Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-12-2018, 04:32   #101
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Burza przyniosła ledwie delikatne opady deszczu. I stali tak w Caernie omawiając dalsze plany. Wałach miał zarządzać obroną. Zostawało ich tylko trzech. Jednak nikt nie spodziewał się kontry, a Żenia i Wojtek przemilczeli historię o nowej grupie Tancerzy Czarnej Spirali pracującej dla Pentexu.

Zapalniczka przedstawiła sytuację jako oczywistą. Krewniak jednego z poznańskich wilkołaków zdradził i trzeba było załatwić tę sprawę „w rodzinie”. Wałach i tak powiedział, że dołączy do nich Misza,

Kolejne dwie godziny zajęły kwestie logistyczne. Wojtek korzystając z tego, że nikt nie chce go oglądać poszedł oddać auto i uregulować należności związane z uszkodzonym zderzakiem. Zapalniczka z Żenią pojechały na osiedle Zaara. Coś było tam inaczej niż być powinno. Czuli na sobie wrogie spojrzenia mieszkańców.

Aniela odstawiła motocykl, a z jednego z garaży wyjechała Jeepem Wranglerem. Po drodze zgarnęli Wojtka a chwilę później Szramę. Gdy zostawiali za sobą Poznań Żenia odwróciła się patrząc w burzę. I zanim zobaczyła tarczę pełni księżyca przez moment mogła przysiąc, że wśród rozświetlanych błyskawicami chmur mignęły wielkie, błoniaste skrzydła.

Na autostradzie kierownicę przejęła Szrama. Była najbardziej wypoczęta. Miała tylko trzymać prosto kierownice i wciskać gaz. Obok niej siedział Wojtek, którego miała budzić gdy trzeba będzie zwolnić, gdzieś zjechać… czy ogólnie zrobić coś do czego wartoby było umieć prowadzić.

Zapalniczka padła bez przytomności. Dobiegała końca jej druga doba bez snu. Żenii zasypianie zajęło nieco dłużej. Zwłaszcza, że auto skakało po minięciu bramek. Szrama mimo swojej koordynacji miała problem ze zmianą biegów przy jednoczesnym wciskaniu i puszczaniu sprzęgła. Na prostej było lepiej. Choć przed zaśnięciem Żenia pamiętała jak wyprzedzał ich TIR.

Było przed świtem gdy się obudziła. Prowadził Wojtek, a autostrada była już wspomnieniem. Zapalniczka nie drgnęła. Szrama spała zwinięta w kłębek na przednim siedzeniu.

Zostało im jeszcze blisko cztery godziny drogi wedle wskazania GPSa wiszącego na przedniej szybie. Wojtek ziewał, więc albo dopiero się wymienił z wilczycą, albo wymienił się już dawno i dał jej pospać. Brunetka nie miała czasu dywagować. Musiała korzystać ze snu.

Następne przebudzenie było na stacji benzynowej. Ubrana w luźny top i krótkie spodenki o luźnych nogawkach Szrama przyniosła dla wszystkich kawę. Usiedli na drewnianych ławkach. Mimo spania w samochodzie nikt nie wyglądał na rześkiego. Ale wszyscy uśmiechali się mając w pamięci popis Sędziego Zagłady.

Żeńka nie mogła jednak przejść do porządku nad śmiercią Ognistej Wrony. Czy to do tego odniósł się Ryk Gromu? Nieodparte wrażenie, że to Pasikonik zabił jej pierwszego ducha wprawiało dziewczynę w gniewne drżenie. Widok smoczych skrzydeł odebrał jej też ten ułamek błysku nadziei jaki poczuła po wyroku Pazura.

Zaczynała mieć dość zagrywek Smoka.
Z nieświadomie zaciętą miną kombinowała jak się go pozbyć. Jedynym logicznym sposobem była ucieczka z pola bitwy. Drugim zablokowanie caernu w Toruniu lub dogadanie się z tym całym Hakakenem. Trzecim… który wywołał uśmiech brunetki… odebranie mu zabawek np Pieśni i Fedira oraz dwójki „silnych” wyciągniętych z Łodzi.

- Zapalniczka to jaki jest plan? - spytała dziewczyny mając w pamięci świeżą awanturę.

Blondynka sięgnęła do małej torby i wyjęła coś wyglądającego na przerośniętego tableta. Po bliższym kontakcie fioletowe urządzenie okazało się małym laptopem.

