Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-12-2018, 05:05   #105
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Zapalniczka znów miała na twarzy wyraz zmęczenia życiem. Ręce miała po łokcie upaćkane we krwi. Misza wyglądał najgorzej. Nigdy nie był specjalnie przystojny, ale teraz jego twarz zdobiło pozszywane rozcięcie dolnej szczęki. W najgorszym stanie był Vavro. Leżał nieprzytomny podłączony pod kroplówkę obok koła jednego z aut. Karol uśmiechał się jak głupi do sera. Patrzył w gwieździste niebo. Musiał dostać sporo środków przeciwbólowych.

- Mam nadzieję, że poszło ci lepiej niż mi tutaj. Za chwile dojadą ludzie Zaara. A tę dwójkę trzeba jak najszybciej przesłuchać.

- Nie łudziłabym się - Brunetka wzruszyła ramionami - Ok, spróbuję coś z nich wyciągnąć.

Ruszyła ku Jęczącemu Bez Kręgów po drodze łapiąc butelkę z wodą.

Dwójka leżała przy drugim aucie. Związani. On był młodym brunetem. Pojękiwał i patrzył nieufnie na zbliżającą się w półmroku brunetkę.

- Chcesz pić? - Wrona oceniła więźnia. Odkręciła zakrętkę butelki nim ukucnęła obok

Patrzył na nią bez zrozumienia. Dopiero po chwili załapał prośbę o wodę.
- Yes. Please.

- O masz. Taki międzynarodowy kocioł multikulti a ja nie uczesana - Żenia skwitowała niespodziankę. Podsunęła facetowi butelkę do ust przytrzymując mu twarz pod brodą. - Drink. - poleciła zaglądając w oczy.

Wykonał kilka głębszych łyków. Po czym przestał pić i patrzył podejrzliwie.
- English? - zapytał po oderwaniu ust od butelki.

- Ok - zgodziła się niewiele młodsza brunetka przechodząc nieco zaskoczona na nowy język. Ile miała ich w zapasie? - Opowiesz co i jak? - machnęła lekko butelką z zachęcającym wyrazem twarzy.

Poruszony dobrocią dziewczyny rozluźnił się słysząc znajomy język zamiast okropnego szeleszczenia jakim posługiwali się wszyscy wkoło.

- Mam na imię Jerrik. Jestem Tancerzem Skór. A ty? - zamrugał po tych słowach patrząc na Żenię.

„A ja nie” odezwało się w głowie Żenii to chorobliwie przekorne coś.
- Jestem Żenia. Władca Cieni. - „ta, na którą polowaliście” było kolejną podsuwaną na usta odpowiedzią - Skąd jesteś? Od jak dawna podążasz za szamanem?

- Czyli to na ciebie polowaliśmy. Cholera, to ty przetrąciłaś mi kręgosłup. Dobra jesteś. Lepsza niż opisał Fuz - skomentował uciekając od odpowiedzi na zadane pytania.
- Za szamanem? Hehe. Odkąd zdarł skórę z mojej matki. Będzie ładnych parę lat. Chyba, że nie chodzi ci o Sama, co? - Przymknął jedno oko i wpatrywał się drugim w brunetkę.

- A co was sprowadziło do Polski? Przyszliście ze Słowacji czy dalej? - Żenia jedynie skinęła zgodnie głową na komentarz Jerrika. Była. Nie wiedziała czy to podszept Nahajki czy smoczy totem ale wiedziała, że jest lepsza. - Oko Cię boli? - dopytała ciekawsko.

- Jesteśmy watahą Sama. - Znowu zamknął oko - TEGO Sama. Sama Haighta. Rozproszyliśmy się po świecie po jego śmierci. No i działaliśmy, żeby rosnąć w siłę. Tancerze Skór nie zginą. Dokąd poszłabyś chcąc zgarnąć sporo skór? Oczywiście, że na wojne. Polska to przystanek w drodze na Ukrainę - wyszczerzył się.

- Aha. - Żenia pokiwała ze zrozumieniem. Wyrzywiła lekko usta z wyrazem uznania - Dogadaliście się z wampirami?
- Z wampirami? - wydał się szczerze zdziwiony - Z jakimi wampirami? To jakaś Saga Zmierzch? Czy co? Nie wchodzimy w układy z pijawami, nie ma szans.

- To pewnie z Pentexem? Nie gadaj, że sami bez żadnego wsparcia idziecie na polowania na tym terenie. To się nie udałoby żadnemu zmiennokształtnemu.

