Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-12-2018, 18:24   #50
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Magica Icaria
Gdy Eddie i Karasu wylądowali statkiem w hangarze, do szyby podbiegłą owca trzymająca znak "Proszę nie wychodzić z pojazdu". W międzyczasie inna grupa owiec, a właściwie ludzi przebranych za owce, podbiegła do włazu, złapała łańcuchy, a następnie poczęła fizycznie zamykać stację. Zaciągnięcie tej wielotonowej bramy zajęło kilkudziesięciu osobom dobre dwadzieścia minut. Dopiero po tym, gdy skończyli, owca ze znakiem odeszła, a para mogła bezpiecznie zejść na stację.

Wtedy powitała ich para księży: młodą kobietę owiniętą bandażami oraz równie poturbowanego, szerokiego mężczyznę z księgą. Dwójce towarzyszyła November, która wskazała palcem na Karasu.
Ksiądz zaczął recytować z księgi:
- A gdy diabeł wejdzie wśród was i zacznie rozpalać pochodnie nienawiści, szukajcie mesjasza i najpiękniejszej dziewicy, szukajcie demonów w ludzkiej skórze, szukajcie ognia, do spalenia ognia, a gdy nadjedz-
- Stul pysk i ruszmy z tym do przodu. Wjeździe go do Gerarda.
Ksiądz ciężko i powoli westchnął. - Gerard właśnie rozmawia z Papierzem o April.
- Świetnie, to wejście go do papieża. - November wyglądała, jakby miała wyjść z siebie. Prawdopodobnie niezasłużenie. Jej niechęć czy nienawiść w stronę księży była oczywista.

Kobieta podeszła do dwójki i ukłoniła się. - W takim razie poproszę, aby Pan Karasu mi towarzyszył...
- Jak sobie Pani życzy. A co będzie z moim towarzyszem? - zapytał medyk. Nie uśmiechało mu się zostawiać Eddiego samego w tym miejscu. Wierzył, że najemnik umie o siebie zatroszczyć, ale kto wie czy wśród owiec nie czai się jakiś wilk.
- Nie mam zielonego pojęcia. - przyznała kobieta.
- Mogę pana oprowadzić po katedrze, zapraszam też na mszę... - zaproponował ksiądz z księgą.
- Tak właściwie, czemu stacja jest w takim stanie? Co tutaj się stało? - spytał niebieskoskóry. Widać było, że nie spodziewał się aż takiego chaosu. Najwidoczniej Luise faktycznie musiała przeprowadzić tutaj jakąś operację. Ciekawe, co z Victorem?
- To miejsce zostało stworzone do zwalczania diabła, który jest w stanie opętać nawet maszyny. Dlatego też nic tutaj nie jest automatyczne. - wyjaśnił wysoki ksiądz. - Stan tego miejsca to tylko złudne wrażenie, choć nie będę skrywał, mieliśmy niedawno pewien problem. Wspomniany diabeł odwiedził nas w przebraniu i włamał się do naszej najgłębszej celi, aby wyciągnąć z niej swoje adoptowane dziecko. Nie była to kompletna porażka, ale całkiem gruntowna.
- Diabeł? Taki z opowieści? Czy w kogoś wcielony? - niebieskoskóry próbował, niezbyt skutecznie, ukryć swe zaskoczenie. Luise była potężna, za sprawą zyskania S02 jej zdolności wywiadowcze stały się jednymi z najlepszych w galaktyce. Ale… Diabłem?
- Nie możesz jej zabić, jeżeli nie znasz jej prawdziwego imienia. - zdradził Ksiądz. - Ten problem dotyczy wszystkich magów. Sugeruję skorzystanie z naszych kronik, jeżeli interesuje się pan zwalczaniem magii. - zaproponował.
- Czy mogę prosić o wskazanie drogi? - spytał w końcu niebieskoskóry. Najwyraźniej pozycja inkwizytora, z którym przeżyli krótkie, acz dość intensywne rendez-vous, nie była zbyt wysoka. Eddie nie zamierzał ufać przypadkom, zgodnie z którym napastnik mógł nie zakomunikować swoich zamiarów przed śmiercią.
- Proszę za mną.


Karasu
Karasu był prowadzony przez liczne korytarze i katedry, gdzie mógł obserwować posągi i figurki uskrzydlonych ludzi dbających o dwunożne owce oraz kilka rzadszych scen prezentujących myszoludzi wyrywających pióra z pleców tych uskrzydlonych.

Przodowniczka Karasu była bardzo mało rozmowna. Po jej ranach Karasu był w stanie wywnioskować, że kobieta może odczuwać nieprzyjemności od samego aktu chodzenia. W końcu jednak, po przejeździe windą operowaną łańcuchem ciągniętym przez owce, oraz przejściu szeregu schodów, Karasu został doprowadzony do małego, dobrze oświetlonego biura. Całe miejsce było zastawione przez obłożony księgami regał oraz jedno biurko i krzesło przed nim. Przeróżne dokumentacje i księgi wypełniały nie tylko meble, ale też podłogę.