- Miałam trochę czasu, żeby o tym pomyśleć - zaczęła, a w głowie Wrony pojawił się obraz dziewczyny leżącej całą drogę z otwartymi ustami. Zaiste, jeśli obmyśliła plan, to kryła się z tym pierwszorzędnie.
- Fuz uczył innych krewniaków survivalu. Facet jest byłym wojskowym. Ma chatę w lesie - odgięła ekran do 180 stopni, tak, że leżał teraz na blacie niczym mapa. I faktycznie mapa satelitarna wyświetlała się na małym ekranie.
- Chata jest tutaj. Jeżeli facet jest związany z Tancerzami Skór, to nie możemy wykluczyć, że ktoś z nich mu towarzyszy. Wtedy czeka nas walka. Dlatego musimy zabezpieczyć teren. Możemy spodziewać się sideł i innych pułapek. Myślę, że ja albo Żenia podejdziemy otwarcie i bez broni, żeby z nim porozmawiać. Mnie zna. Łatwiej będzie mu obdarzyć mnie zaufaniem. Choć myślałam też o użyciu Kamienia. - Przy tych słowach spojrzała na Żenię. Liczyła się z ją opinią, bo tak naprawdę to ona doprowadziła do miejsca w którym teraz byli.
Żenia z totemem Smoka. Szrama, alfa bez watahy. Zapalniczka, opiekunka Caernu z przypadku. Wojtek, ronin. Razem na kawie, na stacji benzynowej w bieszczadach.

- Warto by może w takim razie podejść z Umbry a na pewno sprawdzić czy coś w niej nie ma. -Żeńka skinęła pierwszej części wypowiedzi. - Z kamieniem możliwa opcja ale brakuje mi więzi z duchami. Jeśli teraz skorzystam z kamienia nie będę mogła zrobić nic więcej póki nie pomedytuję.

- Kiepski moment na medytację. - Podsumowała Szrama.
- Zerknę do Umbry, ale to jednak krewniak, więc jeśli niczego tam nie znajdę, to zaraz jestem z powrotem - dodała drapiąc się po szyi.

- No kiepski - Żenia nie mogła się nie zgodzić - ok myślę, że powinniśmy ruszyć we dwójkę a Wojtek, Szrama i Misza obstawią tyły. Jeśli Cię Fuz zna to łatwiej Ci go będzie wypytać o detale. - ostatnia kwestia skierowana była do blondynki. Żeńka trochę ją testowała a trochę dawała pola do wykazania się. Niech Dachówka ma.

Blondynka pokiwała głową. Grymas na twarzy jaki pojawił się na moment dał do zrozumienia Żenii, że dziewczyna zapomniała o Miszy. I jakby chcąc z tego wybrnąć rzuciła wyjmując telefon:
- Muszę zadzwonić do tego chłopaka od Harada. Miał się niby odezwać, ale coś milczy…

- Jest krewniakiem. Całe życie spędził z wilkołakami. Uczył innych krewniaków. Jest byłym wojskowym. Wie, że go rozgryźliśmy. Zdajecie sobie sprawę, że uzbroi się w srebro i materiały wybuchowe? - przemówił Wojtek. Nie podniósł wzroku znad kawy. Jakby nie czuł się godny patrzeć na otaczające go kobiety. - Wasz spacer na rozmowę w leśnej chatce może zmienić się w walkę o życie.

- Myślisz, że ma dostęp do srebrnej amunicji? Skąd? Można przejeść Umbra wprost do chatki? - Żeńka spojrzała na Szramę. - A może po prostu zadzwonię do niego i poproszę zeby wyszedl na spotkanie?

- Może umbra nie jest złym pomysłem. Tam nie ma dostępu jako krewniak. A duchy nie pomagają Tancerzom Skór - podchwyciła zapalniczka.

- A co z tą srebrną amunicją? - podchwyciła Szrama.
- Nic. Koleś ma koło czterdziestki, tak? Ja w jego wieku umiałem już przetapiać metale. To nie jest problem przetopić widelec na pocisk. Potrzeba tylko trochę czasu. Owszem, zajedzie takimi samoróbkami spluwę po sześciu, może siedmiu strzałach. Ale ile nas tam idzie? Pięcioro?
Ronin podniósł twarz i spojrzał na Żenię.
- W wersji ekonomicznej upcha proch albo granat do słoika wypchanego pociętymi łyżeczkami. Jedno bum, a my leżymy okaleczeni i wyjemy z bólu. Nie bagatelizujcie go. Nikt z was nie służył w wojsku. Prawda?
Tylko Żenia nie była pewna odpowiedzi na to pytanie. A przez jej umysł przeleciał przebłysk wybuchających bomb i szybkiego biegu w jakimś okopie.
Mina Wrony należała do tych, które nazwać można „niezobowiązująca”. Albo „żeniewinna”. Lub „ragabashoniewiedząca”.

- Chyba nikt go nie bagatelizuje. Wydaje mi się, że wejście z Umbry i pogadanka to najszybsza metoda zamiast zabawy w podchody w lesie. - mruknęła pochlipując kawę i ni to opierając ni to ocierając pokrzepiająco o Kła
- Czyli wbijamy wszyscy umbrą. Wbijamy do jego chaty. Ja i Żenia wyskakujemy i przyciskamy go do podłogi. Tak? Po chwili wchodzi reszta. - podsumowała Zapalniczka.
- Czy Żenia nie mówiła, że kiepsko u niej z więzią? Nie wyskoczy szybko z umbry - zaoponowała Szrama.
Ronin podrapał się po głowie i dodał:
- A może ja i Żenia pójdziemy na piechotę mimo wszystko?

