Wątek: Agenci Spectrum
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-12-2018, 00:33   #136
Loucipher
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Loucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputację
Po spotkaniu z Lapointe'em - omawianie planów (by Aiko & Lou)

John odetchnął z ulgą widząc, że Gabrielle w towarzystwie Francuza wyszła przed hotel. Z ławki, na której siedział, zauważył, że Francuzka wymieniła ze swoim rodakiem parę słów na pożegnanie, po czym Lapointe zniknął w głębi hotelu. Gabrielle tymczasem lekkim, niemal tanecznym krokiem podeszła do czekającego na nią na ławce Brytyjczyka.
- Wracajmy do hotelu. - Gdy odeszli kawałek ujęła Johna pod ramię. - Mam chyba dobre wieści.
John popatrzył Gabrielle głęboko w oczy i uśmiechnął się.
- Naprawdę? - zapytał. - W takim razie nie mogę się doczekać, aż się nimi ze mną podzielisz.
Gdy szli Gabrielle opowiedziała mu o stanie zdrowia ich “wspólnika biznesowego”. Wszystko miało służyć jako przykrywka. Dopiero gdy znaleźli się w pokoju Francuzki odezwała się nieco poważniej.
- Obiecałam, że pomożemy mu bezpiecznie dotrzeć do Paryża w zamian za kanister. - Gdy opisywała Johnowi spotkanie, pakowała jednocześnie rozrzuconą po pokoju garderobę.
John uważnie słuchał, gdy jego przełożona referowała spotkanie, starając się skupiać bardziej na tym, co mówiła, niż na tym, jak poruszała się po pokoju zbierając rozrzucone ubrania. Gdy Gabrielle skończyła mówić, odchrząknął i z namysłem potarł podbródek.
- No dobrze... czyli mamy towarzyszyć panu Lapointe w drodze do Paryża. - skonstatował. - Wiemy już, w jaki sposób pan Lapointe będzie chciał opuścić Norwegię i którą trasą dotrze do Francji?
- Wyjeżdża porannym pociągiem. - Francuzka zdjęła z siebie elegancki żakiet i zaczęła rozpinać spódnicę. - Powinniśmy kupić bilety, myślę też że warto by było przenieść się do jego hotelu.
- Dobry pomysł. - skonstatował John. - W razie, gdyby Niemcy spróbowali go jeszcze raz napaść, będziemy w pobliżu. Stamtąd bliżej też chyba na stację kolejową, więc kupno biletów nie będzie problemem. Coś jeszcze powinniśmy zrobić?
Gabrielle zdjęła spódnicę. Złożyła kostium i wybrała skromniejszy, lepiej pasujący do sekretarki. Kręcąc biodrami wcisnęła się w ołówkową spódnicę.
- Nie wiem... - Francuzka westchnęła ciężko. - Chciałabym sprawdzić tych ludzi... to może być niemiecki wywiad.
- To raczej na pewno był niemiecki wywiad - zgodził się Anglik. - Wtedy, gdy zaatakowali nas w tej kawiarni... miałem wrażenie, że już gdzieś widziałem takich typów. To było właśnie w Niemczech. Dwóch takich zabiło mi wtedy kumpla. Wyglądali zupełnie tak samo jak ci tutaj. - John zacisnął zęby na wspomnienie tamtej nieudanej misji. - Dlatego właśnie rzuciłem się na nich tak zajadle. Gdyby trzeba było, pociąłbym ich na strzępy.
Gabrielle podeszła do niego dopinając spódnicę i sięgnęła do policzka podopiecznego, by go pogładzić.
- Rzucanie się na przeciwnika nie przywróci życia twojemu kumplowi. - Uśmiechnęła się ciepło. - A mi będzie bardzo smutno jeśli coś ci się stanie.
John odwzajemnił ciepły uśmiech Francuzki i przytulił się do niej, pozwalając, by dłoń Gabrielle musnęła jego policzek. Zrewanżował się, delikatnie całując dziewczynę.
- Wiem. - odparł. - Ja również nie zniósłbym myśli, że któryś z nich mógłby skrzywdzić Ciebie.
- A więc bez rzucania się na wrogów. - Gabrielle zaśmiała się cicho. - To jak... ja kupię nam bilety, a ty załatwisz pokój?
