Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2018, 20:41   #32
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Opracowany z Azraelem i Col'em


Igła była wykończona. Kolejne godziny marszu sprawiały, że coraz trudniej było jej obserwować okolicę. W końcu pozostało jedynie wpatrywanie się w czubki swoich butów i pięty idącego przed nią kolegi z oddziału. Jedyne na co starczało jej sił to zerkanie na towarzyszy. Czy nikt nie ulega odwodnieniu? Jakieś ryzyko udaru? Jej głowa odruchowo zapamiętywała kto z drużyny wypił ile wody, kto nazbyt często zdejmuje hełm. Na szczęście wszystko było prawidłowo. Upominanie innych… co innego gdy znajdowali się w szpitalu, nawet polowym… wtedy byli na jej terenie. Teraz jednak gdy patrzyła na tych wszystkich żołnierzy. Każdy był pewnie bardziej doświadczony od niej. Szybko skarciła się w myślach. Była tu by ich leczyć. Może nie była specem od strzelania, zwiadów… marszu, ale choćby nie wiem co zadba by wszyscy przeżyli. Wzięła głębszy oddech i skupiła się na powtarzaniu zawartości swojej podręcznej apteczki. Igły sztuk dziesięć, alkohol do odkażania butelka 500 ml, bandaże 10 zwojów po 10m… To działało do momentu ataku.

Widok nadbiegających mrówek na chwilę zmroził jej ciało. Patrzyła jak oddział wokół kryje się, ustawia do ostrzału. Wszystko działało jak maszyna… słabo skoordynowana i naoliwiona ale jednak działająca. Pierwszy wystrzał sprawił, że odzyskała czucie w kończynach. Ustawiła się tak by mieć dobry widok na swoich ludzi i wycelowała broń. Nie lubiła strzelać… Nie lubiła zabijać. Zbliżające się do nich bestie nie były ludźmi czy nawet zwierzętami, a jednak. Oddała strzał. Trafiony. Prawie zawsze trafiała. Czemu… nie wiedziała. Wierzyła jednak, że może uratować to jej kompanów, więc strzelała dalej. Noga.. bestia padła, ktoś inny dobił. Trafiony… trafiony… rozejrzała się szukając rannych i znów wycelowała broń.

Nie wiedziała ile trwał atak. Najwazniejsze było by tuż po ucichnięciu ostatnich wystrzałów przebiec się i sprawdzić czy wszyscy dobrze się czują. Czy nie ma rannych. Najbardziej martwiła się o Keya. Nie była weterynarzem, nie była pewna czy by sobie poradziła, jednak wszystko na szczęście było dobrze. Czas próby nie nadszedł.

Kolejny atak był trudniejszy. To jednak byli ludzie. Dzicy… Szakale, ale nadal ludzie. Igła aż nadto dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że częściej rozgląda się wokół szukając rannych niż strzela. Musiała się przemóc, tak długo jak nie było rannych nie była potrzebna do niczego innego. Nie była potrzebna… Oddała kolejny strzał.


Na widok Nipton poczuła ulgę. Nie dlatego, że nogi odmawiały jej posłuszeństwa, nie przez plecak lepiący się do pleców czy ciążącą na ramieniu broń. Istniała szansa… niewielka… że przez chwilę będzie spokój. Nigdy nie była w takim miejscu. Widok plakatu z kobietą, wyraźnie świadomą i chętnie eksponującą swoje wdzięki nieco ją zaniepokoił. Tak jak informacja, że “nie żołnierze mają się nie udawać na "wycieczki" do miasteczka…”. To było takie miejsce, a jej towarzysze… Rozejrzała się po oddziale. Patrzyła jak wokół zaczynają się rozmowy, słyszała sprośne dowcipy, wyciągane z za pazuch butelki z bimbrem. Jej oddział to byli tacy ludzie.