- Przeoczyłaś istotną rzecz - spojrzał na leżącą obok kobietę. Potem na swoje bezwładne nogi - polowania idą nam raczej średnio, nie? A gdzie znaleźć więcej skór niż na regularnej wojnie? Z tym, że się spóźniliśmy. Ukraina przepadła, a front wojenny się przesuwa na zachód. Spirale na Słowacji zaczęły szarpać się z tamtejszymi wilkołakami. Trudno o łatwiejsze źródło skór niż zebranie poległych po bitwie.

- I co? Tak będziecie ganiać z kraju do kraju aż co? Jaki jest ostateczny cel? Bo tego nie pojmuję. Zabijać garou lub spirale, zostać Tancerzem i co dalej skoro wojna siedzi na piętach? - Żenia może nie była tancerzem skór czy spirali ale sama gnała do własnej melodii.

- Idzie koniec. Apokalipsa. Tak? Z tym walczą garou. Przydaje się nie być bezbronnym na wojnie. I to jest cel. Zebrać się i nie być bezbronnym. Stworzyć coś własnego. Własne plemię.

- Jerrik a ta apokalipsa to wojna ze żmijem nie? To co? Zabijacie garou, stajecie się pomiotem żmija, zostajecie ostatecznie jedynym plemieniem i co? Walczycie z tym żmijem, do którego należycie? Samotnie? Hmm sorry chłopie ale widzę tu niejaką rysę w logice. - Żenia wydęła usta robiąc minę podejrzliwą jakby Jerrik jej wciskał stare noże twierdząc, że to ostra stal.*

- Żenia, a jak się garou rozrywa kręgosłup to staje się pomiotem Żmija? Jesteś pomiotem Żmija? Wataha do której należysz jest pomiotami Żmija? I z kim walczycie? Co ostatnio zrobiliście? Poza odcinaniem się od ludzi, albo traktowaniem ich jak narzędzia w Waszej Świętej Wojnie ze Żmijem? Co zrobiłaś dla ludzi? Ta walka w Poznaniu… ilu pięciuset zabitych? Tak? I co? Jakiś szaman spętął duchy, żeby obroniły tych ludzi? Jakiś Ahroun użył nadludzkiej siły, żeby rozkopać gruzy i wyrwać ocalałych ze szponów śmierci? O niczym takim nie słyszałem. Ale wcale nie zdziwiłbym się, gdyby był to “efekt uboczny” szlachetnej walki ze złym Żmijem. - mrugnął w jej stronę, jakby opowiedział przedni żart.

- No. Masz rację. To teraz nic tylko czekać aż jak ten Sam jak mu tam i jego wataha pokaże całemu światu jak się to robi. - Żenia miała lekki uśmiech na ustach jakby w reakcji na urok rannego. - A wy co ostatnio zrobiliście dla ludzi? O czymś słyszałam?

- Nie - pokiwał przecząco głową - my nie oszukujemy siebie wmawiając wszystkim, że robimy coś dla dobra świata. Wiesz dlaczego zostałem Tancerzem Skór?

„Mama Cię nie kochała?”

Żenia ugryzła się w język i zmieniła nieco pozycję.
- Problemy z rodziną? - spytała uprzejmie dając Jerrikowi się wygadać.
Zaśmiał się w głos.
- Nie. Chciałem być zajebiście niebezpieczną trzy i pół metrową bestią. I zobaczyć jakie to będzie wesołe - skłamał w tak oczywisty sposób, że Żenię to niemal rozbawiło.

- Spodziewałeś się tego? - dziewczyna machnęła dłonią - Spodziewałeś gniewu? Znalazłeś to czego szukałeś? Było warto? - Wrona zadawała pytanie po pytaniu sącząc perswazję w swe słowa - Znalazłeś lepszą wersję rodziny?

- Tak… - powiedział ze smutkiem. - znalazłem Watahę. Na przykład Monikę. Poznałaś ją. Miła kobieta. Urodziła wilkołaczkę. Pewnie twoją równolatkę. I szlachetne Garou zabrały młodą na wojnę. Nauczyły zmieniać. Pokazały jak wskakiwać w umbrę. I kazały walczyć z innymi trzymetrowymi bestiami szponami i pazurami. I wiesz co? Młoda nie miała tyle szczęścia, żeby dożyć dwudziestych trzecich urodzin. A Monika nigdy nie zobaczyła jej ciała. Bo pewnie nic z niego nie zostało.

