Vermin nie mógł na Acierno patrzeć ani go słuchać. Gdy tylko zauważył tą zadowoloną z siebie, napuszoną szlachecką gębę miał ochotę wyjąć swoją procę i umieścić żelazną kulkę między jego oczami. Czuł z tego powodu wstyd, bo przecież na dobrą sprawę paniczyk nie zrobił mu nic złego. Działał w słusznej sprawie, chciał schwytać i ukarać hultaja, który ośmielił się okpić pana hrabiego. Dzięki niemu istniała szansa, że Drago zostanie oczyszczony z zarzutów. A jednak uczuć nie da się kontrolować. Ani nienawiści, ani miłości. Szczurołap nie chciał przecież zakochać się w Adelaidzie. Wiedział ile bólu i rozczarowań mu to przyniesie, wiedział, że sierota z gór nie będzie godzien wiana szlachcianki a jednak stało się to wbrew jego woli. Wbrew woli nienawidził też Acierno i próbował trzymać się na uboczu. W trakcie podróży dalej ćwiczył mowę, próbując składać sylaby i zdania. Szło mu coraz lepiej, nie potrzebował już papieru i inkaustu, nie potrzebował tłumacza.
Kiedy z lasu rozległy się krzyki, początkowo Vermin nie miał zamiaru reagować. Ale kiedy tylko Acierno wydał rozkaz – jak wiele mówiący o tym człowieku – w szczurołapie coś pękło. Być może dążył do konfrontacji ze szlachcicem, a może po prostu chciał mu zrobić na złość. A może to ludzka przyzwoitość nie pozwalała mu zostawić nieszczęśnika w potrzebie? Nie miał czasu się nad tym zastanawiać. Wyciągając zza pasa procę ruszył biegiem w kierunku skąd dobiegały wrzaski. W dupie miał co powie Acierno.