Cytat:
Natalie ludzie tacy są, to banda popierdoleńców sterowana własnymi nałogami. Jarają, piją, zabijają. Jedni szukają dup inni je daję. To już taki popierdolony świat.
Kate… gdyby miała tyle charakteru co ona… Westchnęła ciężko i ruszyła za przenoszonymi rannymi. Czekała ją praca i na tym powinna się skupić.


Tactical Combat Casualty Care Team
Jinx, Sticky i Igła




Pluton poniósł straty w postaci pięciu rannych, których wraz z Igłą i Jinxem zgromadzili w jednym miejscu, uprzednio pod ogniem prowizorycznie tamując krwawienie. Nie ucierpiał nikt z drużyny B, ale ponieważ pozostałe drużyny nie miały swoich sanitariuszy, obowiązek zajęcia się rannymi spadał na nich. Billy wziął się za nieznanego mu z imienia chłopaka z drużyny C, który dostał kulkę w udo. Pocisk utkwił w mięśniu i trzeba go było wyciągnąć. Łapiduch wyjął z torby potrzebne narzędzia, opatrunek, igłę, nici i poukładał to wszystko na rozłożonym wcześniej kocu. Odkorkował też butelkę z alkoholem. Przystawił nos do wylotu i pociągnął. Cudowny zapach, aż ślinka cieknie. Nie był to alkohol tego typu, który poprzedniego wieczora pili z Rogersem. Ten był czyściutki jak łza, nie mętny o zielonkawym kolorze. Billy wiedział jednak, że ta konkretna butelka nie jest przeznaczona dla niego. Z pewnym wahaniem oddalił ją od twarzy. Pokropił procentową cieczą skalpel i kleszczyki, nie mógł pozwolić sobie na porządną dezynfekcję, bo cała butelka poszłaby po góra trzech zabiegach, a drugiej nie miał. Otworzył opakowanie z opatrunkiem, nawlókł nić na igłę i odłożył na bok. Niestety, pomimo niezłego wyposażenia torby, w tym całej masy prochów, dziwnym trafem nikt go nie zaopatrzył w środek znieczulający z prawdziwego zdarzenia. Miał tylko to co sam potrafił skombinować na posterunku.

- Dobra, słuchaj - pokazał chłopakowi strzykawkę. - Znieczulę ci teraz nogę. Pomimo tego dalej możesz coś poczuć podczas zabiegu. Byłoby dobrze, gdybyś starał się nie ruszać, rozumiesz?

Gdy chłopak kiwnął głową, Billy znalazł na jego udzie żyłę, po czym wbił w nią Igłę i wstrzyknął do krwioobiegu dawkę Psycho.

- Hej, mógłby mi ktoś pomóc?! - krzyknął rozglądając się wokół. - Ktoś musi mu przytrzymać nogę!

Igła biegała od pacjenta do pacjenta zakładając kolejne opatrunki. W końcu była w swoim żywiole. Uśmiechnąć się do rannego, spytać o imię, zbadać, obejrzeć rany… chwila zastanowienia by wykonać jak najładniejszy szew lub jak najtrafniej założyć opatrunek. Cieszyła się, bo rany nie były poważne. Bo wszyscy przeżyją. Trzeba było tylko im umożliwić jak najlepsze, dalsze funkcjonowanie. Rozmawiała z żołnierzami zachęcając ich by opowiadali o sobie, by skupiali się na czymś innym niż obrażenia, które odnieśli i jej zabiegach. Jednak… nie mieli zbyt wiele środków znieczulających, a za chwilę ktoś mógł odnieść rany, z którymi bez takich specyfików sobie nie poradzą. Zdjęła pancerz, zbyt bardzo utrudniał jej ruchy, podwinęła też rękawy i rozpięła nieco wojskową koszulę, gdy w pomieszczeniu wypełnionym rannymi zrobiło się dosyć ciepło, a i ona miała pełne ręce roboty.

Właśnie skończyła bandażować głowę jednego z chłopaków gdy usłyszała głos Billego.
- Prześpij się, dobrze? - Uśmiechnęła się do żołnierza i ruszyła w kierunku drugiego sanitariusza.

