Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2018, 14:08   #87
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Akt III
~ All that glitters is gold ~


Od jej konfrontacji z bytem imitującym ojca Lemoine i ucieczki z LA minęło kilka godzin. Enklawa należąca do Wspólnoty znajdowała się na północny wschód od Miasta Aniołów, pomiędzy Granite Peak i drogą I-40. Nana nie była ekspertką, gdy przychodziło do ogromnych połaci ziemi, ale oszacowanie, że jej nowe schronienie liczy sobie dobre kilkadziesiąt kilometrów kwadratowych, nie zajęło dziewczynie długo. Pierwsze wrażenie po przejechaniu przez jedną ze strzeżonych bram przywiodło jej na myśl osiemnastowieczną wioskę rolniczą. Drugie, bliższe rzeczywistości, sugerowało coś na kształt mitycznego projektu EPCOT wysnutego – acz nigdy nie ukończonego – przez Walta Disneya. Siedząca obok zafrasowanej Halaku Klara faktycznie wyglądała przez okno jak dziecko wjeżdżające do parku rozrywki. Tyle tylko, że w Enklawie niemożliwe było uświadczyć ani kolei jednoszynowej ani atrakcji inspirowanych postaciami z filmów animowanych. Zamiast tego krajobraz przyściełały domy jednorodzinne oraz rosnące wokół nich szklarnie, ogrody sezonowe i akwaponiki. Nie zabrakło także rezerwuarów wodnych, kolektorów słonecznych oraz rozmaitych budynków hodowlanych. Samochód został zaparkowany przy strażniczej kanciapie, a kluczyki trafiły do rąk jednego z okupujących ją szarych mundurowych. Drugi z mężczyzn przyniósł z zaplecza ubrania cywilne dla Quasu i Valeriusa. Skromne, białe, stylizowane na typowy ubiór z lat sześćdziesiątych i pozbawione firmowych metek. Znalazł nawet coś w podobnym stylu dla Nany oraz jej niesfornej koleżanki z zakonu, zapewniając, że dotychczasowe ciuchy, wraz z bagażem podręcznym, zostaną im oddane w nienaruszonym stanie. Rzeczy osobiste dziewczyny mogły oczywiście zabrać ze sobą.

Nana zaczekała aż pozostali się przebiorą, by samotnie skorzystać z pokoju, w którym mogłaby zmienić ubranie. Zakonnica czuła się dużo lepiej w prostej garsonce niż w stroju, który przyszykował dla niej Valerius, chyba głównie dlatego że jej sylwetka była teraz dużo mniej opięta. Dziewczyna odetchnęła i wróciła do pozostałych. Shateielowi ulżyło, gdy zdał sobie sprawę z tego, że świadomość oryginalnej właścicielki ciała znów do niego dołączyła - jaźń zakonnicy zaczęła na nowo zdradzać swą obecność, gdy tylko opuścili zakon, a Enklawa najwyraźniej na tyle rozbudziła jej ciekawość, że upadły anioł znów czuł się kobietą.

Dobrze… przez chwilę żywił obawy, że zatraci się we wspomnieniach. Podmuch własnych skrzydeł i przelatujący przez korytarz ludzki popiół, sprawiły, że upadły na moment stał się dawnym sobą. Potężnym aniołem śmierci. Namterem. Znów był w stanie kroczyć między ludźmi niczym cień, znowu padali przed nim zawierzając mu swe życie. Tak dobrze pamiętał swą potężną sylwetkę, górującą nad wszystkim wokół. Gdy dobywał miecza, najpotężniejsi wojownicy truchleli… ach, jak pragnął się poddać tej wizji. Wspomnieniom swego uświęconego ostrza zagłębiającego się w ludziach, demonach… a także aniołach. To Nana sprowadziła go na ziemię. Niemal poczuł jej delikatną dłoń dotykającą swego potężnego ramienia, które znów okazało się być wątłe… słabe.