Wrona wstała nagle z ławeczki na jakiej przycupneła. Chlupnęła kawa ale na szczęście nie ochlapała dziewczyny. Szybki spacerek do kosza na śmieci by ukoić rosnącą irytację.
„Ja prdlę”
Żenia zmęłła przekleństwo w ustach.
Akcja z cyklu „wejść - wyjść” a dywagacja jakby to co najmniej wjazd do Pentexu był.

- Z Umbry mnie nie może któs z was przeciągnąć? Jak nie to Zapalniczka i Szrama idą Umbrą. Włażą do domku. I rozmawiają z Fuzem. - Żenia podkreśliła „rozmawiają”. - Musimy się dowiedzieć czemu zdradził, jak się kontaktuje z tancerzami i gdzie ich można znaleźć. Sądzić można go później. Misza, Wojtek i ja obstawiamy chatkę. Zadzwonię do niego, żeby odwrócić ewentualnie jego uwagę i ułatwić wam wejście. Pasuje? - rozejrzała się po zebranych i dopiero wtedy ugryzła w język patrząc na szramę.
- Dobra, ja was wciągnę - powiedziała Szrama. Dam radę. Chyba.
- Ok. to robimy tak: Ja, Żenia i Szrama idziemy do środka umbrą. Ro.. Wojtek i Misza obstawiają zewnętrzna część. Chcę cię - zapalniczka spojrzała na Żenię - mieć blisko. Jesteś w tym od początku.

- Ok. To co? Jedziemy dalej?
„Mieć blisko” zabrzmiało dla Żenii jak „mieć na oku”. Jakoś nie do końca dowierzała szczerości blondynki.

Miszę spotkali kilkadziesiąt minut później. Był w okolicy chaty Fuza. Ocenił miejsce jako spokojną dziurę zabitą dechami. Nie zbliżył się na mniej niż trzysta metrów, gdyż taką wytyczną dostał od Wałacha. Zapalniczka pokrótce wprowadziła go w tajniki skrupulatnie obmyślonego planu. Pokiwał głową i zrobił zniesmaczoną minę na myśl, że zostanie z Roninem. Sprawdził ostentacyjnie swój ciężki pistolet, na co ekipa z Poznania wymieniłą spojrzenia. W zasadzie nikt o tym nie myślał, ale nie były jakiś specjalnie wyposażone. Na szczęście chatka była na odludziu. Toteż wejście do umbry nie powinno być trudne.

Szrama skrupulatnie zdjęła swoje ubranie i złożyła je w kostkę. Zapalniczka zrobiła podobnie, jednak dużo szybciej przyjęła formę Crino. Homidzi dużo gorzej znosili nagość niż lupusy. Szykowali się w końcu na potencjalną walkę.

Żenia władowała ciuchy do plecaka myśląc, że powinna nosić w nim choć zapasową zmianę bielizny. Puknęła Wojtka z przekornym uśmiechem grożąc mu palcem:
- Nie jest znowu aż taki mały!

Szrama w końcu zmieniła się w wielkiego wilka. Wyraźnie bardziej pasowała jej walka w tej formie. A potem skupiła na swoim odbiciu w lusterku Wranglera.

W czasie krótszym niż oddech las zmienił się. Był większy i bardziej dziki. Po Jeepie nie było śladu, zaś wąska ścieżka prowadziła do chatki upchanej w leśne ostępy. Jednooka wilczyca puściła się biegiem. Za nią rudo-szara Zapalniczka.

Wrona biegła na końcu. Nie zmieniała formy. Nie … jakoś widok Nahajki pulsującej na jej ramieniu plus wyobrażenie sobie czarnej wilczycy z tym czymś. No jakoś nie pasowało. Musiała się oswoić ze świadomością posiadania zmorowatej pijawko- ośmiornicy. Rozglądała się na ile pozwalał jej na to bieg.

W lesie były tylko zielonkawe duchy drzew. Do drzew podobne. Nie odzywały się. Nie ruszały. Tylko były. Zawieszone w pustce. Szrama wpadła do środka wybijając okno. Zapalniczka wskoczyła za nią. Żenia nie widziała niczego podejrzanego przed chatką. Sama chatka wyglądała na zapuszczoną. Mogła w środku mieć może dwa, może trzy pomieszczenia.

Brunetka podążyła za kobietami.
W pomieszczeniu Zapalniczka w łapie trzymała kawałek szkła przed twarzą wilczycy. Druga łapą była wczepiona w grzywę bestii. Tylko porozumiewawczo machnęła pyskiem w stronę Żenii. A w mózgu Córki Ognistej Wrony zabrzmiał głos Szramy:
“Lewą łapą, niech mnie to coś nie dotyka”

Westchnienie pełne rezygnacji towarzyszyło wplataniu palców lewej ręki w futro Szramy. Wrona skrzętnie ukryła niejakie rozbawienie reakcją jednookiej. Wcale ją ona przy tym nie dziwiła. Kto by chciał być dotykany przez pociotka latającego potwora spaghetti?

“Cholera”

Żenia usłyszała w głowie jedno słowo w wykonaniu szramy i już wiedziała, że genialny plan z wbiciem do chatki spalił na panewce. Czas płynął.

“Czekamy”

- A może wyjdziemy przed drzwiami i zapukamy?
Ułamany paznokieć znowu przyciągnął uwagę brunetki.

Dziewczyny kręciły się wokół chaty. Szrama starała się nawet rozmawiać z duchami, ale te nie widziały niczego ciekawego. W końcu wilczyca poczuła, że może spróbować ponownie. Przyjęły pozycję z wczepieniem w grzywę i odłamkiem szkła. I tym razem przeskoczyły przed chatę.

Jakież było ich zdziwienie, gdy powitał ich płonący budynek. Gęsty dym zaczął je dusić. Chata już nie przypominała tego budynku przed jakim stały w umbrze. Chata najprawdopodobniej wybuchła. Na szczęście nie zapalił się las.

- No job twoju mać - krzyknęła Żenia zaskoczona i rozzłoszczona. Złapała odruchowo Zapalniczkę i Szramę pod pachy i odskoczyła od chaty byle dalej.
Co do kurwy nędzy tu się stało?
Dziewczyna rozgładała się zaniepokojona. Miała dziwne przeczucie, że zamieszany był w to Misza i jego wielki gnat.
Zmieniła formę i wciągnęła mocno powietrze węsząc za Wojtkiem. Po cholerę kazała się mu myć?

- Hej! - wrzasnął gdzieś z lasu Wojtek. Żenia najpierw go wyczuła, potem zobaczyła. W zasadzie miał na sobie brązowy płaszcz, podkoszulkę i poprzecierane jeansy. Znów wyglądał jak bezdomny. Czyżby przybierał celowo taki wygląd w towarzystwie wilkołaków? Przecież jadąc do Serbii i Czarnogóry był elegancki. Albo przynajmniej… mniej bezdomny.
- Chodźcie, bo nie chcemy już dłużej czekać. Misza i Fuz są w aucie.

Ronin wyszedł w końcu na ścieżkę i rzucił im pod nogi ciuchy.
Na komentarz Ronina Szrama odpowiedziała warknięciem.

- Co się tu stało? - Żeńka wyszerzyła się do Kła szubrawca. - Nudziło się wam bez nas?

Ruszyła jak na sznurku za Roninem.
- Gdy nie wracałyście przez dwadzieścia minut Misza postanowił ruszyć Wam na ratunek. A ja za nim. W lesie było kilka pułapek. Jakaś stara mina przeciwpiechotna, czy coś. - Machnął dłonią jakby opowiadał o tym, że pies zrobił kupę na trawniku, i trzeba było “to” ominąć.
- W każdym razie wbiliśmy do chaty. Okna zaciemnione i nic nie widać. No to ja wiedziony instynktem samozachowawczym cofnąłem się. A Misza z całym swoim wrodzonym urokiem zapalił światło. Skubany Fuz potłukł żarówki, a w środku rozkręcił butlę z gazem. Żarnik zapalił gaz. Chata poszła z dymem. Misza jest trochę poparzony.
- Nie czuliście gazu? - zapytała Zapalniczka zakładając bluzkę.
- Coś tam wspominałem o instynkcie samozachowawczym, nie? No to on coś czuł. Ale chyba naturalny strach przed ciemnością jest większym motorem do działania. Zwłaszcza, że myśleliśmy, że to wy wpadłyście w pułapkę. W każdym razie Fuz przybiegł po chwili ze spluwą i chciał nas dobić.
- I? - Dopytała Szrama.
- I ja gadam z Wami. Misza robi sobie okłady, a Fuz leży związany i zakneblowany w bagażniku auta..

Zapalniczka po ostatnich słowach Ronina spojrzała na Żenię, probującą za plecami Kła udawać powagę. Przy kneblu i bagażniku przestało się jej udawać. Parsknęła radosnym rechotem i poklepała Wojtka po łopatce:
- To na pewno tylko dzięki treningowi ze mną!
Otarła łezki z kącików.
- Mam nadzieję, że to faktycznie Fuz a nie jakiś fomor. To zakrawałoby na dejavu.
- Tym razem ja chcę go obwąchać pierwsza - powiedziała Szrama, która wróciła do ludzkiej formy.
- Wąchaj! - Żeńka ustąpiła wilczycy z drogi
- Dobra robota Wojtek - dodała z poważniejszą miną i nutką dumy w głosie. Przymilała się nieco do ronina. Coś mu była winna bo tym bull’s eye prosto w czoło.

***


Misza wyglądał okropnie. Nie miał skóry na połowie twarzy. Oparzenia były rozległe. Jego kostne wyrostki sterczały bielejąc na lewej stronie twarzy. Nie miał też oka. Bardzo popularne ostatnimi czasy schorzenie. Lewa dłoń w zasadzie składała się z kilku sterczących kości. Przedramię pokrywały spalone strzępki bluzy, odsłaniające kolejne poparzenia do gołych kości. Co ciekawe rany zadane ogniem nie goiły się tak szybko jak inne. Misza musiał bardzo cierpieć, co uzasadniało poniekąd jego minę i zachowanie.

Pchnął związanego Fuza tak, że tamten padł na piasek jęcząc z bólu. Nadal byli w lesie. Kilka kilometrów dalej. Nie chcieli, żeby dym pożaru ściągnął im na głowy straż graniczną czy inne służby. Gdy Misza zdarł worek z głowy krewniaka jasnym było, że chłopaki nie żałowali sobie. Łuk brwiowy mocno krwawił, a jego rozcięcie „na szybko” opatrzono zszywaczem do papieru. Oko pod nim było tak zapuchnięte, że Fuz nie mógł go otworzyć. Ucha nigdzie nie było widać, ale szara taśma wokół głowy przytrzymywała coś, co przy dozie dobrej woli można było uznać za opatrunek. Gdy Misza nienaruszoną prawą dłonią wyjął nóż i rozciął więcej szarej taśmy, dziewczyny zobaczyły usta Fuza. Po chwili metys wyszarpnął mu z ust skarpetki, które posłużyły za knebel. Pojmany zakaszlał się i wypluł ślinę. Nie miał dwóch górnych jedynek.
Szrama obwąchała go i skinęła łbem.
Zapalniczka zaś powiedziała do Ronina, który na tle Miszy prezentował się zabójczo przystojnie.
- Dobrze, że nie zrobiliście mu krzywdy. Będzie można go postraszyć torturami, to sam wszystko wyśpiewa.
- No. Też tak myślę - odpowiedział Wojtek nie dając po sobie poznać, czy nie załapał ironii, czy też naigrywa się z nieudolnej p.o. alfy Poznania.

- Wojtek poszukaj apteczki w wozie - Żeńka skrzywiła się widocznie widząc stan Fuza i Miszy - i wody.
Dziewczyna trochę żałowała, że nie ma umiejętności Czarnego do leczenia ran. Trzeba będzie go wymęczyć o naukę.
Brunetka odstąpiła drogę Zapalniczce, by ta mogła go przepytać. Sama spojrzała na Miszę wskazując mu by zasiadł w fotelu. Jak miał zemdleć to lepiej, żeby w środku auta niż poza nim.

Zapalniczka posadziła Fuza i zaczęła przesłuchanie.
- Wiemy o Tancerzach Skór. Wiemy, że im pomagasz. Teraz nas do nich doprowadzisz.
Fuz splunął.
- Pofiem fszystko so fiem. Ale musicie fszyscy pszysiąc sze nic nie stanie sie mi ani mojej rodzinie.
W sumie jego wygląd mógł sugerować, że owe żądanie nie jest kompletnie bezpodstawne.
Zapalniczka westchnęła i powiedziała:
- Nie - powiedziała Zapalniczka zakładając coś metalowego na dłoń.

Wojtek wrócił z apteczką. Małe czerwone pudełko miało kilkanaście centymetrów. W środku było kilka bandaży i kilka okładów z jałowej gazy. W zasadzie zużycie wszystkich powinno wystarczyć na twarz Miszy. Z ręką nie było szans.

Żenia chrząknęła i spojrzała na Zapalniczkę.
- To przez rodzinę pomagasz zabijać garou? - rzuciła lekko wciąż patrząc na Sędzię pociemniałymi oczyma.

Fuz spojrzał na Żenię.
- Pszes Rosinę chciałbym móss bronić się pszed pełnymi gniefu bestiami o długich szponach.
Splunął.
- Pszysięgniesie, pofiem szystko. A tak, moszesie sie pałować.
Zapalniczka wymierzyła silny cios w brzuch mężczyzny. Zgiął się i padł na bok. Ręce nadal miał związane za plecami. Chwilę jego ciało targały spazmy, aż w końcu zwymiotował.
- To pogadamy, czy nie pogadamy? - powiedziała Zapalniczka.

- A ty planujesz cudowne rozmnożenie tych bandaży? - zapytał poraniony Misza obserwując Żenię, która zamarła w bezruchu.

Żeńka bez słowa zaczęła zmieniać postać by na słowa Miszy warknąć z głębi trzewi. (jakieś zastraszanie czy cuś).
Nahajka pompowała adrenalinę.
Ciepło rozpływało się po całym ciele.
Stanęła między Zapalniczką a Fuzem oddychając szybko.
Gniew, który przepełniał ją odkąd tylko pamiętała.
Związany krewniak pobity przez trójkę obrońców pieprzonej Gai.
Żenia była boleśnie i w pełni świadoma, że nie tak znowu dawno to była ona.
Bita, zastraszana przez świetliste anioły o popierdolonym kodeksie pseudohonorowym.

Wyszczerzyła się gniewnie tocząc spojrzeniem po pozostałych.
Miała to w nosie.

- To krewniak - warknęła - pobity, związany i na Twojej łasce.
W głowie Żeńki nie mieściło się to co odpierdala właśnie blondyna.
- Z trupa chcesz wyciągać informacje?

Zapalniczka przez moment nie rozumiała co się dzieje.
- Czyli co? Zapominamy o tym, że wystawił chłopaka od Harada? Dobrze. Nie zapomnij jeszcze powiedzieć Szramie, że śmierć Nadziei zostanie mu zapomniana. Ale kim oni są, to tylko jakieś tam wilkołaki. Wypuśćmy go. Wystawi Tancerzom kolejne wilkołaki. Może mnie i ci się poszczęści. Co? - Zapalniczka zadzierała głowę do góry patrząc w oblicze Żenii. Nie było w nim strachu. To ona była przywódczynią. A otaczało ją mniej lub bardziej jej stado. W tym momencie nie mogła podkulić ogona. To zniszczyłoby jej autorytet.

- Zachowujesz się jak Pazur, gdy wystarczy posłuchać. Chociaż raz posłuchaj zamiast ganiać za własnym ogonem. Szrama wyczuwa kłamstwo. Ty od tego jesteś, żeby je wyciągnąć na światło dzienne. Myśl. Ubijesz płotkę ale wypuścisz rekina? - Żenia parsknęła rozzłoszczona i podniosła Fuza za ubranie na klatce piersiowej. Miała dość tego bagna i fochów blondyny. - A Ty co? Co za zjebana logika co? Chcesz bronić rodziny przed bestiami sam stając się bestią? Któryś z wielkich wilkołaków jebnął cię za mocno? - Żenia wkładała wiele wysiłku by się kontrolować przed rozwaleniem Anieli. - Co tak naprawdę chciałeś osiągnąć? Musiałeś wiedzieć jak to się może skończyć. Zamiast ciebie garou mogą rozwalić całą twoją rodzinę i kazać ci oglądać ich egzekucję. Brałeś to pod uwagę? - Żeńka zbliżyła swoją twarz do twarzy Fuza. - Myślisz, że zaszachujesz kogokolwiek?

Fuz wiszący nad ziemią trzymany w jednej łapie wilkołaczki uśmiechnął się świecąc szparą między zębami.
- Czyli ty tu pociągasz za sznurki. Eh. Jak Samson. Nic wam nie powiem póki nie przysięgniecie. Jedną ręką szymasz mnie f pofiettszu i zastanafiasz sie czemu chcialbym bys jak fy? Śmieszna. Nie tak jak ona - wygiął głowę w stronę blondynki - ale śmieszna.

- Samson też pociąga sznurki? Też jest śmieszny? - Żeńka zamruczała - W zasadzie mogę cię puścić jak wolisz. Wiesz, że twoje dzieci nie będą przy tobie bezpieczne? Wiesz, że twoja żona albo zginie z twojej ręki albo odejdzie od ciebie? To chcesz ryzykować wystawiając zmiennokształtnych? Że Samson gra na twojej ambicji a gdy przestaniesz mu być potrzebny po prostu cię ubije jak psa w rowie?

Fuz milczał chwilę. Wypuszczony nie utrzymał równowagi i znów padł na ziemię. Ale tym razem zaczął się podnosić bez użycia rąk.
- Szysko pofiem. Ale pszysięgnijcie. Szyscy!

Żenia wyciągnęła z kieszeni komórkę.
Wrzuciła w maila do Zochy:
“Hej. Nr nie sprawdzony. Możesz poszukać biblijnego kolesia co mu włosy ścięła jedna taka? Cokolwiek będzie pomocne. Dzięki. Z”

- Teraz ty jesteś śmieszny. To - wskazała na Wojtka - jest Ronin. To - wskazała na Miszę - jest metys. Obaj mogą tyle co zeszłoroczny śnieg. Ona bardzo chce cię ubić. Jej ostatnią wilczycę wystawiłeś do zabicia. A ja jestem pomiotem żmija. Mogę najmniej cokolwiek. Wybrałeś kiepawo na żądanie przysięgi, Fuz. Ale wiesz co mówią o pomiotach Żmija, Fuz, co nie? Mogę przysiąc ci wszystko. Niczego twojej rodzinie nie zabraknie, nic jej się nie stanie, ani tobie. I wiesz co mogę z tym zrobić? Podetrzeć się i zapomnieć. Ale staram się być po twojej stronie. I myślę, że lepiej gdybyś zaczął z inną piosenką. Daj nam informację. Sprawdzimy czy nie kłamiesz. Wtedy pomyślimy. A jak nie, to jak ona cię będzie tłukła, pamiętaj, że to samo zrobi twojej żonie. Bo żona pewnie wie też co i jak. Nie? - Żenia mówiła spokojnie i niemal łagodnie.

