżant więc bezpieczniej woleli widać nie drążyć tego tematu. Przeszli przez korytarz, schody i w końcu wyszli na zewnątrz. Rzeczywiście już było wyraźnie chłodniej chociaż nadal ciepło. Ale wieczór już wisiał w powietrzu mimo, że było jeszcze jasno.

- To no ten… fajnie, że wpadłaś. I tam u ciebie… - zaśmiał się cicho kapral na wspomnienie wspólnej wizyty na starym łóżku Lamii. - I ten kostium. No dałaś czadu. Chłopaki pękną z zazdrości. - Daniel wydawał się być w świetnym humorze z powodu tej wizyty.

Sierżant zachichotała, gapiąc się na niego błyszczącymi ślepiami. Właśnie takim chciała go widzieć i pamiętać. Gdy tak uroczo się uśmiechał nie szło od niego oderwać oczu.
- Cieszę się, że ci się podobało - odpowiedziała szczerze, obejmując go gdy stanęli przy schodach na parkowy chodnik. Wtuliła się ufnie, kładąc mu głowę na ramieniu tak aby móc patrzeć na roześmianą twarz - Wiesz że nie zrobiłam tego dla nich… tylko dla ciebie, prawda? Innych mam gdzieś. Jak chcesz możemy im dawać więcej powodów do zazdrości. Wpadnę pojutrze… specjalne życzenia do co ubioru? Dla mnie… -zacięła się i musiała przełknąć ślinę, mrugając szybko parę razy - Dla mnie wystarczy że będziesz… więc bądź, ok? Nie znikaj nigdzie, po prostu… chcę żebyś był. Wtedy będzie super.

- Nieważne. - machnął ręką i objął ją po chwili wahania. - Jak przyjdziesz to będzie super. - powiedział i zamilkł trzymając ją w objęciach i lekko bujając się wraz z nią na boki. Milczeli gdy coraz więcej osób mijało ich idąc w stronę miasta. - Noo too… Lepiej już idź. Wieczorami różnie bywa z autobusami. - powiedział po dłuższej chwili gdy z ociąganiem się wypuścił ją z objęć.

- Przyjdę, obiecuję - pocałowała go krótko, dusząc cisnące się do oczu łzy. To tylko dwa dni, nic się nie działo. Nikomu z nich nic się nie stanie, oboje tu będą... w coś trzeba wierzyć - Obiecuję, że przyjdę pojutrze. Dobranoc Daniel, śpij dobrze i... do zobaczenia - powtórzyła, ściskając go za ręce, a potem robiąc krok do tyłu i jeszcze jeden, a każdy z nich był ciężki. Tak samo jak powrót do świata poza bezpiecznymi murami szpitala.
 
Driada jest offline