Czwórka przyjezdnych ruszyła w głąb kompleksu turystycznym chodem, porzucając ubitą ziemię na rzecz płyt chodnika. Było kilka minut po południu, ale żar Mojave zdawał się tego dnia nieobecny – zastępowały go przyjemne acz nie natarczywe ciepło letniego popołudnia wymieszane z delikatnymi podmuchami wiatru. Niektórzy ludzie pracowali z zaciszach własnych ogrodów, inni prowadzili boje z hydroponiką, a jeszcze inni nieśli srebrne baniaki pełne świeżo wydojonego mleka. Nanę oraz jej sojuszników minęła hoża grupka nastolatków ubrana w granatowe mundurki. Zażarcie o czymś dyskutowali, jednak przerwali prowadzoną rozmowę, aby wymienić pośpieszne uśmiechy i życzyć nowoprzybyłym dobrego dnia. Valerius i Quasu odwzajemnili się tym samym. Nana przyuważyła, że żaden z dzieciaków nie patrzył ślepo w telefon komórkowy; całość uwagi zarezerwowana była dla rówieśników. Klara odprowadziła grupkę zdziwionym wzrokiem, po czym konspiracyjnie przykładając dłoń do ust, szepnęła do opętanego obiektu swych westchnień.
- Czy mnie się wydaje, czy te dziewczyny nie miały nałożonego grama makijażu? – nie wydawało jej się. Podobne braki Nana wychwyciła w zakresie bransoletek, pierścionków, piercingów i tatuaży. Jakby czytając w jej myślach, Quasu przytaknęła, wysilając się na niewinny uśmiech.
- Trafna obserwacja. Wymogi wychowawcze w naszej małej społeczności są nieco… odmienne od tych, jakie zaobserwować można na co dzień w Los Angeles czy innych większych miastach – jej słowach pobrzmiewała kuriozalna mieszanka niewinności i samozadowolenia.
- Postaram się rozwiać wszystkie wasze wątpliwości podczas spotkania z Eshatem - zapewniła uspokajająco, zachęcając resztę towarzystwa do kontynuowania pochodu. W końcu byli już prawie na miejscu.
- Wygląda jak jakaś komuna - Shateiel wyczuwał coraz większą obawę Nany. Enklawa podobała jej się mniej z każdą chwilą, przez co szybko podpowiedziała upadłemu pytanie.
- Mogą opuszczać to miejsce?
- Oczywiście. Za zgodą rodziców. Lub kiedy tylko ukończą osiemnaście lat -
odrzekła Q, wygodnie powołując się na statuty prawne stanu Kalifornia. Val energicznie przytaknął, udając, że ma jakiekolwiek pojęcie o tego typu sprawach. Od kiedy wjechali do domeny Eshata, rosły demon stał się znacznie mniej rozmowny. Najpewniej miało to coś wspólnego z jego niewyparzoną gębą i tendencją do używania przekleństw jak przecinków.
Shateiel także przytaknęła. Teraz jednak, gdy widziała, jakimi umiejętnościami dysponują anioły, była ciekawa czy którykolwiek ze śmiertelników - po odpowiednim praniu mózgu - będzie chciał opuścić ten “raj na ziemi”.

W centrum samowystarczalnej społeczności, otoczona rzędami różnobarwnych kwiatów, znajdowała się Świątynia Jaśniejącego Miłosierdzia – kilkupiętrowa, kolista struktura w stylu bizantyjskim, wykonana z białego piaskowca i naznaczona licznymi witrażami. Rośliny oraz budowla opasane były zwykłym, sięgającym nieco powyżej pasa murem z czerwonej cegły, co wytyczało umowną granicę pomiędzy domem modlitwy oraz pozostałymi domostwami. Nana zatrzymała się i rozejrzała po okolicy. Kimkolwiek był guru tej społeczności nieźle się tutaj urządził. Z resztą nie tylko on. Wokół kościelnego skweru, wsunięte przytulnie pomiędzy rodzinne ceglaki, swoją obecność zdradzały różnorakie budynki użytku publicznego oraz sklepy. Shateiel zwrócił szczególną uwagę na szkołę, bibliotekę oraz halę obrad, ale nie umknęły mu również skład agrokulturowy i rupieciarnia z antykami. Z tej ostatniej wychodziło właśnie starsze małżeństwo. Mąż ściskał pod pachą jakiś bliżej nieokreślony przedmiot oblepiony papierem pakunkowym, beztrosko gaworząc przy tym z żoną. Sprzedawczyni - nastoletnia dziewoja w okularach oraz letniej sukience - odprowadziła wiekową klientelę do drzwi i, kłaniając się w pas, zachęciła oboje do kolejnej wizyty.


- Coś nie tak? - zaciekawiony głos Quasu wyrwał Nanę z zamyślenia.
- Nie. - Shateiel spojrzała na swoją przewodniczkę. Cały czas nie była pewna na ile może ufać pozostałym upadłym. Czemu po nią przyszli? Jaki interes mógł mieć w tym ich guru? Zbyt dużo pytań gdyby wziąć pod uwagę, że niedawno powróciła z nicości.
- Pierwszy raz jestem w takim miejscu. To tylko czysta ciekawość.
- Ona sobie ubzdurała, że my tu odstawiamy jakieś “Żony ze Stepford” -
Valerius, który to najwyraźniej dopiero teraz skończył mentalnie mielić wcześniejsze pytania Nany, włączył się do dyskusji. Zrobił to z widocznym, dziecięcym niemal fochem, jakby była zakonnica właśnie napluła mu do płatek. Owe urażenie było kolejnym już elementem zdradzającym uszczerbki w postawie ordynarnego drągala, jaką to z reguły reprezentował. Ale przecież każdy posiadał swój temat tabu - nawet demoniczne, pozbawione grama taktu dryblasy.
- A nie odstawiacie? Przecież to jakaś powtórka z Rajneeshpuram - docięła Klara, przypominając swojej koleżance, iż posiada niebywały talent, gdy przychodzi do dolewania oliwy do ognia. Może ubzdurała sobie, że tymi słowami staje w obronie swojej byłej obłapienicy. Widząc, że twarz anioła zaczyna nabierać płomiennej kolorystyki bliskiej jego włosom, Quasu wstrzeliła się między dwójkę rozmówców - fizycznie i werbalnie zarazem. Gdy mijała Shateiel, rzuciła jej zakrapiane prośbą spojrzenie, aby ta, jako bardziej zaradna i dojrzała z dwójki zakonnic, trzymała język swojej koleżanki na wodzy.
- Val? Valerius! - dyplomatka ujęła swego przyjaciela pod depo nim ten zdołał na poważnie się rozjuszyć. Chociaż gest ów był pozornie kojący, to Nanie przewinął się przez myśl obrazek smyczy przywołującej do porządku psa gończego.

Nana spojrzała na Klarę spode łba. Upewniwszy się, że jej wzrok napotka spojrzenie drugiej zakonnicy postarała się jej jasny przekaz - Umowa była, że się nie odzywasz; Poirytowana spojrzała na Valeriusa.
- Proszę, bądź spokojny. Wiesz przecież, że świeża krew z reguły posiada opinie skalane zewnętrznymi uprzedzeniami. Siostra Klara jest tu nowa. Jeszcze się do nas przekona, zobaczysz - taktyka Q, nieoficjalnie zatytułowana “Co z oczu, to z serca”, najwyraźniej się sprawdziła, bo naburmuszony Annunak powrócił do normalnej kolorystyki. Porzucił drażliwy temat i, zadzierając nos do góry, pomaszerował przodem w stronę świątynnego budynku. Jeśli zaś chodziło o anielicę o złotym języku, to przysiadła ona na murku nieopodal rzędu kwiatów, czerpiąc powietrze z zacięciem poważnie chorej astmatyczki. Do tego trzęsły jej się ręce, a skroń zdobiła delikatnie zarysowana łuna potu. Quasu wyglądała teraz na stukrotnie bardziej rozdygotaną niż podczas walki z bytem opętującym ojca Limone, którą to przecież wszystkie zebrane kobiety prawie przypłaciły życiem.
- Nano, czy wiesz, jak się czuję musząc każdego dnia pilnować Valeriusa? - westchnęła ponuro dyplomatka, wpatrując się w błękit nieba.
- Jak Sheela Silverman? - zapyta Klara, nawiązując po raz kolejny do oregońskiej sekty.
- Jeszcze jedno słowo i obiecuję, że odetnę ci język i odstawię z powrotem do zakonu. - Shateiel niemal warknął, wywołując stanowczy protest Nany. Namtar przetarł twarz i pomiędzy palcami spojrzał na przewodniczkę. Nie odezwał się, bo niby co miał powiedzieć, pokręcił jedynie głową i ruszył za Valeriusem. Trzeba było w końcu poznać guru tej wspólnoty.
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 08-12-2018 o 21:45.
Aiko jest offline