- Przytrzymam. - Odstawiła swoją torbę na bok i przyklęknęła przed rannym. - Cześć, jestem Natalie… ale może być Igła. - Uśmiechnęła się ciepło do żołnierza i oparła dłońmi o ranną nogę, obciążając ją jak największym procentem swojej masy. Sticky musiał wykonać precyzyjną robotę… i mimo znieczulenia raczej nieprzyjemną. - Gotowa.

Billy odpowiedział jakimś mruknięciem, być może nawet on sam nie był pewien co dokładnie powiedział. Wzrok skoncentrował na nodze pacjenta. Kilkukrotnie zacisnął i rozluźnił palce obu dłoni i gdy upewnił się, że żadna z nich nie drży, wziął się do pracy. Skalpelem poszerzył ranę po pocisku, a następnie znów coś mrucząc włożył w nią szczypczyki. Chłopaka niemal postawiło do pionu, czemu Sticky nie mógł się dziwić. Psycho prędzej było narkotykiem niż środkiem znieczulającym i nie mogło w pełni pomóc, równie dobrze mógł mu dać wypić pół butelki wódki…Chociaż gdyby miał taką do celów spożywczych, z pewnością by się nie dzielił.

Na szczęście Igła umiejętnie zablokowała jego nogę i chociaż ten wił się w bólu, jego kończyna pozostawała w miarę w bezruchu. Pocisk nie tkwił zbyt głęboko, toteż po paru sekundach wyszedł na światło dzienne, kapiąc krwią. Billy zatamował krwotok i po chwili zabrał się za zszywanie rany. Na koniec całość owinął bandażem.

- No, nie było tak źle, prawda? - zażartował. - Trzymaj - wręczył chłopakowi nabój, przy okazji obsmarowując mu ręce jego własną posoką. - W Reno jest taki zwyczaj, że ludzie zatrzymują pierwsze wyjęte z nich pociski, o ile oczywiście przeżyli ich “otrzymanie”. Mówią, że każdy na świecie ma kulkę ze swoim imieniem, ale jeśli będziesz taką nosił przy sobie, to nigdy cię nie zabije, nie?

Następnie zwrócił się do Igły:

- Dzięki. Jestem Sticky - wyciągnął ku niej dłoń, dopiero po chwili zorientowawszy się, że cała klei się od krwi. - Eee… Zapewniam, że to nie dlatego tak na mnie wołają.
Dubois uśmiechnęła się i podała bez obawy dłoń drugiemu sanitariuszowi.
- Natalie, ale może być Igła. - Wytarła zakrwawione po zabiegu dłonie. Przyglądała się pracy drugiego sanitariusza z zainteresowaniem, ciekawa sposobu w jaki zszyje ranę.- Kojarzę ciebie ze szkolenia. - Podniosła wzrok i uśmiechnęła się do Stickiego. - Za dużo pijesz.

- Eee… - Billy’ego zaskoczyła bezpośredniość dziewczyny. - Nie powiedziałbym. Nie, raczej nie - jeszcze nigdy mu nikt czegoś takiego nie powiedział. W zasadzie nie przypominał sobie żeby kiedykolwiek w życiu usłyszał podobne zdanie.
Igła pokręciła tylko głową.
- Powinieneś uważać to obniża zdolności bojowe. - Uśmiechnęła się do drugiego sanitariusza pomału czyszcząc i chowając wykorzystane narzędzia.

