Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-12-2018, 20:36   #92
Fyrskar
 
Fyrskar's Avatar
 
Reputacja: 1 Fyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputację
Marka mógłby przysiąc, że po przybyciu na arenę zobaczył niżej Barę i Hokka, ale nie miał pewności, więc spędził kilka dłuższych chwil, uważnie przypatrując się tylnym częściom ich głów. Dopiero kiedy zbliżyła się do nich Toydarianka, Hokk obrócił się bokiem i Durn zdobył pewność, że to jego nowi znajomi.
- Spróbuję się dostać niżej, poodoo stąd widać - rzucił do masażystki. - Spróbuję się dostać niżej, widzę tam chyba moich znajomych. Idziesz ze mną? Tobie łatwo będziesz się przepchnąć w tłumie kurdupli takich jak ja - zaśmiał się.
- Masz rację, nie będę stąd widziała Gerdarra. Chcesz wyjść poza trybunę pracowników? - spytała, widząc, w którym kierunku patrzy szmugler. Po ich prawej stronie na schodach w dość dużych odstępach stali strażnicy Grakkusa, którzy oddzielali trybunę pracowników i zwykłych mieszkańców miasta. Barah z Hokkiem nie siedzieli o wiele niżej, za to przy samym skraju schodów.
- Tak, moi znajomi są kawałek niżej - zastanowił się chwilę. - Zgarniamy ich i zepchniemy się jeszcze kawałek niżej. Co ty na to?
- Tylko nie naróbmy kłopotów. - Bessaliska musiała niemal krzyczeć, by dało się ją usłyszeć. Tłum na trybunach w tym momencie oszalał. Na Arenę wkroczył właśnie Gerdarr ze swoją mechaniczną piłą, przechodząc na sam środek, aby się zaprezentować. Naprężył muskuły i zakręcił młynka swą bronią. Pozostali gladiatorzy patrzyli na niego z zawiścią. Masażystka z pełnym entuzjazmem pomachała mu wszystkimi swoimi ramionami, zatrzymując się na chwilę. Marka zszedł już na schody, Barah siedziała trzy trzy stopnie niżej, w ostatnim rzędzie zwykłej trybuny. Wokół brakowało już miejsc.



Barah zaczynała niejasno zdawać sobie sprawę ze smrodu dolatującego od sąsiadki Nautolana, jednak chwilowo nie zwracała na to uwagi. Odwróciła wzrok od trybun pracowników i zerknęła na Hokka, krzywiąc wargi w kwaśnym uśmieszku.
- Cieszę się, że się zgadzamy - odparła cicho, kątem oka sprawdzając, czy nikt nie nastawiał uszu na ich rozmowę. Potem ciągnęła: - Źle to wygląda. Umówiliśmy się na jednego Neimoidiana, a siedzi ich tam dwóch, w dodatku w samym środku rzędu. Nie mamy pojęcia, gdzie jest ten Krestis… Słuchaj, Hokk, na razie widzę to tak… - Barah przez chwilę w namyśle bawiła się kosmykiem włosów, spoglądając na Nautolana. Potem westchnęła i wymruczała: - Kiedy zaczną się walki, mogę spróbować dostać się do tych przyjemniaczków po mojemu, ale… w razie czego może się przydać drobne odwrócenie uwagi. Krestisem będziemy się martwili później. Jeśli coś się spieprzy, próbujemy wiać. Nie mam innych pomysłów, więc jestem otwarta na propozycje, jeśli masz lepszy plan. - Umilkła, patrząc na niego z nadzieją. Barah nie miała nic przeciwko odrobinie ryzyka, lecz tym razem porażka naprawdę słono by kosztowała. Znów zaczynała mieć wątpliwości, czy słusznie zrobiła, wracając do Bogg’dana. Czy to było warte takiego nastawiania karku…? Miała tylko nadzieję, że Hokk nie zdawał sobie sprawy, jak silna była ta niepewność.