Spochmurniał.
- Samson to przerwie. Ma plan. Pomoże nam się odnaleźć.
W końcu Jerrik zamilkł dając Żenii okazję do znużonego westchnienia w duchu.

Pieprzenie.

Pieprzenie słabeuszy.

Nie oni pierwsi i nie ostatni ginęli i będą ginąć.

Nie pierwsza matka straciła dziecko.

Poświęciła cztery inne życia i gotowa była na kolejne mordy niezwiązanych ze śmiercią córki osób. Bo co?

Wrona myślała o utraconym dzieciństwie, przebłyskach wojny. Bracie w grobie a la pies. O ofiarach Pentexu.

- Jak? - dziewczyna nieco zaskoczona słuchała słów faceta. Był przeświadczony, że to przeżyje? - plan stworzenia plemienia? Chyba zdaje sobie sprawę, że to jest niemożliwe. Żadno plemię was nie poprze. Nikt was nie wesprze. Więc jaki to może być plan? Co najwyżej na watahę roninów maruderów. - Żenia trącała strunę dobrze znaną. Pychy. Przy okazji podsunęła kolejny raz butelkę do ust bruneta.

- Nie mówiłabyś tak, gdybyś poznała Samsona. Zresztą, mniejsza o to. Mów co chcesz wiedzieć, bo przecież po to cię przysłali, nie? - powiedział i patrzył wyzywająco.

- To ten z kanciastą szczeną? No. To miałam okazję poznać. Uroczy blondas. Nie w moim typie ale czaje, że niektórym laskom taki typ w stylu Rudgera Hauera może robić dzień. - Żenia uśmiechnęła się trzpiotowato - nie masz jego numeru?

- Nie. On nie ma telefonu. Wiesz jak łatwo kogoś namierzyć? Wystarczy mieć znajomego Tubylca Betonu… a rozumiesz chyba, że skoro żadne z plemion nas nie poprze, no to nie specjalnie chcemy dać się znaleźć. Uwolnisz mnie? - zapytał bezczelnie.

- Jasne. Tylko co dalej z tą wolnością zrobisz? - Brunetka popatrzyła na bezwładne nogi Jerrika - Trochę bez sensu, nie?
- Może pojadę do Szwecji? Ponoć długie dni latem są tam niesamowite.
- Hmm brzmi kusząco. Ale mam deala. Ty mi powiesz, gdzie znaleźć blondyna a w zamian za moje wstawiennictwo by cię nie zabito, ty pomożesz mi.
- No dobra. Wynajmujemy stary dom pogrzebowy w Warszawie. Burgiel i synowie, czy jakoś tak. W zasadzie od trzech lat nie przynosił zysku, więc chcieli go sprzedać. Teraz z wynajmu od nas mają lepsze zyski niż z chowania zmarłych.- Jerrik po tych słowach wyjął prawą rękę zza pleców i położył obok swojego uda kajdanki.
- To teraz załatw to z przyjaciółmi. A ja sobie poczekam.
- Mówiłam, żeby załatwiła srebrne pułapki na kciuk. - Żenia spojrzała z uznaniem na faceta. - Masz, trzymaj. - podała butelkę. - sam możesz pić. Nie muszę Ci matkować. Zanim zacznę załatwiać sprawdzimy tego Burgiela. Sam rozumiesz. Prawda?
- Dzięki za wodę. Nie musiałaś. Doceniam. Bardziej niż rozszarpanie kręgosłupa. Chcę zabrać ze sobą Dzikie Serce. Mam nadzieję, że to nie problem - kiwnął głową na dziewczynę nadal leżącą nieprzytomną.

- Wielu rzeczy nie musiałam. - Żenia podtrzymywała wersję niewinnej dwudziestolatki - Czasem to po prostu odruch tego człowieczego kawałka.

Przed oczami Żenii stanęła mackowata zmora owijająca jej ramię.

- Nie wiem czy nie problem, Jerrik. Dasz coś więcej by wymiana była bardziej fair?

- Może jeśli powiem ci jaki wspaniały fetysz ma nasz przywódca to wystarczy? - uniósł brwi czekając na odpowiedź.

- Może to i ilu was jest w watasze? Kim jest ten drugi facet.
- Mhm. To idź pomów z przyjaciółmi. Ja poczekam aż Dzikie Serce się obudzi i pogadam z nią o tym ile możemy wam powiedzieć.