Fuz uciekł wzrokiem skruszony.
- Skoro ronin bes honoru, niech pszysięgnie pierszy. Złamie pszysięge a duchu będą fiecieć, że zostanie jusz safsze roninem. Z ciebie taki pomiot Szmija jak ze mnie model reklamy pasty do sębóf, Blondi by cie rosszarpała. Dafno. - mrugnął zdrowym okiem do Zapalniczki, a ta rozjuszona wrzasnęła gardłowo jakiś bliżej nieokreślony dżwięk. Fuz znał wilkołaki. Fuz żył z wilkołakami. Próbował rozjuszyć Zapalniczkę, ale co chciał uzyskać? Szrama zareagowała szybko. Stanęła obok Anieli, a jej wilcza forma urosła w oczach.

- Nie jestem głupi. Niss nie mófiłem rosinie. Nie są f to samieszani. Pomiotom Szmija to nie pszeszkosi, ale filkołaki zastanowią się nad sfym honorem chcąc sabić niefinnych. Pszysięga to dla mnie jedyny gfarant bespieczeństfa.

- Serio myślisz, że wilkołaki ubrudzą sobie twoją rodzinką łapy? Mało to ludzi na wynajem? Ojej. Wypadek? Tragedia taka wie pani, no wjechała ciężarówka. - Żenia nie myślała o sobie jako o garou i miała w nosie litanie - Albo mąż ją zostawił, skoczyła z balkonu. Zmory bywają pomocne, Fuz. Duchy można przekupić. Brałeś tę opcję pod uwagę? Że zdesperowane zwierzę zawsze walczy zagonione w kąt? Wiesz co to znaczy, co?

- Fiem. Fiem, że nie chcesie pszysiąsc, bo fiąsałoby fam to ręce. Gdyby było inaszej nie traciłabyś czasu na pszekonyfanie mnie, sze to nis nie da. Co chcesz osiągnś? Pofiesiec mi, sze mam pszejebane? Sze mnie sabijecie tak szy siak? To bij.

Żeńka roześmiała się głośno.
- Sam to wiesz. Widzisz to co chcę osiągnąć to sprawdzić jedną jedyną rzecz. Wiesz jaką?

Telefon piknął pokazująć znacznik wiadomości.

“Chyba zartujesz ze wbilaś na swojego maila z niezabezpieczonej komórki. Oszalałaś?

Samson (hebr. Szimszon, שִׁמְשׁוֹן, co pochodzi od słowa szemesz – „słońce”, lub szamen – „silny”, „siłacz”; arab. شمشون, wym. Szamszun) – ostatni z Sędziów opisanych w starotestamentowej Księdze Sędziów r. 13-16. Trzeci zaś licząc od końca dla starożytnego Izraela; (po nim sędziami byli Heli i Samuel). W przeciwieństwie do wielu postaci opisanych w Starym Testamencie nie jest wymieniony w Koranie. Jako jedyny sędzia w Księdze Sędziów wybrany przez Boga przed narodzeniem do roli, którą miał spełnić i to bez wcześniejszych próśb ludu o ratunek. Jego wyjątkowość poświadcza zrodzenie z niepłodnej, (jak Izaak, Samuel, czy Jan Chrzciciel). Był obdarzony nadludzką siłą, którą wykorzystywał do walki z wrogami Izraela – Filistynami. Dokonywał czynów niemożliwych dla zwykłych ludzi: zabił lwa gołymi rękami, pokonał armię wroga oślą szczęką i siłą własnych mięśni, wyrwał bramę miasta wraz z odrzwiami, zburzył budynek. Był nazirejczykiem, jednak nie z własnego wyboru, ale, z powziętego przed jego narodzeniem, suwerennego postanowienia Boga.

Według komentatorów historia Samsona ukazuje, jak wielkie dary Boga mogą być zmarnotrawione wskutek własnej lekkomyślności, naiwności i ulegania żądzom[1].

Skąd zainteresowanie biblią?”

- Szy masz lepsze syski nisz blondi? Masz - powiedział Fuz, a Zapalniczka warknęła.

- Flirciarzu ty! - Żeńka pogroziła palcem Fuzowi - Nie. Czy Cię potrzebuję by dalej szukać tancerzy. - schowała komórkę do kieszeni - Wygląda na to, że nie.
Brunetka odsunęła się od byłego żołnierza.