- Oczywiście - odparł John. - Dopilnuję, by nasze rzeczy trafiły do nowego pokoju tak szybko, jak to możliwe. Rozumiem, że nie potrzebujesz eskorty na dworzec i z powrotem?
- Wątpię by ktoś chciał mnie zaatakować w środku dnia. - Gabrielle przeczesała dłonią włosy Brytyjczyka i odsunęła się nieco. - Mam tylko jedną obawę… Lapointe jest przekonany, że jesteśmy agentami.
- Przekonanie to jeszcze nie dowód - sceptycznie zauważył Anglik. - Nie powiedziałaś mu chyba, dla kogo pracujemy?
- Powiedziałam dla kogo nie pracujemy i na terenie jakiego kraju działa nasza firma. Zasugerowałam, że nasze badania mogą przechylić szalę wojny. - Francuska wzruszyła ramionami i sięgnęła po pasujący do spódnicy żakiet.
- Pewnie Ci nie uwierzył - zachichotał John. - No cóż, nie mamy innego wyjścia, musimy utrzymywać przykrywkę do samego końca. Kiedy już weźmiemy kanister i znikniemy, to, co w co nasz francuski przyjaciel wierzy lub co podejrzewa, nie będzie miało żadnego znaczenia, prawda?
- To zawsze może być coś co może nas zdradzić... kiedyś. - Gabrielle dopięła guziki żakietu ukrywając swój biust. - Ale teraz nie mamy na to czasu.
- Masz rację. Zbiorę nasze rzeczy i wymelduję nas z hotelu, a Ty idź na dworzec i kup bilety. Spotkamy się w Admini.
Gabrielle narzuciła płaszcz, owinęła się szalem i jeszcze raz ucałowała Johna. Musiała przyznać, że czuła niepokój. Nie wiedziała, gdzie jest Edward. Czekała ich prawdopodobnie niebezpieczna podróż. Objęła Brytyjczyka i pogłębiła pocałunek. - Zawiadom centralę. - Wyszeptała gdy ich wargi na, chwile oderwały się od siebie.
- Dobrze... - odszepnął John, wykorzystując chwilę oddechu. - Ale... potem - jego usta znów wpiły się w słodkie wargi Francuzki. Gabrielle nie potrzebowała więcej zachęty. Jej ciało otarło się o ciało mężczyzny.
- Nie mam dużo czasu, nim zamkną kasy. - Wyszeptała między pocałunkami, nie odsuwając się nawet na milimetr.
- W takim razie nie traćmy czasu - szepnął John, sięgając do zapięcia garsonki Gabrielle.
Francuzka opuściła ręce pozwalając płaszczowi opaść na ziemię i poddała się zabiegom swego podopiecznego. Czuła, że powinni się spieszyć, że nie powinni pozostawiać Lapointe na długo samego, ale… były rzeczy, których nie potrafiła odmówić.
John metodycznie pozbawił Gabrielle górnych części ubrania. Na chwilę zamarł w bezruchu, niemal z nabożną czcią patrząc na piersi Francuzki. Wreszcie, nie mogąc już powstrzymać narastającego podniecenia, przywarł do nich ustami, raz po raz obcałowując każdy milimetr gładkiej skóry. Beaumont z wprawą pozbawiła Johna spodni, wraz z bielizną pomrukując z zadowolenia gdy ten pieścił jej piersi. I pomyśleć, że to był ten sam Wainwright, który jeszcze w Anglii tężał, gdy objęła go pod ramię, który odwracał wzrok, gdy rozbierała się na "Altmarku"... Stanowczo wolała tą wersję Brytyjczyka.
John ani myślał opierać się swojej przełożonej. Wręcz przeciwnie - widząc jej zdecydowanie w pozbawianiu go garderoby nie pozostał jej dłużny. Jego ręce wprawnie poradziły sobie z zapięciem spódnicy, potem z pończochami i bielizną agentki. Już po kilku chwilach Wainwright klęczał przed Francuzką, z twarzą na wysokości jej łona, a usta i język Anglika powoli, ale nieubłaganie zbliżały się do celu ich wędrówki.
Gabrielle obserwowała go z góry. Pozwolić mu? Nie mieli czasu, powinni ruszać do swoich zadań. Zawsze mogli zająć się sobą “pilnując” Lapointe. Tyle, że... wspomnienia poprzedniego wieczoru kusiły by poddać się działaniom kochanka. Francuzka zanurzyła palce w starannie ułożonej fryzurze Wainwrighta.