- Lubisz rozkazywać, co?
Pokręcił przecząco głową.
- Nie. Ale boję się, że twoje słowo nie ma takiej mocy w tej wspaniałej grupie, żeby zapewnić mi bezpieczeństwo. Fuz opisał cię jako nową. I będącą w konflikcie z aktualną szefową.

Zamrugał oczami dając jej chwilę na przemyślenie odpowiedzi.

Żeńka prychnęła lekceważąco.

- Widzisz, Jerrik, szefowa aktualna to żaden problem. Problem pojawi się jutro. I do jutra dobrze by było mieć coś co okaże wasza, no dobra, twoją chęć współpracy. Przed problem będzie ciężko wybronić was w jakikolwiek inny sposób.

- Cieszę się, że to wyszło od ciebie. Też wolałbym, żebyśmy załatwili nasze uwolnienie jeszcze dziś.

- Spieszy ci się gdzieś? Myślałam, że wolałbyś poleżeć i odpocząć.

-Zapalniczka! - Żenia podniosła się stojąc nad sparaliżowanym - Możesz podejść?
- Już! - dobiegło gdzieś z ziemianki. Po chwili wyłoniła się z niej blondynka. Zmyła z siebie większość krwi i najwyraźniej wypiła jakiś substytut kawy, bo zmęczenie nieco ją opuściło.
- Co nam wyśpiewał słodki skowronek? - zapytała wesoło wkładając ręce do kieszeni luźnej bluzy.

- Podobno mają miejscówkę w Warszawie. Zakład pogrzebowy Burgiel i synowie. Powie więcej jeśli darujemy im obojgu życie. Bardzo chce zobaczyć białe noce w Szwecji. - dziewczyna relacjonowała po polsku. - Trzeba by to sprawdzić. I sprawić w końcu srebrne pułapki na kciuki. - dodała wskazując na kajdanki. - Chcą stworzyć kolejne plemię. Plan ma Samson. Czy tam Sam. Jeżdżą po Europie i zbierają skóry z trupów. Na przykład na Ukrainie a ostatnio na Słowacji. Szefu ma super hiper fetysz. - Żenia chwilę się zamyśliła. Ciekawiło ją jakby zareagował Pieśń Udręki na oskórowanie dwójki swojej watahy. A może dałby sobie wytlumaczyć, że we wszystkich trzech przypadkach Żenia dokonała pomsty. - Zastanawia mnie jedno. Skoro są watahą, to co za duch jest ich totemem… - brunetka spojrzała koso na Jerrika.
- Burgiel. Pułapki. Jaki hiper fetysz? - porządkowała swoją wiedzę Zapalniczka.

- Zapewne jakiś kleive - Żenia mruknęła niechętnie - Cięcie było czyste. No ale Jerrik chce zdradzić dopiero jak im obiecamy przeżycie.

- Mhm. A co ze Szramą? - pytanie zawisło w powietrzu. Miały zobowiązania wobec lupus Czerwonych Szponów. Ona właśnie pomagała ratować ich alfę.
- Ilu ich jest? Jak są przeszkoleni? Jaką bronią mogą dysponować i najważniejsze: jakie inne wtyczki mają w szeregach różnych watah. Co? - spojrzenie kierowała na Jerrika.
- Gadaj. Już! - warknęła.
- I don’t understand - powiedział spokojne inwalida.
- Ke? - Zapalniczka z uniesioną jedną brwią patrzyła zdziwiona na Żenię.

- Ona chce wiedzieć ilu was jest, jak przeszkoleni, jak wyposażeni i jakie wtyki w innych watahach. - Żenia przetłumaczyła na angielski zmartwionym tonem - Bez tego raczej nie wygląda to za dobrze, Jerrik. Zakład pogrzebowy to za mało.

- Widzę, że świetnie znacie się na negocjacjach. Uwolnijcie Dzikie Serce. Wtedy powiem wam coś o Samsonie i jego fetyszach. I o czekających na przemianę krewniakach też mogę wspomnieć. Bo póki co to jedynym wyrazem dobrej woli była woda i zdjęte kajdanki. Ah, nie - uderzył się dłonią w czoło - tylko woda.

- Hmm - Żenia wykrzywiła się lekko - możemy spróbować innej formy negocjacji. Ona zabierze Dzikie Serce na przechadzkę i z nią pogada. Znaczy jak się już ocknie. A my możemy spędzić czas na opowieściach o rodzicach, złamanych sercach i widokach z fjordów. Jaki macie totem? - spytała Żeńka.