- Dobra, to ja go zabiję! - powiedziała zapalniczka, która ruszyła biegiem na związanego mężczyznę. W szarży przypominającej grę w football amerykański trafiła go ramieniem i powaliła. Po chwili już siedziała na nim okładając go pięściami po twarzy i głowie.

Żenia przemilczała jedno i drugie uderzenie by w końcu zepchnąć Zapalniczkę z Fuza. Nie specjalnie starała się być delikatna.
- Starczy. Wojtek, załaduj go do bagażnika. Przeszukaj go tylko. Wracamy. Misza jest ranny.

Ronin skinął głową i natychmiast przystąpił do wykonania rozkazu. Tymczasem odepchnięta przez mniej znaczącą Żenię Zapalniczka nie dała już rady utrzymywać swojego szału na wodzy. Zmieniła się w wielkiego potwora i rzuciła do ataku na dziewczynę.

Żenia szybko przeanalizowała sytuację.
Ucieczka nie była opcją
Złość budująca się w niej na dziewczynę od dawna wypływała jej uszami.
Uniknąć szarży?
Schować się w ciemności?
Nie miała jak. Goniła na oparach.
Gucio i jego treningi wskoczyły odruchowo tak jak i radość Nahajki.
Żenia z całych sił skupiła się na tym by nie spuścić ze smyczy bacika i oczekiwała niemal nieporuszona na skok Zapalniczki.
Szukała otwarcia, tej chwili by uderzyć szybko lub zejść z linii uderzenia, uderzyć i zamknąć sprawę.

To nie było łatwe. Całe szkolenie Gustawa polegało na wyrobieniu pewnych odruchów. Sekwencji ciosów o których się nie myślało. Ataków, z których zakończenie jednego stanowiło rozpoczęcie kolejnego. Wszystko na poziomie podświadomości. Tam, gdzie teraz pulsowała radością Btk'uthoklnto. Żenia nie chciała dać tej radości duchowi. Chciała wyraźnie zaznaczyć kto rządzi w tym układzie.

Jednak widok ogromnych kłów w rozwartej paszczy wywołał skok adrenaliny nie pozwalający już myśleć z opanowaniem dziewczynie. Odskok i wyprowadzenie ciosu wyszły idealnie. Żenia trafiła zapalniczkę wprost w bok żuchwy. Siła ciosu cisnęła kilkusetkilogramowym ciałem wilkołaczki. Szał wezbrał z nową siłą gdy wzniosła pazury do ataku. Żenia dzięki fetyszowi od Smoka dorównywała siłą potworowi, jednak jej skromne ludzkie ciało nie dysponowało żadną obroną przed szponami bestii. Jeden błąd i mogła dołączyć do szerokiej grupy jednookich garou. Albo mogła stracić głowę.

Zapalniczka jednak nie zaatakowała. Z tyłu wskoczyła na nią wielka jednooka wilczyca, która zacisnęła szczękę na karku bestii. Zapalniczka chwilę próbowała się szarpać, ale Szrama biła ją na głowę doświadczeniem bojowym. Zwinne ciało wilczycy nie dawało się zrzucić z pleców kudłatego Crino. W końcu w powietrzu rozległ się dźwięk pękających kręgów szyjnych, a Zapalniczka padła na ziemię.

Jednooka wilkołaczka chwilę jeszcze warowała przy dziewczynie, żeby mieć pewność, że opuściły ją głupie pomysły. Po wszystkim podeszła i polizała blondynkę, która wróciła do swojego naturalnego kształtu. Była nieprzytomna.

Wrona nie miała tyle szczęścia.
Dyszała ciężko i widocznie drżała z wysiłku. Inni mogli brać to za przejaw słabości, przestrachu przed Sędzią.
Prawda była inna: brunetka toczyła podwójną walkę. Z szarżującym potworem i zmorą, która rwała się do walki, głodna krwi.
Oparła się dłońmi o kolana.
Znacznie łatwiej byłoby spuścić Nahajkę i dać się jej kierować.
Dać jej się napić krwi przeciwniczki.
Rozszarpać ją i pokazać swoją przewagę.
Gniew tłukł się w uszach Wrony głośnym biciem serca, gdy brunetka szukała jakiegokolwiek punktu zaczepienia.
Ognista Wrona.
Żeńka uczepiła się tego imienia.
Ognista Wrona, Ognista Wrona, Ognista Wrona…
...paliła duszę i ciało.
Żeńka pamiętała jej gorący dotyk przy rytuale przejścia.
Gorący dotyk niczym gniew. Przemijał szybko. Pozwalał złapać powietrze i znowu myśleć logicznie.
Ostatni głęboki haust i Ukrainka w końcu się wyprostowała.
 
corax jest offline