W słuchawce Bary jakby na wezwanie odezwał się Bogg'dan swoim głosem z modulatora.
- Zmiana planów, Barah, skupcie się na Lenteroocie, zignorujcie sprawę Krestisa. Dzięki Sekiemu udało nam się go uratować. No… prawie. Trzymajcie za niego kciuki - zakończył tajemniczym tonem.
Tymczasem nad areną, na latającej platformie, pojawił się spiker i dwóch komentatorów. Każdy z innej rasy tak rzadkiej, że nawet Barah z Hokkiem nie potrafili ich rozpoznać, zwłaszcza że byli dziwnie ubrani w stylu pustynnych pustelników, opatuleni szczelnie szmatami.
- Panie i Panowie, w imieniu Lorda Grakkusa, naszego znamienitego Pana, władcy Hutta Town, pragnę was wszystkich powitać! Dzisiejsze walki będą s p e k t a k u l a r n e. - Gdy wypowiadał te słowa, tłum na trybunach zaczął szaleć, jednocześnie ludzie zaczęli klaskać i wiwatować. Gruba toydorianka z zachwytu upuściła kubeł z robactwem, którego zawartość częściowo spadła na kolano Hokka. - Dzisiaj nasz największy czempion Gerdarr trafi na największe wyzwanie w całej swojej karierze! - kontynuował spiker, a tłum coraz bardziej szalał. - Ale zanim to nastąpi, na arenie pojawi całe stado najlepszych gladiatorów z naszych szkół! - Na arenie zaczął panować taki hałas, że ledwo było słychać osobę siedzącą obok. Na arenę wychodzili się zaprezentować pierwsi groźnie wyglądający gladiatorzy.

- Dobrze was widzieć - rzucił Marka do ucha Bary, schodząc trzy ostatnie stopnie w dół. - Jak się bawicie? - spytał głośno, próbując przebić się przez hałas.
Po niespodziewanym pojawieniu się szmuglera Zeltronka odwróciła się do niego, obdarzając go promiennym uśmiechem.
- Ciebie również. Co do zabawy, to tutaj jest średnia, zwłaszcza dla Hokka... - To rzekłszy, zerknęła ze współczuciem na Nautolana, który przed chwilą zaliczył bliskie spotkanie z cuchnącą zawartością kubła Toydorianki. Smrodek dookoła był już dobrze wyczuwalny. - O wiele lepiej byłoby gdzieś, gdzie nikt nie rzuca wokół swoim… jedzeniem. - Barah najwyraźniej nie potrafiła znaleźć adekwatnego określenia dla podejrzanych przekąsek, które zasypały okolicę.
- Taak. - Marka zerknął z ukosa na starą Toydariankę. Publiczność na trybunach areny była równie cudowna jak samo Nar Shaddaa. - Planowaliśmy z moją znajomą zejść trochę niżej. - Wskazał na towarzyszącą mu Bessaliskę. - Widzicie jakieś miejsce, gdzie możemy się przepchnąć?
Barah powiodła wzrokiem po trybunach i gęstym, falującym tłumie. Po tej obserwacji nasuwał się tylko jeden wniosek.
- Tutaj wszystko pełne, a dół był zajęty prawie od razu - stwierdziła Zeltronka. Potem jej spojrzenie przesunęło się nieco dalej i zawisło tam na moment. Uniosła kącik ust w lekkim uśmieszku. - Jedyne w miarę luźne miejsce to trybuny pracowników. Chyba całkiem wygodnie sobie tam siedzą.
- Właśnie stamtąd zeszliśmy - odpowiedział Marka, samemu rozglądając się dookoła. - Wygodniej, mniejszy ścisk, ale i mniej na arenie widać.
- O ile nie chcemy zrzucać widzów z miejsc, i tak nie znajdziemy na razie lepszego widoku - odparła Barah z zachęcającym wyrazem twarzy. Pojawienie się Marki zaczynało cieszyć ją nie tylko dlatego, że uwielbiała pogłębianie nowych znajomości: dawało również iskrę nadziei na nieco łatwiejszy przebieg akcji.
- Ale masz rację, krucho tu z miejscem. - Szmugler nadal się rozglądał. - Za bardzo się kłębią z przodu - rzucił do towarzyszki: - To co, wciskamy się z powrotem do pracowniczej?
- Chodźmy - rzekła zmęczona tym zwlekaniem Bessaliska. - Bo zaraz nawet u nas nie będzie żadnego miejsca. - Masażystka spojrzała na najbliższego strażnika. - Coś mu musisz powiedzieć, żeby przepuścił twoich przyjaciół.
- Kochani - zagadał do Barah i Hokka. - Powiedzcie mi, mam przekonać tego strażnika, że powinniście być na trybunach czy macie kilka kredytów, żeby zapłacić za jego milczenie?
- Według mnie zawsze lepiej najpierw rozmawiać - stwierdziła Zeltronka, po czym dodała niewinnie: - Cięższe argumenty można wytaczać później.
 
Fyrskar jest offline