Inwalida mierzył ją chwilę wzrokiem.
- Ciekaw jestem, czy z niej wyciągną więcej. Pewnie nie. Każdy wie, że totemem Tancerzy Skór jest minotaur, nie? Tak jak u was, Panów Cienia jest Wielki Ojciec Burz. Gdzieżby z nimi miał się równać Kleszcz.
Jerrik przełknął ślinę, jakby zastanawiając się dlaczego powiedział ostatnie zdanie.

Żenia zmarszczyła brwi jakby cokolwiek z tego co mówił Jerrik ją zaskoczyło. Ani minotaur ani kleszcz nic jej nie mówiły.

- Ich totem to kleszcz. Jest też pewien, że laska nic nie powie nawet jeśli się ich rozdzieli. - powiedziała do Anieli - Na przemianę czekają też już krewniacy ale on się zaparł. Chyba trzeba poczekać na powrót kłów. Rozdzielić i może kamień? - spojrzała na Zapalniczkę. - A w między czasie ogarnąć chłopaków bo ktoś musi ruszyć do Wawy.

Zawiesiła pytająco ton.

Zapalniczka spochmurniała. Na moment wróciła do samochodu, skąd wyjęła strzykawkę już napelnioną jakimś środkiem.
- Skoro koleś rozkuł się sam, to go uśpimy. Chodź tu bliżej.
Wyraźnie nie wierzyła w to, że Jerrik nie rozumie polskiego i chciała podzielić się planem na osobności.

Jęk w duchu żenii musiał odbić się echem w piekle.
Zapalniczka nie łapała rutyny dobry i zły glina nawet wtedy, gdy rutyna kopała ją w tyłek.

- No? - odgrywała niechęć i podeszła z ociąganiem tak by móc kątem oka oglądać leżacą dwójkę.

- Musimy uderzyć szybko. Dowiedz się ilu ich jest. Dalemir będzie tu jutro. Ale nie chce, żeby tracił gnozę na leczenie chłopaków. Wolę mieć szamana na polu walki. Vavro będzie dochodził do siebie przez tydzień. Karol i Misza pewnie połowę tego. Dlatego pójdziemy my. Żadna nie oberwała. Do tego pójdzie Harad ze swoją kosą. Ich może być dwóch, albo trzech. I ilu krewniaków? Jeden? Dwóch? To szansa na zduszenie bestii w zarodku. Co myślisz?
Zapalniczka po tych słowach postukała strzykawkę, żeby wypchnąć powietrze.

- Mhm - brunetka pokiwała głową - spróbuję.

Wróciła ponownie do Jerrika.
- Ciekawe z tym totemem, wiesz? W życiu bym nie podejrzewała, że Kleszcz ma cokolwiek wspólnego z Tancerzami. To Samson go spętał czy coś? Sama bym chętnie się dowiedziała jak zmienić totem. Cała wasza piątka głosowała za?

- Kleszcz znalazł Samsona. Dojrzał w nim potencjał. Widzi w nim szansę na odrodzenie Haighta. Dlatego dał mu wielkiego kleiva z dna Otchłani. - Jerrik pokręcił głową - to jakiś dar, tak? Nauczysz mnie tego? - zapytał rozwiązawszy zagadkę dlaczego już trzeci raz powiedział o zdanie więcej niż chciał.

- Gdyby nie okoliczności i fakt, że gdyby wam poszło planowaliście to teraz bym była obdzierana ze skóry uznałabym, że jesteś słodki, wiesz? - Ukrainka lekko się uśmiechnęła - Może to dlatego, że sama miesiąc temu byłam krewniaczką, którą rozstawiano na szachownicy? Myślisz, że gdzieś w głębi trzewi wciąż jesteśmy tylko i wyłącznie krewniakami? I na zawsze nimi zostaniemy?

Jerrik szykował ripostę. Sięgał dłonią do klatki piersiowej. Chciał coś rzucić o tym, że zawsze byłaby blisko czyjegoś serca, gdyby się im udało… ale dalsza część wypowiedzi go zatkała.
- Jak to byłaś krewniaczką? - powiedział po chwili.
- Normalnie. Najmłodsze dziecko, jedyna córka niegodna ojca, który kazał czterolatce zmyć mopem resztki rozczłonkowanej matki z podłogi kuchennej. - Żenia przyglądała się facetowi - Nadawałam się do jednego nawet według niej. Nawet według alfy, który nie mógł utrzymać swojego fiuta w gaciach. Więc wiem co znaczą lata upokorzenia. Rozumiem gniew i poczucie bezsilności.