- John. - Odezwała się szeptem, by nikt poza nimi nie był w stanie usłyszeć prawdziwego imienia jej partnera. - Tam jest dość mokro… weź mnie.
John podniósł na Gabrielle lekko zamglony, jakby szalony wzrok. Usłyszawszy jej słowa, jak na komendę wstał z kolan, prostując się tuż przed francuską agentką. Silne marynarskie ręce objęły dziewczynę. John złożył na ustach Gabrielle pełen pasji pocałunek, po czym wszedł w nią mocnym, zdecydowanym ruchem.
Beaumont z trudem powstrzymała okrzyk, który chciał się wyrwać z jej ust, gdy Brytyjczyk sforsował jej ciało. Oparła drżące ręce na ramionach Johna i uniosła się na nich, owijając nogi wokół bioder kochanka. Znów to robili. Znów... choć powinni zajmować się czymś innym. Całując swego podopiecznego, poddawała się jego atakom.
Dłonie Johna mocno oparły się na pośladkach Gabrielle, gdy mężczyzna wyciągnął ręce, nie pozwalając, by słodki ciężar jego kochanki zsunął się z niego. Odchylił się lekko do tyłu, aby zabezpieczyć oboje przed upadkiem, po czym mocnymi, miarowymi pchnięciami bioder rozkołysał Gabrielle w takt namiętnego tańca. Ich ciała, splecione ze sobą w nierozerwalnym uścisku, ocierały się o siebie coraz szybciej i gwałtowniej, w miarę jak narastające podniecenie przechodziło z lekkiej fali do burzy, potem do huraganu, a potem do niepowstrzymanego tsunami. Gabrielle całowała mężczyznę cały czas starając się w ten sposób uciszyć własne jęki. Jak bardzo chciała krzyczeć... pokazać całemu światu jak dobrze jej w tej chwili. Zrobi to... niech tylko dotrą do Paryża... do bezpiecznej bazy i John będzie żałował, że pokazał jej co potrafi. Przy którymś z ataków doszła, wpijając się mocno wargami w usta kochanka. Tylko dzięki temu pocałunkowi John również nie wydał z siebie krzyku, gdy fala rozkoszy, potężna jak podmuch atlantyckiego sztormu, przeszła przez niego, omal nie zwalając go z nóg. Ostatkiem sił trzymając się na drżących nogach, wciąż trzymał w objęciach Gabrielle, starając się dojść do siebie po tym, czego właśnie doświadczył. Francuzka obejmowała go mocno, drżąc na całym ciele.
- Będziemy musieli pilnować Lapointa. - Wyszeptała wprost w rozpaloną skórę szyi agenta. - Ale coś czuję, że nie pozwolę ci wychodzić zbyt często tej nocy.
- Będę wychodził tylko wtedy, gdy mi pozwolisz - odszepnął John, przytulając Gabrielle do siebie.
Francuzka powoli rozplotła nogi i stanęła na ziemi. Zachwiała się na miękkich kolanach, ale dzięki bliskości kochanka szybko złapała równowagę. Rozejrzała się po porozrzucanych rzeczach i westchnęła.
- Nawet nie wiesz ile zajmuje ubieranie tego wszystkiego.
John obdarzył Gabrielle zagadkowym spojrzeniem.
- Zapewne nie wiem - odrzekł ze swoim zniewalającym, łobuzerskim uśmiechem. - Wiem tylko, że znacznie więcej niż zdejmowanie.
- Tak... w tym jesteś specjalistą. - Francuzka zaczęła zakładać pończochy wypinając się w kierunku Johna.
- Staram się jak mogę. - odparł John, równie wprawnie zakładając na siebie spodnie. Poza, w jakiej ustawiła się jego przełożona, podsunęła Johnowi pewną myśl. Obiecał sobie, że przy najbliższej okazji postara się nieco zaskoczyć swoją szefową.
Wbrew swym narzekaniom Gabrielle ubierała się sprawnie. Tempo w jakim doprowadziła się do nienagannego stanu, pani sekretarki, mogło wzbudzić podziw.Teraz pozostawało im jedynie załatwić wszystkie formalności... jakoś przetrwać noc i następnego dnia wyruszyć wraz z Lapointem.
 
Loucipher jest offline