W pobitewnej krzątaninie plutonu dał się słyszeć kolejny wrzask rannego. Szeregowy ‘Cichy’ dostał kulkę w ramię i na przekór swojej ksywie darł się wniebogłosy, gdy Vernon wyjmował pocisk z rany.
- Przestań się mazać. Chłopaki nie płaczą - uspokajał bladego, wijącego się z bólu chłopaka. -Nie wierzgaj, bo nie mogę złapać pestki - pouczył pacjenta, gmerając chwytakiem w ranie. W końcu siadł na nim całym ciężarem ciała, przyciskając ramię kolanami do ziemi. Wprawną ręką zagłębił szczypce w ciele, złapał pocisk i wyjął go.
-No popatrz, 10 mm JHP. Masz szczęście, że nie trafił w kość, bo by się rozpadł na kawałki. Chcesz go na pamiątkę? Cichy? - Cichy był cicho. Zemdlał w ostatniej fazie operacji. Vernon wzruszył ramionami, odkaził ranę, zaszył i zabandażował. Z chusty trójkątnej związał temblak.
- Operacja się udała, pacjent tylko stracił przytomność - rzucił towarzyszom Cichego, którzy obserwowali całą akcję. -Co oszczędzi mi podania pierwszej dawki przeciwbólowych. Dajcie mu pić, jak się obudzi. Jutro rano zmienię mu opatrunek - poinstruował, po czym podszedł do pozostałej dwójki sanitariuszy.
-Sticky i Igła, prawda? - zagadnął - Pamiętam was ze szkolenia TCCC.

- Dziwne, nie przypominam sobie bym był członkiem Towarzystwa Całkowicie Cynicznych Chujków. Chociaż może… - Billy stanął na nogi. - Żart. Gdybyś jeszcze się nie zorientował to z naszej dwójki - wskazał na siebie i Igłę - ja jestem Sticky - wyciągnął, wciąż upapraną w czerwonej posoce rękę. - Możemy zostać braćmi krwi - dodał spoglądając na własną dłoń.
Vernon podał Sticky’emu rękę, przezornie nie zdejmując rękawiczki. Miał rzucić jakiś dowcip ciągnący rozwinięcie skrótu TCCC, ale jedno słowo zmroziło go i przywołało niechciane wspomnienia. Brat. Minęło dopiero pół roku…
Natalie tylko skinęła głową. Dopiero co wyczyściła ręce.
- Ja jestem Igła. Też cię kojarzę. - Sięgnęła do koszuli i dopięła ją, czując się w rozchełstanym stroju nieco niekomfortowo gdy praca przerodziła się w rozmowę. Przyjrzała się Vernonowi, nieco podejrzliwie, ale nie skomentowała jego dziwnej reakcji na słowa Stickiego. - To ciekawe, że do jednego oddziału dano aż trzech sanitariuszy. Choć z pewnością będzie nam łatwiej.

- Pewnie jakiś gryzipiórek coś pomieszał - Billy wzruszył ramionami - i zamiast trzech w kompanii, zrobiło się trzech w drużynie. Mnie raczej bardziej dziwi obecność różnej maści specjalistów: strzelcy wyborowi, saperzy i jeszcze ta abominacja w postaci zrobotyzowanego psa. Dziwna rzecz jak na skromną jednostkę zwykłej piechoty, gdyby mnie kto py... - wypowiedź Kitty’ego przerwało potężne ziewnięcie. Od ponad 36 godzin był na nogach.
- Powinieneś wypocząć. - Igła pokręciła głową z dezaprobatą. - Jak dla mnie nie wygląda byśmy byli “skromną jednostką”.

- I w tym jednym masz rację, muszę się przespać. Niestety nie wygląda na to byśmy stanęli tu na popas, a na grzbiecie bramina trochę niewygodnie się leży. Zresztą mam jeszcze parę rzeczy do zrobienia - przetarł zmęczone oczy. - Takie życie, co zrobić…
- Tylko nie pij. - Igła wcięła się szybko. Jej spojrzenie oderwało się od sanitariusza i przesunęło po zebranych w pomieszczeniu pacjentach. Czekało tu na nią dużo pracy.