Na chwilę zamilkła by dać brunetowi szansę na przemyślenia.
- A potem… miesiąc temu okazało się, że nie jestem krewniaczką. Ale garou też nie jestem dość dobrym. Nie dość dobrym bo śmierdzę żmijem, bo na pewno jestem tancerzem skór, bo wstaw co ci pasuje. Ironią jest to, że polowaliście na mnie. Jedyną z garou, która rozumie was i co wami kieruje. Dlatego mówię, że nigdy was nie zaakceptują jako plemienia. Bo zawsze tacy jak ja czy ty będziemy jedynie krewniakami. Sam to musisz wyczuwać. Gdzieś tam głęboko. Pod sercem okrytym skórą matki.

- A ja słyszałem, że jesteś ulubienicą poznańskiego szamana, który podstępem został alfą. Podobno szamana pojechał na pielgrzymkę, a watahę zostawił w rękach dziewczyny, która nie może się pogodzić z twoim szybkim awansem. I dlatego się spinacie. Tak to wygląda na zewnątrz. - Jerrik zdawał się nie wierzyć w to co mówił.
- Jeżeli jednak jest tak jak mówisz, to znajdzie się u nas miejsce dla ciebie. Tylko pomóż mi i Dzikiemu Sercu wyjść z tego cało.


- No. Podstępem co się nazywa gwałt. - Żenia zagryzła zęby by ostatecznie roześmiać się cicho. - Widzisz. Jest jeden mały problem. Nie zamienię swojego totemu na Kleszcza. Ale cieszę się, że to wyszło od Ciebie bo moja oferta jest podobna.

Żenia pochyliła się nieco ku rannemu, ściszając głos niemal do ledwo słyszalnego szeptu. Wlała w następne słowa tyle dumy ile tylko mogła. W końcu miała głosić imię Pasikonika:
- Moim totem jest Szmaragdowy Smok.

Dziewczyna sądowała Jerrika niespecjalnie napalona. Jeśli byłaby szansa wykorzystać tancerzy do pozbycia się Hakakena, to chciała spróbować.

- Ilu was zostało? Dwóch? Trzech? Z jeden- dwóch krewniaków. - szacowała na głos w jakimś zamyśleniu - Sam może mieć plan ale gdy już o was wiadomo to zaczną na was za chwilę polować.
Ja mogę dać wam szansę udowodnić, że nadajecie się do watahy Smoka. Ze Smokiem jako totemem jest szansa na stworzenie plemienia. Z Kleszczem… no sorry… sam wiesz.

- Ten szmaragdowy smok, to jakiś chiński biurkowy przycisk do papieru? - zaśmiał się sam ze swojego żartu. Ale Żenia od razu wyczuła, że tym żartem chciał zamaskować niepewność.
- Widzisz są wielkie totemy. Takie jak Sokół. Albo Wielki Ojciec Burz. I większość z nich ma wywalone na swoich podopiecznych. A Kleszcz osobiście obdarował Samsona jego Kleivem. Poza tym ilu by nie było ludzi Smoka, to po walkach będzie ich mniej. A każda zdobyta przez nas skóra daje nam przewagę. Z dnia na dzień jest nas więcej. A gdy wskrzesimy Samuela Haighta to wszystko się zmieni. Krewniacy będą stać w kolejce, żeby do nas dołączyć. Żeby odmienić swój los. Dołączcie do nas ze Smokiem. Samson się zgodzi. Dobrowolski też cię polubi. A ja i Dzikie Serce będziemy mieć dług za dziś.

“O tak, polubią się wszyscy od kopa i będą tańczyć do dźwięków kumbaja”
Żenia przez chwilę rozważała słowa Tancerza.
- Nie każdy totem ma wywalone, też rozdaje fetysze tym, którzy są tego godni. - dziewczynę ciekawiło czy Jerrik znowu nie utrzymałby zwieraczy na smyczy gdyby Smok pojawił się teraz w kłębach zielonkawych oparów. - Poza tym, żeby wskrzesić tego całego Haighta to trzeba odbębnić jakiś rytuał? Zabić dziewicę? Kogoś obsikać? Zjeść jelita wroga? Zakładam, że do tego rytuału potrzebni wam są inni tancerze. I że Samson - choć szaman - sam nie jest w stanie rytuału odczynić. Prawda?

Obserwowała reakcje Jerrika uważnie.

- Żeby odprawić rytuał potrzebne jest miejsce. Miejsce mocy. Pomóż mi oczyścić jedno z największych miejsc mocy ku chwale Smoka tutaj w Polsce.

Coś brzdąkało jej w związku z tym ‘wskrzeszeniem’. Coś w stylu teledysku Michaela Jacksona o zombie. Krypta? Cmentarz?

- Zamiast chować się po zapomnianych cmentarzach, będziecie mogli odprawić rytuał tam. - zaryzykowała z całą pewnością siebie.

Trafiła. Jerrik chciał ukryć ruch głową gdy wspomniała o cmentarzu, ale nie zdołał. Trafiła z całą pewnością.
- Dobra. Pomożemy z miejscem mocy. Na duchach się nie znam, to omówisz sobie z Samsonem. Teraz proszę wybudź Dzikie Serce. A ja powiem tej twojej Zapalniczce co tam chce wiedzieć.

To był właśnie ten moment.
Moment, w którym Wrona chciała mieć Czarnego tuż obok.
Czarnego, który podjąłby decyzję.
Wypuścić tę dwójkę, pomóc Tancerzom ustanowić się jako kolejne plemię? Wzmocnić opcję na rozbudowywanie armii garou ze skór Spirali?
Czy może dokonać czystego cięcia i uciąć kwestię w zarodku.
Myśli Żenii gnały niczym spłoszone konie.
Jak to było?
Lepiej mieć zasoby, które można kontrolować?
Problemem dla Żenii był przede wszystkim brak lojalności Tancerzy Skór. Jerrik zdawał się głównie nastawiony na przeżycie. Jeśli Pentex zaoferuje im opcję dowolnej zemsty w zamian za rytuał, czy skorzystają. Nic co mówił Jerrik nie przekonało Żeńki o czymś więcej niż osobistej vendecie. Gdzieś odbijało się echem, że ona sama też nie działa jedynie z altruistycznych pobudek.
Dlatego brak Czarnego doskwierał dziewczynie tak bardzo.
Wolałaby, sto razy wolałaby nie musieć podejmować decyzji.

Ale Ogórka nie było.
Nie było nawet Ronina.
Nie było też czasu.
Ktoś musiał decyzję podjąć.

Żenia z poczuciem ogromnej niewygody podniosła się, ustępując miejsca Zapalniczce.
Z wolna przesunęła się w stronę nieprzytomnej dziewczyny.
- stwierdził, że odpowie na Twoje pytania. - Żenia spojrzała na blondynkę.
- Będziesz tłumaczyć? - zapytała zapalniczka ściskając mocno strzykawkę.
- Tak. - Żenia odsunęła nieco włosy z twarzy nieprzytomnej jakby sprawdzając w jakim jest stanie.
- Ilu ich jest? - Zapalniczka zapytała Żenię, bo w zasadzie jeszcze nie wymieniły się informacjami.
- oni plus dwójka, którzy zwiali. Szaman i Dobrowolski.*
- Czyli zostało ich ledwie dwóch, znajdziemy ich i załatwimy. Jak chroniony jest dom pogrzebowy? - zapytała już Jerrika czekając na tłumaczenie Żenii.
- Opowiedz o zabezpieczeniach domu - Żenia przełożyła słowa szefowej.
Jerrik zamrugał oczami.
- A nie miałaś obudzić Dzikiego Serca? Co? - zapytał. Zapalniczka zaś wodziła wzrokiem od jeńca do tłumaczki i z powrotem.
- I jaki plan dalej? Obudzić ją i co? Na plecach Ciebie wynieść? - rzuciła Żenia do mężczyzny, a do Zapalniczki dodała:

- Chce, by obudzić Dzikie Serce.
- I co? Rzucą się na nas i nas zabiją? Co jeszcze? On nie może chodzić, ale jej praktycznie nic nie jest. To za duże zagrożenie - pokiwała przecząco głową. Co wychwycił Jerrik i powiedział do Żenii patrząc na Zapalniczkę.
- Oh, Żenia, Żenia… nie tak to miało wyglądać.
- A jak miało? Masz lepszy plan to mów.
- Miałaś ją wybudzić. Mieliśmy móc odejść. I mieliśmy pomóc z miejscem mocy. Tak?

- Damy radę bez tej szopki. - mruknęła tym razem Wrona do blondynki licząc, że dziewczyna ogarnie - Czas ucieka.

- No dobra - powiedziała w końcu blondynka. Miała zaufanie do brunetki. Wyciągnęła strzykawkę i postanowiła mimo wszystko uśpić Jerrika. Zbliżyła się z wzniesioną strzykawka. To co zadziało się w następnej sekundzie było niepojęte. Siedzący kształt zaryczał. Zmienił się w wielką bestię, której całe futro składało się z różnokolorowych łat. Jego wielkie szpony nie miały najmniejszego problemu, żeby sięgnąć nóg Zapalniczki. Dziesięciocentymetrowe pazury rozdarły mięśnie dziewczyny rozrywając kości z trzaskiem. Blondynka w ludzkiej formie nawet nie zdążyła jęknąć, gdy jej ciało zaczęło się osuwać obok okulawionej bestii. W dłoni nadal ściskała strzykawkę.

- Idiota - syknęła Wrona przestając myśleć w tej chwili. Nahajka zaświszczała cicho i głucho gdy Żenia zamachnęła się podarunkiem od Smoka. Chciała odciągnąć ciało crinosa jak najdalej od Zapalniczki.

Bicz owinął się wokół szyi potwora, jakby chciał wyssać jego krew i poderwał ciało z nadludzka siłą. W stronę Żenii leciał na wpół bezwładny potwór o ponad trzystukilogramowym cielsku. A leciał szarpnięty ramieniem szczupłej brunetki. Jerrik zdawał się zaskoczony tą sytuacją. Jego żółtawe slepia zamrugały a szczęka kłapnęła na ślepo. Kilku centymetrowe kły o włos minęły ramię Żenii, gdy Crinos padł u jej stóp. Tuż obok Dzikiego Serca.

- Dość - Żenia miała dość. Wszystkiego. Instynkty, nauki Gutka, kotłowanina ciągłych emocji, ciężar odpowiedzialności, frustracja, śmierć Marka, poszturchiwania głodnej Nahajki i zasłonięte dywanem echo wydarzeń w Pentexie. A teraz ranna Zapalniczka. Ta cholera, wredna blond baba, która nie umiała nic poza organizowaniem zaplecza, która była starsza, która miała dbać o Żenię a nie odwrotnie leżała powalona przez rannego wilkołaka. Wszystko to skumulowało się w jednym ciosie jaki Wrona wyprowadziła przy jednoczesnym szarpnięciu bicza ku sobie. Jej wilczyca szalała ale ukrainka nie miała energii nawet na wściekłe wykrzywienie twarzy. Czuła się pusta i jakby poza swym ciałem, jak obserwator wydarzeń.
Trafienie weszło idealnie w cel. Zresztą trudno byłoby nie trafić w głowę przetrzymywaną biczem w drugiej ręce. Potylica wgięła się pod ciosem brunetki. Połatana bestia padła twarzą w błoto.
Tymczasem zapalniczka przewróciła się na plecy i sięgnęła po swój pistolet. Celowała w potwora zza zakrwawionych nóg.
- Kurwa! - wrzasnęła podsumowując sytuację.
- Strzykawka! - Żenia przywaliła bestii kontrolnie raz jeszcze i drugi by w końcu doskoczyć do blondynki po usypiacz. Chciała władować w bestię koktajl.
Zapalniczka rozejrzała się jakby w lekkiej panice. Strzykawka leżała w trawie. Złapała ją lewą ręką i rzuciła w stronę Żenii. Wilkołaczka trzymając w dłoni bicz, niczym smycz dla wilkołaka złapała lecącą strzykawkę praktycznie bez udziału woli. Wbiła ją w cielsko i wpompowała bez wahania cała zawartość.

- Trzymaj się, Zapalniczka, bo jak nie to Cię zabiję! Zaraz przyniosę porcję dla Ciebie ale jak mi tu zdechniesz to cię, kurwa, znajdę w zaświatach i zajebię. Czarny mi świadkiem. - wrzeszczała Żenia gnając do cholernego tymczasowego schronu.

- Spoko. Jestem już dużą dziewczynką - rzuciła niemal szeptem blondynka przed tym jak padła na plecy.

Żenia dość szybko znalazła apteczkę. Obok leżeli opatrzeni ludzie Marka. Opatrzeni i nieprzytomni. Dla szybszej regeneracji też dostali koktajl usypiający. A to oznaczało, że gdyby Jerrik w swoim szaleńczym zrywie nie napotkał bicza Żenii, to mogliby wszyscy zginąć nie będąc nawet świadomi.
 
corax jest offline