Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2018, 16:42   #591
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Epilog

Ruszyła marmurowymi, kręconymi schodami w górę. Powiodła dłonią po dębowej poręczy. Polakierowane, ciemne drewno przyjemnie grało pod jej dotykiem. Miała na sobie jedynie lekką, zwiewną sukienkę z błękitnego jedwabiu, która i tak wydawała się zbyt gruba w takie upały. Nie pamiętała tak gorącego słońca od dzieciństwa. Od tego czasu bardzo zmieniła się, jednak pogoda w jej ojczyźnie pozostała taka sama.

Podniosła rękę i przytknęła ją do tyłu szyi. Poczuła pieczenie złotego znaku, który tkwił tam od czasu, gdy wstąpiła do Eayan. Znaczyło to tyle, że przybliżała się. Znajdowała się już prawie u celu. Wcześniej jednak spojrzała na swojego brata, który stał w przejściu i wyglądał przez okno na rozciągającą się pustynię. Był przystojny i silny, choć odkąd go uratowała… sprawiał wrażenie melancholijnego. Jakby jego wola życia osłabła… co tylko podniecało ogień gniewu, jaki odczuwała bez przerwy. Ciągle. Na co dzień. Złościła się z powodu tego wszystkiego, co jej odebrano. Tego wszystkiego, czego pragnęła, ale nigdy nie zdobędzie. Tego, co kochała i czego nienawidziła. Wnet uzmysłowiła sobie, że tak mocno zacisnęła pięści, że paznokcie wbiły się w skórę i pozostawiły krwawe ślady. To ją nieco otrzeźwiło.

Podeszła do niego i pogłaskała po ramieniu. Uważała, aby nie pozostawić na jego ubraniu szkarłatnego odcienia.
- Na co spoglądasz?
- Czyż nie piękna jest kraina, którą nam dano? Prawdziwe dzieło boga… - rzekł brat. Jego słowa były uprzejme… i tylko tyle. Chyba nawet tak nie uważał, choć zgodziłaby się z nim. Poczuła kolejne ukłucie gniewu, jednak kochała go i nie chciała tego okazać. Był jedyną rodziną, jaka jej pozostała.
- Cieszę się, że możemy podziwiać ją razem. Znowu – szepnęła, pochylając się nad jego lewym ramieniem. Musiała stanąć na palcach, aby to uczynić. Przesunęła swoim policzkiem o jego i pocałowała go lekko. Miała nadzieję, że poczuje zapach jej perfum. Jagoda, anyż, rozmaryn, drzewo kaszmirowe, piżmo, słodka ambra… To wszystko owiało nozdrza mężczyzny. Otuliło go szczelnie niczym koc. Lekko drgnął, ale pozostał w bezruchu. Wiedziała, że boi się jej, mimo że minęło tyle czasu. Słusznie, gdyż była kimś, kogo należało się obawiać. A jednak… z jakiegoś powodu to smuciło ją. A także… gniewało…

Zazgrzytała zębami, wycofała się i ruszyła w górę schodów. Brat nie zatrzymywał jej. Po części miała nadzieję, że to uczyni. A z drugiej… rzeczywiście spieszyło jej się. Nigdy nie zapominała o swoich obowiązkach. Żyła nimi, była nimi. Nawet sny dedykowała rozważaniom i próbom rozwiązania problemów, z którymi zmagała się na jawie. Czasami miała wrażenie, że balansowała na samym szczycie domku z kart. Próbowała się utrzymać na samym styku dwóch kart, dbając o to, aby nie zniszczyć kruchą strukturę tuż pod nią… a także przy tym nie spaść. Byłoby to zbyt dotkliwe.

Stanęła przed dębowymi drzwiami, znajdującymi się na samym szczycie wieży. Jeszcze pół roku temu były to ruiny. Teraz, dzięki jej staraniom, zmieniły się w luksusowy ośrodek, na którego skraju znajdowali się. Jako że przebywali tuż za obszarem sanktuarium, to flux nie był blokowany. Właśnie dlatego wieniec błękitnych motyli mógł opaść na jej skroń i ramiona. I dlatego znak na szyi piekł ją tak mocno, że nie mogła wytrzymać.

Otworzyła drzwi i weszła do środka.


Nie mogła zrozumieć, w jaki sposób Bakr wytrzymywał w tak ciężkim stroju w takiej temperaturze. Gruby, skórzany kaftan. Peleryna i kaptur, którym przykrywał głowę. Co prawda w jego pracowni było znacznie zimniej, niż na korytarzu… choć nie potrafiła stwierdzić, z jakiego powodu. Jednak i tak nie na tyle chłodno, aby wytłumaczyć tego typu ubiór. Lecz Bakr nie był zwykłym człowiekiem i najwyraźniej inaczej odczuwał rzeczywistość.

Kobieta jednak nie poświęcała tyle uwagi jego ubiorowi, co bardziej… dłoni, z której biło jasnobłękitne światło. Motyle tej samej barwy, które znajdowały się na jej skroni, zerwały się w jego kierunku. Zniknęły w blasku. Strumień innych nagle wyfrunął z dłoni mężczyzny. Setki, może nawet tysiące pięknych owadów przeleciało przez drzwi, a następnie okno… Wyfrunęły na świat. Rozproszyły się w nim, właśnie tak, jak pragnął Bakr.

Cieszyła się z tego powodu.

- Czy wiesz, gdzie znajduje się… - zaczęła pytanie, ale prorok Eayan przerwał jej.
- Wiem – rzekł.
- Czy wiesz, co stało się z…
- Wiem – mężczyzna powtórzył.
- Czy wiesz, dlaczego…
- Wiem.

Kobieta westchnęła, uśmiechając się lekko.
- Poza tym, jak się zdaje, znasz również treść moich pytań, zanim je zadam… - zadrwiła, na co mężczyzna zwrócił na nią oczy. Były piękne i przeszywające… ale także zimne.
- Widzę wszystko, co widzą moje sługi – podniósł do góry błyszczącą dłoń, wokół której utworzył się wieniec błękitnych motyli.

Afaf Habid skinęła głową, po czym ruszyła wgłąb pomieszczenia. Usiadła na jednym z nielicznych krzeseł i odsunęła drugie, wskazując je Bakrowi.
- To dobrze – rzekła. – Bo muszę poznać wszystkie wydarzenia, które miały miejsce… A potem, dzięki tym informacjom, zaplanować własne kroki. Ku chwale Eayan.
Bakr skinął głową i opuścił dłoń.
Ruszył w stronę Afaf i usiadł na wskazanym przez nią krześle.

Następnie opowiedział jej wszystko.

 
Ombrose jest offline