- Czy ja wyglądam na kogoś kto ma w tej chwili ochotę na kielicha? - spytał nie bez żalu Billy. - Zresztą i tak nie ma tu niczego co by się nadawało do picia - dodał po chwili. - Idę pogadać z porucznikiem, ten tu biedny sukinsyn - wskazał na chłopaka, któremu przed chwilą wyciągnął kulkę - nie da rady maszerować. Może da się go wpakować na grzbiet bramina?
Igła przemilczała pierwsze pytanie. Wyglądał. Po tym co widziała na obozie szkoleniowym, wcale by się nie zdziwiła gdyby po drodze do porucznika to na ten cel zrobił sobie przerwę. Przytaknęła jednak ruchem głowy.
- Pacjentowi Vernona też chyba przyda się chwilę pooszczędzać siły. - Wskazała na nieprzytomnego mężczyznę z ręką na temblaku.

- W sumie racja. Dobra, o nim też zamelduję - Billy odwrócił się i ruszył na poszukiwanie dowódcy.
-Jak Cichy się wybudzi, będzie mógł iść. Ręka wymaga rekonwalescencji, ale powinien mieć wystarczająco dużo siły, żeby poruszać nogami. Trzeba tylko uważać, żeby się nie odwodnił. Ani nie niósł zbyt ciężkiego ładunku. Porozmawiam z jego battle brothers, rozparcelują jego ekwipunek między siebie - powiedział Vernon. Przyjrzał się Sticky’emu. Faktycznie, wyglądał na nieco wczorajszego. Trzeba będzie mieć na niego oko. Alkoholizm to nie była sprawa prywatna, jeżeli szło się z kimś na strzelaninę. Tam pewna ręka i oko były niezbędne. Inaczej ludzie zaczynali ginąć…


To był koniec. Patrzyła na śpiących pacjentów siedząc w rogu pomieszczenia. Chłopaki poszli odbyć swoje pogawędki i została sama. Poczeka… któryś z nich wróci i pójdzie wziąć szybką kąpiel. Potrzebowała tego jak pożywienia. Na razie jednak zebrała przydzielone dla pacjentów racje i zabrała się za robienie posiłku dla wszystkich. Chyba po raz pierwszy tego dnia szczerze się uśmiechnęła. Właśnie wtedy, widząc potrawkę pyrkającą w garnku i dodając do niej osobiście zasuszonych ziół. Nie miała tego wiele, ale nawet odrobina wystarczy. Odrobina aromatu domu.

Cytat:
Natalie! Nie teraz! Zioła dodajemy na końcu inaczej się przypalą i staną gorzkie. Wystarczy niewiele, ludzie teraz i tak zapomnieli jak smakuje normalne jedzenie.
Matka. Wspomnienie nie wywołało w niej smutku bo smutne nie było. Nawet mimo iż wiedziała, że już nigdy nie usłyszy tego ciepłego, lekko zachrypniętego głosu. Nałożyła wszystkim porcje i rozniosła je rannym upewniając się, że każdy z nich zje nim dobierze się do ukrytego gdzieś w ekwipunku alkoholu.

Zjadła, zaczekała aż Sticky wróci i ruszyła na poszukiwanie miejsca, gdzie mogłaby się spokojnie obmyć. Czystość była bardzo ważna, szczególnie gdy było się sanitariuszem. Najlepiej było zagotować wodę by nie zaszkodziła. Przez to Igła nauczyła się myć w jak najmniejszej ilości wody i szybko… by nikt jej nie nakrył, gdy oddawała się “swojemu nałogowi”. Obmyła się starannie pomagając sobie niewielką szmatką i wrzuciła do wody nieco ziół nim zabrała się za mycie głowy. Dokładnie i błyskawicznie, by nikt nie zwrócił uwagi na jej zniknięcie. Gdy pojawiła się z powrotem w ich niewielkim szpitalu polowym, znów miała tyle sił co przed wymarszem. Sprawdziła opatrunki i zgłosiła się na dyżur nocny. Prześpi się z pacjentami. Lubiła ten płytki sen podczas czuwania. Wtedy nie wracały koszmary.
 
Aiko jest offline