Za biurkiem siedział wysoki mężczyzna o długich blond włosach i wyjątkowo szerokim uśmiechu oraz November, zajmująca miejsce na biurku.
- Oto jego ekscelencja papież Zoan Goldspeak Trzeci.- przedstawiła go kobieta, po czym zamknęła drzwi za syntetykiem i odeszła.
Zoan uśmiechał się do Karasu szeroko. - Witam, miło mi pana poznać.
November natychmiast westchnęła. - Słuchaj no Karasu. Bardzo ważna dla mnie osoba zniknęła jakiś czas temu, udając się do "wewnątrzświatu". Przynajmniej wedle ksiąg tych popaprańców. Grzebałam w tobie, od kiedy mnie pocałowałeś i próbowałam terapii szokowej z meteorytem, ale nie znalazłam nic ciekawego. Chcę, aby ten facet spróbował to zrobić za mnie. Nie mam pojęcia, czym jest "wewnątrzświat" ale twój artefakt był najciekawszą poszlaką, na którą do tej pory wpadłam. - wyjaśniła sens rzeczy.
- Nie ma pośpiechu. - uspokoił Zoan. - Nie tak często rozmawiam z ludźmi spoza Kościoła. Niech pan usiądzie, odetchnie i podejdźmy do tego małymi kroczkami. Najpewniej ma pan wiele pytań.
- I mnie miło mi poznać, Wasza ekscelencjo? Bo chyba tak powinienem się do pana zwracać? - zapytał Karasu. Ustalenie takich rzeczy było istotne, aby rozmowa przebiegała swobodnie.
- Tak by wypadało z pana strony.
- Zatem Wasza ekscelencjo - co ja mam z tym wszystkim wspólnego? Pierwszy raz słyszę o “wewnątrzświecie”, a do tego zostałem uwikłany w cały ten magiczny biznes. Niepokoi mnie również fakt, że tak znamienita osoba jak pan, Wasza ekscelencjo, widzi November. Z tego nic dobrego nie wynika. - medyk rozsiadł się i patrzył prosto w oczy papieżowi.
- Na dzień powszedni jest to sekret, ale pomimo bycia papieżem Magica Icaria posiadam iskrę. - przyznał się Zoan. - My też nie wiemy, czym jest wewnątrzświat. Szukamy go od setek lat na bazie dziesiątek wzmian w świętych księgach. Założyciel tej organizacji tam właśnie się udał, a my chcemy go odnaleźć. - wyjaśnił. - November twierdzi, że pana artefakt może mieć z nim związek. Mógłby mi pan o nim opowiedzieć?
- Jest moim sercem i nazywa się Studnia Dusz. Powiedzmy, że to taki składzik na dusze. O wiele łatwiej będzie mi o nim opowiedzieć, jak zada Wasza ekscelencja konkretne pytanie. - odpowiedział Karasu. Zastanawiał się ile o nim wiedzą i ile będzie musiał wyjawić.
- Gdzie pan nabył ten artefakt? W jaki sposób dusze znajdują się wewnątrz? Czy może pan je wywołać? Czy może pan spojrzeć do wnętrza? - Zoan złożył wiązankę pytań.
- Wasza ekscelencjo, spokojnie. Jesteśmy cywilizowanymi ludźmi, to chyba nie przesłuchanie, prawda? Artefakt otrzymałem od Jana Twardowskiego. Mogę przywołać tylko te dusze, które samemu w środku umieściłem. Może mogę i inne, może mogę zanurzyć się w studni, ale nigdy nie próbowałem, bo to ryzykowne. Widzi Wasza ekscelencja, to bardzo delikatna sprawa, taki rząd dusz. Jeden nieostrożny krok i ciałem włada ktoś inny. Nie chciałby pan przykładowo rozmawiać teraz z przyjacielem Adolfa Hitlera, czyż nie? - referował syntetyk niezrażony gradobiciem pytań.
- Poprosił mnie pan o konkretne pytania. - zauważył Zoan. - Obawiam się, że będę zmuszony poprosić pana o spojrzenie do wnętrza. My już zadbamy, aby nikt niebezpieczny nie poruszał się pana wehikułem. - obiecał papież, grzebiąc w szafce, aż znalazł w niej niewielkie, okrągłe...lusterko. Wyciągnął rękę, aby podać je Karasu. - Spodziewam się, że spojrzenie do własnego wnętrza może być równie pomocne dla pana, co dla nas. - stwierdził. - Nie musi to być teraz...ale przynamniej w tym tygodniu. - poprosił.
- Taka wycieczka do wnętrza siebie widać i tak była mi pisana. Prędzej czy później. Chciałbym być jednak szczery, Wasza ekscelencjo. Mam ręce splamione krwią i to kogoś od Was. Zabiłem inkwizytora na statku Louise. Nie chcę mówić, że to ona odpowiada za całe zło, bo to moje czyny doprowadziły do takiego obrotu spraw. Przecież zawsze mogłem działać inaczej, prawda? Żałuję tego co zrobiłem, ale przeszłości nie zmienię. November dodatkowo straszy mnie swoją klątwą, a spodziewam się, że i u Was czeka mnie niejeden problem. Niemniej odnoszę wrażenie, że jestem pionkiem w dziwnej grze. Wszyscy ci adepci i magowie. Nagłe zdolności Louise, cesarzowa, a teraz i Wy, Wasza ekscelencjo. Obawiam się, że ja i mój towarzysz zostaniemy zgnieceni przez którąś ze stron. Zresztą, straciliśmy już Victora. - Karasu mówił bez większego ładu i składu. Wiedział jednak, że potrzebują sojuszników, a po stronie Louise nie zamierzał stawać. Cesarstwo również wydawało mu się bagnem, a i Kościołowi nie był w stanie zaufać. Był zmieszany.
- W ostatnim czasie zaginął jedne inkwizytor ze stacji Skidów. Czy to o tym wspominasz? - spytał Zoan, odstawiając nieodebrane lusterko na biurku w zasięgu Karasu. - Opowiedz mi, co tam zaszło. - poprosił, składając dłonie w mostek i kładąc na nim podbródek.
- Zakładam, że nie mam wyboru, prawda November? - medyk zwrócił się do zjawy.
- Nie rób problemów.
- Pracowaliśmy dla Louise, która okazała się nie tym, za kogo się podawała. Ja i Eddie ją zaatakowaliśmy, ale przeceniliśmy swoje umiejętności. W efekcie zwróciła statek przeciwko nam - dosłownie! - zaakcentował Karasu - Obezwładniła nas, ale pozostawiła przy życiu. Gdy się ocknęliśmy, byliśmy po uszy w tarapach, wojsko, inkwizytor i w tym zamieszaniu popełniłem błąd. Zamiast postarać się wytłumaczyć nieprawdopodobną sytuację oraz możliwą zdradę stanu, chcieliśmy uciec, więc usunąłem wszystkie przeszkody. Wyglądało bowiem na to, że cały czas działaliśmy nielegalnie na zlecenie jakiejś wiedźmy. - skończył opowiadać kronikarz.
- Nienawidzę twojego języka. - powiedział Zoan, uśmiechając się dwa razy szerzej. - Boisz się konkretów, unikasz przyznawania do winy. Słyszę strach, a nie pokorę. - ocenił. - Jednakże wszystko mi jedno. Inkwizytor w tą czy tamtą...twoja Louise to i tak nasz wróg, więc uznajmy, że to ona jest winna.
- Wasza ekscelencja zatem słucha jednym uchem. Nie nazywam rzeczy wprost, ale przyznałem się do winy. Wstyd mi mówić o masakrze, bo czym się chwalić? Mam paradować z głową wysoko podniesioną? Chciałeś otrzymać informację, więc ją masz. Pokora. Mam nadzieję, że kiedyś nie będzie musiała Wasza ekscelencja o niej opowiadać przez pryzmat samego siebie. Zresztą, jak wejrzę w samego siebie, wtedy dokończymy ten temat. - Karasu odczuwał niesmak w ustach. Do siebie? Być może. Niemniej bardziej drażnił go sposób oceniania jego osoby.
- Nie zabiłeś ludzi. Usunąłeś przeszkody. - powtórzył. - Sugeruję sesję z którymś księdzem. Tyle na ten temat. - prześmiewczy uśmiech nie znikał z twarzy Zoana. - Planujesz spojrzeć w głąb teraz, aby się wykazać...czy potrzebujesz trochę czasu?
Karasu śmiał się, bowiem rozbawiła go uwaga papieża - Ach, przeszkadza Waszej ekscelencji użyta przeze mnie figura retoryczna. Wobec tego, czekam na kolejne pytania. Wewnątrzświat chyba nie ucieknie, prawda? - syntetykowi wcale się nie śpieszyło do wycieczki w głąb artefaktu. Mógł z niej nigdy nie wrócić, a chciałby, by Eddie wiedział, co tutaj się wydarzyło.
- Właściwie nie mam innych pytań. Ma pan w sobie artefakt, który nas interesuje. Niech go pan zbada i zwróci się do nas ponownie. - podsumował. - Niestety, ma pan czas do końca tygodnia. Później będę musiał opuścić tę stację, więc nie mogę czekać ani chwili dłużej.
- Zrozumiałem Wasza ekscelencjo. Czy mogę dołączyć do mojego towarzysza? - Karasu czekał na odpowiedź i patrzył na lusterko - miał wobec niego złe przeczucia.
- Oczywiście. Możecie odpoczywać w zagrodzie. Jeżeli jakieś drzwi są zamknięte na klucz, to proszę je zostawić. Jeżeli się pan zgubi, owce znają drogę.
Słysząc odpowiedź, Karasu skłonił się głęboko, wziął przedmiot z biurka i udał się do wyjścia. Chciał znaleźć Eddiego i opowiedzieć mu o wszystkim.

 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline